Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstęp
  - Confessione
  - Dwie strony zwierciadła
  - Jak Śniłem?
  - Królestwo Światła
  - Monospace
  - Otchłań ponad morzem
  - Notes przydrożny - dygresje.
  - Odszedłeś...
  - Oneirika_05099
  - Oneirika_55645
  - Oneirika_919
  - Oczekiwania, nadzieje, rozczarowania
  - Poniedziałek
  - Sarriss z Czarnej Zatoki (1/6)
  - System
  - Ścieżki losu
  - W krainie
  - Tremoriańskie drogi
  - Ucieczka
  - Wigilia z Tobą
  - Wyśniłam Cię
  - Zaproszenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Otchłań ponad morzem


Jason Manson

Nigel: Nie wiem co napisać. Smutne i bardzo ładne.


Wzburzone morze białymi bałwanami rozbijało się o piaszczysty brzeg. Niewysoka postać, stojąca na wydmach, wpatrywała się w bezkres mroku rozlanego nad niespokojną wodą... Mały chłopiec, z rozwianą rudą czupryną, pomimo szalejącego szturmu i tego co za sobą niósł: przenikliwego zimna i padającego deszczu, niezłomnie stał na swym posterunku. Światło latarni morskiej już dawno rozbłysło, zataczając swe kręgi na nocnym niebie, żółtym, ciepłym światłem... Za przysłoną ciężkich deszczowych chmur, na niebie z pewnością, górowały już setki milionów gwiazd... Srebrzysta tarcza księżyca ujawniła swe oblicze... Lecz nie tej nocy.
Tegoż wieczoru słońce nie znikło za horyzontem... Straciło swój blask, najpierw pod cienką zasłoną, potem za kolejnymi obłoczkami, by wreszcie kompletnie zgasnąć - przykryte grubym kocem szarych kłębów, które przyniosły ciemność... Niepewność i strach.
Chłopiec, poruszony nagle widokiem znajomego żółtego kształtu, wyłaniającego się z ciemności, zbiegł z wydmy ku brzegu pozostawiając za sobą ślady w grząskim, mokrym piasku... Zatrzymał się. To jego wyobraźnia drwiła z niego. Brzeg pozostawał pusty - szarpany jedynie pianą morskich fal.
Chłopięce oczy powoli zasnuły się mgła łez ... Łez rozpaczy, które cisnęły się do oczu.

Wiatr wzmagał się...
Zielone źdźbła długich traw rozkładały się, na polach, pod jego naporem... Krople padającego deszczu pląsały pomiędzy podmuchami... Ogołocone z liści drzewo, stojące na skraju niewysokiego, kamiennego murku, kłaniało się przed majestatem wzmagającej się wichury.
Całą tą tajemniczość, ogarniętego mrokiem wrzosowiska, zakłócało ciepłe jasne światło, stojącego na tle zielonych wzgórz, kamiennego domku. Blask, który przez szybę wylewał się na zewnątrz, niesiony przez wiatr, zdawał się potęgować tajemnicę nocy... Nocy rozszalałej w krzyku morskich fal i gwałcie targanego wiatrem morza. Wewnątrz domu panowała cisza przerywana jedynie nielicznymi świstami wdzierającego się, przez szparę w oknie, wiatru. Kobieta, ubrana w gruby wełniany sweter, siedziała przy drewnianym stole z twarzą zatopioną w drżących dłoniach... Długie kosmyki rudawych włosów splatały się między palcami... Jej cichy szloch, stłumiony przez złowrogą grę wietrznego skrzypka, zdawał się być coraz głośniejszy... Tylko na chwilę urywał się - kiedy kobieta odrywała od dłoni swą, mokrą od łez, twarz żeby spojrzeć w kierunku okna... Wiedziona choćby najcichszym szmerem spoglądała przez zamazaną od deszczowych kropel szybę, by usłyszeć jedynie wietrzną melodię i ujrzeć ciemność nocy.
Co chwilę zrywała się z krzesła... Biegła w kierunku okna. Wspierając swe ręce na drewnianym parapecie przyciskała twarz do szyby, by lepiej ujrzeć zewnętrzny świat poprzez zalewającą go ciemność i deszcz... Wciąż miała nadzieje, że ujrzy, znajomą jej, postać.

Mała, skulona, trzęsąca się z zimna, chłopięca sylwetka siedziała na starym pniu wyrzuconym niegdyś przez morze. Nie zważywszy na istną ulewę, przenikliwy chłód i szalejący wiatr, chłopiec siedział w bezruchu przyglądając się spienionym falą wynurzającymi się z ciemności, w której pogrążało się morze. Nawet przerażający ryk zbliżającej się burzy, której pioruny cięły czarną tkaninę nieba, nie zdołał
go wystraszyć. Łzy, płynące po jego policzkach jeszcze kilka chwil temu, zdążyły już zaschnąć...
"Muszę być twardy" - szeptał do siebie. Tak uczył go ojciec... Nie mógł go zawieść; poddać się...
Ulec złowrogo patrzącego nań oku Neptuna, który rozpętał cały ten chaos.
Wspominał go miło... Zawsze tak będzie go wspominać. Mały chłopiec sięgał w najgłębsze zakamarki swej wyobraźni:
Na tle zachodzącego słońca wyłaniała się z światłości czyjaś sylwetka. Mężczyzna w starym podniszczonym już wełnianym swetrze, w czarnej rybackiej czapce na głowie i z drewnianą fajką między zębami, stąpał po mokrych od popołudniowego deszczu kamieniach. Zawsze z życzliwym uśmiechem na twarzy, machał ku niemu... Kiedy wreszcie był blisko zrzucał z pleców stary wór i brał chłopca na ręce... Niósł go do domu... Potem... Każdego wieczoru opowiadał mu historie - te, które chłopięca wyobraźnia połyka w całości... Historie o smokach, rycerzach mórz i dalekich krainach... O przygodach na morzu, o dzielnych korsarzach przemierzających oceany w poszukiwaniu przygód... Smutne chłopięce oczy rozbłysły iskierkami wykrzesanymi ze wspomnień... Nagle... Nieruchoma postać poderwała się do góry... Z rozlanego, czarnego atramentu nocy, wyłoniła się nieznajomy kształt, niesiony przez rozszalałą wodę... Nieznajomy, a jednak bliski małym wspomnieniom. Dziecięce oczy obserwowały jego ostatnią podróż na piaszczystą plaże... Wreszcie, gdy zarył on w mokrym piasku, mała postać podeszła do niego...

Ciemność, rozlana za oknem, złowrogo nasycona była pustkę. Grube krople deszczu spływały po szybie... Krople tak obfite niczym gorzkie łzy rozpaczy, które połykała szlochając tego wieczoru. Oderwała swe mętne oczy od szyby. Spojrzała w odbicie rozlane na szkle... Strach i rozpacz, wyryte na jej twarzy sprawiły, że ta postarzała się w jednej chwili: Młode, niegdyś, oczy stały się teraz niczym u starego mędrca... Twarz orały liczne zmarszczki, a włosy, jeszcze tego poranka lśniące ognistą barwą w słonecznym blasku, stały się matowe - jakby straciły swą barwę.
Odwróciła głowę od tego smutnego widoku. Rozglądając się po pustej izbie spostrzegła, lekko już poblakła, fotografię w czarnych solidnych ramach...
Koło starej, żółtej łodzi, stał mężczyzna... Przygryzając w zębach, podniszczoną już, fajkę reperował porozrywane sieci... Był pogodny i uśmiechnięty. Jego rudawą głowę zdobiła czarna czapka, on sam przyodziany był w gruby wełniany sweter. Pamięta ja mu go uszyła... Zakładał go gdy wypływał w morze... Założył go i dzisiejszego ranka, gdy zarzucił na swą łódź sieci i wypłynął na błękitny bezkres morskiej ciszy... Zawsze kiedy powracał z pełnymi sieciami mówił jej, że to dzięki podarunkowi, że to on przyniósł mu szczęście w połowach... Dziś jednak nie wrócił.
Czekała na niego z małym Rojem... Ciemność spowiła niebo... Rozszalały wiatr zakłócił kojący spokój rozległej wody. Nastał czas zachodu słonecznej tarczy... Niewidoczny, a jednak obecny... Minął czas kolacji, do której zawsze zasiadali w trójkę... On nadal jednak nie wracał. Łzy znów spłynęły po jej bladych policzkach... Próbowała je wytrzeć wierzchem wełnianego rękawa, lecz to nie miało najmniejszego sensu, gdyż w ich miejsce pojawiały się nowe. Podeszła do chropowatej, ceglanej ściany. Przybliżyła drżącą dłoń do wiszącej na niej fotografii... Chciała dotknąć mężczyznę na zdjęciu... Chciała żeby ten pochwycił ją w swe silne ramiona - tak jak to zawsze robił, żeby ją przytulił... Nazwał swym kwiatuszkiem. Dotknęła jego wizerunku... Cofnęła nagle swą dłoń przestraszona nagłym błyśnięciem za oknem i towarzyszącym mu hukiem.
Podeszła bliżej szyby zostawiając za sobą starą fotografię. Niebo jarzyło się raz po raz jaskrawymi smugami tnącymi przez niebo. Wiatr wzmagał się, a krople deszczu coraz głośniej wystukiwały na szybie swą smutną melodię.
Stanęła na progu domu... Zasłaniając oczy, przed wiatrem i zacinającym deszczem, krzyknęła:
- Roy!... Cisza... Chłopiec nie odpowiadał.
Wyszła z domu i poczęła rozglądać się po gospodarstwie... Obeszła dom... Pusto. Przykładając dłoń do czoła zaczęła wpatrywać się w pustą ciemność wrzosowiska - niewiele widziała pośród padającego deszcze i nocy. "Gdzie on u licha jest?" - zaczęła nerwowo kręcić się w miejscu... Jej wzrok zatrzymał się raptem na małej drużce prowadzącej ze wzgórza na plaże. Wiedziona matczynym instynktem pobiegła po błotnistej ścieżce.

Chłopiec, nie bacząc na obmywającą go wodę, klęczał na brzegu przyciskając do piersi, swymi malutkimi rączkami, kawałek drewna. Łzy, płynące po różowych policzkach, kapały z jego drżącej brody... łkanie, jakie mu przy tym towarzyszyła, zagłuszało krzyk kobiety stojącej na zielonym pagórku nieopodal.
Ta przyglądając się malutkiej nieruchomej sylwetce na brzegu, zbiegła na piaszczyste wydmy...
Przebiegła obok starego powalonego drzewa i zatrzymała się na grząskim piasku. Spojrzała pytająco na chłopca...
Malutka, przygarbiona postać, klęczał w wodzie... Ciało chłopca było nieruchome, tylko jego głowa od czasu do czasu drżała jakby w spazmatycznym płaczu.
Powolnym krokiem ruszyła w kierunku klęczącej postaci - jej ślady, na grząskim piasku, pokrywały się ze śladami jakie pozostawił za sobą chłopczyk. Podeszła bliżej... Chłopięcy szloch, komponował się z szumem wzburzonej wody w tragiczną melodię. Delikatnym ruchem dotknęła rudej, dziecięcej głowy.
Chłopiec odwrócił się powoli w jej kierunku... Twarz miał mokrą od łez... Jego przymknięte oczy otworzyły się nagle. Błagalnym wzrokiem spojrzał na matkę, stojącą przed jego obliczem, odkrywając w tej samej chwili żółty kawałek drewna, który trzymał przy swej drżącej piersi.
Kobieta zamarła na chwilę przyglądając się kawałkowi z łodzi swego męża...
Padając na kolana, obok chłopca, przytuliła go mocno do swej piersi. Przymknęła oczy, a spod jej powiek wypłynęły grube łzy.
Deszcz powoli ustał... Grzmoty jakby nagle zamilkły, a wiatr umilkł nad splecionymi w uścisku postaciami... Jedynie morze szumiało wciąż złowieszczo, choć na moment zdawało się zamilknąć litując się nad losem klęczących na jego brzegu postaci.

(Jesień 2001)

Jason Manson
poczta: jasonmanson@poczta.onet.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł