|
|
|
Ja, ateista HaK
Materiały pomocnicze: -Biblia satanistyczna LaVey'a -Tadeusz Pszczołowski "Umiejętność przekonywania i dyskusji"
Boga, wg mnie nie ma. Od ponad roku żyję w tym przekonaniu. Teraz jeszcze rozwinę moją teorię. Nie istnieją na tym świecie żadne zjawiska nadprzyrodzone. Nie ma czegoś takiego jak dusza. Rzeczywistość tworzą tylko i wyłącznie ludzie. Nie istnieją uniwersalne wartości moralne. Na ich miejscu znajdują się relatywizm poglądów oraz umowa społeczna. Dlaczego ludzie tego nie dostrzegają? Ponieważ nasze społeczeństwo jest zdominowane przez tradycję, konformizm oraz sublimację, zamiast przez dobrze wykorzystywaną inteligencję oraz logiczne myślenie.
Mam prawie 18 lat. Jestem jeszcze młody i głupi, lecz swego czasu, kiedy byłem jeszcze młodszy i jeszcze głupszy niż teraz, byłem osobą wierzącą. W Boga oczywiście. Kiedy stałem się trochę starszy, zacząłem interesować się filozofią. Kiedy tak rozmyślałem sobie nad tym, czy coś "stoi" nade mną, czy coś kieruje moim życiem, miałem zawsze dziesiątki teorii na ten temat. Pojawiło się więc pytanie, którą wybrać. Za pewnik uznałem, że muszę wybrać którąś z tych uwzględniających istnienie Boga. Zakładałem, że Bóg istnieje... nie tak. "Wiedziałem", że Bóg istnieje. Więc dlaczego na temat Boga miałem również wiele teorii? No i wątpliwości. Np. dlaczego istnieje Szatan? Przecież Bóg może wszystko. Mógłby Szatana zniszczyć w jednej chwili. A tak, to tylko poprzez swoich kaznodziejów tak niemiłosiernie na niego najeżdża. Gdzieś słyszałem, że Bóg pozwala istnieć Szatanowi po to, aby ten wystawiał nas na próby, albo nazwę to inaczej - testy. Ale dlaczego Bóg sam nie podda nas tym testom? Ponieważ ma masę pracy - mówią. Dobrze, mniejsza już nawet z tym, że Bóg jest wszystkimi możliwymi doskonałościami i może wszystko, a co za tym idzie, nadmiar pracy nie powinien stanowić dla niego problemu. W każdym razie zakładałem, że Szatan wyręcza Boga w "testach". Nie jest więc jego wrogiem, lecz podwładnym od czarnej roboty. Doszedłem więc do wniosku, że Szatan nie jest zły, gdyż Bóg robiłby to samo co on, gdyby zabrakło "Rogatego". Ale dlaczego wszyscy atakują Szatana? On przecież jest kumplem Boga...
W ten oto sposób doszedłem do wniosku, że skoro ja mogę modyfikować dogmaty religijne, to dlaczego inni nie mieliby tego robić? Zacząłem też zastanawiać się nad tym, że przecież mam wielu znajomych o wierze innej od mojej. Protestantów, zielonoświątkowców, a nawet "tych, co w nic nie wierzą" - ateistów. Co w tym wszystkim najdziwniejsze są, wyłączając aspekt wiary, całkowicie normalnymi ludźmi. Ale jeżeli odchodzą oni od mojego ówczesnego "normalnego" wyznania i wierzą w te swoje wymysły, wymyślone przecież często za mojego życia, na moich oczach, tak szczerze jak kiedyś ja w Boga, to ich potomni będą je również wyznawać. Tu z kolei zrodziła się we mnie świadomość tego, że ja również mogę być potomkiem jakiegoś świra, który swoje dogmaty, często wyssane z palca, przekazał swoim dzieciom, które z kolei wyjawiły "słowa prawdy" swoim, itd. A czy takim wykolejeńcem nie był np. Jezus? Czy mam ryzykować zmarnowanie swojego życia, bo może tak naprawdę po śmierci nie ma już nic? Przeżyję swój najlepszy czas płaszcząc się przed czymś co może równie dobrze nie istnieć? Kiedy nie znalazłem odpowiedzi na powyższe pytania w religii (bo wciąż bałem się przejść na ateizm) postanowiłem poradzić się księdza. Co usłyszałem? Coś w stylu "łaska Boża ci pomoże". Nie muszę chyba pisać na ile wypowiedź księdza pomogła mi w moich wewnętrznych rozterkach. Właściwie przestałem wierzyć. Ale do nazwania siebie ateistą było mi jeszcze daleko. Dlaczego? Bałem się. Ten który w nic nie wierzy. Wtedy poznałem Ją. Miała 25 lat, zaś Ja 16. Nie, nie! To nie był romans :-) . Rozmawialiśmy. Okazała się być cholernie inteligentna. Co ciekawe, była i ateistką. Spytała się mnie w pewnym momencie czy jestem wierzący. Spostrzegłem, że bycie ateistą może wyglądać tak jak ona, a nie jak "ten który w nic nie wierzy". Wtedy właśnie się zdeklarowałem. Usłyszałem wówczas od niej, że to dobrze, bo nic nie zabija mojej zdolności logicznego myślenia. Był to przełomowy moment mojego życia. Triumf umysłu, inteligencji oraz świadomości nad konformizmem i ciemnotą.
Ostatnio na imprezie mój kumpel zapytał się mnie czy wiem, że jakikolwiek będzie wynik, to ja i tak jestem przegrany. Odpowiedziałem mu, że wiem, ale wg mnie i tak wszyscy jesteśmy przegrani, bo kiedyś trzeba umrzeć. A wg mnie po śmierci nie ma nic. Jak to mądrze napisał kiedyś pan LaVey - życie jest wielkim zaspokojeniem, zaś śmierć wielką wstrzemięźliwością. Pisałem wg mnie, że wszyscy jesteśmy przegrani. Sprecyzuję moje poglądy. Wszyscy jesteśmy przegrani, ale możemy przynajmniej przegrać "z klasą" i z godnością. Ograniczamy się więc w życiu i kończymy więc naszą egzystencję płaszcząc się przed czymś co może nie istnieć (i naprawdę dużo więcej argumentów przemawia za tym, że tak jest, niż odwrotnie)? Wyobraź sobie czytelniku, że jako wzorowy chrześcijanin leżysz na łożu śmierci i nagle ktoś daje ci dowód na to, że Boga jednak nie ma. Co teraz powiesz o swoim życiu? Jak je przeżyłeś? Przypominasz sobie te wszystkie przyjemności, które odmówiłeś sobie na darmo. I po co to było? Krótko mówiąc zmarnowałeś sobie życie. Oczywiście osoby wierzące mogą podać mi analogiczny przykład, tyle że na łożu śmierci leży ateista i dowiaduje się o istnieniu Boga. Jednak wg mnie ateista korzystający z życia mu tu przewagę nad osobą wierzącą. Po pierwsze ateista bez względu na "wynik" i tak miał swój czas chwały. Nawet jeżeli pójdzie do piekła (zakładajmy, żeby było trudniej, że każdy ateista ląduje w piekle) to swego czasu żył najpełniej jak tylko potrafił. Zaś jeżeli Boga nie ma, to podobnie, ateista miał swój czas chwały i na łożu śmierci ponownie może powiedzieć, że ŻYŁ, a nie wegetował w strachu.
Człowiek jest z natury istotą naiwną i zabobonną. Jakby tego było mało, to o ile ma wybór, z reguły wybiera opcję bardziej barwną, przy tym niekoniecznie tę bardziej logiczną. Tak to już jest, że "lud lubi igrzyska". Ważne jest żeby było wesoło, a nie logicznie. Jeśli tłum zobaczy psi mocz na murze, który przypadkiem rozleje się np. w kształt ludzkiej sylwetki i ktoś z wyżej wymienionego tłumu krzyknie, że to przenajświętsza_maria_zawsze_dziewica, to po chwili pół wsi skanduje psalmy na cześć Matki Boskiej, która objawiła się na murku. Wg mnie z takiego charakterystycznego dla ludzi popędu do "bardziej kolorowego" wywodzą się przesądy oraz wiara w nadprzyrodzone, w tym i w istnienie Boga oraz duszy. Pomyślcie sobie, że żyjemy w XXI wieku, a miażdżąca większość społeczeństwa dalej nie zgadza się na poprowadzenie ich przez naukę i logikę. A PODOBNO średniowiecze już się skończyło. To nasze zabobonne społeczeństwo śmieje się z ludzi żyjących w tym okresie, a tymczasem ono samo nie wyewoluowało znacząco pod pewnymi względami. Współczesnych dalej cechuje średniowieczne przekonanie o własnej słuszności. Brakuje im otwarcia na logiczne argumenty. Ja dla przykładu staram się być otwartym. Np. gdy tylko ktoś dostarczy mi logiczny argument na istnienie Boga, to zacznę wierzyć.
Wracając jeszcze do tematu duszy, to wielu jako argument na jej istnienie przytacza słowa w stylu "bo jak inaczej moglibyśmy odczuwać takie uczucia jak miłość" lub "przecież każdy człowiek jest inny, więc musi mieć duszę", "to nasze człowieczeństwo" itp. A kto wam powiedział, że te wszystkie trudne do zdefiniowania aspekty naszego życia, które my ludzie szumnie nazywamy miłością, człowieczeństwem, charakterem, etc., są czymś nadprzyrodzonym? Że zależą od czegoś, czego istnienia nauka jak na razie nie dowiodła. Nie wydaję się wam bardziej logiczne, że te nasze "nadprzyrodzone" przymioty tak naprawdę zależą od np. reakcji chemicznych w mózgu oraz rdzeniu kręgowym? Ja w obecnej chwili zakładam właśnie taką teorię. Dlaczego wybrałem ją, zamiast teorii duszy? Bo ta w obecnej chwili wydaje mi się być bardziej PRAWDOPODOBNA i LOGICZNA.
Kiedyś z moją dziewczyną toczyłem zażartą polemikę na temat tego czy istnieje coś takiego jak obiektywna sprawiedliwość, uniwersalne wartości moralne oraz dobro i zło, wyłączając przy tym aspekt boski. Ludzie chcą wierzyć, że "nie ma zbrodni bez kary" i że każdy człowiek jest tak naprawdę "w głębi duszy" dobry i tylko trzeba go odpowiednio naprowadzić na dobrą drogę. Myślę, że to przekonanie wynika z instynktownego strachu przed spotkaniem "potwora" - człowieka bez żadnych skrupułów, gotowego na usunięcie ze swej drogi każdej przeszkody. Kiedy napada nas ktoś mający nad nami przewagę, bez względu na to co o nim sądzimy, automatycznie staramy się nadać mu cechy pozytywne. Kiedy np. banda drechów powali jakiegoś delikwenta na ziemię, to ten ma nadzieję, że owi przodownicy inteligencji polskiej młodzieży nie zaczną go jeszcze dla zabawy kopać. Że nie są tacy źli na jakich wyglądają. Ludzie chcą myśleć, że nawet jeżeli ktoś chce zrobić im coś negatywnego, to ten ktoś musi być na tyle etycznym człowiekiem, żeby powstrzymać się przed np. gwałtem lub morderstwem. Chcą tak myśleć, gdyż się boją. Problem polega jednak na tym, że ludzie starają się zdobyć od innych potwierdzenie ich przekonań dotyczących tego, że ten świat nie jest taki zły jak na to wygląda i tym samym mieć komfort psychiczny podczas np. przechodzenia obok wspomnianej wcześniej bandy kiboli. Potem głosi się takie teorie jak to, że człowiek dąży do "dobra". Zgadzam się, pewnie że dąży, ale do SWOJEGO dobra. A że kiedy jest się dobrym dla innych, to oni z reguły są dobrzy dla ciebie, to już inna sprawa i to dlatego niektórym wydaje się, że człowiek "w głębi duszy" jest "dobry". Te wszystkie zasady moralno-etyczne są przekazywane z pokolenia na pokolenie, a człowiek jako istota z natury konformistyczna nie kwestionuje ich. Nie mówię od razu, żeby wartości tego typu nie przekazywać młodszym od siebie pod względem doświadczenia, ale można to przekazać w inny sposób. Zamiast powiedzieć "nie bij Jasia, bo to złe" można wytłumaczyć, że kiedyś owy przykładowy Jasiu, w odpowiednich okolicznościach, może się zemścić. Mało tego, możemy jeszcze powiedzieć dziecku, że jeżeli teraz zbrata się z Jasiem, nawet jeżeli ten nie ma teraz mu nic do zaoferowania, to w odpowiednich okolicznościach i Jasiu może mu kiedyś pomóc w potrzebie. Teoretycznie wniosek z każdej z tych wypowiedzi można streścić w słowach "bicie Jasia jest złe", ale ta druga wersja uczy dziecko logicznego myślenia oraz świadomości własnych działań.
Tak naprawdę to tylko od człowieka zależy to jak postrzega świat. Osoba chora psychicznie może np. żyć w świętym przekonaniu, że jej matka była chomikiem. Takiej osobie tylko leczenie, polegające m.in. na uświadamianiu jej fizyczno-biologicznych zasad uniemożliwiających poczęcie z gryzonia. Ten banalny przykład miał posłużyć mi do pokazania, że jeżeli w jakichś okolicznościach człowiek wprowadzony w błąd, zacznie w coś wierzyć i przekazywać te fałszywe informacje innym, m.in. osobom zdolnym uwierzyć w wszystko (np. bardzo młode dzieci), to tylko logiczne myślenie może takim osobom potem pomóc. Religia jest systemem stosunkowo logicznie ze sobą powiązanym, lecz opierającym się na błędnych, bo najprawdopodobniej wyssanych z palca, założeniach. Lecz ludzie przymykają oko na nielogiczności. Tak jest im wygodniej. M.in. przez to właśnie palono kiedyś na stosach niewinne kobiety, obwiniając je o praktyki okultystyczne. Minęło parę wieków zanim do społeczeństwa doszły logiczne argumenty, uniewinniające domniemane czarownice. Co wg mnie stoi na drodze logicznemu myśleniu? Przytoczę pewną myśl, którą swego czasu gdzieś zasłyszałem. Otóż "mędrzec w grupie głupców, zamienia się z nimi rolami". Zamienia się rolami, gdyż to większość decyduje co jest dobre, a co złe, co jest logiczne, a co nie. Bez względu na to jaka jest prawda. O tym, że większość ludzi tego świata jest wierząca, nie muszę chyba pisać. O tym jak wiara hamowała rozwój ludzkości za czasów średniowiecza też chyba nie. Nie chciałbym, żeby ktoś nazwał mnie nietolerancyjnym. Około 95% moich znajomych to osoby wierzące. Nawet moja dziewczyna jest katoliczką. Nie mam nic do religii, o ile nie ingeruje ona bezpośrednio w moje życie. Gdyby jednak ktoś pytał się mnie o zdanie, to w XXI wieku, erze nauki i dynamicznego rozwoju ludzkości...ech...szkoda gadać.
HaK poczta: hak8@wp.pl
|
 
|
|