Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstęp
  - Confessione
  - Dwie strony zwierciadła
  - Jak Śniłem?
  - Królestwo Światła
  - Monospace
  - Otchłań ponad morzem
  - Notes przydrożny - dygresje.
  - Odszedłeś...
  - Oneirika_05099
  - Oneirika_55645
  - Oneirika_919
  - Oczekiwania, nadzieje, rozczarowania
  - Poniedziałek
  - Sarriss z Czarnej Zatoki (1/6)
  - System
  - Ścieżki losu
  - W krainie
  - Tremoriańskie drogi
  - Ucieczka
  - Wigilia z Tobą
  - Wyśniłam Cię
  - Zaproszenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Dwie strony zwierciadła


Ada

Nigel: Już nigdy nie pomyślę o dziewczynie, którą kocham. Ludzie i inne stworzenia potrafią być wstrętne. Błe...


1.Toltej-chan


      Narodził się wiele lat temu dzięki Mongołom. To oni go stworzyli własną wiarą. Jest panem podziemi. Nazywają go Władcą ze zwierciadłem, ponieważ swoją krainę umarłych stworzył na zasadzie zwierciadlanej symetrii wobec życia na ziemi. W podziemiach żyje się całkiem nieźle. Bez większych wygód, ale ciekawie. Tak samo jak na Ziemi. Niektórzy zawierają tam związki małżeńskie, inni dokształcają się, a dużo zmarłych uczy się grać w szachy czy szydełkować.

      Toltej-chan jest przystojnym młodzieńcem o ciemnych oczach i włosach. Jego skóra ma dziwny, ciemniejszy odcień brązu. Jakby ulepiono go z ziemi i podarowano oddech. Wysoki, wysportowany, właściwie wygląda jak każdy przeciętny człowiek. Tylko oczy zdradzają jego nieludzkie pochodzenie. Widziały więcej niż ktokolwiek mógłby znieść. Są poważne, wszechwiedzące i puste. Właśnie to w nich jest najbardziej przerażające. Nie zawsze były takie. Musiał nauczyć się patrzeć na cierpienie, ból i rozpacz. Żyje wiecznie. Całą wieczność wita dusze u progu swojego królestwa. A władca podziemi nie może się załamać z powodu dużej liczby gości. Toltej-chan może przyjmować wiele form, muszą być one jednak związane w jakiś sposób z ziemią. Ale na powierzchni najczęściej porusza się w postaci człowieka. W postaci jakiej go stworzono.


- Witaj Kwintusie! Dzisiaj 250 wschód słońca, byliśmy umówieni na partyjkę szachów, pamiętasz?

- Cieszę się, że cię widzę Toltej-chan. Oczywiście, że pamiętam, jakbym mógł zapomnieć. Przecież ostatnio przegrałem z tobą. Ale tym razem nie pójdzie ci tak łatwo. Ćwiczyłem przez cały czas twojej nieobecności.

- To zaczynajmy- mruknął władca.

Kwintus był jednym z pierwszych gości Władcy ze zwierciadłem. Od samego początku polubili się i zaprzyjaźnili w pewien sposób. A połączyły ich szachy. Potrafili latami rozgrywać jedną partię, mieli przecież na to dużo czasu.

- Szach mat! - krzyknął Kwintus wyjątkowo wcześnie - Czy coś się stało?

Nie wmówisz mi, że tak świetnie gram, że po paru godzinach wygrywam z tobą.

- Wiesz co wymyślili Ziemianie? Nirwanę - odpowiedział. A w jego głosie słychać było obojętność - To znaczy, że ty i wiele osób z królestwa niedługo przestanie istnieć.

Gdyby nie szachy Kwintus nigdy by się nie dowiedział jak bardzo tym się przejął Toltej-chan. Jego głos był całkowicie zimny i obojętny. Pointa dowcipu opowiedzianego obojętnie, jakby od niechcenia dociera dopiero po dłuższej chwili. Tak samo Kwintus dopiero teraz zaczął rozumieć tą wiadomość. Wiedział czym jest nirwana, ale nie sądził, że będzie ona miała wpływ na jego egzystencję. Zapomniał, że wszystko w co wierzą ludzie materializuje się po drugiej stronie lustra. Toltej-chan wyszedł. Nie miał ochoty na rozmowę o głupotach, jakie potrafi wymyślić człowiek. Poinformował swojego przyjaciela, że niedługo umrze. A przyjdzie on do niego jak wszystko zrozumie. Było lato, bardzo gorące. Postanowił popływać.

- Mówisz, że umrę... - Kwintus zrozumiał

- Niezupełnie. Wiesz na czym polega nirwana - odparł pan podziemia wychodząc z wody

- Wiem - kiwnął głową. Chciałbym się tylko dowiedzieć kiedy opuszczę twoje królestwo.

- W przyszłym roku. Gdy słońce wzejdzie 250 raz.


2.Quaila


      Magia dzieli się na dobrą i złą. Szafirową i rubinową. Wody i ognia. Zdrowych i szalonych. Twórców i niszczycieli. A sama magia twórców posiada wielu wyznawców- wykonawców. Są magowie chio - uzdrowiciele, cheng - twórcy iluzji, shang - sprawiedliwej walki, kung - zajmujący się doskonaleniem telepatii i wróżenia. I choć każdy mag zna podstawy tych czterech dziedzin, może być mistrzem tylko jednej. Więcej umysł człowieka nie jest w stanie przyjąć.

Quaila była magiem chio. Naprawdę doskonałym. Potrafiła sprawić, że jej pacjentom odrastały kończyny, rodziły się dzieci, przywracała także rozum. Jednym ruchem ręki tamowała poważne krwawienia. Nie polegała tylko na swoich zaklęciach. Niektórym kazała zmienić dietę, innym miejsce zamieszkania. Tym którzy myśleli destrukcyjnie wpajała wiarę, optymizm i radość. Uczyła prostych metod naenergetyzowania się. Pomogła wielu. Dlatego wszyscy ją uwielbiali. Kochali w niej wiecznie śmiejące się oczy, pałające radością i miłością do każdej istoty. Cenili cierpliwość, oddanie, bezinteresowność oraz pewnego rodzaju doświadczenie życiowe. Wewnętrzną mądrość. Mieszkała na końcu wioski, przy lesie. Jej dom był mały ale przytulny. Otaczało go wiele pięknych kwiatów i krzewów, a na dachu znajdowało się gniazdo bocianów. Mieszkała tam od dawna, ale nawet ona nie potrafiła powiedzieć od kiedy. Nie pamiętała swojego dzieciństwa, swoich rodziców a może nawet rodzeństwa. Wiele razy wróżyła sobie i przeszukiwała swoją podświadomość w poszukiwaniu rodziny. Ale nic nie znalazła. Szukała nawet pomocy u najlepszych kungijczyków. Z równie marnym skutkiem.

Wszyscy mówili to samo: "Nie jestem w stanie ci pomóc". Po pewnym czasie pogodziła się z tym. Dzisiaj miała naprawdę ciężki dzień. W pobliskiej wiosce rozpoczęła się epidemia krztuśnicy. Na szczęście w porę zahamowała jej rozwój. Jak zwykle uśmiechnięta, tanecznym krokiem wracała do domu. Była szczęśliwa, że mogła pomóc. Szła przez łąki. Była ciepła letnia noc, rozświetlana pełnią księżyca. Trawa przyjmowała srebrny odcień i kontrastowała z czernią lasu, który dziś wyglądał naprawdę przeraźliwie. Powietrze było duszne a całe otoczenie sprawiało wrażenie jakby na coś czekało. Na kogoś...

- Witaj o pani- skłonił się przed nią zakapturzony osobnik

- Witaj rubinowy - przywitała się

- Skąd wiesz, że zajmuję się magią ognia? - zdziwił się

- Masz bardzo wyraźną aurę, płonącą aurę.

- Widzisz moją aurę. - nieznajomy zamyślił się. Całkiem niedawno rzucił silny czar na swój obraz energii (bał się rozpoznania). A ta dziewczyna bez użycia zaklęć, widziała ją. Był pod wrażeniem, choć nie okazywał tego.

- Pani, znam całą twoją przeszłość, której tak długo poszukiwałaś.

- Wiesz kim byłam? A może jesteś częścią mojej przeszłości? - dziewczyna nie była pewna czy rubinowy nie oszukuje jej.

- Nie widziałaś swojej chi? - szepnął - Twoja aura płonie. Należysz do magii sha, do złych. Zdradziłaś mnie i wymazałaś ze swojej pamięci wspomnienia, abym cię nie znalazł. Muszę przyznać bardzo dobry czar, nikt nie mógł ci pomóc, nawet ty sama. Ale i tak cię odnalazłem. Jesteś częścią mnie... - zaśmiał się szyderczo

Quaila nie mogła uwierzyć. Ona przecież była chionką.

- To nieprawda! - krzyczała - Kłamiesz, jesteś zły!

- Spójrz na swoją aurę - syknął - Nie zauważyłaś, że jest taka jak moja?

Zauważyła. Mag śmiał się. Okropnym, głośnym, szyderczym śmiechem. Chciała uciec jak najdalej, byle tylko nie słyszeć jego słów, śmiechu. Rechot dudnił jej w głowie, czuła zimno, przeraźliwe zimno przenikające każdą komórkę jej ciała. Biegła na oślep przewracając się o powalone pnie drzew. Ogarniało ją szaleństwo- magia sha ujawniała się. Nagle wszystko ucichło, nawet śmiech. Zawyły wilki. Głośno i przejmująco.


3.Spotkanie


- Muszę ci przyznać, że jesteś lepszym graczem niż ja - powiedział Kwintus w 250 wschód słońca następnego roku.

- Zawsze o tym wiedziałem - odparł Toltej-chan

Dwa krótkie zdania, obojętne, rzucone mimochodem i mocny uścisk dłoni. Tak pożegnali się dwaj najlepsi przyjaciele. To wszystko. Mogłoby się wydawać, że żaden z nich się nie przejął. Nie zapominajmy, że dorośli mężczyźni nie mogą otwarcie okazywać swoich uczuć. To przecież im nie przystoi. Zresztą wiedzieli o sobie wszystko, nie musieli nic mówić. Słowa były zbędne.

Władca podziemi postanowił przejść się i przedwcześnie zaprosić parę osób do siebie na drugą stronę zwierciadła. Miał potworną ochotę kogoś zabić. Wiedział, że to będzie niesprawiedliwe z jego strony. Ale czy nirwana była sprawiedliwa?

Nie wiedział jak długo szedł, nie czuł zmęczenia ani upływu czasu.

Był tylko zaskoczony tym, że nikogo jeszcze nie spotkał. Jakby wszyscy ukryli się przed nim. Zdawał sobie sprawę, że to niemożliwe, ale nie mógł się oprzeć temu wrażeniu. Szedł lasem, kiedy zapadła noc.

- Czyżby księżyc też się skrył - pomyślał - O czym ja myślę, wariuję tutaj. Czy tam przypadkiem nie pali się ognisko?

Rzeczywiście, kilkanaście metrów dalej dwoje ludzi rozbiło sobie obóz. Z daleka nie widział ich twarzy, ale przypuszczał, że są młodzi.

Chciał przyjrzeć im się z bliska, więc przybrał postać węża (swoją ulubioną) i podpełzł do nich bezszelestnie.

- Wyjątkowo ciężko poszło nam z tym staruchem. Powinienem był wziąć za niego więcej pieniędzy. Mam pomysł. Odtąd nie tylko będziesz mi udzielać swojej energii ale także sprawdzać z kim mamy do czynienia.

Nikt nie będzie mnie wykorzystywał! - mówiła wysoka zakapturzona

postać - Zauważyłem ostatnio, że twoja chi znacznie zmalała...

- Może za dużo jej zużywasz. Słabniesz rubinowy...niedługo nie będziesz potrafił zabić nawet myszy - szydziła siedząca naprzeciwko dziewczyna.

- Staję się coraz potężniejszy. To ty teraz nic nie znaczysz, kiedyś coś jeszcze potrafiłaś. Teraz nawet nie umiesz upiec kury - zarechotał mężczyzna.

Toltej-chan dokładnie obserwował młodych i coś mu w nich nie pasowało. Wysoki mężczyzna był rubinowym, a do tego całkowicie beznadziejnym. W jego oczach na stałe zagościło szaleństwo. I z dobrze zapowiadającego się maga stał się wrakiem człowieka, pasożytem. Co z nim robiła ta młoda chionka. Była wyraźnie osłabiona, ale każdy rozpoznałby, że jest dobra... a może była. Było w niej coś intrygującego. Wszechwiedzący pomyślał, że powinien dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Skupił się na jej oczach. Był za daleko by widzieć je dokładnie, ale skupienie pomogło. Po chwili widział dokładnie całą jej twarz i czytał z oczu przeszłość...

Mały, przytulny domek otoczony kwiatami, krzewami z bocianim gniazdem na dachu...mała dziewczynka bawiąca się z psem i dwoje rozbawionych ludzi...jej rodzice.

- Ktoś nas obserwuje - syknął mag sha. Rozglądał się uważnie, ale nikogo nie zauważył. Po chwili uczucie niepokoju zniknęło - Wydawało mi się. Jestem zmęczony, idę spać. Kobieta to twórczyni iluzji, mężczyzna jest shangczykiem. Obydwoje uczą swoje dziecko od najmłodszych lat magii szafiru. Dziewczynka wyjątkowo zdolna... dużo czyta... za dużo. Wpływająca z książki do mózgu czarna maź, śliska, pachnąca... spalonym na stosie... wszystko nie do zniesienia, utrata świadomości... Czarnoksiężnik zabiera księgę... zamienia rodziców w nietoperze więzi w antymonowej klatce. Klatce nie do zniszczenia - obraz zmienia się bardzo szybko. Młoda dziewczyna, lecząca ludzi i zwierzęta... bezinteresowna, cierpliwa, pełna radości i entuzjazmu. Poszukuje swojej tożsamości wszelkimi sposobami...epidemia...mag sha! Władca z wściekłości przerwał wizję. Najchętniej wbiłby się zębami w jego szyję i uśmiercił jadem.

- Jak mógł to zrobić! Dla własnej zachcianki... - myślał - Vagua już jesteś martwy.

Tak brzmiało prawdziwe imię rubinowego. Pan podziemi przybrał ludzką postać.

- Ale to ona zadecyduje o twoim losie. Na razie pośpij sobie trochę...

Postanowił zająć się pamięcią dziewczyny. Chciał znów zobaczyć ją uśmiechniętą, szczęśliwą. Quailę z przeszłości. Dotknął czoła chionki i napełnił ją swoja nieziemską energią. Dodawał jej sił. Czuł przepływ chi, pulsowała mu w rękach. W miarę naenergetyzowania aura czarodziejki powracała do dawnego stanu, odzyskiwała żywe kolory. Z uszu zaczęła się wydobywać czarna, śliska maź.

Dziewczyna płakała i krzyczała przez sen. Oczyszczanie z zaklęć jest bardzo bolesne, ale Toltej-chan zadbał o to aby się nie obudziła.

Gdy czarna substancja opuściła jej głowę uspokoiła się. Resztę nocy przespała spokojnie.

- Witaj Quailo- przywitał ją rankiem - Jak się czujesz?

- Skąd mnie znasz panie? Co tu robisz?!- zerwała się z ziemi.

- Usiądź spokojnie, porozmawiajmy - powstrzymał ją ruchem ręki -

Jestem wszechwiedzącym. Wiem nie tylko to jak masz na imię. Znasz go? - zapytał wskazując na śpiącą postać.

Dziewczyna zauważyła rubinowego, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia.

- Zabiłeś go?

Nie doczekała się odpowiedzi, więc starała sobie przypomnieć skąd się tutaj znalazła.

- Szliśmy do miasta. Rubinowy miał tam nowe zlecenie.

- Dlaczego jesteś z nim? - dopytywał się

- Jestem zła. Powiedział, że go zdradziłam a teraz mam to odpokutować.

- Nie jesteś zła - stwierdził mężczyzna

- Jestem. Spójrz na moją aurę! - wyciągnęła rękę w jego stronę -

Ona...Co się z nią stało? - zdziwiła się dziewczyna.

- Płynie, prawda? Vagua cię zaczarował. Oszukał.

- W jaki sposób?

- To bardzo proste zaklęcie. Potrzeba do tego kilku umiejętności twórcy iluzji. - tłumaczył wszechwiedzący - Później otępiał cię rojownikiem.

- Dlaczego to zrobił? By mógł łatwo zabijać, kraść? Mieć dużo pieniędzy... - domyślała się uzdrowicielka.

- Właśnie. A do tego zakochał się w tobie. Wiem, że wydaje się to niemożliwe, ale tacy jak on też potrafią kochać. Tylko okazują to całkiem inaczej.

- Chyba nigdy w to nie uwierzę - odrzekła dziewczyna - Dlaczego jeszcze się nie obudził? Zaczarowałeś go? Władca kiwnął głową.

- Co mam z nim zrobić? Zabić? Chyba sobie zasłużył. -mówił wyczekując przyzwalającej odpowiedzi.

- Nie...to nie jego wina, że magia sha zawładnęła jego umysłem.

- Dobrze. Przeniosę go tylko gdzieś daleko aby nas nie znalazł. Zostawimy mu jeszcze wiadomość z ostrzeżeniem żeby nawet nie próbował - mówił z zadowoleniem.

- Nie zabijesz go?

- Obiecuję, że go nie skrzywdzę- przyrzekł - nie ja - pomyślał.


* * *

      Poczuł na twarzy coś śliskiego i to go przebudziło. Otrząsnął się i zauważył, że obłażą go ślimaki. Duże, bez skorup, czarne i ciemnoczerwone. Były wszędzie, nie mógł się od nich uwolnić. Skakał, krzyczał, biegał ale nic nie skutkowało. Ku jego zaskoczeniu w pewnym momencie wszystkie zniknęły. Stał i nie wiedział co robić. Rozejrzał się dookoła i nie zauważył niczego znajomego. Nie znał tego miejsca.

Gdzie jest las, ognisko i Quaila? Spostrzegł, że dziewczyna zniknęła.

- Gdy tylko o mnie pomyślisz zjawią się z powrotem - usłyszał cichy szept.

- Quaila! Czy to ty? - Ślimaki znowu się pojawiły - Gdzie jesteś - powoli wspinały się po jego nogach

- Dobrze, już dobrze. Nie myślę o tobie - ślimaki wspinały się coraz wyżej - Myślę o...o forsie za wczorajsze zlecenie. Jest jej tak dużo, że przez długi czas nie będę musiał nic robić - odetchnął z ulgą.

Zwierzątka zniknęły.

Zastanawiał się gdzie się znalazł, gdy usłyszał bicie bębna. Drżała od niego ziemia. Nie mógł sobie przypomnieć jaki lud używa takich bębnów.

- Ludożercy- pomyślał- Jestem w krainie Kaanibal...


* * *

- Pamiętasz swoje dzieciństwo? - zapytał pan podziemia

- Nie. Nie pamiętam moich rodziców, rodzeństwa... niczego.

- Jesteś pewna? Cofnij się pamięcią. Widzisz swoich rodziców?

- Rodziców? Pamiętam jak byliśmy na grzybach i potknęłam się o wystający korzeń drzewa. Rozpłakałam się a moja mama wzięła mnie na ręce, szepnęła parę słów i krwawiąca rana zniknęła z mojego kolana. Przypominam sobie, że śpiewała mi przed snem kołysanki. Znała ich mnóstwo i codziennie usypiała mnie inną. Miała piękny głos. - rozmarzyła się.

- Chodź - podał jej rękę - Musimy ich odnaleźć.


Znaleźli się w lochach jakiegoś zamczyska, prawdopodobnie ruin Kaltharu. Wszędzie było ciemno, brudno i cuchnęło nie sprzątanym od dawna chlewem. Szli cicho, uważnie rozglądając się po pomieszczeniach. W ostatnim ktoś był. Wydobywały się stamtąd opary wytwarzanego eliksiru.

- Stań się niewidzialna - poprosił Toltej-chan - Dałem ci wystarczająco dużo energii abyś mogła to zrobić. Nocny morderca jest naprawdę niebezpieczny, nie ma potrzeby abyś się narażała.

- Pozwól mi go zabić, proszę... On skrzywdził mnie i moją rodzinę.

Chcę by za to zapłacił - tłumaczyła Quaila.

- Zabiję go. Nie musisz brudzić swoich rąk krwią.

Wiedział, że jej nie przekona, ale nie chciał by mordowała. Została stworzona po to aby leczyć, nie zabijać.

Władca ze zwierciadłem z hukiem otworzył ciężkie drzwi pomieszczenia. Skurczona sylwetka odwróciła się gwałtownie. Nocny morderca był przeraźliwie brzydki. Miał żółtą, pomarszczoną skórę, haczykowaty nos i czerwone oczy. Pałające szaleństwem.

- Wiesz kim jestem, Nocny? Gdybyś mnie zabił parę lat temu, a nie

pozbawił tożsamości, pewnie niedługo byłbyś najpotężniejszym magiem

sha. Za błędy się płaci.

- Quaila - zaskrzeczał - Drogie dziecko nic nie możesz mi zrobić. Wiesz co to jest? - wskazał na płyn gotujący cię w kociołku- Eliksir nieśmiertelności. Nikt nie może mnie zabić - zaśmiał się.

Czarodziejka złożyła ręce i zamknęła oczy. Po chwili pomiędzy jej palcami zmaterializowała się energia. Była świetlista, pulsująca i powiększała się. Delikatnie popchnęła ją w stronę poczwary. Nic się nie stało. Nocny morderca wciągnął głęboko powietrze razem z energią i sam się zdziwił, że nic nie poczuł. Tak naprawdę nie był pewny czy eliksir zadziała. Quaila uklękła na ziemi, a łzy spływały jej po policzkach. Zużyła prawie całą swoją chi. Na darmo.

- Jestem nieśmiertelny - krzyczał śmiejąc się histerycznie. Biegał po pomieszczeniu i śmiał się - Jestem nieśmiertelny!

- Powiedz mi mój drogi, czy wierzysz w życie pozagrobowe? - z ciemności wyłonił się władca.

Zaskoczony pytaniem staruch stanął w miejscu i przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.

- Niee, jestem ateistą - zachichotał

- To dobrze-powiedział podrzynając mu gardło efektownym sztyletem - Nie chciałbym gościć cię u siebie.

Ciało zmieniło się w popiół.

- Kim jesteś panie? - usłyszał

- Tam są twoi rodzice - pokazał - Przynieś mi klatkę to ich odczaruję. - Kiedy dziewczyna nie ruszała się z miejsca odrzekł:

- Jestem Toltej-chan, władca podziemi.

- Dziękuję - dziewczyna podeszła do niego i objęła go. Ludzie kiedy dowiadywali się kim jest, uciekali. Tymczasem ta dziewczyna potraktowała go jak człowieka. Było to dla niego najpiękniejsze podziękowanie, o jakim nawet nie śmiał marzyć.

- Przyniesiesz mi w końcu tę klatkę? Czy może chcesz zachować rodziców w postaci nietoperzy?

Ada
poczta: yucci@poczta.onet.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł