|
|
|
Imie jej to zagadka Michał S. Vel sisoo
"To nie życie jest okrutne dla nas, to my jesteśmy okrutni wobec naszego życia"
***
I znów nastały dni białe I znów nastały dni czarne Zadumą skute wody czyste Myśli nierówne trochę śliskie Chodniki dni codziennych Snów starych dziecięcych Zszytych nićmi dorosłości Przebitych ryb morskich ośćmi Z wód zadumą nie skutych Złowionych w strutych Rybaków życia przepastne sieci Dnia codziennego miłe ich dzieci
Podrywając smugi zimnej bieli Kołysząc do snów starych treli Ptaków już nie posłyszy uciekły Zimna pieszczot niechętne kły Niechaj swe o parapety kruszy Blaszane zwierciadła naszej duszy Odrapanej lodem skutej bladym Puchem przyprószone śladem Zbłąkanym wróbla skaleczone Chwilą ptaszęcą nakreślone I znów przyfrunęły białe dni I znów przyfrunęły czarne dni
***
Brodząc w płyciźnie umysłu Czapla niewidka chce chwycić Rybkę błyskotliwie srebrzystą Rybkę w głębi skromnie skuloną
Odcienie szkarłatu lśnią w wodzie Odbijając słońca setki twarzy Na oścież uchylając okiennice Uczuć ukrytych konspiracyjnie
Niejasność dokoła, żar już dogasa Gdzieniegdzie liść z bólu syknie Zbłąkana iskra wokół drew hasa Zajaśnieć chcąc nowym, świetlistym Pomysłem
Myśli iskry tlące się
"Jesień"
Za oknem wiatr bezwstydnie podwiewa suknie złociste poszarpane te resztki okrycia drzew zakłopotanych panów wieczności
Czasami słońce zalśni chwilą niekłamanej radości skulone dniami całymi uśpione w szarej pościeli gdzieś tam wysoko
Czasami deszcz przeraźliwie wilgotny myśląc że jest pianistą wybitnym co najmniej uderzy dosadnie w blaszany parapet Vivaldiego w tym słychać (Nie sądzę to nie skrzypce)
Czasami wszystko zamiera ciszą troskliwą o jutro w krainę śmierci się zmienia padół ziemski cały Ja wraz z nim
Lecz wiosna jeszcze przyjdzie wraz z nią świat zbudzi się a Ja ...
ONA
Brązowe oczy jak piwna toń Ech ta Jej cudna woń Aksamitne usta uśmiech słodzi Twarz Jej w promieniach brodzi Ach szczęśliwy ten wiatr
Błądzący w Jej włosach Egoistyczna świnia, ma fart Artystycznie wiruje i pląsa Teraz się śmieje mnie w oczy Ach boli - on wciąż kąsa
Błagam Cię życie daj mi nadzieję Ewentualnie małą chwileczkę Albo nie To nie tak ma być Albo nic albo wszystko
Jej imię to zagadka jakże łatwa tak?
"Powodzenia..." (I. P. - osobie przemiłej)
Jeszcze będziesz galopować Na grzbiecie białego rumaka Pośród stepów skąpanych Letnim słońcem deszczem rosy
Jeszcze kiedyś pożeglujesz Łódeczką maleńką po falach Nieskończoności niebiańskiego oceanu Rozbijając chmury na obłoczki
Jeszcze większe szczęście Czeka na Ciebie w przyszłości Dzisiejsze na razie niezupełne Jutro jednakże przed Tobą
Masz skarb którego ja szukam Jaki wiesz sama najlepiej Bądź szczęśliwa na wieki Przygnębienia nie odpychaj Niekiedy niezbędne wierz mi
Zazdroszczę Ci potężnie Zazdrością olśniewająco czystą Niechęcią i gniewem nie skażoną Wszystkiego najlepszego i...
Powodzenia
"Poznać Cię"
Dusza człowiek, przydałby się Towarzysz wspomnień Bliskich, tych zamazanych Brat, przyjaciel, Twój Powiernik miły
Gdzieś tam w górze Razem znów Wędrujecie padołami Niebiańskimi pewnie łatwiej Wszystko unieść Lecz czy pięknie równie tam Ziemskie manowce ciągle W dole jakież cudne, Cudne manowce...
Wybacz mi prostakowi Bez nadziei
Chciałbym poznać kiedyś Cię Gdzieś w górze tam W puchu chmur Chyba że... Przyjdzie mi spaść
"Bezsenność drugie Ja"
Sen znów w oddali się zdrzemnął I nawet na mnie nie zerknie Mglistość grobowa ogarnia Całe me ciało i duszę Cisza bezdźwięczna i głucha, Wdziera się w głowę i uszy Nieludzki wodospad, tak huczy
Tylko myśli wciąż biegną i biegną Nieufnych mustangów tabuny, Galopujących przez prerie, wygony Tylko myśli wciąż rozkwitają Krwawo dzikie róże na wiosnę Takie szkarłatne, radosne
Refleksje moje jak kwiaty ciemności Bodaj jeden z tysiąca rozkwitnie I piękny motyl na nim przycupnie Modry jak turkus ów motyl miłości Kwiat się ucieszy że ktoś go pokochał Mimo że czarne to kwiecie ciemności
"Śmierć"
Czy czujesz ten zapach? Tak piękny, straszliwy zarazem
Pachnący niczym mgła Konary drzew dusząca W miłosnym wieczora uścisku To woń zachodzącego słońca Nagli go kosa księżyca
Wrzosami łąka usłana Ich woń intensywna łakomie Drażni zmysły twoje Tak, one pomarły kochana Ścięte kosą rolnika
Ten błysk w twoim oku Ten zachwyt jutrem dzisiejszym Ten fetor potu Śmierci perfumy tak pachną Idącej z kosą po głowę
Czy czujesz ten zapach? Ty prawie bez czaszki
Michał S. Vel sisoo poczta: mike21s@poczta.onet.pl
|
 
|
|