|
|
|
Ta przeklęta miłość... Łukasz "LeMUr" Prokulski
Na początek mały komentarz.
Tekst ten trafił do czwartego numeru amigowego zinu "Provocator" (wtedy podpisałem go jako NoOne/Pink Freud). Swoją drogą - nie widziałem jeszcze e-zinu tak dobrego jak średnie ziny na Amidze, robione jakieś 5-8 lat temu... Dla zainteresowanych - przeszperajcie Aminet (np. http://ftp.uni-paderborn.de/aminet/browse.html w działach docs/mag lub coś koło tego) w poszukiwaniu tych dawnych magazynów. To co obecnie znajduje się na łamach NoName czy BUNTu już zostało wielokrotnie przewałkowane... chociażby w niezłej polskiej Silesii... Może o tym kiedyś napiszę?
Tekst ten był komentarzem artykułu "Miłość" autorstwa Kempy'ego z (wtedy) grupy Twilight. Przeczytałem go (tekst poniżej) jeszcze raz i uznałem, że nie potrzebuje on poprzednika - swobodnie stanowi odrębność.
---
Masz zapewne jeszcze "naście" lat, zakochałeś się po raz pierwszy i po raz pierwszy doznałeś zawodu? Boli, prawda? Cóż - takie jest życie. Zwykle pierwsza miłość jest bolesna... Zwykle miłość jest bolesna! Zwykle też ta pierwsza jest czysta, delikatna i wydaje się być właśnie tą idealną. Zwykle potem jest kolejna, w której po raz pierwszy dochodzi do kontaktów fizycznych, o których pamięta się do końca życia, z rozrzewnieniem zresztą. Nikt nie pocałuje już później tak samo jak za pierwszym razem; nikt nie będzie kochał w ten sam sposób jak ten pierwszy... O ironio! Nawet nie wiecie jakie to nieprawdziwe, obłudne i wręcz głupie!
To nie prawda, że już nigdy nie będziesz potrafił nikogo pokochać. Równie mocno lub chociażby w połowie. Nie prawdą jest też to, że zostaniesz już sam. Boli? Prawda zawsze boli, rozstanie zazwyczaj też, może nawet bardziej? Nie ma się jednak co załamywać! I nie piszę tego żeby Was pocieszyć - taka jest po prostu kolej rzeczy; życie. Wielu z nas - mężczyzn i chłopców zostało kiedyś potraktowanych przez kobiety w dość nieprzyjemny dla nas sposób. Zwykle za pierwszym razem... Potem boimy się zaufać komuś nowemu, boimy się zaangażować, boimy się kolejnego ciosu, czy wreszcie boimy się nawet próbować. Tylko dlaczego? Przecież one nie gryzą (a nawet jeśli to może delikatnie w uszko, co też potrafi być przyjemne... ;), pragną tego samego co my. Ironiczne tylko jest to, że tak naprawdę nigdy wprost się do tego nie przyznają. Kobiety zawsze uwodzą mężczyzn. Te inteligentne i bardziej perfidne robią to w sposób, jaki sprawia wrażenie, że to my - samce - zdobyliśmy je. Nieprawda. To kobieta mówi "tak" i to kobieta też mówi "nie"! Kobieta też bardzo często mówi "żegnaj, możemy być przyjaciółmi". Tylko, że najprawdopodobniej (ale czy na pewno? Może to tylko kolejny gwóźdź do naszej trumny, a może zadanie do wykonania: "pokaż jak bardzo ci na mnie zależy, koleś!"?) nie zdają sobie sprawy z tego, co oznacza taka przyjaźń. Przyjaźń, która tak naprawdę nie będzie nigdy przyjaźnią i która sprawi tylko wiele niepotrzebnego nikomu (a nam - zranionym - już z pewnością) bólu.
Bo jak można nazywać przyjaźnią układ, w którym Ty ciągle patrzysz na nią jak na boginię? Jak Adam na Ewę w raju; tę jedną i jedyną na świecie... Na jawie widzisz tę, o której śnisz po nocach, którą całujesz i pieścisz w swoich marzeniach, tę z którą w tych samych marzeniach spędzasz całe swoje życie, dzielisz los i dom... Mam wymieniać dalej? To nie jest przyjaźń! Ciągle będziesz myślał o tym jak doskonale czujesz się w jej towarzystwie, jak bardzo chciałbyś aby pozwoliła na więcej niż tylko rozmowa. Ciągle, zawsze i wciąż. Ale nie - ona nie może tego zrobić. Nic nie dadzą Twoje wyznania, błagania i wszelakie "męskie sposoby" zdobycia... przyjaciółki! Dla niej jesteś tylko facetem, któremu można zaufać, z którym można porozmawiać o wszystkim i z którym nie można iść do łóżka. Wydawać by się mogło, że jesteś aż takim facetem - zaufanie to przecież tak wiele, przyjaźń to bardzo ważna sprawa - w końcu w jakiś sposób i tak powierza Ci swoje życie, marzenia i obawy, prawda? Ale nie daj się na to nabrać, o nie! Ona i tak nie pozwoli na więcej i skoro powiedziała "zostańmy przyjaciółmi" to dokładnie to miała na myśli, absolutnie nic poza tym. A nawet jeśli zmieni pewnego dnia zdanie - znów zaświeci Słońce nad Twoim domem, znów poczujesz się kimś, znów urosną Ci skrzydła, a życie stanie się wspaniałe - czy nie będziesz się bał, że przyjdzie deszcz i ZNÓW usłyszysz to samo? "Możemy zostać przyjaciółmi, nic poza tym". Zdecyduj się więc czy warto się starać, czy warto się angażować i zastanów się jak bardzo będzie bolało, kiedy po raz kolejny ktoś napluje ci w twarz, wbije wielki kawał lodu w rozdeptane serce... Zastanów się.
Ale jednak... brniesz dalej. Kto powiedział, że skoro nie udało się za pierwszym razem, nie uda się też za drugim? A może za trzecim - do trzech razy sztuka, prawda? Warto przecież ciągle próbować, na tym to polega. Tym bardziej, że cieszy ją Twoje towarzystwo, lubi słuchać Twoich słów, martwią ją Twoje problemy, chce być Twoją przyjaciółką... Właśnie - prawie to samo co "bratem". Z tą tylko małą różnicą, że nie mieszkacie pod jednym dachem, nie kupujecie razem prezentów rodzicom, ale też nie dotykacie się w specyficzny sposób, nie całujecie i nie idziecie razem do łóżka. Ona potrafi Ci całkowicie zaufać i opowiedzieć o wszystkim, nawet o tym czego nie mówi mamie, ale to wszystko. Nie ma nic więcej i już nie będzie.
Zapomnij więc o tej przeklętej kobiecie! Daj sobie spokój, jej daj kwiatek i powtórz jej słowa, które tak bolały: "żegnaj, fajnie było". Zwyczajnie i bez zbędnego rozczulania się. A kiedy zechce wrócić, kiedy zmieni zdanie na Twój temat każ jej czekać i pracować na Wasz związek. Nie daj się omotać; niech ona też poczuje co to znaczy zbudować uczucie. W końcu to ona chce wrócić, prawda? Niech więc doceni Twoją obecność, Twoją osobę i Twoje uczucia. A potem? Potem - być może - zgodzisz się na "kolejną próbę", "jeszcze jedną szansę" - w końcu dlaczego nie? Było wspaniale, to może znowu będzie? Nic dwa razy się nie zdarza, ale historia kołem się toczy! Niech stanie się Twoją boginią, muzą i natchnieniem. Oddychaj nią i pozwól jej oddychać sobą; rozpal w niej szczęście, zapomnij się dla niej! Rozkochaj ją w sobie i pozwól sobie rozkochać się w niej... aż do kolejnego krachu. Kolejnego, bo każdy związek kiedyś się kończy. Z nudów, z wypalenia żaru, z braku iskry, z różnicy charakterów i oczekiwań.
Łukasz "LeMUr" Prokulski http://madagaskar.phg.pl
|
 
|
|