Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstęp
  - Confessione
  - Dwie strony zwierciadła
  - Jak Śniłem?
  - Królestwo Światła
  - Monospace
  - Otchłań ponad morzem
  - Notes przydrożny - dygresje.
  - Odszedłeś...
  - Oneirika_05099
  - Oneirika_55645
  - Oneirika_919
  - Oczekiwania, nadzieje, rozczarowania
  - Poniedziałek
  - Sarriss z Czarnej Zatoki (1/6)
  - System
  - Ścieżki losu
  - W krainie
  - Tremoriańskie drogi
  - Ucieczka
  - Wigilia z Tobą
  - Wyśniłam Cię
  - Zaproszenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Tremoriańskie drogi


Hejhops

Nigel: "Zgoda buduje, niezgoda rujnuje". Kłótnia nigdy nie wychodzi nam na dobre.


Było piękne, letnie popołudnie, a bezchmurne niebo nad królestwem Tremorii było tego dowodem. Może 'królestwo' to może zbyt wielkie określenie dla jednego miasteczka i kilku tysięcy hektarów połaci leśnych, ale nikomu ono zbytnio nie przeszkadzało. Ba, wszyscy mówili po prostu Tremoria.

Słynęła ona z mocnych trunków, ilości domów publicznych przypadających na jednego mieszkańca oraz traktów. A nie były to zwykłe trakty, o nie. Drogi rozchodzące z Tremorii sięgały każdego zakątka 'królestwa' i były bardzo często eksploatowane przez podróżników, którzy miast odnaleźć bogactwo i tanią pracę, znajdywali dziury w swoich sakwach. Pewnie dlatego w różnych kręgach popularne stało się powiedzonko: "Wszystkie drogi prowadzą z Tremorii". Jednak nie wszyscy podążali w kierunku "gdziekolwiek, byle dalej stąd". Niektórzy właśnie mieli się przekonać o gościnności rdzennych mieszkańców tegoż państewka. A właściwie to rdzenni mieszkańcy Tremorii mieli zdobyć doświadczenie w kontaktach międzyrasowych.


Leśnym traktem podążał czterokołowy, zadaszony wóz zaprzężony w dwa brązowej maści rumaki. Gdyby ktoś przebywał w pobliżu, dostrzegłby w nim dwie zbrojne postacie: małego i krępego nieludzia i wysokiego pięknego elfa. Kto inny, wyczulony na bodźce dźwiękowe, dosłyszałby taką oto rozmowę:


- Jestem już na to za stary - powiedział krasnolud - 20 lat w tajnych siłach specjalnych jej królewskiej mości potrafi wykończyć każdego. Nawet mnie...

- Eee tam, przesadzasz - odparł elf - co to jest 20 lat? Ja pełnię służbę już u trzeciego władcy z tej dynastii i nie czuje się aż tak zmęczony... Nie wiem co się z tobą dzieje. Zawsze byłeś krzepki, pełen werwy, woli walki... Wiele razy ratowałeś mi życie zręcznie machając swoim toporem. Nie możesz tak po prostu odejść.

- Nie czuje się już taki bezpieczny w tych stronach... Mam żonę i trójkę dzieci, nie mogę ryzykować ich przyszłości...

- Czy poważnie się nad tym zastanowiłeś? Czy na pewno tego pragniesz? Pomyśl, czy nie będzie ci brakowało tego dreszczyku emocji? - strzelał pytaniami jak z łuku elf.

- Bezpieczeństwo moich dzieci jest priorytetem. Bez względu na to jakich emocji dostarcza mi praca, musze zawsze o nich pamiętać... - skłamał krasnolud.

- Ożenek z kobietą rasy ludzkiej nie był najlepszym pomysłem... Namąciła ci w głowie kobieta, oj namąciła.

- I tak ją kocham - powiedział Sherrdan beznamiętnie - zawsze będę ją kochać.

- Każdy tak mówi. Zobaczysz jak to się skończy - trwał w swojej myśli elf, nie zważając na emocje, a raczej ich brak, w wypowiedzi krasnoluda.

- Co ty wiesz o zakochaniu? Ty stary babiarz jesteś! - sparafrazował słynne powiedzonko krasnolud, sprytnie zmieniając temat rozmowy.

- Ano jestem. Już taką mam naturę... Przynajmniej nie jestem z niczym związany... Nie mam nic do stracenia... - przyznał elf.

- Skoro nie jesteś z niczym związany, to czemu nie odejdziesz od Tremoriańskich Rycerzy Pokoju? Czyżbyś jednak czuł jakiś sentyment do tej śmierdzącej imitacji miasta?

- Chciałbym, ale nie mogę. Skłamałem, że nic mnie tu nie trzyma... 190 lat temu, w wigilię Czerwonych Świątek zginęli moi rodzice. Poprzysiągłem zemstę zabójcom... Wstąpiłem do TRP aby podszkolić się w rycerskim fachu. Złożyłem przysięgę wierności królowi Tremorii. Ani się obejrzałem i stuknęło sto-kilka lat... Nigdy nie odnalazłem zabójców. Ale przysięga nadal zobowiązuje. Niestety.

- Walić przysięgę! Nie czytałeś kodeksu praw? Jest tam mowa o jakimś przedawnieniu. Można by to wykorzystać do...


W tej właśnie chwili rozległ się trzask, droga została zagrodzona przez zwalony pień drzewa. Zanim nasi bohaterowie się zorientowali, byli otoczeni przez 9 ubranych w przedziwne, skórzane zbroje, wyekwipowanych w jeszcze dziwniejsze bronie rdzennych mieszkańców Tremorii.


- Wysiadać! Ręce na końskie grzbiety, żadnych gwałtownych ruchów! - wykrzyczał przywódca [choć o tym dwaj rycerze nie mieli pojęcia].


- To wszystko twoja wina, brudasie! - krzyczał Morian na swego kompana Sherrdana. Mówiłem żebyś nauczył się prowadzić. A ty nie, nie. Jeździsz jak stara baba, dałeś się zaskoczyć takim frajerom!

- Mów za siebie fujaro losu! Gdybyś nie nawijał o jakiś pierdołach i nie uśpił mojej czujności nic by się nie stało! - odparował atak elfa krasnolud.

- Sam jesteś fujarą, brudasie! Pieprzony nieudacznik! Kurdupel! Do niczego się nie nadajesz! Nawet gnoju w stajni nie umiesz przerzucać!

- Odwal się fujaro! - zripostował swoim ulubionym powiedzonkiem Sherrdan. Gdybyś nie bawił tyle czasu w chędożelniach, byłbyś nadal czujny!


- Akhem, przepraszam że przeszkadzam, ale nas jest dziewięciu, mamy wyciągniętą broń i chcemy abyście się poddali - przerwał rezolutnie ten jakże uroczy dialog dowódca zbójów.


- Zamknij ryja bo ci pęknie szyja! - elokwentnym chórem odparli nasi milusińscy - Jak coś nie pasuje to podejdź tutaj, załatwimy to jak mężczyzna z elfem - dorzucił Morian.


Krasnolud i elf nie mogli sie nadziwić inteligencji, a raczej jej brakiem u przywódcy. Ten odłożywszy broń podbiegł do elfa i chciał wyjaśnić zaistniałą sytuację w sposób zaproponowany przez tego drugiego. Sielankę nagle przerwał Sherrdan.

"Jeśli nie możesz oddychać, nie możesz tez krzyczeć" - tego starego, nieludzkiego przysłowia nie mógł znać dowódca. I niestety nigdy nie poznał, albowiem kiedy wykrzykiwał je krasnolud, jego głowa na trajektorii lotu właśnie napotykała ziemię.

W tym samym momencie trzech rabusiów padło rażonych gromami. Zdanie to można przyjąć dosłownie i w przenośni, ponieważ strzały Moriana przejawiały dziwne magiczne właściwości znane tylko wtajemniczonym. Chwilę potem następni dwaj mogli zostać dawcami przeszczepów, lecz świeże ręce i nogi nie miały stosownego zastosowania w tamtych czasach. Pozostali trzej widząc jakie spustoszenie wśród niejednej armii uczyniłaby ta nietypowa kompania, postanowili czym prędzej się oddalić. Mieli szczęście. Jak to potem mówił krasnolud: "Już nie te lata..."


Gdyby w pobliżu przebywał mało utalentowany bard, utrwaliłby tą potyczkę w taki sposób:

"Sherrdan i Morian na jednym trakcie walczyli,
lecz nawet się nie zmęczyli,
choć wrogów przewaga była dość spora,
to wróg musiał iść do doktora."

Gdyby w pobliżu przebywał bardziej utalentowany bard, ta pieśń wyglądałaby trochę inaczej. Niestety, w pobliżu nie było żadnego barda.


- Przepraszam za tego brudasa, stary - zaczął elf.

- Nie ma sprawy. Choć myłem sie niedawno. Jakieś 3 tygodnie temu... Przepraszam za te chędożelnie. Każdy ma prawo do rozpusty, nawet elf.

- Luzik, stary. Mnie trudno jest urazić. Zresztą masz rację... Trochę przesadzam. To przez nadmiar czasu. Ostatnio nic ciekawego się nie wydarzyło... Cały czas rozwiązujemy sprawy przemytu trumien, nielegalnego handlu krasnoludzkim chlebem... NUDY!

- Mówi się trudno. Takie czasy...

- Dobra zbieramy się. Przed zachodem Słońca muszę być w Tremorii. Mam ważne spotkanie, jeśli wiesz o czym mówie - mrugnął porozumiewawczo elf.

- No to jedźmy. Czas nagli...


Niestety w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby opisać to zajście. Znaczy się prawie nikogo... Bo ja tam byłem i gorzałkę piłem, a com [chyba] widział i [chyba] słyszał w wersy te wsadziłem.

Hejhops
poczta: hejhops@skrzynka.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł