Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - "Arbeit macht frei"
  - Egoizm
  - Co i kogo kreują media?
  - Mikołaj jest, będzie i basta! Potrzebujemy go i szlus! :)
  - Dziwne czasy na miłość
  - Między bajki
  - Są ludzie, są święta...
  - O tym jak historia pojmowana jednostronnie niszczy inicjatywę społeczną obywateli
  - Pokolenie X w wersji 1.0
  - Mój rok 2001 nadzieje - rozczarowania - spełnienia
  - Samotność, pryszcze i narkotyki
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Teksty poważne  

Mój rok 2001 nadzieje - rozczarowania - spełnienia


Beata Płuciniczak

Ostatnie dni grudnia 2000 roku owocowały w życzenia. Niektóre trafione były w dziesiątkę, inne trochę mniej celnie. Na każde odpowiadałam uśmiechem i skrzętnie notowałam w sercu... Zdawałam sobie sprawę, że tych kilka słów w pełni odzwierciedla stosunek drugiego człowieka do mnie, jego nadzieje i sugestie względem mej osoby. Wydawało mi się wtedy, że "sięgnąć gwiazd" to znaczy być takim, jakim chcieliby cię widzieć inni. Przez moją głowę przeleciała myśl: nowy rok... nowy wiek... nowa Beata...

Na dużym arkuszu papieru wielkimi literami wykaligrafowałam: "PER ASPERA AD ASTRA"... i zaczęłam pisać historię roku 2001...


Styczeń

"Pamiętaj - porozumiewawczo mrugając - w nowym wieku z mimozy w Heraklesa!"

Śniło... śniło mi się, że byłam mimozą. Egzystowałam w cieplarnianej atmosferze. Zawsze otrzymywałam odpowiednia ilość wody z odrobiną odżywczych składników. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego życia. A jednak drżałam, gdy ogrodnik otwierał na chwilę drzwi i niebacznie wpuszczał garść chłodniejszego powietrza. Gwałtownie zwijałam listki, gdy delikatnie dotykał mnie swymi potężnymi dłońmi. On był zbyt silny, a ja zbyt delikatna... Pewnej nocy ku memu zdziwieniu moje liście stały się sztywne i mocne, a łodyga trwała, gęsto pokryta ostrymi kolcami. Uświadomiłam sobie, że teraz nikt już nie może zrobić mi krzywdy. Rano pojawił się ogrodnik. Już nie dzwoniłam zębami, gdy otoczyło mnie powietrze pachnące wolnością, nie zwijałam liści pod wpływem jego dotyku. Jedynie z niecierpliwością patrzyłam na wyraz jego twarzy. A on rzekł:

-Co to? Nowa generacja mimozy psychicznej?

Zbudziłam się pełna nieuzasadnionego niepokoju.

Boże, Ty wiesz, że próbowałam być Herkulesem. Jednak pisałam na Berdyczów. Mitologiczny heros miał łatwiej: od niego wszystkie strzały się odbijały, a we mnie godzą. Nie potrafię zahartować skóry, by była grubsza i trwalsza, by nie przebiło jej żadne ostrze... To Ty stworzyłeś tę skórę, taką, jaką jest. A więc mam jej nie zmieniać? Odpowiedz! To Ty jesteś tym ogrodnikiem ze snu, niezadowolonym, że jego dzieło uległo przeobrażeniu? Odpowiedz!... Nie rozumiem Twoich planów, ale "ufam, Tobie, boś Ty wierny, wszechmocny i..."


Luty

"Dla swego własnego dobra - nie twórz więcej utopii. Po co masz każdego dnia, budząc się z transu, ubolewać nad niedoskonałością realności."

Śniło... śniło mi się, że z błogością wtulałam się w śnieżnobiały, mięciutki obłoczek i z apetytem zajadałam niebieskie migdały. Wtem ujrzałam potężną dłoń. Groziła mi swym długim, szpiczastym palcem. Wiedziałam, o co chodzi... Z dziecinną, smutną minką posłusznie wstałam i rozwinęłam linową drabinkę. Zeszłam na ziemię... Żyłam odtąd jedynie tutaj. Choć nie spadłam, nie potłukłam się, a jedynie bezpiecznie zeszłam, bolało równie mocno. Z każdym dniem bardziej tęskniłam do swej małej Itaczki, z każdym dniem coraz bardziej nienawidziłam szarozielonej trawy, szarobłękitnego nieba, szarożółtych kwiatów...

Ojcze, natchnąłeś autora Księgi Rodzaju, by napisał:"A Bóg wiedział, że wszystko, co uczynił, było dobre". Nie myśl, że swymi "ucieczkami" temu przeczę... Wierzę gorąco, że w Raju trawa miała kolor nasyconej zieleni, niebo było najbardziej błękitne z błękitnych, a kwiaty błyszczały w słońcu. Wierzę, że tak BYŁO... Jednak Adam, Ewa, Kain, Abel, całe rody tak skrzętnie notowane w pozostałych księgach... aż wreszcie ja, ty, on, ona, ono, my, wy, oni zepsuliśmy świat. Dzięki nam stał się obrzydliwie egoistyczny, wulgarny, łajdacki, obłudny, materialistyczny... Moją winę przedstawia ułamek: jeden przez niewiadomą, która z kolei ma większą wartość niż miliardy miliardów. Dlaczego więc mam płacić za całość? Muszę w nim żyć... A jeszcze zabraniają tworzyć mi nowy Raj, bo mogę wracając do rzeczywistości "potłuc" się. Wiesz, Boże, zrobiłam z siebie królika doświadczalnego. Przywiązałam się kajdanami do ziemi by nie "odfrunąć", już po tygodniu przypominałam kaczeńca pozbawionego wody....


Marzec

"Przestań kultywować górnolotne ideały! Świat to dżungla, w której nie liczy się jak żyjesz, tylko czy przeżyjesz."

Śniła... śniła mi się chyba galeria sztuki... Nie wiem... Pamiętam jedynie, że jak urzeczona wpatrywałam się portret dziewczyny. Nie zwróciłam uwagi na rysy jej twarzy, na kolor włosów, na kształt nosa... Zainteresowały mnie jej oczy. Były koloru chłodnej zieleni, ale bił od nich palący żar nienawiści. Przeszywał na wskroś ich bezczelny, śmiały wyraz. Po plecach przechodziły mi ciarki, gdy ona spoglądała na mnie ze szczerą chęcią niszczenia wszystkiego, co przeszkodzi jej w spełnieniu swych banalnych życzeń. A gdy widziałam przygryzione z zaciętością wargi chciałam schować się w szczelinie od podłogi. Nieczuła, bezwzględna, bezlitosna... Odeszłam parę kroków by spojrzeć na dzieło z innej perspektywy. I co ujrzałam? To nie był obraz, lecz lustro...

Najgorszy koszmar... - jedynie tak można określić ten sen.

Boże, "bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi", ale błagam nie dopuść bym stała się zajadłą małpą! Wszystko tylko nie to! Nie chce mieć "łatwiejszego życia" kosztem wartości, które szczerze pielęgnuję! Nie chce pewnego dnia zobaczyć w lustrze wampirzych oczu! Nie chcę... nie chcę... nie chcę...


Kwiecień

"Z całego serca życzę Ci byś wreszcie pozbyła się futerka szarej myszki"

Śniłam... śniłam o sobie.... Usilnie przeciskałam się przez ciężkie grudki ziemi. Z mozołem walczyłam póki nie poczułam na swej słabiutkiej łodyżce powitalnego całusa słońca. Rosłam, pięłam się wzwyż by być bliżej niego. Wznosiłam w górę zieloniutkie listki by czerpać z jego blasku siłę. A ono opiekowało się mną, dodawało otuchy... Mówiło, że z każdym dniem jestem coraz piękniejsza, że z każdym dniem jestem coraz bliżej... Pewnej doby nieśmiało odchyliłam jasno-zielone osłonki i delikatnie rozprostowałam rumiane, aksamitne płatki... Rozkwitłam...

Niestety jedynie śniłam...

Boże, "dziękuję Ci, żeś mnie stworzył, żeś mnie odkupił, łaską chrztu świętego obdarzył..." Lecz czemu nie mogę podziękować za to "żeś mnie stworzył" szlachetną różą, "żeś mnie odkupił" bym zdobywała szczyty, "łaską chrztu świętego obdarzył" dla doskonałości. Czemu mimo moich planów, moich starań nadal pozostaję polną stokrotką? Czemu wciąż coraz mocniej zaciskam płatki by odizolować się od świata? Czemu kwiatczyna nie może być kwiatem? Czemu... czemu... czemu...


Maj

"Uwierz, że jesteś wyjątkowa, że jesteś wybranką losu!"

Śniło... śniło mi się, że przyszłam na świat w czepku ochronnym, że pierwszy raz zachłysnęłam się powietrzem pod tą najszczęśliwszą ze szczęśliwych gwiazd. Już, gdy pierwszy raz ziemia zatrzęsła się pod wpływem mego rozdzierającego płaczu był ze mną Fart - najlepszy przyjaciel człowieka. Ukochany owczarek chronił mnie jak umiał. Niestety fart był zezowaty...

Na wspomnienie tego snu jeszcze teraz na moich ustach gości ironiczny uśmieszek.

Boże, słyszysz to? Jestem wyjątkowa...?!? Bzdury, choć bym chciała nie przejdzie mi to przez żadną z półkul mózgowych. Obraziłabym wtedy tych, którzy naprawdę byli "wyjątkowi". Tak, tak wiem... Ktoś kiedyś powiedział, że przez to, że każdy z nas jest inny, wszyscy jesteśmy niecodzienni. Ale wtedy moja wyjątkowość przejawiałaby się wtedy w zwykłości. Dobrze, dobrze przestaje już filozofować - nigdy nie byłam dobra w te klocki. Wiem jedno: nikt wybrańcem losu się jeszcze nie urodził. "Na szczęście trzeba sobie zapracować" - też gdzieś to słyszałam. Ja chyba jeszcze na nie, nie zasłużyłam...


Czerwiec

"W Nowym Roku masz uwierzyć w siebie!"

Śniło...śniło mi się, że znajdowałam się ogromnej kaplicy. Cieszyła oczy gotycką strzelistością, zabawą słonecznych płomieni przenikających przez różnokolorowe szkiełka witraży i barokowymi, pyzatymi aniołkami fruwającymi między złotymi ornamentami. Na środku stał złotawy posąg, wokół paliły się kadzidełka i mgliste świeczki. Klęcząc w łunie światła, z oczami przymkniętymi i pokornie spuszczona głową szeptałam nieznane modlitwy. Rozchyliłam powieki i z obawa spojrzałam na figurę... Bóstwo miało moją postać...

Panie, czemu mam wierzyć w siebie skoro jestem ziarenkiem na pustyni, które byle, jaki podmuch może unieść w górę? Czemu mam wierzyć we własne siły, choć w mocowaniu na rękę każdy, nieuduchowiony głaz mnie pokona? "Wierzę w Ciebie, Boże żywy...", a wobec takiej wiary, wiara w siebie byłaby paradoksem.


Lipiec

"Nie wyglądaj spadającej gwiazdki, by wypowiedzieć życzenie a później czekać aż los sam przyniesie Ci to, czego pragniesz. Sama zdobywaj szczyty... a przynajmniej próbuj!"

Śniłam... śniłam, że stoję u podnóża ogromnego wzniesienia. Nie widziałam nawet jego szczytu, gdyż owiany był poetycką mgiełką. Zatarłam ręce, spojrzałam jeszcze raz ku górze, wzięłam głęboki oddech i... zaczęłam się wspinać. Traciłam siły, raniłam dłonie... Ale opłaciło się... Po pewnym czasie mogłam już sięgnąć wzrokiem szczytu. Jeszcze tylko dwa kroki, jeszcze chwila... Nagle... jeden niefortunny ruch, jeden obsunięty kamień i spadłam...

Wiesz, Staruszku chyba nie powinnam jeszcze forsować się na skałkach. Mam z lekka za słabe kości, szybko się łamią. Dostarczę im tony wapnia, wypija tysiące litrów mleczka, może wtedy spróbuję... A zresztą chyba jednak od gór wolę morzę...


Sierpień

"Życzę Ci wytrwałości w dążeniu do celu"

Śniło... śniło mi się ciepło wątłego płomyka. Czułam jak w mroku rzeczywistości rozjaśnia moją twarz, jak ją pali swym przenikliwym, złotawym odcieniem. W euforię wprawia mnie ostry, duszący dym... Jak urzeczona wpatrywałam się w ogień, który gwałtownie pożera to, co stanie na jego drodze i po chwili traci siły żądając: "więcej, więcej!!!". Rzucam mu garstkę pożywienia, przedłużam mu życie... Aż wreszcie zostaje jedynie źdźbło... to ostatnie... Oddaję z nadzieją, że ten okruch pozwoli płomieniowi istnieć wiecznie. Patrzę jak odżywa, parę sekund egzystuje całą mocą... Jednak po chwili słabnie... Widzę krwisty żar, widzę chęć życia... Umiera... Taki już żywot słomianego zapału...

Adresat: "Ojciec nasz, który jest w niebie"

Składam reklamację. Nastąpiła katastrofalna pomyłka. Złożyłam zamówienie na pięć ton węglowego zapału, a otrzymałam słomiany. Toż to nieprawdopodobne żeby w niebie panowała taka piekielnie niezorganizowana administracja! Żądam realizacji zlecenia, albo zwrotu stu trzydziestu szczerozłotych chęci i pięćdziesięciu modlitw!

Wierna klientka


Odpowiedź:

Adresat: Wierna klientka

Serdecznie przepraszamy, ale sytuacja nie zaistniała z naszej winy. Jedynym niedopatrzeniem z naszej strony jest fakt, iż nie została Pani poinformowana o zmianach właściwości naszych produktów. Zapały, o których mowa w Pani liście zostały wycofane ze sprzedaży, gdyż ostatnie badania wykazały ich negatywne skutki. Mianowicie plączą one Boskie plany. Artykuły te zostały zastąpione jednym tzw. "ekstra-tolerancyjnym zapałem". Jego nowoczesna formuła tkwi w tym, iż dostosowuje się on do zapotrzebowań i chęci samodoskonalenia klienta. Tak, więc zaistniałe okoliczności wyjaśniają nam, iż nie posiada Pani szczerej potrzeby i żądzy docierania do celu "po diabłach" (nasze firmowe powiedzonko).

Ze wszelkimi serdecznościami

Archanioł


Wrzesień

"Zrozum wreszcie, potrzeba Ci siły przebicia. Gdy ją zyskasz świat padnie do Twych stóp."

Śniło... śniło mi się, że dzierżyłam w prawicy miecz. Rycerski, taki prawdziwy, który błyszczy zwrócony ku słońcu. Natomiast w lewej ręce trzymałam pochodnię, której krwistoczerwony ogień był żywiołem nie do pokonania. Z moich ust rwał się okrzyk:

-Ogniem i mieczem podporządkuję sobie świat!...

"Kto mieczem wojuje, od miecza ginie". Nie mam zamiaru zostać drugim św. Pawłem. Boże, jeśli nie dobrem i spokojem, tylko ogniem i mieczem, wolę by nikt nie poznał moich poglądów, ideałów, wartości...


Październik

"Bądź nadal grzeczną, pilna dziewczynką"

Śnił.... śnił mi się... SeTgRzAaSmZiNnY. Tysiąc rąk wpychało mnie w nieogarnioną przestrzeń. Tysiąc rąk chciało bym przekroczyła wielkie, kamienne wrota, na których ogniem wypisano "SZESNASTY. Próba jakości oleju." Słyszałam jak za mną pięćset głosów wołało:

-Idź... Idź śmiało! To tylko próba... bez konsekwencji....... sprawdzisz się....... zobaczysz ile procent twojego mózgu stanowi olej a ile woda.... Będzie dobrze!

A ja zapierając się rękoma odpowiadałam:

-Czemu choremu na raka odbieracie nadzieję wyzdrowienia, czemu liczycie mu dni, godziny, minuty...? Czemu mi chcecie odebrać świadomość, że umiem, że potrafię...a jednocześnie, dlaczego - paradoksalnie - nie dopuszczacie do siebie myśli, że nie "będzie dobrze"?!

Nie usłyszałam odpowiedzi... Siłą wepchnięto mnie w pustkę.... Spadałam w nicość... Wokół mnie lawirowali inni... odświętnie ubrani... skrzętnie zamalowujący odpowiednie kwadraciki. A ja spadałam... Przygwożdżono mnie do krzesła, które z niewiadomych powodów przypominało fotel dentystyczny. Drżały mi ręce... Spojrzałam w górę, nade mną stała kobieta w białym kitlu. Podała mi plik gęsto zapisanych kartek... jej oczy kocie oczy mówiły:

-Zobaczymy... zobaczymy...

Z przestrachem zerknęłam na zadania i nagle... z mojego czoła popłynęła strużka wody... Usłyszałam szyderczy śmiech....

Obudziłam się z niemym krzykiem na ustach. Prawie niedosłyszalnym szeptem modliłam się:

"Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa..." wierzę... nie wierzę... wierzę... (w celu dodania sobie otuchy recytuję zdając się na oczywistość nieparzystości listeczków w liściu akacji), że będzie dobrze, że nie pozwolisz mi zawieść kochanych osób, ze nie pozwolisz zawieść się na samej sobie... Wierzę, że szesnastego postawisz za mną jednego ze swych najinteligentniejszych archaniołów, który palcem wskaże poprawne odpowiedzi... Wierzę... a "wiara góry przenosi"....


Listopad

"Dziewczyno! Nabierz choć odrobinę optymizmu! Baw się..."

Śniło mi się, że trzymając w dłoniach garść zimniutkiego, słonecznego śniegu podmuchem sprawiałam, że na chwilę unosił się w górę , zastygał w powietrzu i delikatnie opadał niczym tańczące iskierki. Z podziwem patrzyłam oczami dziecka na to oszałamiające zjawisko... Pamiętam, że z błogością wdychałam leciutki zapach zmumifikowanych kwiatów. A czystą poezją były dla mnie tęczowe bańki mydlane tworzące się podczas zmywania. Dostrzegłam chyba wtedy nawet, że pan Y i pani X są na swój sposób sympatyczni, że od czasu do czasu rozjaśniają surowe oblicze łagodnym, prawie niedostrzegalnym uśmiechem...

Przetarłam zaspane oczy i co ujrzałam? Szarą, najszarszą z szarych rzeczywistość.

"Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni"- to Twoje słowa Ojcze. Ale ja dość się już napłakałam teraz chcę zachwycać się szmaragdowym niebem, różowymi drzewami, błękitną trawą! O ile mi wiadomo nie jestem daltonistką, więc dlaczego prześladuje mnie zasępiająca szarość? Chcę nareszcie cieszyć się z każdej drobnostki, skakać ze szczęścia bez powodu... Czekam wiec na łaskę różowych okularów... czekam...


Grudzień

"..."

Nie śniłam... Odpoczywałam snem człowieka zmęczonego, pokonanego... ale jednak rozpromienionego.

"Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze..." Dziękuję, że pozwoliłeś zrozumieć... Wiem już, że "sięgnąć gwiazd" to znaczy wprawiać w czyn wartości, które samemu postawiło się na piedestale gwiazdki. Wiem, że ewentualne zmiany w moim charakterze powinny wynikać jedynie z chęci samodoskonalenia się a nie z żadnych innych pobudek. Wiem, że nikt nie powinien decydować za mnie jakim mam być człowiekiem. Ej, śpisz? Czemu nic nie mówisz? Może zaśpiewać Ci kołysankę?...

"Ale to już było

Znikło gdzieś za nami

Choć w papierach lat przybyło

To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami"


PS. Jeszcze jedna, już naprawdę malusieńka prośba... Chciałabym w historii roku 2002 móc napisać: "ostatnie dni grudnia roku 2001 owocowały w życzenia. Wszystkie były jednakowo celne, wszystkie różnymi słowami wyrażały myśl Horacego: "Jadąc za morze klimat zmieniamy, nie siebie""

Beata Płuciniczak
poczta: beatap17@wp.p
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł