|
|
|
Zaproszenie Marta Bilewicz
Nigel: Dziwnie znajome... Nie pozwólcie aby jakieś pozory zepsuły coś na czym Wam naprawdę zależy. Najważniejsza jest prawda, cała prawda.
Ewa zaadresowała kopertę, nakleiła znaczek i wrzuciła list do skrzynki. Do ostatniej chwili zwlekała z zaproszeniem Michała na swój ślub. Doszła jednak do wniosku, że jest mu to winna; w końcu to ona od niego uciekła przed sześciu laty...
* * *
- Daj spokój, przecież to głupstwo! - Michał zniecierpliwił się, kiedy Ewa po raz kolejny zmieniła zdanie i stwierdziła, że błękitna porcelana pasuje na weselne przyjęcie bardziej niż różowa. - Co to w końcu za różnica, czy goście będą jeść z niebieskich talerzy, czy z jakichś innych? Nikt nie zwróci na to nawet uwagi.
- Przeciwnie - nie zgodziła się z nim Ewa. - Zastawa jest bardzo ważna. Przecież nie możemy podać pieczonej gęsi na papierowych talerzykach...
Michał tylko westchnął. Jego narzeczona zbyt dużą wagę przywiązywała do szczegółów. On chciał po prostu być z nią, zasypiać z nią razem i budzić się rano, jeść z nią śniadanie i całować na pożegnanie, gdy wychodził do pracy. Dlatego poprosił ją o rękę. Bo ją kochał. Ona natomiast zachowywała się tak, jakby ta pieczona gęś była ważniejsza od ich związku. Irytowało go to tym bardziej, że w tym ferworze ślubnych przygotowań zupełnie zapomniała, co tak naprawdę się liczy.
- Czy nie możemy o tym na chwilę zapomnieć i w spokoju zjeść kolacji? - zapytał.
- Jak mogę o tym zapomnieć, skoro już za dwa tygodnie mamy się pobrać? - zdumiona spojrzała na jego twarz. - Przecież nic nie jest jeszcze gotowe.
- Skoro martwi cię kolor filiżanek...
- Słucham?
- Nic nie mówiłem. - Wstał od stołu, narzucił kurtkę na ramiona i podszedł do drzwi. - Muszę coś załatwić.
- Teraz? - Ewa podniosła głowę znad papierów i kalkulatora, który leżał obok jej talerza. - Przecież jest tyle do roboty...
- Serwis dasz radę wybrać sama - odparł - a ja muszę się zająć czymś ważniejszym.
- Oczywiście - mruknęła. - Ja się zajmuję błahostkami.
- Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. - Podszedł do niej i pochylając się, pocałował ją we włosy. - Wrócę za jakieś dwie, trzy godziny.
Gdy wyszedł, zadzwonił telefon. Nie odrywając wzroku od wszelkiego rodzaju kosztorysów i nadal trzymając w ręku ołówek, Ewa sięgnęła po słuchawkę.
- Tak?
- Zastałam Michała? - Słodki damski głos po drugiej stronie skojarzył się Ewie z lalką Barbie.
- Nie, wyszedł - odpowiedziała. - Coś przekazać?
- Że dzwoniła Weronika. Nie zapłacił mi za ostatnią noc, więc może przy następnym spotkaniu...
- Słucham? - Kosztorysy nagle przestały się liczyć. - Płaci pani za noce?
- Ściślej mówiąc płaci mi od godziny. - Barbie zaśmiała się cicho. - Do tego osobno za masaże...
Ewa nie słuchała dłużej; ze wstrętem rzuciła słuchawkę i ze łzami w oczach pobiegła do sypialni, żeby złapać w pośpiechu pierwszą lepszą walizkę...
* * *
Stała teraz przed budynkiem poczty i ze smutkiem w oczach zamykała torebkę. Skąd mogła wiedzieć, że wtedy, sześć lat temu, Michał nie płacił panience z agencji towarzyskiej, tylko rehabilitantce ojca, który wcześniej przeszedł poważną operację? Nawet do głowy jej nie przyszło, że mogło chodzić o coś zupełnie innego. Uciekła wtedy jak ostatni tchórz, a Michałowi zostawiła tylko krótki liścik :
"Przepraszam, kochanie, ale po tym, co dzisiaj usłyszałam, nie mogę z Tobą być.
Wybacz mi, Ewa".
Po roku dopiero dowiedziała się, o co tak naprawdę chodziło, ale Michał nie chciał już wtedy z nią rozmawiać i za każdym razem odkładał słuchawkę. Tak jak wcześniej ona. W końcu się poddała i przestała dzwonić. Więcej go też nie widziała. Miała wyrzuty sumienia, że tak bardzo go zraniła. Musiał sam dociekać, dlaczego odeszła, co takiego się stało i dlaczego nic mu nawet nie wyjaśniła. Tymczasem za trzy tygodnie miała wyjść za mąż za Zygmunta - chirurga plastyka - któremu wróżono wspaniałą karierę. Byli razem od blisko dwóch lat i któregoś dnia po prostu stwierdzili, że wypadałoby się pobrać. A zaproszenie dla Michała było takim ostatecznym zerwaniem z przeszłością.
Zadzwonił do niej do biura cztery dni później.
- Co to do cholery jest?! - zapytał podniesionym głosem, kiedy się zgłosiła.
- Zaproszenie... - wydukała Ewa.
- Wychodzisz za tego palanta? Straciłaś rozum? Zanudzisz się przy nim na śmierć!
- Michał, ja nie mogę teraz o tym rozmawiać. - Zakłopotana przesunęła wzrokiem po twarzach koleżanek siedzących z nią w pokoju. - Mamy mnóstwo ofert i muszę się z nimi uporać jeszcze dzisiaj.
- W porządku. Wpadnę do ciebie wieczorem, koło ósmej.
- Michał... - Nie zdążyła zaprotestować, bo się rozłączył i jedyne, co teraz słyszała, to urywany sygnał w słuchawce.
Wieczorem, z mocno bijącym sercem wyczekiwała wizyty Michała.
Zjawił się punktualnie, z jedną fiołkową frezją - jej ulubioną - i z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry. - W jego zielonkawych oczach dostrzegła aprobatę na widok swojej osoby.
- Dzień dobry. - Wzięła kwiat, który jej podał, podziękowała i zaprosiła go do środka.
Michał patrzył, jak Ewa zdejmuje z półki wazon, nalewa do niego wody i stawia frezję na stoliku. Zauważył, że przestała farbować włosy na czarno i że odzyskała swój naturalny kasztanowy odcień, który tak lubił, że trochę przytyła, przez co wyglądała wreszcie bardziej kobieco i że przestała przylepiać sobie te okropne sztuczne paznokcie.
- Jak dobrze cię znowu zobaczyć - powiedział miękko.
Odwróciła się i spojrzała na niego; nie zmienił się. W wieku trzydziestu sześciu lat nadal miał wysportowaną sylwetkę byłego piłkarza, te same, dobrze ostrzyżone włosy w kolorze pszenicy i ciemnozielone oczy. Ewa poczuła, że serce zabiło jej mocniej na wspomnienie czasu, jaki spędzili razem.
- Ciebie również - odpowiedziała szczerze. - Chyba powinnam zacząć od przeprosin...
- Daj spokój - machnął ręką. - Powiedz mi lepiej, to prawda? - W ręku trzymał kopertę, którą Ewa własnoręcznie zaadresowała i cztery dni temu wrzuciła do skrzynki.
- Tak.
- Nie mogę w to uwierzyć - pokręcił głową. - Umrzesz przy tym facecie z nudów. Przecież wy w ogóle do siebie nie pasujecie.
- Przeciwieństwa się przyciągają - wspomniała niezbyt pewnie.
- Daj spokój - skrzywił się. - To dlatego byłaś przez pięć lat za mną?
- Michał...
- Bylibyśmy małżeństwem, gdybyś... - urwał. - Przepraszam, ale nie mogłem wtedy zrozumieć, dlaczego mnie zostawiłaś.
- Nie chciałam... - Ze zdumieniem odkryła, że nadal trudno jest jej o tym mówić. - Myślałam wtedy, że...
- Zabawiam się z prostytutką - dokończył. - Po co miałbym to robić, skoro miałem ciebie? I to nie tylko w łóżku - dodał. - Kochałem cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.
- Przestań - poprosiła cicho.
- Nie, powinnaś to usłyszeć. Odeszłaś bez słowa, nie odpowiadałaś na telefony, odsyłałaś moje listy, nie otwierałaś drzwi. Naprawdę myślałaś, że mógłbym z inną? Boże... - przesunął dłonią po jasnych włosach i odwrócił się. - Zraniłaś mnie - powiedział, a ona doskonale wiedziała, że trudno mu przyszło to wyznanie.
- Przepraszam - szepnęła. - Ja nie chciałam...
- Kochasz go?
- Słucham?
- Tego lekarza, za którego wychodzisz. Kochasz go?
- Biorę z nim ślub.
- Nie o to pytałem.
- Wiem - uciekła wzrokiem w bok.
- Skoro go nie kochasz, dlaczego za niego wychodzisz? Jesteś w ciąży?
- Nie - potrząsnęła głową.
- Więc dlaczego?
- Bo... - zająknęła się i urwała.
- Bo czujesz się samotna - dokończył za nią. - Kiepski powód.
- Kiepski? - zaperzyła się. - Zjawiasz się po sześciu latach i mnie krytykujesz?
- Zjawiam się? - powtórzył niemalże rozbawiony. - Przecież to ty ode mnie odeszłaś.
- Bo byłam na ciebie wściekła! Ale nie znaczy to, że przestałam cię kochać.
- Za grosz mi nie ufałaś - pokręcił głową. - Nie zaczekałaś na mnie nawet, tylko zostawiłaś liścik i uciekłaś. Gdybyś mi ufała...
- Nie myślałam wtedy zbyt jasno i przyznaję, że popełniłam błąd, ale nie mogę przekreślić tych sześciu lat, które już minęły.
- I dlatego wychodzisz za kogoś, kogo nie kochasz?
- Nie chcę z tobą o tym rozmawiać, Michał.
- Więc po co, do diabła, przysłałaś mi zaproszenie na swój ślub, co? Sądziłaś, że miło mi będzie patrzeć, jak kobieta, którą wciąż kocham, oddaje się innemu? O czym ty, do cholery, myślałaś?!
- Nie podnoś głosu. - Ewa na chwilę przymknęła oczy. - Wiesz, że tego nie lubię. Poza tym słyszałam, że się ożeniłeś; jak możesz mnie kochać?
- Rozwiedliśmy się - wyjaśnił.
- Była zimna? - Celowo to powiedziała, żeby go dotknąć, ale zaraz pożałowała.
- Nie - odparł spokojnie. - Przeciwnie, była ciepła, zmysłowa, serdeczna, ale... - zawahał się i spojrzał na nią.
- Dowiedziała się, że nie możesz mieć dzieci i odeszła? - domyśliła się.
- Właśnie.
- Przykro mi. Naprawdę. - Dobrze wiedziała, jak bardzo cierpiał kiedyś z tego powodu.
- W porządku - spojrzał na nią. - Sześć lat temu sądziłem, że odeszłaś ode mnie z tego samego powodu.
Drgnęła i spojrzała mu w oczy.
- Jak w ogóle mogło ci coś takiego przyjść do głowy? - zapytała głucho.
- Nie wiem - żachnął się. - Nie wiedziałem, co myśleć.
- Michał... - podeszła do niego i bez zbędnych słów po prostu objęła go za szyję i mocno się do niego przytuliła. - Przecież byliśmy razem tyle czasu...
- Ale odeszłaś - zauważył, z twarzą wtuloną w jej puszyste włosy.
- Ale nigdy nie przestałam cię kochać - szepnęła.
- Naprawdę nigdy?
- Naprawdę - spojrzała na niego poważnie. - Ja nadal cię kocham.
- A Zygmunt?
- Jest tak chorobliwie ambitny, że nawet nie zwróci większej uwagi na nasze rozstanie. Tylko czy... - Urwała i zagryzła wargi. Nie była pewna, czy ma jakiekolwiek prawo do proszenia go o cokolwiek.
- Tylko co? - ponaglił ją.
- Tylko czy ty chcesz być ze mną po tym, co ci zrobiłam? - zapytała nieśmiało.
- A ty ze mną?
- Jak możesz o to pytać, skoro znasz odpowiedź?
- A dzieci?
- Adoptujemy - powiedziała. - Jest mnóstwo małych, biednych sierotek spragnionych miłości.
Michał uśmiechnął się lekko.
- Więc jesteś zdecydowana?
- Tak, jestem. Mogę wyjść za ciebie choćby jutro i obiecuję, że nie będę drobiazgowa i że nie będę się przejmować kolorem obrusa na stole, ani żadnymi innymi nieistotnymi rzeczami. O ile tylko zechcesz być ze mną po tym, co...
- Przestań. - Przyciągnął ją do siebie i pocałował. - Obiecaj, że nigdy więcej nie będziemy do tego wracać.
- Obiecuję.
- Dziękuję.
- Za co? - zdziwiła się.
- Za to, że jednak przysłałaś mi zaproszenie na swój ślub - odparł z uśmiechem. - Stawię się punktualnie.
- Więc naprawdę chcesz być ze mną? - upewniła się.
Ponownie się uśmiechnął.
- Przy frezji jest bilecik - powiedział. - Nie przeczytałaś.
- Nie zauważyłam go - przyznała.
- Przeczytaj teraz. - Wypuścił ją z ramion.
Podeszła do stolika, na którym postawiła kwiat i z plątaniny zielonych gałązek dołączonych do frezji, wyjęła liścik. Był krótki, ale bardzo treściwy. Zawierał tylko dwa zdania:
"Kocham Cię, Ewuniu. Zostaw tego nudziarza i wyjdź za mnie.
Michał."
Maj 2000 r.
Marta Bilewicz poczta: martabil@poczta.onet.pl
|
 
|
|