Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
- Redakcyjne
- Strefa NN
- Teksty poważne
- Polemiki
- Dzikie Myśli
- Meritum
- Filozofia
- Szkoła
- Poezja
- Opowiadania
- Teksty zabawne
- Animacje
- Muzyka
- Wstęp
- NoName Poleca: Tajemnica Skarabeusza
- Tęsknie...
- ...za Tobą
- Słowo wstępne - "Londonowie"
- Londonowie - epilog
- Londonowie - part 1
- O Smoku i Czarnej Dziewicy Smoczycy
- Kilka słów od iza_belki
- Sarriss z Czarnej Zatoki (2/6)
- Afrodyta
- Idioci
- Losy Gorsze Od Lewatywy - "Robert Wood"
- Najmilsza Walentynka
- Obietnice
- Ostatnia rozmowa
-
Przeznaczenie
- Samotny promień słońca... (Zbawienie i kara)
- Sędzia
- Z życia Emmie
- Tamiran w kręgu Gabitów
- Spełnione życzenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Ostatnia rozmowa


Jason Manson

Nigel: Ciężkie sytuacje zbliżają ludzi, pokonują bariery na co dzień nie do przejścia.
Autor stwierdził nt. tego tekstu "dzieło to przesada"... JM, polemizowałbym. :-)


Zapadał zmierzch. Krople wody wpadały, przez przeciekający dach, do pomieszczenia przerywając raz po raz ciche szepty oddechów. Wysoki cień przemierzał szerokość okratowanego okienka - w tę i z powrotem.

Kobieta, siedząca w jednym z kątów celi, przyglądała się nerwowo chodzącemu mężczyźnie. Jej twarz, pełna rezygnacji i strachu, wodziła za cienistą postacią, która tylko na chwilę zatrzymywała się by spojrzeć na okute, blaszane drzwi, aby po chwili znów kontynuować swój spacer.

Miał dwadzieścia kilka lat, może trochę mniej... był ciemny, postawny i wyglądał nader posępnie jak na swój wiek. Był dumny - to musiała mu przyznać. Poniżany i bity przez tych, którzy ich tu więzili, ani razu nie spuścił głowy. Mało się odzywał... praktycznie wcale. Odkąd się tu znalazł wciąż wypatrywał przez małe okienko - jakby szukał tam ratunku. I choć nie okazywał tego, to jednego była pewna: bał się tak samo jak ona.

Mężczyzna znów zatrzymał się w połowie swej drogi. Po raz kolejny spojrzał na drzwi, lecz tym razem nie odwrócił od nich oczu. Rzuciwszy się na nie począł uderzać w metalowe płyty pięściami. Małe pomieszczenie wypełnił huk uderzanej blachy.

- Przestań!... proszę - krzyknęła dziewczyna, przyglądając się nieusilnym próbom ucieczki.

Mężczyzna uspokoił się. Spojrzał w jej kierunku - oczy miał błyszczące od napływających doń łez.

- To na nic - dodała po chwili patrząc jak jego dłoń, już słabiej i całkiem bezradnie, uderza powoli w bramę do ich wolności.

- Zabiją nas - powiedział nagle z arabskim akcentem.

Dziewczyna nie odpowiedziała nic. Ścisnęła w dłoniach mały drewniany krzyżyk różańca i zaczęła coś szeptać. Zauważył to. Wstał z ziemi na którą osunął się w geście bezradności. Podszedł do niej.

- Co robisz? - zapytał stojąc nad nią.

Miała spuszczoną w dół głowę a mały przedmiot, który trzymała w dłoni przyciskała do piersi.

- Modlę się - odparła spoglądając na niego.

- Katoliczka? - spytał z pewną nutką chłopięcej ciekawości w głosie

- Tak.

Usiadł obok niej na pryczy. Poczęli się sobie przyglądać... On - ciemnooki, z dwudniowym zarostem i ona - blondynka o niebieskich oczach... dwa różne oblicza... dwa różne światy.

- Myślisz, że Bóg ci pomoże? - odezwał się po chwili mężczyzna.

- Tak - odparła dziewczyna z pewnością w głosie, która była prawdziwa - płynąca z głębi serca, ze szczerej wiary jaką w sobie posiadała.

Przyjrzał się jej dokładnie. Ona naprawdę musiała mocno wierzyć w Boga... Jej twarz, choć pełna niepewności wyrażała w jednej chwili przekonanie, że inaczej być nie może, że w Bogu jej jedyna nadzieja... że ta nadzieja nie jest złudna.

- Jak ci na imię?

- Małgorzata. A tobie?

- Omar - odpowiedział młody arab patrząc jak delikatne dłonie Małgorzaty zaciskają się na czarnych paciorkach zakończonych krzyżykiem.

Za oknem nocną ciszę rozerwała nagle seria wystrzałów. Oboje zwrócili swe oczy ku małemu okienku, za którym znów zapadła ta sama co przed chwilą cisza.

- To Jezus, prawda? - powiedział nagle Omar.

- Tak... On był...

- ... prorokiem - przerwał jej.

Dziewczyna uśmiechnęła się. Dla niej Chrystus był kimś więcej niż tylko prorokiem, ale wiedziała, że w oczach młodego araba On nigdy nie będzie tą samą postacią co dla niej. Omar był muzułmaninem - tego była pewna. Nie wiedziała dużo o jego wyznaniu - choć ostatnim czasy dużo mówiło się o arabach, o islamie w mediach. Mówiło się dużo, ale tylko dużo złego. Arabowie przedstawieni byli jako jarzmo, siła nieczysta... zło, a Islam jako religia fanatyków. Jak zdziwiła się, gdy ujrzała, że wcale tak nie jest, że wszystko co usłyszała i zobaczyła było zwykłą propagandą, łgarstwem, obłudą. Ci ludzie byli w rzeczywistości zupełnie inni, niż ci pokazywani w wiadomościach o dziewiątej wieczór. Byli serdeczni, przyjaźni. Mieli bogatą kulturę... Nie byli tymi dzikimi barbarzyńcami, do których zdążyła przywyknąć oglądając kolejne serwisy, słysząc kolejne wypowiedzi.

Spojrzała na Omara. Tak bardzo odbiegał od portretu muzułmanina do którego przyzwyczaiła ją prasa. Może i kiedyś trzymał broń w rękach, wielbił Allacha, ale to była jego religia, to był jego obowiązek - bronić kraj przed obcymi, przed tymi, którzy go najechali.

- Zostawię cię w twojej modlitwie - powiedział wstając z żelaznej pryczy.

Podszedł do okna zostawiając ją z różańcem w dłoniach, Modliła się. Prosiła boga o przebaczenie ze grzechy i zbawienie - dla niej i dla tego arabskiego mężczyzny, który pogrążony jakby w głębokiej zadumie kontemplował krople deszczu padającego na dworze i ostatnie podmuchy nocnego wiatru na jego młodej twarzy.


Była już ciemna noc, kiedy wreszcie powiedziała "Amen". Każdy koralik, którego dotknęła w swej modlitwie, był jak wspomnienie z jej życia. Dom rodzinny. Mąż. Dziecko. Rodzina i przyjaciele. Wszystkie rzeczy, których dokonała i te, których dokonać już nie będzie mogła. Wszystkie marzenia i sny. Cała przeszłość i przyszłość, od której odbiła nagle w boczny tor - bardzo wyrazisty, ale i krótki.

Chciał być silna. Musiała być silna - nic innego jej nie pozostało. Resztki nadziei odeszły z kolejnymi wystrzałami karabinów, które przecinały delikatny jedwab jej szczerej modlitwy swym zakrwawionym ostrzem bezlitosnego noża.

Złożyła swą głowę na starym, materacu. Przyglądała się Omarowi, który klęcząc nie ustawał w swej modlitwie - swej ostatniej pieśni dziękczynnej, swej ostatniej prośbie.

Nic o sobie nie wiedzieli poza imieniem. Nigdy dotąd się nie spotkali, a jednak byli sobie bliscy - ale to tylko dlatego, że podzielali ten sam los.

Przymknęła oczy. Zaczęła myśleć o swym synku i mężu. Jeszcze przez chwilę słyszała modlitwę młodego muzułmanina... ze słowa na słowo jednak zdawała się być ona coraz bardziej odległa.


Z chwili spokoju, którą to zaznali w objęciach snu, wyrwał ich chrobot i donośne głosy po drugiej stronie drzwi.

Kluch przekręcił się w zamku, a nie do sforsowania do tej pory, drzwi otworzyły się odsłaniając dwie sylwetki w mundurach.

Omar wstał z ziemi. Dziewczyna podniosła się na pryczy i poczęła przyglądać dwóm żołnierzom, z których jeden celował do nich z broni.

- Czas na was... No ruszać się! - powiedział jeden z mężczyzn musztrowym tonem.

- Co się z nami stanie? - Małgorzata powstała i stanęła obok młodego araba.

- Pójdziecie na egzekucje - odparł ze stoickim spokojem drugi z żołnierzy, pokazując lufą karabinu, by wychodzili z pomieszczenia.

Dziewczyna zamarła na chwilę, po czym jej dłoń dotknęła czoła następnie mostka, potem, prawego i lewego ramienia. Oczy zaszły jej łzami. Gdy przymknęła powieki popłynęły cienką strużką. Omar stał obok niej. Twarz miał kamienną, choć jego wnętrze wypełniło się krzykiem i błaganiem o litość.

Wyszli z pomieszczenia milcząc. Prowadzeni ramie w ramie oboje modlili się do Boga. Wreszcie stanęli na dziedzińcu pod ścianą. Jej mury zaplamione były brunatną, zaschniętą cieczą. Ziemia u ich stóp również była brunatna, zbita i twarda. Stali tak oboje przyglądając się pożłobionym murom. Za ich plecami słychać było trzask odbezpieczanej broni. Po chwili w powietrzu rozniosła się głucha, podwójna seria wystrzałów.


Dwóch mężczyzn w kombinezonach podniosło bezwładne ciała z ziemi i wrzuciło je na przyczepę małego wojskowego samochodu. Zamykając klapę jeden z nich dostrzegł mały przedmiot w martwej kobiecej dłoni. Wyciągnął go z pomiędzy zaciśniętych palców. 'Różaniec' - szepnął przyglądając się jak jego paciorki mienią się w poświacie słońca. Zacisnął go w dłoni i schował do kieszeni. Rozejrzał się czy nikt aby nie widzi. Nikt nie widział. Idąc do samochodu zatrzymał wzrok na powiewającej na wietrze fladze. Jej białe gwiazdki na niebieskim tle i biało-czerwone paski napawały go dumą.

Jason Manson
poczta: jasonmanson@poczta.onet.pl
www: www.republika.pl/jasonmanson/
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł