Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
  - Redakcyjne
  - Strefa NN
  - Net
  - Teksty poważne
  - Polemiki
  - Meritum
  - Filozofia
  - Szkoła
  - Nauka
  - Poezja
  - Opowiadania
  - Komputery
  - Muzyka
  - Wstępniak
  - Wywiad z Dariuszem Majgierem
  - Biologia a komputery, czyli porównanie wirusów biologicznych z komputerowymi
  - Desktop Publishing
  - Elektrostatyka
  - FORTH. Część I
  - Takie sobie bajdurzenie o komputerowym niczym...
  - Witaj w moim... Świętym Cesarstwie czyli o e-państwach
  - Przegląd stron - Psychologia
  - Historia DOS'a
  - Tęsknota Dziadka
  - Wirus tu, wirus tam, czyli krótka historia wirusów
  - Zawodność oprogramowania komputerowego
  - XML Link Language
  - XML Pointer Language
BezImienny - wersja online!
Serwery wirtualne - MySQL, PHP, CGI, SSH...
Poprzedni artykułNastępny artykuł Komputery  

Wywiad z Dariuszem Majgierem


Piotr "Merlin" Krajewski

W tym miesiącu postanowiłem zabrać trochę czasu Dariuszowi Majgierowi, twórcy pierwszego polskiego magazynu internetowego.

Piotr "Merlin" Krajewski: W jaki sposób po raz pierwszy zetknąłeś się z komputerami?

Dariusz Majgier: Mój tato zajmuje się elektroniką więc miałem z nią stały kontakt w domu i już jako dziecko interesowałem się nowymi technologiami i różnymi "urządzeniami przyszłości". Gdy tylko pojawiły się pierwsze komputery w Polsce (Spectrum, Atari, Commodore) szukałem o nich różnych informacji w pismach, takich jak Bajtek, IKS czy Komputer. Miałem wtedy 9 lat, a rodzice na kupno komputera nie mogli sobie pozwolić. Pozostało mi pisanie pierwszych programów w BASIC i testowanie ich u kuzyna czy znajomych, którzy komputery kupili w Pewexie bądź sprowadzili z Zachodu. W gry raczej nie grałem - zachwycony byłem możliwościami programowania tego urządzenia. Biegało się wtedy z kasetą magnetofonową (tak - dyskietki to był produkt luksusowy) i przegrywało programy komputerowe na giełdach lub u znajomych. Gdy tylko rodzice zobaczyli, że sporo czasu poświęcam komputerom i wciąż przynoszę do domu dziwnie wyglądające fragmenty kodu postanowili jednak sprawić mi komputer - był to wspaniały jak na tamte czasu prezent: Atari 65XE. I w tym momencie cały mój zapał do programowania prysnął, a ja stałem się namiętnym graczem. Grałem niezmordowanie przez całe cztery lata, w międzyczasię zmieniając komputery na inne modele. Gry w końcu zaczęły mnie nudzić i mogłem wrócić do tworzenia "czegoś z niczego". Potem przyszedł czas na Amigę i wreszcie Peceta.

Piotr: W jaki sposób po raz pierwszy zetknąłeś się z Internetem?

Dariusz: na studiach informatycznych. Było to wtedy jedyne miejsce gdzie mogłem skorzystać z Internetu. Słyszałem wcześniej o "wielkiej sięci", ale trudno mi było wyobrazić sobie jej działanie. Musiałem sprawdzić jak wygląda Internet z bliska, a nie miałem zielonego pojęcia co to jest poczta elektroniczna i grupy dyskusyjne czy IRC (stron WWW wtedy jeszcze nie było). Poprosiłem kumpla, który miał okazje korzystać wcześniej z Internetu aby pokazał mi jak on działa. Pamiętam, że uruchomił mi grupy dyskusyjne Usenet, wysłał w tajemniczy sposób list (sam do siębie), pokazał mi jak można rozmawiać na IRC i uruchomił Gophera, namiastkę WWW. Widać, ze wyglądało to na tyle ciekawie, ze postanowiłem złożyć wniosek o założenie konta. Ponieważ byłem na informatyce, mogłem umotywować prośbę kierunkiem studiów, chęcią poznania nowych technologii, sięci i rozwijania zainteresowań. Podanie zostało przyjęte i po tygodniu miałem już konto...

Piotr: Co skłoniło cię do założenia Reportera? Jakie miałeś wtedy wobec niego plany?

Dariusz: Wcześniej, na scenie komputerowej, gdy nie miałem dostępu do komputera, tworzyliśmy z grupa ludzi dema, grafiki, muzykę i właśnie magazyny dyskowe. Ponieważ złożenie takiego magazynu zabierało zwykle wiele miesięcy (kontakt z piszącymi był jedynie za pomocą tradycyjnych listów) postanowiłem przenieść idee magazynu dyskowego do Internetu. Tutaj szybkość była niesamowita - dzisiaj mogłem wysłać maila z prośba o tekst i dzisiaj dostawałem napisany artykuł. Gdy chciałem wprowadzić poprawkę po kilku minutach miałem odpowiedź z akceptacja lub odrzuceniem zmian. Tak więc było to naturalne przeniesienie idei magazynu dyskowego do e-zina. Tak narodził się właśnie Reporter. Potem przeszedł szereg zmian, ale wciąż ma w sobie wiele z pierwowzoru. Jest bezpłatny, tworzony przez osoby z pasja, ma specyficzny klimat.

Piotr: Czy spodziewali się że reporter odniesie duży sukces?

Dariusz: Nie, skąd. To miało być raczej niewielki serwis/pismo dla garstki znajomych z sieci i powiedzmy jeszcze nowych wiernych czytelników. Gdy powstawał miał kilkudziesięciu prenumeratorów i nigdy nie myślałem, że osiągnie poziom kilku, czy kilkunastu tysięcy regularnie czytających ludzi. Sukces to pojecie względne. Co innego nazwałbym sukcesem kiedyś, a co innego jest nim dziś. Zresztą sukces może mieć kilka twarzy. Za sukces uważam prowadzenie tak dużego serwisu przez pięć lat. Sukcesem jest tez dochodzenie do pewnych poziomów wiedzy i umiejętności. Jeszcze kilka lat nie miałem pojęcia jak posługiwać się Perlem, PHP, bazami danych, jak optymalizować wydajność serwera i jak czymś takim zarządzać. Dzisiaj już to wiem. I to jest sukces, kolejny etap w rozwoju witryny. Oczywiście klasycznym przykładem sukcesu mógłby być też tytuł "Internet - Man of The Year" przyznany przez kanadyjska firmę SkyNet, czy inne wyróżnienia, jakie otrzymałem za serwis. Jedno jest pewne - każdy sukces cieszy i wyzwala zapal do jeszcze większego wysiłku i do robienia ciekawszych, bardziej zaawansowanych rzeczy. Mam więc nadzieje, że jeszcze wiele sukcesów przede mną - gdyby tak nie było, tworzenie Reportera nie miałoby sensu.

Piotr: Co skłoniło cię do założenia Webreportera i Bizreportera?

Dariusz: Reporter był początkowo miesięcznikiem o wszystkim. Jak wiesz, nie każdemu pasuje czytanie wszystkiego. Jeżeli ktoś lubi reportaże czy opowiadania, nie znaczy, ze biznes czy Internet jest także jego ulubionym tematem. Powstała więc naturalna potrzeba wydzielenia kolejnych miesięczników. Odwzorowują one również nasze zainteresowania - nauka i kultura jest mocna strona Kaski, mojej żony, która prowadzi Reportera. Biznes czy zarządzanie to z kolei domena Aleksandra Lamka, który prowadzi BizReportera. Sam "po uszy" siedzę w Internecie, więc prowadzenie WebReportera to dla mnie przyjemność i możliwość pokazania czytelnikom jak wygląda Sieć od podszewki, przekazania im najnowszych informacji i przybliżenia sceny internatowej czy ciekawych osób.

Piotr: Czy wolisz się zajmować? Pisanie tekstów czy zarządzaniem i prowadzeniem magazynu?

Dariusz: Lubię i jedno i drugie, aczkolwiek chciałbym więcej czasu poświęcać na pisanie tekstów. Nie szybkich przemyśleń, recenzji czy newsów, ale dogłębnych analiz rynkowych, porad programistycznych czy rozbudowanych testów serwisów WWW. Marzy mi się zrobienie dużego serwisu na temat historii polskiego Internetu i publikacji z cyklu "Who is Who w polskim Internecie". Materiały zbieram do tego opracowania już ponad rok. Pierwotnym założeniem było (zresztą dalej jest) abym tworzył ciekawe teksty. Jednak aby mieć wiedzę, trzeba rozwijać i pielęgnować kontakty, wiele rozmawiać, być w stałym kontakcie z innymi serwisami i ich właścicielami. Również mieć praktykę, bo doświadczenie jest podstawą każdego dobrego tekstu. A doświadczenie można zdobyć tylko wtedy, gdy się coś samemu tworzy. W tym momencie zarządzanie i prowadzenie serwisu od strony technicznej daje mi bardzo mocne zaplecze merytoryczne. Ma to jeszcze jedna zaletę - jestem w stanie zweryfikować teksty, które osoby nadsyłają do redakcji. Nie wyobrażam sobie, żeby prowadzący pismo nie panował nad materiałem i dał sobie "wcisnąć kit". Nie mowie tutaj o szczegółach (np. składni nowego języka programowania), bo na tym znają się specjaliści w swojej dziedzinie, jednak ogólne pojecie, zasady i reguły trzeba znać. Gdy ktoś przedstawia nieoptymalny algorytm lub próbuje wmówić mi, że jakiś serwis jest najlepszy w swojej branży, musze mieć mocne argumenty, aby uzasadnić swoje decyzje dotyczące zmiany lub odrzucenia tekstu.

Piotr: Jakie zmiany planujesz wprowadzić w najbliższym czasie w Reporterze i pozostałych magazynach?

Dariusz: Duże zmiany można zauważyć, jeżeli chodzi o wygląd. Po przerwie wakacyjnej miesięcznik zmieniły zupełnie oprawę graficzna, która funkcjonowała już niemal dwa lata. Ale wygląd jej tutaj mniej istotny, dla mnie i dla naszych czytelników bardziej liczy się treść, nad tym pracujemy "od zawsze". Nie chciałbym tutaj wymieniać wszystkich zmian i nowości, bo lista jest długa, szczególnie gdybym miał dawać konkretne przykłady czy nazwiska. Powiem ogólnie, że w pismach pojawia się coraz więcej znanych osób z branży, piszą dla nas coraz większe autorytety, mamy jeszcze więcej tekstów i ich tematyka nie jest banalna. Wiele informacji podajemy jako pierwsi lub jako jedyni. Z miesiąca na miesiąc dochodzi cos oryginalnego, czego nikt wcześniej nie próbował robić w Internecie. Dla mnie najważniejsze są pomysły.

Piotr: Jaki jest twój stosunek do konkurencyjnych magazynów, poniekąd naśladujących twój pomysł?

Dariusz: Sam pomysł oczywiście nie jest oryginalny czy zastrzeżony. Każdy może wydawać pismo w Internecie. I wręcz popieram takie działania udzielając wielu osobom wskazówek, porad jak robić to lepiej. Internet idealnie nadaje się do takich zastosowań. Tak więc naśladowanie Reportera jest jak najbardziej wskazane. Ale naśladowanie, a nie kopiowanie - tu podkreślam różnice miedzy słowami. Wiele magazynów czy serwisów posuwa się bowiem do wykorzystywania naszych własnych, bardzo charakterystycznych pomysłów, elementów graficznych, formy (pewne pismo wyglądało identycznie jak Reporter, tylko miało inna nazwę) czy treści.

I tego oczywiście nie toleruję. Gdy tylko zauważam takie przypadki natychmiast stanowczo reaguje i zwykle dochodzi do szybkiej zmiany formy magazynu, który dopuścił się np. plagiatu. A konkurencje bardzo szanuje. Często zapędzam się do najlepszych e-zinów i jak mam dłuższą chwilę wolną wertuję ich artykuły i przypominam sobie stare dobre czasy, kiedy to namiętnie czytałem podobne produkcje scenowe. Niektóre e-ziny maja wspaniała grafikę, inne teksty-perełki, jeszcze inne: klimat. To jedna strona medalu - druga jest taka, że zdarzają się magazyny, które oszukują swoich czytelników, podają nieprawdziwe informacje o liczbie prenumeratorów, kreują się na najlepsze polskie produkcje dyskryminując konkurencję, często nawet ją oczerniając. Zdecydowanie takie podejście jest mi obce. Na naszych łamach pojawiają się nieraz informacje o konkurencji i jakoś wcale na tym nie tracimy. Wręcz przeciwnie - gdyby magazyny ze sobą współpracowały mogłyby mieć znacznie więcej prenumeratorów dobry pomysł i oryginalną zawartość to więcej niż połowa sukcesu. Wydawałoby się, że w Internecie już wszystko zostało wymyślone i zrobione. Zapewniam, że tak nie jest i właśnie w tym kierunku zmierzamy.

Piotr: Czy wydaje ci się możliwe aby reporter mógł współpracować z innymi magami?

Dariusz: Oczywiście. Sam często wychodzę z taką inicjatywą. Jakiś czas temu wprowadziłem dodatkową powierzchnię w naszym miesięczniku, gdzie publikowaliśmy informacje o innych magazynach z okienkami umożliwiającymi zapisanie się na ich prenumeratę. Co ciekawe odzew był słaby i w sumie przewijało się tam zwykle koło pięciu pism. Zlikwidowałem więc ten dział i zaraz potem ponad 10 e-zinow zaczęło pytać co się stało z tą sekcją bo też chcieliby zaistnieć. Tak więc pewnie w nowym roku znowu się u nas cos takiego pojawi. Może w innej formie. Wymieniamy również bannery, założyciele innych e-zinow piszą do nas teksty, informujemy czasem o wspólnych akcjach. Zawsze jestem gotowy jeszcze bardziej zacieśnić współpracę, która zwykle nie jest pielęgnowana z uwagi na brak czasu...

Piotr "Merlin" Krajewski
poczta: language@pnet.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł