Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstęp
  - Confessione
  - Dwie strony zwierciadła
  - Jak Śniłem?
  - Królestwo Światła
  - Monospace
  - Otchłań ponad morzem
  - Notes przydrożny - dygresje.
  - Odszedłeś...
  - Oneirika_05099
  - Oneirika_55645
  - Oneirika_919
  - Oczekiwania, nadzieje, rozczarowania
  - Poniedziałek
  - Sarriss z Czarnej Zatoki (1/6)
  - System
  - Ścieżki losu
  - W krainie
  - Tremoriańskie drogi
  - Ucieczka
  - Wigilia z Tobą
  - Wyśniłam Cię
  - Zaproszenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Oneirika_55645


Niedźwiedź

"Oneiros (gr.) 'marzenie senne'" - Wł. Kopaliński "Słownik wyrazów obcych"

Nigel: Wreszcie sprawiedliwość zwyciężyła. :)


Szczupła, wysoka, skośnooka kobieta o długich, prostych, czarnych włosach siedziała w pozycji lotosu wśród kolorowych kwiatów i bujnej trawy. Oddychała rytmicznie. Była odprężona i rozluźniona.

Satomei odetchnęła głęboko. Wokół niej roztaczał się ogród. Jej ogród. Otworzyła oczy. Medytując ujrzała rozkwitającą czerwoną różę. Zawsze ją widziała, kiedy jej zadanie miało się powieść. Wstała i weszła do domu, aby wybrać broń. Minęła terrarium ze skorpionem i stanęła przed ścianą ozdobioną mieczami, sztyletami i łukami. Ostrożnie zdjęła długi, kryształowy, jednosieczny miecz pokryty grawerunkami. Spojrzała na ostrze. Błysnęło wszystkimi kolorami tęczy. Schowała broń. Wyruszyła.

Przez całą podróż myślała o swojej ofierze. Czerwona Królowa była podobno bezlitosną sadystką, swoich wrogów zmuszała do długiego cierpienia zanim ich zabiła. Zabijała dzieci na oczach matek, żony na oczach mężów, mordowała bezbronnych. Nabijała na pale, torturowała, paliła żywcem. Jeśli ona pojmie Satomei... Zabójczyni wstrząsnęła głową. Jechała konno przez las, jej czarny płaszcz z kapturem ociekał deszczem. Powoli zapadał zmrok. Ujrzała pięć osób stojących na drodze. Zeskoczyła z wierzchowca i podprowadziła go do dziwnej grupy. Prawie natychmiast ją otoczyli. Mężczyzna i cztery młode dziewczyny. Najstarsza może miała osiemnaście lat. Dobyli mieczy.

- Dawaj pieniądze, to cię puścimy... - rzuciła ta, która stała za nią.

- Pieniądze... - wychrypiał mężczyzna.

Lata treningu dały o sobie znać. Satomei w ułamku sekundy wydobyła ostry jak brzytwa miecz i rozpłatała gardło mężczyzny. Fontanna krwi trysnęła na mokrą ziemię. Najmłodsza dziewczyna, może czternastoletnia, rzuciła się naprzód z bojowym okrzykiem. Głos uwiązł jej w gardle, kiedy zakrwawiony kryształ przeszedł przez jej pancerz jak przez masło. Przebił jej serce na wylot...Spojrzała w oczy nieznajomej. Wodziły dookoła, szukając nowego zagrożenia. Ich spojrzenia spotkały się. Satomei na chwilę zatrzymała wzrok. Zobaczyła dwie łzy spływające po twarzy martwej dziewczyny. Wyrwała miecz. Trysnęła krew i martwe ciało runęło na ziemię.

Elisa poczuła, że coś przebija jej serce. Spojrzała. Kryształowe ostrze tkwiło w jej piersi do połowy. Popatrzyła w oczy nieznajomej. Nie patrzyła na nią. Rozglądała się. Potem nieznajomą zasłoniła naga, czarnowłosa kobieta o olbrzymich, kruczych skrzydłach. Pocałowała Elisę. Dziewczyna poczuła, że broń wysuwa się z jej ciała. Zrobiło się jej potwornie zimno. W ustach czuła słodkość. Ugięły się pod nią nogi. Padła twarzą w ziemię.

Zabójczyni rozejrzała się dookoła. Trzy pozostałe napastniczki rzuciły broń na drogę. Uniosły ręce. Satomei podeszła do najstarszej. Spojrzała jej głęboko w oczy. Tamta padła przed nią na kolana, zaczęła szlochać i krzyczeć "Nie zabijaj...!" Satomei stanęła za nią. Jednym ruchem złapała ją lewą ręką za prawy policzek i szarpnęła. Szlochanie ustało. Chrupnął łamany kark. Dziewczyna upadła twarzą na ziemię. Dwie pozostałe zaczęły rozglądać się za jakimś sposobem ucieczki. Satomei spojrzała w oczy następnej. Przypominały oczy sarny. Duże i przerażone. Zabójczyni dotknęła mieczem jej policzka.

- Zdejmuj pancerz. - powiedziała twardo.

Dziewczyna powoli rozpięła paski skórzanego kaftana. Rzuciła go na ziemię. Satomei spojrzała na jej pas, za którym tkwił prosty sztylet. Wydała kolejny rozkaz.

- Klęknij! - po czym rozbójniczka posłusznie go wykonała. - Wyjmij nóż!

Dziewczyna powoli, nie spuszczając wzroku z miecza, wyjęła sztylet. Satomei wydała ostatnie polecenie. Rozbójniczka powoli wbiła sobie sztylet w serce. Bała się. Czarnoskrzydła nachyliła się nad nią. Pocałowała. A potem wszystko eksplodowało czerwienią. I poczerniało.

Odcięta głowa potoczyła się po ziemi. Satomei popatrzyła na ostatnią. Kiedy jeszcze wszyscy żyli, była wysoka i postawna. Teraz jakby się skurczyła. Dygotała. Zabójczyni wiedziała, co z nią zrobi. Uśmiechnęła się diabolicznie.

- Uciekaj. - dziewczyna stała jak skamieniała. - Uciekaj! Daruję ci życie!

Kaila spojrzała na nieznajomą, na zakrwawiony, kryształowy miecz, na leżące w kałużach krwi trupy... Odwróciła się i rzuciła do panicznej ucieczki. Biegła, rozbryzgując dookoła błoto.

Satomei dobyła spod płaszcza lekki sztylet. Cisnęła go w plecy uciekającej. Dziewczyna akurat odbiła się od ziemi, jej nogi nie dotykały podłoża. Sztylet wbił się między jej łopatki. Wygięła się w łuk i padła twarzą w błoto. Leżała krzyżem na błotnistej drodze, przeżywając ostatnie sekundy. Nie ominął jej lodowaty pocałunek Czarnoskrzydłej. Satomei wsiadła na konia i pogalopowała dalej. Pomyślała, że tak pięknej broni szkoda na tak pospolitych złodziejaszków. Kryształowy miecz czeka na Czerwoną Królową. Zabójczyni spotka Morderczynię. Bo Satomei zabijała na wyraźne polecenie. A Czerwona Królowa dla przyjemności. Tę piątkę zabiła, bo musiała. Nikt nie mógł widzieć jej w akcji. Jeśli zabiła jednego, musiała też pozostałe cztery. A nie była od nich o wiele starsza. Żal jej było tych dwóch najmłodszych.

Po pół roku jazdy przez lasy, stepy i wzgórza dojechała do miasta, w którym żyła jej ofiara. Pokręciła się po nim, szukając drogi do zamku. Olbrzymia forteca z czerwonego granitu wznosiła się na wzgórzu pokrytym żwirem i kamieniami. Jej mury otoczone były żelaznym pasem najeżonym kolcami. Na tych kolcach tkwiły czaszki i głowy w różnych stanach rozkładu. Tak samo jak na olbrzymich, pokrytych kolcami wrotach. Musiała tylko zakraść się do środka, zadać Królowej śmiertelną ranę i wymknąć się. Banalnie proste. Zabójczyni zatrzymała się w gospodzie i przebrała się. Nadeszła noc. Satomei wymknęła się, odziana w obcisły, czarny strój. Kryształowy miecz wisiał przewieszony przez jej plecy. Niczym pająk wspięła się po kolcach wrót, przy pomocy noszonej w rękawie dmuchawki zabiła dwóch strażników, po czym odziana w strój jednego z nich wmieszała się w straż pałacową. Szukała Czerwonej Królowej. Znalazła ją. Wśliznęła się do jej sypialni. Rudowłosa kobieta o rękach pokrytych stalą właśnie rozczesywała włosy w świetle świec. Na toaletce przed nią leżał sztylet i kosmetyki. Czerwona Królowa spojrzała na gwardzistę, który bez pukania i pytania wszedł do królewskiej komnaty.

- Czego chciałeś?! Precz, nim każę cię powiesić! - rzuciła zdenerwowana. Satomei zdjęła hełm. Rzuciła go na podłogę. Odrzuciła halabardę i dobyła kryształowego miecza. - Kim jesteś?! Straż! Straaaż!

Czerwona Królowa złapała sztylet i rzuciła się na zabójczynię. Satomei cięła z góry. Czerwona Królowa odruchowo zasłoniła się ramieniem. Zgrzytnęły rozcinane stalowe płyty, Królowa zawyła z bólu, jej przedramię z brzękiem upadło na podłogę. Następny cios przepołowił ją od lewego ramienia po prawe biodro. Królowa runęła na ziemię. Ujrzała nachylającą się nad sobą Czarnoskrzydłą.

- Nie wolno ci...mnie zabrać...Jestem...nieśmiertelna... - wyszeptała. Leżała już prawie martwa w kałuży krwi, sparaliżowana bólem, wysłanniczka śmierci już prawie dotykała jej ust swoimi zimnymi, ciemnoczerwonymi wargami. Dotknęła. Ucałowała ją. Ból odciętej ręki zniknął. Tak samo jak potworne rwanie rozciętego korpusu. Wszystko stało się zimne i słodkie. Czerwona Królowa nie zamknęła oczu. Jej rozpłatane ciało leżało w kałuży krwi. A nad ciałem - zabójczyni. Do pokoju wpadli nagle gwardziści. Satomei nie mogła uciec. Nie mogła też się zabić. Wiedziała, że powstrzymają ją przed jednym i drugim. Pięciu mężczyzn przygniotło ją do ziemi i skrępowało sznurami. Całą noc poddawali ją torturom pod nadzorem zaufanego czarownika Czerwonej Królowej. Nie złamało jej przypalanie, zrywanie paznokci ani łamanie palców. Nie powiedziała nic. Mimo narkotyków i potwornego cierpienia Satomei milczała. Rankiem wyprowadzili ją z lochów. W asyście czterech strażników szła na rynek. Wkroczyła w cień szubienicy. Potem po skrzypiących drewnianych schodkach rusztowania. Stanęła na stołku. Kat w czarnym, skórzanym kapturze zaciągnął sznur na jej szyi. Zabójczyni spojrzała na boki. Nie miała co liczyć na opaskę na oczy czy worek na twarz. Pogodziła się z tym, co zaraz nastąpi. Stołek pod jej nogami zatrząsł się, po czym wyskoczył gdzieś w bok. Satomei poczuła pętlę zaciskającą się coraz mocniej na jej gardle. Zaczęła szukać nogami podłoża. Nigdzie go nie było. Wszystko stawało się coraz ciemniejsze, zabójczyni rozpaczliwie i beznadziejnie szamotała się na stryczku. Ujrzała Czarnoskrzydłą. Jaśniała na tle ciemniejącego świata niczym lampion. Pocałowała ją krótko, acz namiętnie. Głowa Satomei opadła. Ciało w czarnym, obcisłym stroju kołysało się na sznurze, skrzypiącym pod jego ciężarem. Słońce lśniło mokrym blaskiem na kroczu spodni. Sprawiedliwość została wymierzona. Śmierć za śmierć. Chociaż życzeniem Królowej byłoby zapewne, aby zabójczyni skonała w mękach, wkręcona w piekielne maszyny królewskiego mistrza katowskiego fachu. Ale Czerwona Królowa nie żyła, a ten wschód słońca niósł zmiany. Choć nikt nie wiedział, jakie.

Niedźwiedź
poczta: miszkale@poczta.onet.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł