Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstęp
  - Confessione
  - Dwie strony zwierciadła
  - Jak Śniłem?
  - Królestwo Światła
  - Monospace
  - Otchłań ponad morzem
  - Notes przydrożny - dygresje.
  - Odszedłeś...
  - Oneirika_05099
  - Oneirika_55645
  - Oneirika_919
  - Oczekiwania, nadzieje, rozczarowania
  - Poniedziałek
  - Sarriss z Czarnej Zatoki (1/6)
  - System
  - Ścieżki losu
  - W krainie
  - Tremoriańskie drogi
  - Ucieczka
  - Wigilia z Tobą
  - Wyśniłam Cię
  - Zaproszenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Ucieczka


Jason Manson

Nigel: Szczerze mówiąc, bałem się że się gorzej skończy.


Poblask zachodzącego słońca odbijał się w kałużach, powstałych w czasie deszczu, na żwirowej dróżce. Zalane niknącą światłością słońca drzewa zdawały się płonąć pomarańczową mgłą. Ich wilgotne liście bezdźwięcznie szeleściły na jesiennej bryzie. Szkliste jezioro zastygło, odbijając leniwie dryfujące chmurki zdawało się być idealnym lustrem. Ciszę i spokój nadciągającego zmroku przerywało jedynie głuche i rytmiczne chrobotanie kamyków, rozsypanych na drodze, pod naporem ciężkich butów.

Stanęła... magiczny moment, pochłaniający zachwyt nad otaczającym ją bajkowym światem uleciał z niej w jednej chwili. Nadciągający zmierzch otulił ją swym chłodem, tak jak do niedawna obejmował ją On. Roztarła ramiona... Delikatny podmuch wiatru rozwiał jej włosy. Teraz brakowało jej dłoni, która poprawiłaby je, objęła jej drżące ciało. Dłoni, która ujęłaby jej zmarzniętą, delikatną, ocierającą łzy z jej policzka... łzy, które jeszcze kilka dni temu znikały pod wpływem delikatnego, ciepłego dotyku. Potrafił ją pocieszyć. Mówiąc: "Będzie dobrze..." sprawiał, że wszystkie jej smutki odpływały wraz z jego ciepłymi słowami. Wysoki, przystojny, zawsze pełen uczucia... Kochający ją... niegdyś. Teraz to minęło, odeszło z zatrzaskującymi się za nim drzwiami... i już nigdy nie wróci.

Kolejna łza pojawiła się na jej policzku. Spłynęła po nim i zatrzymała się w kąciku ust... ust, które drżały całymi nocami wspominając wspólnie spędzone wieczory przy świecach i butelce białego wina.

"Głupia jestem" - powtarzała sobie ocierając smutek z twarzy. Odkąd tu przyjechała całymi dniami przesiadywała w domku na drugim brzegu jeziora, płacząc w poduszkę, lub wspominając... jego. Dopiero tego wieczoru postanowiła zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, wyjść z pustych czterech ścian, w których dławiła się swym cierpieniem. Nadal jednak nie mogła zapomnieć spędzonych razem dni, nocy... poranków, kiedy budziła się w jego ramionach i wieczorów, kiedy zasypiała u jego boku. Wspólnych spacerów w świetle księżyca, podczas mroźnych niedzielnych poranków i późnych sobotnich popołudni. Przypominała sobie dzień, w którym go poznała... Siedział przy stoliku i czytał książkę. Przyglądała mu się przez pewien czas. On pogrążony w swej lekturze, dopiero po kilku dobrych chwilach oderwał od niej wzrok i spojrzał w jej kierunku... jego oczy... obraz rozmywał się powoli... kolejne łzy napływały do oczu. Teraz już widziała tylko znikającą za drzwiami sylwetkę, a w głowie dźwięczały jej, jego ostatnich słowa i głośny huk zamykanych za sobą drzwi... Widziała to wyraźnie - obraz dnia przed ich wspólnym wyjazdem nad jezioro.

"To już koniec" - powiedział, zanim wybiegł z mieszkania pozostawiając ją w półmroku. Płakała. Płakała całą noc. Chciała zaszyć się, uciec jak najdalej, tak aby nikogo nie widzieć. Udało jej się. Przyjechała tu... Ich wspólny wyjazd, chwile samotności, jakie mieli przeżyć okazały się samotnością tylko jednego z nich... samotnością i cierpieniem. Dopiero teraz gdy stała pośród zapadającej nocy zrozumiała to.


Jesienny poranek rozkwitał do życia. Ciche osiedle na skraju nadmorskiego lasku wydawało się powstawać razem z nim.

Wyjrzała przez okno. Panowała cisza... prawie tak idealna, że zdawało się słyszeć rozmywające brzegi fale... ich szum. "Czy to możliwe?" - pomyślała patrząc ponad ostatnie piętra szarych budynków, przysłoniętych wierzchołkami topoli, nad którymi słońce z całych swych sił próbowało na dobre przebić się przez zgiełk miasta.

Zielone drzewo za jej oknem ze wszystkich swych sił próbowało zdobyć ostatnie krople życiodajnej mocy złotych promieni słonecznych, które coraz śmielej przebijały się przez poranną mgiełkę, a które niedługo już miały nie wystarczyć do życia, pozwalając na śmierć, z której za kilka miesięcy znów powstać miało nowe, zielone życie. Patrzyła tak na nie przez dłuższy czas. Przypomniała sobie tęskny spacer poprzez swe smutki jesiennym samotnym wieczorem... Obserwowała "parujące" mokre ulice i sponiewierane w mgle słońce odbijające się od przyciemnionych szyb auta zaparkowanego tuż pod jej oknem.

Odwróciła się oślepiona nagłym blaskiem. Rozejrzała po pokoju. Był pusty, zimny i... samotny tak jak ona. Postanowiła coś zmienić. Pozbyła się wszystkich rzeczy, które jej o nim przypominały... Wszystkich tych kolorowych drobiazgów, które tak jak on kiedyś przepełniały ją radością, a które teraz sprawiały, że jej oczy stawały się znów puste niczym bezkresna otchłań, mętne jak dno oceanu i szkliste. Wyrzuciła je wszystkie. Wyrzuciła jego zdjęcia... Pozbyła się każdej rzeczy, która niosła znamiona jego obecności... Prawie każdej... Spojrzała na pełną popielniczkę stojąca na stole. Sama nie paliła... jego niedopałki leżały w tym samym naczyniu, po które sięgał za każdym razem siedząc na skórzanej kanapie... "To głupie" - pomyślała. Sentyment, ostatnia oznaka jego materialnej obecności w jej życiu. Już dawno chciał się jej pozbyć, lecz... nie mogła. Nie potrafiła... nie chciała. Tłamsiła to w sobie przypominając za każdym razem o tych wspaniałych chwilach, jakie z nim dzieliła... Chwilach po których pamięć leżała teraz w zielonej, porcelanowej popielniczce na szklanym stoliku obok okna.


Usiadła w kącie ściskając w dłoni złoty krzyżyk. Łza popłynęła jej po policzku... jedna jedyna, przepełniona goryczą jak całe morze, które przelała nocami w poduszkę w ciągu tych kilku ostatnich tygodni. Pamiątka, sentyment... prezent. Dostała go w rocznicę ich pierwszego, wspólnego miesiąca. Nosiła go nieświadomie przy swym złamanym sercu. Pozbyła się sentymentów, lecz ten pozostawiła sobie... nieświadomie. Dopiero dziś go zdjęła. Przestała się oszukiwać. Nie miała już złudzeń, nie po tym jak zobaczyła go... z nią. Spacerowali po parku. Usiedli na zielonej, jeszcze troszeczkę mokrej od porannego deszczu trawie. Patrzyli na siebie w ten sam sposób, który przeznaczony był niegdyś tylko dla niej. Obejmował ją wtedy ramieniem i nazywał swoim słoneczkiem, tak jak teraz obejmował inną. "Ciekawe co jej mówi?" - zastanawiała się próbując powstrzymać szloch - ten jednak zdawał się być niepohamowany... Pocałowali się... właśnie wtedy to zrozumiała. Już o niej nie pamiętał, jej bezgraniczna miłość przerodziła się w ból. Ból, który wydawał się już nigdy nie odejść. "A jego wielkie uczucie?" - dopytywała się w głębi siebie... Odeszło. Znalazł inną, teraz ją obdarzy boską mocą, teraz ją obejmować będzie podczas romantycznych wieczorów... teraz ona będzie rozmarzona w jego smutnych oczach, tak jak kiedyś było to z nią.

Od czasu ich rozstania widział go już kilka razy... zawsze jednak samego. Szedł przed siebie. Oczy jak zawsze wbite miał w chodnik pod swymi nogami, zdradzając tym swą nieśmiałość. Nieśmiałość, która była tylko pozorem. Zawsze skruszony, trochę jakby pochłonięty jakimś wielkim smutkiem, był tak naprawdę... inny. Potrafił cieszyć się, śmiać... uśmiechał się często. Kiedyś myślała, że to dzięki niej, lecz teraz niebyła już tego taka pewna.

Chłód wdzierający się do pokoju przez otwarte okno owinęło się wokół niej niczym koc utkany z zimnych dreszczy. Wstała dość niezgrabnie z podłogi. Zasiadła na kanapie. Kiedyś siedzieli na niej razem, a teraz... Spojrzała w stronę okna. Ciemność spowiła miejską aglomerację szarych i smutnych budynków, ogołoconych z liści drzew i kilku smutnych i pustych ławek ustawiony przy parkowych alejkach. Ruchliwe jeszcze ulice, rozświetlone licznymi lampami, zdawały się płonąć niczym drzewa we mgle zachodzącego słońca. W mieszkaniu panowała cisza... cisza i ciemność. Dwaj sprzymierzeńcy samotności. Rozejrzała się dokoła. Cienie martwego drzewa za jej oknem, tańczyły na śnieżnobiałej ścianie. "W tym roku jesień nadeszła szybko" - uśmiechnęła się do siebie przez łzy, obracając w palcach złoty krzyżyka. "Nie warto" - powiedziała na głos, choć szloch przytłumił jakby wypowiedziane słowa. Spojrzała na krzyżyk. Ostatnią pamiątkę... Otarła z twarzy łzy. Przesunęła rękę nad porcelanowe naczynie stojące obok na stoliku... przechyliła dłoń. Złoty sentyment spadł bez głośno na dno zielonej popielniczki.

(10.2001)

Jason Manson
poczta: jasonmanson@poczta.onet.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł