Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstęp
  - Confessione
  - Dwie strony zwierciadła
  - Jak Śniłem?
  - Królestwo Światła
  - Monospace
  - Otchłań ponad morzem
  - Notes przydrożny - dygresje.
  - Odszedłeś...
  - Oneirika_05099
  - Oneirika_55645
  - Oneirika_919
  - Oczekiwania, nadzieje, rozczarowania
  - Poniedziałek
  - Sarriss z Czarnej Zatoki (1/6)
  - System
  - Ścieżki losu
  - W krainie
  - Tremoriańskie drogi
  - Ucieczka
  - Wigilia z Tobą
  - Wyśniłam Cię
  - Zaproszenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Poniedziałek


Jakub "Jointjames" Palica

- CZYLI (NIE)FILOZOFICZNA POWIASTKA Jakuba P.

To opowiadanie chciałbym zadedykować (i podziękować tym samym) wszystkim moim prawdziwym Przyjaciołom. Za to, że zawsze jesteście ze mną i za to iż moje życie dzięki Wam nabiera nowego sensu i doświadczeń...
AUTOR

Nigel: Ja polecam koledze pisanie scenariuszy do filmów, nie zapominając oczywiście o NoName. :)


PRELUDIUM


      Nazywam się Stępień. Tak, wiem że to dziwna ksywa. Zastanawiacie się pewnie skąd się wzięła, więc Wam powiem... Właściwie pochodzi ona od wykreowanej przez Macieja Ślesickiego1 postaci. Był to podstarzały policjant, który lubił "zaglądać do kieliszka" i miał ogromną wadę wzroku. Ja aż tak złego wzroku co prawda nie mam, że jednak najlepszego nie posiadam z braku laku zostałem ochrzczony właśnie jego ksywą... Oto cała, doskonale namacalna geneza mej ksywy, wszystko jasne, nie??? Mój wygląd można dosyć prosto sprecyzować - jestem wysokim facetem o bliźnie na lewej skroni, który strasznie nie lubi kłopotów, lecz te kleją się do mnie niczym mój koleś do pewnej dziewczyny. A wszystko zaczęło się od pewnego poniedziałkowego poranka...


"ZASPANY PORANEK"


      Jaki wydajesz z siebie odgłos, gdy budzisz się na cholernym kacu w obcym sobie miejscu? Nie trudno się chyba domyśleć, co?

- Kurwa? - zapytałem sam siebie przecierając oczy i podnosząc się ciężko.

Z tego co rejestrował mój wzrok znajdowałem się w niewielkim pomieszczeniu... Obok mnie stało sporych gabarytów łóżko, musiałem więc spać obok niego opierając się o ścianę, byłem cholernie zdrętwiały i obolały. Podniosłem się ciężko i momentalnie opadłem na kanapę, głowa odezwała się potwornym bólem i kazała ciału powrócić w stan spoczynku... Podniosłem się jeszcze raz, tym razem wolniej... Obok łóżka leżało kilka opróżnionych z zawartości butelek i puszek po piwie oraz stos rzeczy wyrzuconych z szafek... "Ale musiałem pobalować" pomyślałem podnosząc się i przeciągając zdrętwiałe kości po czym wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów by po chwili zaciągać się aromatycznym dymem, to uspokoiło trochę szalejącą głowę ale za to poczułem nieodpartą pokusę napicia się czegoś, w moich ustach panowała bowiem niesamowita susza przy której ta na pustyni Sahara chowała się pod stół... Obszedłem więc łóżko i otworzyłem drzwi będąc przygotowanym na widok moich przyjaciół, którzy pewnie powitają mnie tekstem w stylu "jak tam Stępień?? Suszy co"... Zamiast tego zobaczyłem... Leżących ludzi umazanych krwią... Ich twarze zastygły w grymasie przerażenia, a bezwładne ciała były podziurawione jak przysłowiowe sita... Na ścianach widniały te same dziury, odpryski farby oraz zacieki czerwonej posoki... I w tym momencie dotarło do mnie to, w co trudno uwierzyć... Rzuciłem się z powrotem do drugiego pokoju i wybiegłem na balkon... Stałem tak chwilę powstrzymując napływające do oczu łzy i próbując ogarnąć zaistniałą sytuację... Z moich ust wytrysnął dosłowny potok wymiocin, który spadł z impetem z wysokości siódmego piętra po czym rozbił się o beton. Otarłem usta wciągając łapczywie powietrze do płuc... Po chwili jednak akcja powtórzyła się... Dopadł mnie również napad kaszlu, więc odkaszlnąłem dziko plując śliną zmieszaną z wymiocinami... "To koszmar" myślałem patrząc mało rozumiejącym wzrokiem na przeciwległe bloki, które wznosiły się monumentalnie ponad ziemią... Tam ludzie dopiero budzą się ze snu... Jedni jadą do pracy, drudzy wstali aby zrobić sobie jedzenie a ja??? Obrzuciłem mało rozumiejącym wzrokiem podwórko, znajdował się na nim niewielki skwerek z trawnikiem oraz nieduży parking. Starszy mężczyzna spojrzał w moją stronę po czym pokręcił smutno głową, ja się mu bynajmniej nie dziwiłem. Nieopodal kilku mężczyzn w czarnych skórach wsiadało do zaparkowanego BMW, jeden z nich odwrócił się i spojrzał w stronę balkonów, wodził przez chwilę wzrokiem po czym powiedział coś do innego... Tamten obrócił się szybko w jego stronę by po chwili przenieść wzrok we wskazane przez kolegę miejsce...

- BOŻE! - syknąłem, ONI PATRZYLI SIĘ W MOJĄ STRONĘ.

Po chwili z samochodu wypadło jeszcze dwóch, porozmawiali moment po czym szybkim krokiem ruszyli w stronę bloku... Nie musiałem czekać długo gdy w moim mózgu rozległ się głośny sygnał alarmowy, który brzmiał "uciekaj". Rzuciłem się do drzwi wyjściowych, wypadłem do przedpokoju i otworzyłem drzwi na korytarz.. Zanim wyszedłem spojrzałem smutno na postać leżącą najbliżej drzwi, z wyrazu jego twarzy można było wyczytać nieme "za co"... Wypadłem na korytarz dysząc ciężko!! Jedne było pewne - musiałem stad szybko zniknąć, tylko w jaki sposób?? Na pewno obstawią wyjście i windę!!! Więc jak??? Przez balkon nie wyjdę, chyba żeby skok z siódmego pietra (odpada!) lub skok na położony nieopodal balkon (niebezpieczne!)...

- Szlag by to! - warknąłem i nagle oświeciło mnie.

Rzuciłem się w stronę schodów po czym ruszyłem w górę... Cztery piętra po dwadzieścia dwa schody każde... Wypalone przez cztery lata papierosy dały o sobie znać, biegłem dysząc ciężko i potykając się o własne nogi, głowa dudniła pulsującym bólem... Gdy dopadłem ostatniego piętra usłyszałem krzyki dochodzące z dołu, ONI JUŻ TAM SĄ!!! Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej otworzyłem okno prowadzące na dach, przywitała mnie piękna słoneczna pogoda tyle ze jakoś mnie to teraz nie bawiło... Zamknąłem je i zapytałem sam siebie "gdzie teraz"??? W oddali dostrzegłem drugie okno prowadzące do sąsiedniego bloku... Ruszyłem biegiem oglądając się za siebie co jakiś czas, czy przypadkiem nie goni za mną któryś z NICH! Otworzyłem je najciszej jak tylko potrafiłem i skrzywiłem się gdy te zaskrzypiało mącąc ciszę... Wpadłem na korytarz, kolejne schody i winda... "Gówno" pomyślałem wybierając schody. Zbiegałem jak tylko najciszej umiałem na ósme piętro aby tam odsapnąć moment i posłuchać czy aby nikt nie nadbiega... Na korytarzu panowała jednak cisza i niewzruszony spokój... Na dźwięk otwieranych drzwi gdzieś z dołu moje serce zakłuło mocno w piersi... Wsłuchiwałem się sapiąc ciężko...

- Zaraz będę mamo! - powiedział ktoś, po czym ruszył w stronę windy.

Szybko zszedłem na dół i zbliżyłem się ostrożnie do muru. Wychyliłem się lekko zza winkla i przyjrzałem się osobie... Był to młody, może 18-letni, chłopak o wyglądzie anorektyka. Popatrzył na mnie po czym nacisnął przycisk przywołujący windę. Stojąc tak i uspokajając oddech obmyśliłem plan działania... Gdy chłopak wszedł do windy podążyłem za nim. Wybrał parter i wtedy odwrócił się w moją stronę. Przywitała go moja pieść, która wylądowała głucho na szczęce, wrzasnął padając na ziemię i trzymając się za miejsce, w które przed chwilą wymierzyłem cios. Nie byłem żadnym tam twardzielem, ale teraz nie miało to znaczenia, celem mojego zachowania było bowiem przetrwanie... Spomiędzy jego chudych palców kapała krew... Chciał wrzasnąć lecz zatkałem mu usta ręką i nacisnąłem na pulpicie windy przycisk "STOP".

- Zamknij mordę to nic ci nie zrobię - powiedziałem patrząc w jego rozbiegane oczy.

Gdy zdjąłem rękę z jego ust natychmiast dobył się okrzyk "pomocy" co spowodowało że musiałem poprawić cios, tym razem z buta w krocze co skutecznie zahamowało jego dalsze wrzaski... Zwinął się jęcząc...

- Chcę tylko twojej kurtki, niczego więcej, rozumiesz??? - powiedziałem nasłuchując czy nikt nie nadchodzi.

Tamten skinął głowa i zdjął ją podając mi trzęsącą się ręką. Założyłem ją i nacisnąłem przycisk opatrzony cyfrą "4". Gdy winda zatrzymała się otworzyłem drzwi i gestem kazałem mu wysiąść...

- Powiedz matce, że dostałeś w mordę pod sklepem!!! - tamten mrugnął oczyma na znak zgody.

Gdy winda zaczęła się domykać zdążyłem jeszcze powiedzieć "dzięki" po czym maszyna znowu ruszyła. Gdy znalazłem się na parterze wyszedłem na korytarz dygocząc z przerażenia. Po wzięciu głębokiego oddechu ruszyłem w stronę drzwi wyjściowych... Serce ponownie zakołatało gdy stanąłem przy drzwiach, "wyjść czy nie wyjść" tylko to pytanie nasuwało mi się teraz na myśl... A co jeśli stoją za drzwiami, a co jeśli zaczną strzelać, czy miałem jakiekolwiek szansę...

- Raz kozie - powiedziałem cicho otwierając drzwi.

Po wyjściu skierowałem się wolnym krokiem w lewo, starając się aby mój chód był jak najbardziej naturalny, chciałem się odwrócić i zobaczyć czy któryś z nich stoi przy bramie ale stwierdziłem, że może się to okazać niebezpieczne... Wszystko idzie świetnie... W pewnym momencie dobiegł mnie odgłos skrzypiących drzwi i tupot butów oraz rozmowa dwóch mężczyzn...

- Jest??

- Gówno jest. Musiał gdzieś się schować!

- Kurwa mać, musimy go znaleźć!!!

- Ale jak, ten pieprzony budynek ma jedenaście pięter po pięć mieszkań każde, mamy przeszukiwać każde po kolei czy jak??

Nie dosłyszałem dalszej części konwersacji moich prześladowców gdyż oddaliłem się na taką odległość gdzie nie docierały do mnie już ich glosy... Gdy skręciłem za blok moja twarz rozpromieniła się uśmiechem, za cholerę nie widziałem tylko co dalej...


DÓŁ SPOŁECZNO - PSYCHOLOGICZNY


      Temu kto sformułował stwierdzenie "alkohol leczy rany" chętnie postawiłbym zimny "browar". Siedziałem w pustym mieszkaniu (rodzice wracali za jedenaście dni znad morza) paląc papierosa i wpatrując się otumanionym wzrokiem w kolejny opróżniony kieliszek. Wódka uspokoiła trochę skołatane nerwy oraz pozwoliła odpocząć na moment od ciężkich przejść minionych godzin... Zastanawiałem się o co mogło pójść i kim byli ci mężczyźni... Wiedziałem też że byłem cholernym farciarzem, gdyby zajrzeli za łóżko leżałbym jako kolejny trup. Kolejny kieliszek sprawił, że mój żołądek skrzywił się, toteż postanowiłem zapić alkohol zimną miętą, którą zaparzyłem sobie przed pójściem na imprezę.

- Boże - jęknąłem zrywając się i biegnąc w stronę toalety, otworzyłem muszle i zwymiotowałem.

Po chwili otarłem twarz i spłukałem klozet... Z moich oczu pociekły łzy... Bólu, współczucia, bezradności, strachu, furii... To zastanawiające ile uczuć może zgromadzić się w ciągu kilku sekund w ludzkim umyśle... Podniosłem się i zrzuciłem z siebie brudne ciuchy przesiąknięte smrodem papierosów, ale tak naprawdę chciałem pozbyć się o wiele gorszego zapachu - dławiącego odoru śmierci. Wszedłem pod prysznic i usiadłem pod nim odkręcając kurek od prysznica, wyregulowałem wodę i dopiero teraz szczerze zapłakałem łkając przy tym jak zbity pies...


      Około 11:00 zadzwonił domofon co sprawiło że oderwałem się na moment od tępego wpatrywania się w grający telewizor. Spojrzałem z przerażeniem w stronę przedpokoju i na drzwi wejściowe, czy aby te nie wyłamie za moment silny mężczyzna w czarnej skórze??? Dźwięk ponownie przeszył ciszę... Podbiegłem do okna w kuchni i delikatnie wyjrzałem przez nie... To mój kolega Piter (którego ksywa pochodziła od angielskiego odpowiednika jego imienia) stał pod drzwiami paląc papierosa, zupełnie zapomniałem, że umówiliśmy się na staw na Maślicach. Wróciłem do przedpokoju i nacisnąłem przycisk przy słuchawce domofonu, i otworzyłem drzwi z zamka po czym wróciłem do kuchni nalać sobie kieliszek...

- Jak to kurwa nie żyją??

Rozmowa toczyła się w kuchni, paliliśmy papierosy.

- Wszyscy... Zabici jak psy...

Piter spojrzał na mnie wciągając dym, był zupełnie zdezorientowany.

- Jak?

- Co ty jesteś z policji czy jak?? - po chwili jednak spuściłem z tonu i odpowiedziałem czując w gardle zgagę - To była egzekucja. Rozstrzelali ich... Zabili... Masakra, pruli do nich jak do kaczek...

- Ja pierdole! - skomentował Piotrek składając dłonie na twarzy.

Zapadła cisza przerywana tykającym zegarkiem marki "QUARTZ". Po chwili mój kolega spojrzał znowu na mnie, nalewałem właśnie kolejny kieliszek, byłem już nieźle zalany.

- Odłóż to Kuba... To nic nie da! - powiedział wyrywając mi z ręki prawie opróżnioną butelkę "Bolsa".

- Oddaj butelkę - powiedziałem nie poznając własnego głosu, pijacki bełkot.

- Nie!

- Że jak??

- To Ci nic nie da Kuba, rozumiesz??

- Pierdole... Oddaj... - znowu zacząłem łkać.

Kolega spojrzał na mnie. Odstawił butelkę i zapytał

- Dobrze się czujesz??

Pytanie zabrzmiało dosyć głupio w obliczu zaistniałej sytuacji.

- W ogóle się nie czuje...

Piter wstał z krzesła i pomógł mi wstać... Rzuciłem się na niego łkając, złożyłem czoło na jego ramieniu i wybuchnąłem histerycznym płaczem...


      Gdy podniosłem powieki zobaczyłem wirujący wiatrak. Leżałem na łóżku w pokoju gościnnym... Przez moment próbowałem sobie przypomnieć co się stało, jednak pamięć spowiła gęsta mgła. Podniosłem się by zobaczyć Pietra, który siedział nieopodal na krześle.

- O Boże - jęknąłem tylko przypominając sobie wydarzenia ostatnich godzin.

- Jak tam? - zapytał z troska w glosie, jego również się załamywał.

Spojrzałem na niego, ale nie odpowiedziałem...


"BEDZIE DOBRZE DZIECIAK, DO GÓRY GŁOWA"


      Spojrzałem w beton, rysujący się jedenaście pięter w dole. Siedziałem prawie na skraju budynku Pitera, ten stał za mną razem z kilkoma Przyjaciółmi - Darkiem, Darią, Michałem, Łukaszem, Rafałem, Dziobakiem, Dawidem. Nikt się nie odzywał, cisze mąciły odgłosy toczącego się jak gdyby nigdy nic życia...

- Co dalej? Masz zamiar skoczyć?? - zapytał Michał.

Nie odpowiedziałem, pomyśl z początku nie wydawał się zły...

- Gówniane rozwiązanie! Poza tym okazałbym się egoistą, nie myśląc jak zareaguje na to moja rodzina... - odpowiedziałem odpalając papierosa.

Cisza...

- Zawiadomisz policje?? - rzucił Piter.

- Czekaj Michał, może jednak skoczę?? - szybka kontra z mojej strony zakończona histerycznym śmiechem, który po chwili uwiązł gdzieś w krtani.

Cisza... Z mojej lewej kieszeni dobył się dźwięk telefonu komórkowego... Kolejny... Kolejny...

- Tak?? - zapytałem zaciągając się głęboko.

- Widziałeś za dużo gnoju!! - na dźwięk tych słów papieros wypadł mi z dłoni, po czym potoczył się w stronę krawędzi.

Zamilkłem...

- Nie rozumiem... To żart?? - powiedziałem udając zdziwienie.

Po drugiej stronie rozległ się śmiech.

- Uciekałeś jak zając Kuba! Tylko powinieneś bardziej uważać na dokumenty...

Sięgnąłem ręką do lewej kieszeni, ale przypomniałem sobie, że je zmieniłem...

- Czego chcecie??? - zapytałem czując jak moim ciałem wstrząsają dreszcze.

- TWOJEJ SMIERCI TY SKURWIELU!! - po czym rozmówca rozłączył się.

Powiał wiatr, który sprawił iż papieros zsunął się z dachu i runął w otchłań, która otworzyła się przed nim jak paszcza wielkiego potwora...


Cisza...


Cisza...


Cisza...


"PARADOXX"


      Widzieliście może film "Ścigany" z Harrisonem Fordem?? Gł. bohater musiał tam ukrywać się przed stróżami prawa, którzy niesłusznie go posądzali (nie pamiętam już jednak o co). To zabawne, ale... Czułem co musiał przejść!! To cholerne zagrożenie, oglądanie się za siebie na ulicy czy tez głupie uczucie że nawet podczas wchodzenia po schodach ktoś cicho oddycha w cieniu czekając na właściwy moment aby cię dorwać. Tyle, że to była fikcja a żyłem tu i teraz, nie na planie filmowym ani w świecie teatru, tylko w TYM życiu, które poniekąd przypomina wydarzenia jakie rozgrywają się niejednokrotnie na deskach sceny... To dziwne ale dotąd żyłem jak normalny facet! Miałem wspaniałą rodzinę, grono cudownych Przyjaciół, swój kącik gdzie stal komputer, miąłem nawet swoją szczoteczkę do zębów. Głupie, nie? Tylko że człowiek dopiero w ekstremalnych sytuacjach zaczyna przywiązywać uwagę do takich drobiazgów... Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jaki ja byłem szczęśliwy. Z całą pewnością byli szczęśliwsi ode mnie, mieli kupę forsy, grono babek (marzenie każdego faceta, co?) i TAKĄ zabawę z każdego dnia. Ja może nie miałem masy forsy i często się nie bawiłem, może nie posiadałem tej JEDYNEJ kobiety ale miałem własne życie, niczym nie zagrożone... A teraz?? Kim się stałem??? Człowiekiem bez domu, który sypia u przyjaciół? Facetem z kompleksem zagrożenia?? Wegetującą roślina czekająca na wyrzucenie za okno z balkonu... Ludzkie życie jest jak dym z papierosa, dym który wydmuchujesz z ust w postaci wiązki lub bawisz się nim i robisz mniej lub bardziej udane kółeczka... Ten dym jest i nagle znika jakby nigdy go nie było. Po prostu znika - czy moja egzystencja tez właśnie się zakończyła, znikła jak dym rozpływający się w powietrzu? Czy tak właśnie miało być...

- Nie możesz się ukrywać przez całe życie - powiedziała Daria obejmując swojego chłopaka Darka, który delikatnie gładził ją po włosach.

Rozmowa toczyła się w jej mieszkaniu. Siedzieliśmy w dużym pokoju paląc spokojnie papierosy i popijając kawę.

- To co mam zrobić? - zapytałem wpatrując się w grający telewizor, jakiś film sensacyjny.

- Zabij ich pierwszy - odezwał się Darek.

Spojrzałem w jego oczy, nie żartował.

- I jak niby miałbym to zrobić???

Chwila ciszy przerywana wystrzałami na ekranie TV.

- Nie wiem. Cholera... Zastrzelić...

- A czy ja wyglądam na Chucka Norrisa albo na innego super bohatera?? Nie umiem wychodzić obronną ręką z sytuacji gdy strzela do mnie czterech morderców a ja unikam kul i zabijam ich jednym celnym strzałem. To jest PRAWDZIWE życie, a poza tym nie umiałbym kogoś zabić.

- Nawet gdyby ofiarami była twoja rodzina??

Zapadła chwila krępującej ciszy, Darek zamilknął na moment po czym sprostował

- To znaczy nie chciałbym aby Twojej rodzinie...

- Rozumiem stary, tyle że to nie jest wcale takie proste... Popatrz sam...

Na ekranie telewizora marki SAMSUNG główny bohater wystrzelił właśnie z broni i jednym celnym strzałem rozłupał swojemu wrogowi czaszkę komentując to "to za moja żonę sukinsynu".

- Oni zwyczajnie zabijają setki osób i potem spokojnie biorą prysznic, i idą spać. A co z Bogiem, co z wyrzutami sumienia???

- Bóg? W naszych czasach?? Naprawdę wierzysz, że ktoś kieruje naszymi dokonaniami? - zapytał Darek.

- Teraz nie za bardzo w obliczu tego co się stało... Ale z drugiej strony na świecie jest również zło, zależy tylko czyją wybierzesz stronę...

- Czy teraz nie możesz stanąć pod po stronie zła...

- A co potem?? Będę żył spokojnie każdym dniem, ożenię się, będę miał dzieci a pewnego dnia powiem im opowieść do poduszki o treści "wiecie?? Wasz stary to był chłop z jajami! Kiedy gangsterzy zabili jego przyjaciół on zabił ich komentując to głośnym komentarzem a potem wrócił spokojnie do domu w oczekiwaniu na powrót swoich rodziców"??

Darek prychnął śmiechem...

- Wiec co zamierzasz zrobić, policja??

- Na razie nie mam pojęcia... Istna pustka w głowie!!!

Na ekranie TV rozpoczął się właśnie "DZIENNIK". Pierwszym materiałem była "masakra na Pilczycach".

- Daj głośniej!!! - powiedziałem w przypływie podniecenia.

Darek podgłośnił TV za pośrednictwem pilota, poczęliśmy wsłuchiwać się w głos spikerki wspomaganej przez ujęcia z mieszkania: "Dzisiaj Ok 12:00 na Wrocławskim osiedlu Pilczyce rozegrała się scena rodem z filmów sensacyjnych. W jednym z mieszkań znaleziono siedem osób, które zostały zastrzelone z broni palnej. Oddaje glos policjantowi dyżurnemu Maciejowi Rafalskiemu". Na ekranie pojawił się mężczyzna, podrapał się w czoło po czym zaczął mówić ale ja już go nie słuchałem... Moja broda zaczęła panicznie drżeć a z moich ust wyrwało się krótkie

- Skurwysyn!!

Darek spojrzał na mnie jak na kogoś zupełnie obcego

- Co się stało??

Wskazałem palcem w stronę mężczyzny, który opowiadał o przypuszczalnych motywach morderstwa

- Widziałem go na parkingu. To jest jeden z nich!!!


"WYBIERAJ, WYBIERAJ, WYBIERAJ CO WOLISZ - PRAWĄ CZY LEWĄ RĘKĘ MAM CI UPIERDOLIĆ??? "


      Piotrek delikatnie przekręcił kluczyk w stacyjce, po czym odpalił silnik. Siedzieliśmy w kilka osób w jego samochodzie - Piter (kierowca), Ja (na miejscu pasażera z przodu) oraz Darek, Daria, Rafał, Łukasz i Dziobak z tylu. Postanowiliśmy wieczorem udać się do hipermarketu w celu zakupienia papierosów, picia oraz kilku rzeczy do jedzenia. Zatrzymałem się w domu Darii, mieszkała sama z Darkiem i zaoferowali mi swoją pomoc. Oczywiście nie tylko oni, ale przecież nie będę się wciskał do czyjegoś domu gdzie są rodzice - wołałem to wyjście. Jechaliśmy wolno ulicą w milczeniu, co prawda z głośników radia samochodowego wydobywały się dźwięki ale jakoś nikomu nie chciało się rozmawiać. Zresztą - czy zawsze ludzie muszą rozmawiać??? Gdy wyjeżdżaliśmy z Hutniczej (mojej ulicy, gdzie zamieszkiwałem od najmłodszych lat) nagle za nami pojawił się radiowóz.

- No pięknie! - skomentował Piotrek zwalniając.

Samochód policyjny rozświetlił się światłami i przyśpieszył. Piter zaparkował samochód i stanął na poboczu.

- Czego mogą chcieć?? Przecież nie jechałem "setunią"?

- Czym?? - zapytałem.

- Sto na godzinę - sprostował Pite uśmiechając się - Taki mój mały slang!

Z radiowozu wysiadło czterech policjantów...

- O żesz kurwa! - wrzasnąłem patrząc w tylne lusterko, szli powoli w naszą stronę.

Piter spojrzał na mnie jakby nagle ktoś wyrwał go ze snu

- Co jest???

- To oni!!!

- Co???

- TO SĄ ONI PITER!!!

- Spierdalaj stąd! - ryknął Darek z tylnego siedzenia.

Na reakcje nie musiałem długo czekać, Piter uśmiechnął się i powiedział cicho

- Setunia! - po czym ruszył z piskiem opon zostawiając za sobą policjantów, którzy rzucili się w stronę swojego pojazdu.

Brawurowo wszedł w zakręt udając się w stronę Leśnicy...

- Gdzie teraz?? - zapytał dociskając pedał gazu.

Spojrzałem na niego i w boczne lusterko, w oddali wyłonił się policyjny samochód. Wył przeraźliwie migając światłami, jak wielka, wściekła bestia, której właśnie ktoś odebrał obiad.

- Kurwa nie wiem! - krzyknąłem rozpaczliwie rozglądając się po drodze.

Ta ciągnęła się prosto, bez żadnych zakrętów. Byliśmy właściwie na peryferiach Wrocławia gdzie dużo było otwartych przestrzeni, a mniej zakręconych uliczek gdzie łatwo kogoś zgubić.

- Doganiają nas!! - wrzasnął Darek spoglądając na przerażająco malejący dystans pomiędzy naszym pojazdem a policyjnym wozem.

- Szlag by to trafił - warknął Piter dociskając gaz do dechy - Mówiłem staremu, że trzeba coś zrobić z tym samochodem!!

Poczuliśmy uderzenie od tyłu, to radiowóz uderzył w tylny zderzak sprawiając, że nasz pojazd na moment zaczął poruszać się zygzakiem... Piter jednak nie od dzisiaj jeździł samochodami, toteż szybko opanował kierownice sprawiając, że samochód ponownie ruszył przed siebie prostą linią...

- Trzeba cos wymyślić bo nas zabiją... - ryknąłem i właśnie wtedy nastąpiło drugie uderzenie.

Skierowało nas ono wprost na barierkę mostu... Samochód uderzył w nią po czym zatrzymał się, ta wygięła się w przerażającym stopniu tak, że przednie koła buksowały pustą przestrzeń. Pod nami wartkim potokiem płynęła rzeka Ślęza.

- Spierdalamy stąd kurwa! - ryknął Piter próbując otworzyć drzwi, lecz w tym samym momencie nastąpiło kolejne uderzenie, które sprawiło, że samochód runął w dół.

Tuż za nim podążał radiowóz, który zaczepił się podczas uderzenia o nasz pojazd.

- Dziękuje! - powiedziałem.

- Za co??!! - krzyknął histerycznie Piter.

- Za to, że jesteście ze mną...


"JA WIEM, ŻE WIEM, ON WIE ŻE JA WIEM..."


      Otworzyłem szybko oczy chcąc podnieść się i wyskoczyć z auta... Zamiast tego zastałem samego siebie w pozycji leżącej w (biała kołdra, stolik, aparatura podtrzymująca życie??) w szpitalnym łóżku!!! Podniosłem się ciężko sycząc z bólu, poczułem bowiem przerażający ból w plecach...

- Kuba! - usłyszałem Głos mojej matki, ta rzuciła się na mnie obejmując mocno.

- Spokojnie, bo mnie udusisz!! - powiedziałem śmiejąc się.

Do mamy dołączyła siostra, która objęła mnie nie kryjąc łez.

- Jak się czujesz chłopie?? - to ojciec uścisnął mocno moją wyciągniętą dłoń.

Opadłem na łóżko patrząc na nich.

- Przepraszam że zepsułem wam urlop!

- O czym ty mówisz, najważniejsze jest to, że nic ci się nie stało!!!

Spojrzałem w załzawione oczy matki - najwspanialsza osobę stąpająca po tej ziemi, obok poważna twarz ojca - dwójka najwspanialszych autorytetów na tej ziemi a obok moja cudowna siostra, najsłodsza istota na ziemskim padole.

- A co z resztą?? - zapytałem nagle podnosząc się.

Ojciec wyszedł na moment by po chwili wrócić z wysokim policjantem, na szczęście nie był (a jednak serce zabiło mocniej) to jeden z nich.

- Pan chciał zadąć ci kilka pytań! - powiedział.

Policjant uśmiechnął się ciepło, po czym zwrócił się do ojca

- Czy mógłby pan wyjść na moment wraz z żoną i dzieckiem, chciałbym porozmawiać z synem w cztery oczy.

Moja reakcja była natychmiastowa, na wypadek gdyby to jednał okazał się jeden z nich

- Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic.

- Ale...

- Panie władzo, oni zostają a ja będę mówił!! - rzuciłem patrząc na niego twardo.

Ten rozłożył ręce i westchnął.

- Więc co się stało tamtej nocy na drodze?

Spojrzałem na matkę, potem na ojca i na siostrę, przecież nie mogę powiedzieć co się tak naprawdę stało, nie wiedziałem jakiej reakcji mam się spodziewać...

- Jechaliśmy razem z grupą przyjaciół do Leśnicy, do mojej babci po pieniądze wraz z grupą przyjaciół...

W czasie mojego wstępu policjant skrzywił się lekko.

- Mamy mylne wersje...

- Co?? - zapytałem zdziwiony.

- Twoi przyjaciele mówią co innego!!

- To znaczy???

- Prawdę!

- Nie, pytam o wersje, pytam co z nimi?

- Żyją wszyscy, najciężej wyszedł na tym Piotr... Ale już dochodzi do siebie!

Kamień spadł mi z serca, "dzięki Ci Boże"!!

- Jadąc w stronę Leśnicy po prostu nadjechał z tyłu wóz policyjny i uderzył w nas tak, że zatrzymaliśmy się na barierce. Potem uderzył ponownie i... Dalej nie pamiętam!

Policjant znów się skrzywił.

- Uderzył bez powodu?? Nie jechaliście za szybko?? Nie zaczął was ścigać a wy nie chcieliście się zatrzymać??

- Absolutnie!! Jechaliśmy przynajmniej z 10 kilometrów poniżej ograniczenia!

- Kto prowadził??? - zapytał patrząc mi prosto w twarz.

Już miałem mówić że Piotrek, kiedy nagle przypomniałem sobie, że nie ma jeszcze prawa jazdy.

- Darek - rzuciłem krótko patrząc w jego oczy.

Na kontrę ze strony mężczyzny ubranego w mundur nie trzeba było długo czekać

- To dziwne ale dokumenty znaleźliśmy przy - tu spojrzał w swoje papiery, które dopiero teraz zauważyłem w jego lewej dłoni - Panu Brodzie. Możesz to wytłumaczyć???

Przewiercał mnie wzrokiem na wylot, na szczęście umiałem wychodzić z takich sytuacji obronną ręką.

- Darek to urodzony bałaganiarz, tylko niech Broń Boże pan mu tego nie powtarza!! - tu zaśmiałem się, nie wyszło nawet tak sztucznie jak przypuszczałem - Zawsze daje dokumenty komuś innemu gdy prowadzi.

Policjant rzucił mi kolejne spojrzenie i z nieukrywaną satysfakcją rzucił.

- Gdy przyjechała karetka, sanitariusz zdał raport że pan - szybki podgląd w dokumenty - Dzióbka znajdował się na tylnym siedzeniu!!

Rozłożyłem ręce.

- Może coś mu się pomyliło, nie mam pojęcia! W każdym razie prowadził Darek!!

Policjant zaniemówił na moment, po czym zajrzał w dokumenty. Wodząc wzrokiem po pokoju napotkałem wzrok matki, stała z zatroskaną mina.

- W jakim celu jechaliście w stronę...

- Leśnicy - pomogłem mu - Do babci po pieniądze już mówiłem.

Policjant rzucił

- Do babci??

- Tak, do babci po pieniądze! Czy to coś złego?? - zapytałem patrząc na jego podejrzliwą twarz.

- Nie - odpowiedział rozprostowując palce

Po chwili krępującej ciszy zadał kolejne pytanie

- Czy nie piliście niczego, jakieś środki odurzające??

Prychnąłem śmiechem

- Raczej nie!

- W twojej krwi oraz kilkorga innych znaleziono śladowe ilości THC - powiedział z lekka nutą dominacji w glosie.

- Co takiego??! - odezwał się ojciec wprowadzając nerwową atmosferę, tylko tego mi brakowało.

- Substancja wydzielająca się podczas palenia marihuany!!

- Że czego??!!! - ryknął wściekle - Czy to prawda?

- Paliłem raz, a może dwa na dyskotece w Rynku ale na Boga nie przed wyjazdem! Zresztą nie pozwoliłbym nikomu wsiąść do pojazdu pod wpływem trawy ani alkoholu!!

Policjant zamyślił się po czym rzucił

- Młodzież robi teraz rożne rzeczy, może jednak przed wyjazdem...

- A może sprawdzicie czy kule w ścianach nie pasują do broni policjantów??! - rzuciłem krótko patrząc na niego.

Policjant zrobił się czerwony.

- CO TAKIEGO??

- Aluzja!! Skoro mówię nie, oznacza to NIE proszę pana!!!

Ten spojrzał na mnie...

- Ale... - zaczął lecz przeszkodziłem mu szybko

- Niech przyniesie mi pan kawę i papierosa to opowiem panu więcej - tu popatrzyłem na niego krytycznie - PANIE WŁADZO!!


"HAPPY END???"


      Leżałem nad brzegiem stawu popijając zimne piwo, w drugiej ręce trzymałem odpalonego jointa. Obok mnie na ręcznikach kolejno leżeli Darek z Darią, Piotrek ze swoją dziewczyną Dorota, Rafał, Łukasz i kilku innych.

- Co teraz?? - zapytał Darek wyciągając papierosy, poprosiłem o jednego.

Odpalając odpowiedziałem

- To koniec!

- Koniec??

- Wczoraj podali do wiadomości że sprawa została umorzona z powodu braku dowodów!

Łukasz podniósł się

- Przecież powiedziałeś o wszystkim...

- Powiedziałem!!

Darek prychnął śmiechem

- Co im wkręciłeś???

Spojrzałem na niego z niewinną miną, czułem już pierwsze symptomy nadchodzącej "fazy".

- Ja???

Piter pocałował Dorotę i zagadnął

- No powiedz Stępień, co wymyśliłeś??

- Nic nie wymyśliłem powiedziałem jak było!

- A co było - zagadnął Rafał podnosząc się z ręcznika.

- Jak to jak?? Jechaliśmy do babci po kasę na stacje i mięliśmy zderzenie z samochodem policyjnym, sukinsyn po prostu w nas przypieprzył potem wpadliśmy do wody...

Daria zdziwiła się

- Nie powiedziałeś im o zdarzeniu w domu... No wiesz...

- Powiedziałem...

Zapadła cisza...

- Ale umorzyli sprawę!! - podsumował Łukasz.

Wstałem i ruszyłem w stronę wody, gdy wszedłem do niej po kolana zaciągnąłem się skrętem po czym cisnąłem niedopałkiem przed siebie. Zanurzyłem się, woda była ciepła i cudownie orzeźwiająca. Po wynurzeniu, zwróciłem się w stronę leżących na ręcznikach i wypuściłem kłąb dymu

- I tak by umorzyli!!


      Znów miałem przyjaciół, rodzinę, problemy, wspaniale życie z lekkim niedosytem na pieniądze... Wciąż nie miałem kobiety... Moje życie wzbogaciło się o złe wspomnienia i o to że Temu na Górze należy się wielkie "dzięki" za TAKICH ludzi, którzy mnie otaczają... Ale coś wam powiem, coś co powinno zapaść wam w pamięć i co powinniście wytatuować sobie na czole wspak aby widzieć w lustrze- cieszcie się tym co macie i miejcie jak najwięcej przyjaciół, bo to oni SĄ największym skarbem! Dbajcie o dobre stosunki z rodziną i do jasnej cholery... NIE DAWAJCIE PITEROWI JECHAĆ "SETUNIĄ"!!!


WROCŁAW, 31.07.2001 - 04.08.2001 (05:24)

Jakub "Jointjames" Palica
poczta: jointjames@poczta.fm
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł