Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - "Arbeit macht frei"
  - Egoizm
  - Co i kogo kreują media?
  - Mikołaj jest, będzie i basta! Potrzebujemy go i szlus! :)
  - Dziwne czasy na miłość
  - Między bajki
  - Są ludzie, są święta...
  - O tym jak historia pojmowana jednostronnie niszczy inicjatywę społeczną obywateli
  - Pokolenie X w wersji 1.0
  - Mój rok 2001 nadzieje - rozczarowania - spełnienia
  - Samotność, pryszcze i narkotyki
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Teksty poważne  

"Arbeit macht frei"


Mateusz Żurawik

      Muszę przyznać, że wyjazd do Oświęcimia zanim się jeszcze odbył stał się dla mnie wielkim wydarzaniem. Miejsce, gdzie setki tysięcy Żydów, Polaków i ludzi innych narodowości straciło życie z woli kilku szaleńców nadal musi robić mocne wrażenie. Tak myślałem przed wyjazdem. Czułem, że zbliżam się do szczególnego miejsca. Ciężkie, stalowoszare chmury dodatkowo potęgowały uczucie przygnębienia, w jakie się mimowolnie wprowadziłem po drodze.

      Wreszcie zobaczyłem pierwsze baraki. Dookoła panowała cisza pomimo obecności jeszcze trzech izraelskich wycieczek. Przechodząc obok prowizorycznych budynków zobaczyłem bramę z wypisanymi słowami: "Arbeit macht frei" - "Praca czyni wolnym". Brzmi to jak okrutny żart. Widać drogę, wzdłuż niej bloki mieszkalne i więzienne. Jestem stopniowo wprowadzany w ten bezmiar okrucieństwa i zwyrodnialstwa. W jednym z bloków ustawione są zdjęcia Żydów, zrobione przez esesmanów, w innym maleńkie dziecinne ubranka, w jeszcze innym sterty, nie, całe góry przedmiotów codziennego użytku. Jest tu chyba wszystko: szczoteczki do zębów, żydowskie szaty modlitewne, okulary, walizki... Według Hitlera nic nie mogło się zmarnować. Ludzi odzierano nie tylko z biżuterii i zwykłych przedmiotów, ale nawet z włosów, z których później niemiecki przemysł tekstylny produkował swoje wyroby. Wbrew opiniom to nie więźniowie zostali odarci z ludzkiej godności. Oni ją zachowali umierając niesprawiedliwie. To hitlerowcy odarli z godności samych siebie. Rabując ciała i profanując zwłoki. Najgorszą chyba sławą okryty jest "Blok Śmierci" - Blok 11. Jako jedyny został zachowany w pierwotnej formie i nie przerobiony na potrzeby muzeum. Widać zwykłe koce leżące na podłodze. Ilu ludziom służyły za łóżko? Ilu na nich zmarło? Po wyjściu z Bloku 11 wszedłem na tzw. "dziedziniec śmierci". Naprzeciw mnie stoi ściana pod którą rozstrzeliwano więźniów. W tym właśnie momencie wychodziła z dziedzińca wycieczka z Izraela. Patrzą na mnie, a ja na nich. Patrzymy na siebie tak jakbyśmy byli więźniami w tym miejscu - ze współczuciem, chociaż sami właściwie nie wiemy dlaczego. Nie odzywamy się do siebie ani słowa bo to nie miejsce na rozmowy. Wychodzą, jeszcze przez chwilę oglądam dziedziniec i również wychodzę. Sam nawet nie wiem kiedy, pogrążony w myślach trafiam pod "Stare Krematorium". Obok stoi szubienica, na której powieszony został Rudolph Hess. Pierwszy raz od przestąpienia progu obozu czuję ulgę, coś w rodzaju mściwej radości. Człowiek, nie, raczej zwierzę, które kierowało tą potężną machiną śmierci zostało zabite w miejscu gdzie kiedyś stało jego biuro, gdzie byli poniżani więźniowie. "Zostałeś upokorzony tak jak ty upokarzałeś" - myślę, przechodząc do krematorium, które na początku służyło za kostnicę. W suficie ciągle widać dziury, którymi wprost na ludzi wsypywany był cyklon B. Ponownie ogarnia mnie żal za ludźmi, którzy tam zginęli, zapominam o Hessie - zwierzęciu i tej jadowitej satysfakcji. Znów myślę o ludziach, nie o zwierzętach. Po chwili jestem w salce kinowej, gdzie dowiaduję się o zbrodniczych eksperymentach dra Josefa Mangele. On uniknął sprawiedliwości. Zmarł śmiercią naturalną gdzieś w Ameryce Południowej. Film robi wstrząsające wrażenie. Widać na nim święte dla żydów kości ludzkie, połamane i bluźnierczo rzucone w dół, służący za masowy grób. Film trwa piętnaście minut, ale wydaje się, że trwa ze dwie godziny. Jadę na kolejne spotkanie z historią "apokalipsy XX wieku". Obóz w Brzezince prezentuje się wprost okropnie. Ogromne połacie terenu, używane po to by zabijać. Wchodzę do baraku znowu mijając grupę izraelskich turystów, niosą flagę z Gwiazdą Dawida i znicze. Sytuacja podobna do tej na dziedzińcu w Oświęcimiu. Oni patrzą na mnie, ja na nich. Znowu w powietrzu czuć więź między ludźmi poznającymi mroczną historię Polski. W samym baraku widać drewniane, szerokie półki. "To nie półki, to prycze do spania" - wyjaśnia przewodniczka. Jestem zszokowany. Ludzie spali na czymś w rodzaju blatu stołowego, w nie ogrzewanym pomieszczeniu, które było wiecznie przepełnione. Taki jest obóz w Brzezince. Miejsce, które nie zasługuje by służyć za oborę dla krów, było jedną, wielką sypialnią dla niewinnych ludzi.

      Po tych przeżyciach wracam do domu. Miejsca, w którym czuję się bezpiecznie, w którym mam ciepło kiedy chcę, jem kiedy chcę i robię co chcę. Na to wszystko patrzę teraz w zupełnie inny sposób. Widziałem coś czego się nie da zapomnieć, coś co jest jedną z najczarniejszych, najtłustszych plam na pozornie białej tkaninie historii świata. Ludzkość zapominając o Holocauście (hebr. shoah) stanie się jego kolejną ofiarą. Po raz kolejny liczoną w milionach ofiar...

Mateusz Żurawik
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł