|
|
|
Kilka słów od iza_belki Wiosna
Nigel: Nie ma co, my męźczyźni potrafimy pokazać kobietom namiastkę piekła, może chociaż 14 lutego pokażmy im raj... niech 14 lutego trwa trochę dłużej... cały rok... :-)
PROLOG
Odszedł w końcu. Zatrzasnął za sobą drzwi i tyle go widziałam. Tylko po co tyle krzyku, gadania...a może teraz żałuje? Może zrozumiał jak bardzo mnie obraził i jutro zjawi się z nową sukienką w rękach, krawatem na szyi i kwiatkiem w zębach? Nie, czuję, że zostawił mnie na dobre, nie chce mieć ze mną już nic wspólnego. A ja głupia idiotka, siedzę teraz na jego kanapie wpieprzam jego czekoladki i płaczę. Za nim. To chore, przecież go nie kocham. Odszedł, ale najpierw mnie obraził.
- Nie jesteś już tą samą dziewczyną, którą poznałem. Spójrz na siebie. Wstałaś dziś o jedenastej, nie chciało ci się nawet umalować. Masz podkrążone oczy. Jak ty wyglądasz?
- Przestań.
- Przestać? Dziewczyno, przytyłaś co najmniej pięć kilo, wyglądasz jakbyś była w ciąży. Weź się do jakiejś roboty. Siedzisz tylko i palisz trawkę, masz po niej jakieś napady obżarstwa. Kiedyś może to było urocze, ale nie jesteś za stara, żeby palić to świństwo?
- Jesteś cholernym kutasem. Chamie, wiesz o tym doskonale. Liczy się dla ciebie tylko wygląd.
Zaśmiał się tylko. Wyciągnął torbę i zaczął pakować swoje rzeczy. No i doigrałaś się dziewczyno, zaraz cię rzuci. Nie dawałam za wygraną. Najechałam na niego:
- Tylko wygląd. A co z wnętrzem? Wiesz w ogóle kto to jest Mann, Dumas, Balzac? Przeczytałeś, męska szowinistyczna świnio, w swoim życiu choć jedną ambitniejszą książkę? Wątpię.
- Ty i te twoje odloty po marihuanie. Ja nie muszę nic czytać, bo jestem panem swojego życia.
Był już w kurtce.
- A ty jesteś przegrana. Radzę ci, weź się za siebie, bo nigdy nie znajdziesz żadnego porządnego faceta.
Jeszcze w drzwiach odwrócił się i powiedział tak głośno, żeby mogli usłyszeć go wszyscy sąsiedzi.
- Masz tydzień żeby się wynieść z MOJEGO mieszkania.
I już ciszej
- Ja przenoszę się na ten czas do mamy.
Trzasnął drzwiami i tyle go widziałam. Otumaniona tym co się stało i gandzią siedziałam długo bez ruchu na kanapie.
Później poczułam, że mam kapcia w gębie. Zrobiłam sobie herbatę, kawę, a potem znowu herbatę. Używam jednego kubka, żeby nie zmywać naczyń. Zadzwoniłam do mojej najlepszej, jedynej i ukochanej przyjaciółki Agnieszki. Przyznałam się do porażki. Nie mam faceta, mojego Księciunia. (Księciuniu - podoba mi się takie określenie. Mój książę, a ja księżniczka. Albo: król i królowa w swoim najmniejszym państwie na świecie. Ale mniejsza o to.) Nie mam mieszkania, ani pracy. Wylali mnie ze studiów. Nie mam nic.
- Co ty gadasz, wszystko będzie ok. To nie był odpowiedni facet dla ciebie. 8 lat starszy. On myśli inaczej niż my.
- Agniecha, ratuj. Co ja mam zrobić?
- Na początek możesz zamieszkać u rodziców.
- Co to to nie! Do mamy nie wrócę. Ona mnie nienawidzi za te zawalone studia i za nieformalny związek. Z facetem o 8 lat starszym.
- To zamieszkaj u mnie. Pogadam z rodzicami, ale na pewno się zgodzą. Znajdziesz pracę, może wrócisz na studia. Dobrze się stało.
Takie to były rady Agnieszki. Agnieszki, której starzy sponsorują studia, która ma idealnego chłopaka i która nie chciała nigdy spróbować życia na zupełnie własny rachunek. Do mamy nie zadzwonię.
A ja chciałam żyć na własny rachunek. Znalazłam pracę. Na pół etatu, ale jednak. Pisałam artykuły do lokalnej gazety. O wydarzeniach kulturalnych w naszym mieście, o muzyce, którą lubię lub nie. Miałam zostać dziennikarką, ale wyrzucili mnie ze studiów co zaowocowało kłopotami sercowymi mamy. I nie chodzi bynajmniej o miłosne zauroczenia. Przez koleżankę z gazety poznałam Księciunia. Naprawdę na imię ma inaczej, ale teraz to już nieważne. Zakochałam się w nim, myślałam, że on we mnie też. A może tak było naprawdę? Wspólne spędzanie czasu, kolacyjki, spacerki, dyskoteki, wystawy, rozpacz mojej mamy...No i straciłam z nim dziewictwo, co nie jest bez znaczenia. Przeprowadziłam się do niego i bardzo szybko uzależniłam. Koniec z niezależnością finansową, z pół etatu przeszłam na nieregularne artykuły na mocy ustnej umowy z naczelną. Było mi z nim dobrze - przez rok. Teraz koniec. Za dwa miesiące kończę 20 lat i nie mam żadnego punktu oparcia.
Dopiłam herbatę do końca. Przyjarałam sobie żeby mieć jaśniejszy umysł, ale przez wiadome zdarzenie zmuliło mnie do końca. Miałam potrzebę napisania artykułu do gazety. I nie była to potrzeba pieniędzy (jeszcze wtedy byłam przekonana, że Księciuniu nie pozwoli mi umrzeć z głodu), a raczej duszy. Po głowie chodził mi pomysł czegoś związanego z Internetem, jak ludzie poznają się przez sieć, czy mogą istnieć takie wirtualne związki itd. Teraz nie napiszę już nic, wyłączyłam komputer. Przyjdzie mi błagać naczelną o etat, chociaż pół etatu, chociaż staż. I będę musiała codziennie spotykać się z koleżanką moją i Księciunia.
PIERWSZY DZIEŃ BEZ KSIĘCIUNIA
Obudziłam się sama w jego łóżku, pod jego kołdrą. Zaparzyłam jego kawę, odebrałam telefon, który miał być do niego. Zatęskniłam za nim, ale bardzo szybko mi przeszło. Przypomniałam sobie kto mnie upokorzył. I jeszcze, że kończą mi się pieniądze. Ubrałam się, umalowałam, wyglądałam prawie jak dziewczyna, w której zakochał się Księciuniu. Zadzwoniłam do redakcji, żeby powiedzieć, że wpadnę. Naczelna była lodowato uprzejma i nie zapytała nawet o artykuł. To zły znak. Zawsze była przyjacielska, miła, lubiła mnie. Co jest? Paranoiczko, a może to sobie wyobrażasz? W gazecie mówili o naczelnej Dobra Ciocia, bo lubiła młodych, którzy do czegoś starają się dojść własnymi siłami. Nigdy nie ryknęła na żadną stażystkę, która popełniła jakiś błąd, raczej powoli i dobitnie tłumaczyła. Wolnym strzelcom, takim jak ja płaciła od artykułu dosyć dobrze. Lepiej niż w innych redakcjach. Gdy odrzucała artykuł to tylko z adnotacją co i gdzie należy poprawić. Nie mówiła tylko jak. Jeżeli jesteś inteligentna to się domyślisz i pójdzie w świat. Dobra Ciocia jest na mnie zła? Niemożliwe.
Zjawiłam się w redakcji punktualnie. Spotkałam kolegę - Bartka z działu sportowego. Patrzy na mnie jakoś dziwnie i nie wiadomo dlaczego zaczyna opowiadać o swoim koledze ze studiów, co ostatnio zaćpał się na śmierć. Ładował heroinę od 6 lat, szkoda chłopaka. Szkoda, ale co mnie to obchodzi? Nagle mnie olśniło - on wie już o mnie i Księciuniu. A że Księciuniu nie lubił mojego popalania trawki to...Ale przecież Bartek nieraz na imprezy u Agnieszki sam przynosił i sam popalał, więc co? Walę prosto z mostu:
- Bartek, ty już wiesz, że już nie jesteśmy razem z Księciuniem?
Patrzy na mnie współczująco i poklepuje po plecach.
- Tak, księżniczko. Ale się nie przejmuj. To skurwiel jakich mało.
- I cała redakcja już wie?
- No, można tak powiedzieć.
O Boże, jak to serce boli. Upokorzenie na całej linii, zachciało mi się samodzielności z najbardziej nieodpowiednim facetem. Moja mama miała rację - ciężko to przyznać.
Czekam na swoją kolej u naczelnej. Przypadkiem spotykam naszą wspólną koleżankę, moją i Księciunia. Mówi mi cześć i nie patrząc mi w oczy szybko się wynosi. Wchodzę do biura naczelnej.
Robię z siebie ofiarę, opowiadam w jakiej to jestem trudnej sytuacji. Opowiadam o rozstaniu z mężczyzną mojego życia. Naczelna ucina.
- Tak, wiem o twoim rozstaniu z narzeczonym.
Pytam o miejsce pracy dla siebie
- Niestety, nie mamy wolnych miejsc. Dobrze wiesz, że zmniejszył się ostatnio nakład
Dobra Ciocia nie w humorze, lodowata i grzeczna jak nigdy. Coś ją ugryzło. To może choć pół etatu, jak na początku?
- Już jest ktoś inny w dziale kultury. Ktoś po studiach. Dokończ najpierw studia.
Staż?
- Za dużo stażystów mamy w redakcji.
Zrezygnowana, pytam kiedy mam oddać artykuł. A ona mi na to, że na razie dostali mnóstwo artykułów. Zatkało mnie - Dobra Ciocia mnie spławiła!!!
Jestem bez pracy. Piszę Agnieszce SMS'a o drugiej porażce jaka mnie spotkała. Agnieszka jest na zajęciach i nie odpisuje. Zaraz dostaję SMS'a, ale to nie ona. Tata pisze, żebym przyprowadziła swojego NARZECZONEGO w niedzielę na obiad. Popłakałam się w windzie, przy ludziach. Starsza pani zapytała czy dobrze się czuję.
- Nic mi nie jest, naprawdę.
- Tak, rozumiem, to nerwy.
- Tak to tylko nerwy, czuję się dobrze.
- Jak ja byłam, kochanie, w ciąży, to zdarzało mi się robić gorsze rzeczy niż płakać bez powodu.
Łzy mi poleciały po policzkach. Bo ja nie jestem w ciąży. Bo ona tak pomyślała. Bo nie mogę się zmieścić w spodnie.
Jestem znowu w jego mieszkaniu. Miało być tak pięknie. Miał mnie kochać do końca życia, mieliśmy się pobrać. Oczywiście nie od razu. Najpierw studia, dobra praca. Mój pierwszy ukochany facet. Na początku myślałam, że chwyciłam Pana Boga za nogi. Teraz wiem, że wpakowałam się z nim w jakieś bagno. Zabrał komputer, na stole kartka, że jest mu potrzebny. No tak, ciężko pracuje, jest nauczycielem fizyki w ogólniaku. Jaki ma stosunek do swoich uczennic wolę pominąć. Te z maturalnej są ode mnie młodsze o półtora roku. Cholerny pedofil. Pedofil? To co ja z nim robiłam przez rok czasu?
ZBIERAM SIĘ W SOBIE I STAJĘ NA NOGI
Przyszła Agnieszka, z samego rana. Zerwała się dla mnie z zajęć. Przyprowadziła swojego przytłumionego chłopaka - Michała. To taki frajer, dobry piesek - przynieś, wynieś, pozamiataj. Przeciwieństwo Księciunia. Boi się, że straci Agę i dlatego robi dla niej wszystko. Dla niej szukał dla mnie pracy. I znalazł. Będę barmanką w pubie "Centrum". Coś we mnie pękło od środka. Zleciałam z piedestału, chciałam być panią redaktor, dziennikarką, a będę podawać piwo i drinki napalonym biznesmenom i zarozumiałym małolatom. Podziękowałam obojgu, a potem frajer się wyniósł. I mogłyśmy pogadać z Agą od serca.
- Widzisz, wszystko się układa. Ten debil nie jest ci do niczego potrzebny.
- Muszę znaleźć mieszkanie.
- Luz, gadałam z rodzicami, możesz się wprowadzić choćby jutro.
- Dzięki za wszystko, Aguś.
Agnieszka to prawdziwa przyjaciółka. Może jeszcze będzie ze mnie niezależna, dumna kobieta. Bo nawet Aga nie wyprowadziła się z domu zaraz po maturze. No, a teraz będę mieszkać z nią i jej rodzicami. Ale tylko przez jakiś czas.
No i zadzwoniłam do rodziców. Mama triumfowała. A nie mówiłam tego, a nie mówiłam tamtego...
- Iza, wracaj do domu.
- NIE!!!
- Chciałaś być bohaterką i byłaś, chciałaś pokazać i pokazałaś. Wracaj, uporządkuj swoje życie, zacznij od nowa.
- Moje życie to moja sprawa. Mam już nowe plany. Na jednym dupku świat się nie kończy.
Opowiedziałam jej o moich zamysłach. Odłożyła słuchawkę. Tak we mnie wierzy moja mamusia.
Spakowałam wszystkie swoje rzeczy. Dwie torby ciuchów, kilka książek, pięć płyt, discman. To wszystko. Zadzwoniłam do Księciunia, że może już wracać do domu. Klucze do sąsiadów.
Pojechałam do Agnieszki. Jej mama przywitała mnie pysznym sernikiem i herbatką. Tylko patrzyła na mnie jakoś dziwnie. Podsłuchałam jak rozmawiała przez telefon ze swoją siostrą.
- Wiesz, nie wiem co o niej myśleć. Niby taka grzeczna, a wyrzucili ją ze studiów.
- ...
- Tak, tak, to o czymś musi świadczyć. Poza tym dziewczyna po przejściach, ten nieformalny związek...
- ...
- Niby pisała do gazety, ale to on ją utrzymywał. A czytałaś jej artykuły? Takie ordynarne.
- ...
- Wiem, że trzeba pomóc, to pomagam. Ale to i tak nienajlepsze towarzystwo dla Agusi.
Agusi...Gdyby wiedziała o swojej córeczce co ja wiem... Na przykład to, że straciła cnotę najwcześniej ze wszystkich dziewczyn w klasie. Z chłopakiem, z którym później nawet ani razu nie rozmawiała. Albo, że zdała maturę tylko dzięki fecie.
No więc mieszkam u Agnieszki w pokoju, śpię na rozkładanym tapczanie. Agnieszka wychodzi rano na zajęcia, ja po południu do pracy.
No właśnie praca. Mój szef nazywa się Darek, ma 30 lat i ślini się na mój widok. Jemu na pewno nie przeszkadza, że przytyłam 5 kilo. Złego słowa mimo wszystko nie mogę powiedzieć. Sympatyczny, wyrozumiały, na razie trzyma ręce przy sobie. Jest jeszcze Ada - druga barmanka. Nauczyła mnie jak się robi różne drinki o śmiesznych nazwach - np. blue angel, albo catch an electric cat. Darek podkreśla z dumą, że przyjechały z Dublina. Co - nazwy, czy drinki? Ada to w ogóle taka dobra dusza. Zawsze podpowie co zrobić i jak się zachować. Przy wejściu stoi bramkarz, który patrzy na mnie jak na wariatkę, ewentualnie ufoludka, bo gdy jest mało klientów wyjmuję grubą jak cholera biografię Hitlera i Stalina Alana Bullocka. Dla niego to przechodzi ludzkie pojęcie, że można to czytać i się tym interesować. Zwierzył się ostatnio Darkowi, że chciał mnie zabrać na piwo, ale jestem dla niego za inteligentna. Chyba szmula jest po studiach, albo coś w tym rodzaju. Darek mi to powtórzył i miałam powód do szczerej radości do końca dnia. Idę do pracy na osiemnastą, kończę po 24. Już nie jest tak różowo jak u boku Księciunia. Moja praca ograniczała się wtedy do wystukania jakiegoś artykułu na 2 strony w wordzie, posprzątania naszej nory, no i może seksu z moim facetem. Ale to już nie praca, tylko czysta przyjemność. Bo chociaż po pierwszym razie z Księciuniem przysięgałam, że nigdy nie pójdę do łóżka już z żadnym mężczyzną to jednak mi się ta zabawa spodobała. I teraz samotne noce na rozkładanym tapczanie u Agnieszki sprawiają, że czasami tęsknię do tego popieprzonego, myślącego durną pałą kretyna. Wtedy Aga mówi: to nie on, ale ty jesteś kretynka. Tyle, że ona ma swojego rozmemłanego Michała, a ja nikogo.
JESTEM KRÓLOWĄ WE WŁASNYM KRÓLESTWIE
Dostałam 3 SMS'y od mamy. W pracy miałam bardzo dużo roboty, bo to sobota, więc odczytałam je dopiero w taksówce, jadąc do domu.
SMS 1: Co za wstyd. Ludzie wytykaja mnie palcami. Moja wlasna corka zamiast wrocic do domu spi katem u obcych ludzi. Opamietaj sie!
SMS 2: Czemu nie odpisujesz? Podobno pracujesz w jakims barze, co to za miejsce? Pewnie jakas speluna.
SMS 3: Chcesz zabic wlasna matke. Nie dzwonisz, nie odpisujesz na smsy. Co sie z toba dzieje, faszerujesz sie czyms?
Trochę zrobiło mi się wstyd. I uświadomiłam sobie, że to rzeczywiście dziwne jest mieszkać u koleżanki, kiedy ma się rodziców w tym samym mieście. Potrzebuję własnego mieszkania. I odpisałam jej.
SMS do mamy: Nie moglam odpisac, bo pracowalam. Pracuje w pubie "Centrum", niczym sie nie faszeruje, szukam mieszkania.
Gdy wróciłam Agnieszka jeszcze nie spała. Powiedziałam, że jutro zaczynam poszukiwania własnego mieszkania. Agnieszka na to:
- Skoro masz opuścić mój dom to musimy urządzić sobie wieczór panieński. Dziś sobota, pamiętaj, aby dzień święty święcić. Poświęćmy święcone ziele.
I wyjęła 2 skręty. Taka to jest szalona dziewczyna. Oglądając horror w telewizji paliłyśmy je i zaśmiewałyśmy do łez. Aż przyszła jej mama. Otworzyłyśmy okna, żeby się wywietrzyło i wyleciałyśmy do kuchni. Zjadłyśmy: pół pizzy, po 5 kanapek na głowę, paczkę delicji szampańskich i wypiłyśmy półtorej butelki wody mineralnej. Matka Agi chodziła za nami i kręciła głową.
- Ile wy macie lat dziewuchy, co? 14, czy 20?
Myślała, że paliłyśmy papierosy.
Następnego dnia wzięłam gazetę do ręki i szukałam ogłoszeń o mieszkaniach. Znalazłam pięć ogłoszeń o kawalerkach. Przez cały tydzień je sprawdzałam. Pierwsze: za drogo. Drugie: za blisko Księciunia. Trzecie: grzyb na ścianie. Czwarte: O wiele za drogo. Piąte: to jest to! Czynsz przystępny, okolica dość bezpieczna, słoneczne mieszkanie. Mam okna w pokoju na wschód. Codziennie będą mnie budzić promienie słońca. No i blisko do "Centrum".
Pojechałam do domu rodzinnego po meble ze swojego pokoju, które mi kiedyś obiecali rodzice. Ale to było jeszcze przed moim skokiem na główkę w dorosłe życie. Nie wiedziałam, czy mi je dadzą. Jednak nie robili problemów. Tata wydawał mi się tylko obrażony, mama była na pewno. Faceci z firmy przeprowadzkowej znosili do ciężarówki moje meble. Z bólem serca musiałam im zapłacić 500 złotych. Do lodówki przyczepiłam magnesem MÓJ adres: Bursztynowa 13/4. Tata stał za mną, miał łzy w oczach. Moja córeczka się wyprowadza na dobre. Uściskałam go, potem mamę. Tata wyjął z kieszeni portfel i odliczył 1000 złotych. Nie odmówiłam. Nie jestem przecież najbogatsza. Dumę schowałam na samo dno kieszeni i wyciągnęłam rękę po pieniądze. Ja - niezależna, pracująca kobieta. Tata zawołał facetów od przeprowadzki:
- Panowie, jeszcze to!
Wyszłam z kuchni, żeby zobaczyć co. To był mój komputer.
W domu Agnieszki też pożegnanie. Z sernikiem i herbatką. Z radości, że się wyprowadzam dostałam od rodziców Agi ich starą lodówkę. Dziękowałam za ten dar od losu i od nich.
W moim domu już wszystko na swoich miejscach. Poukładane w szafach, czysto i przytulnie. Nie mam zbyt wielu mebli, ale może to i lepiej. Wg feng shui, gdy jest mało mebli to energia lepiej krąży. Mam Internet i nie będę musiała płacić astronomicznych rachunków za telefon, bo mam stałe łącze. Adminem naszej sieci jest najprzystojniejszy i najsympatyczniejszy sąsiad jakiego miałam. Nazywa się Jakub i był u mnie 2 razy na kawie. Ma 21 lat, studiuje psychologię i mieszka razem z kolegą na przeciwko mnie. Dla mnie bomba! Na razie jestem nim zafascynowana. Tylko. W sieci jesteśmy: iza_belka i kubek. Często razem czatujemy, siedzę przy monitorze do późna.
I nikt mi nie wypomina, że płaci ogromne rachunki (tata), psuję sobie wzrok (mama), czy że go budzę (Księciuniu). Jestem królową we własnym królestwie!!!
ŚWIAT WEWNĘTRZNY CHWIEJE SIĘ W POSADACH
Idąc po zakupy spotkałam moją i Księciunia wspólną koleżankę. I to spotkanie było bardzo dziwne. Uśmiechnęłam się do niej, a ona wytrzeszczyła oczy, jakby zobaczyła ducha. Zaczęłam pogawędkę
- Cześć, co tam w redakcji?
. A ona jakby nie słyszała mojego pytania.
- To ty już wróciłaś?
- Skąd? Nigdzie nie wyjeżdżałam.
- No jak to skąd. Z Dąbek Górnych!
- Skąd?!
Nigdy tam nawet nie byłam.
- No z odwyku.
- Z ODWYKU?!!!
Krzyknęłam, aż odwróciło się za nami paru przechodniów. Koleżanka pociągnęła mnie za rękaw.
- Chodź na kawę Iza. Tu jest taka miła kawiarnia.
No to poszłam. I dowiedziałam się o sobie paru rzeczy. Np. tego, że jestem teraz na odwyku w Dąbkach Górnych, w ośrodku Monaru. Trafiłam tam, bo gdy mieszkałam u Księciunia to codziennie ładowałam sobie kokainę, od tego dostałam schizofrenii i ukradłam mu pieniądze na narkotyki. I dlatego on ze mną zerwał, a że jest bardzo szlachetny to załatwił mi Monar. Księciuniu wymyślił to, żeby się na mnie odegrać. I tak sobie o mnie myśli do tej pory naczelna, która nie chciała żebym pracowała w jej gazecie i wszyscy koledzy stamtąd..
Ryczałam w tej kawiarni jak bóbr, a koleżanka głaskała mnie po plecach: Nie martw się, przecież to tylko ploty, sprostuję to. A ja nie mogłam przestać. Dlaczego ten cholerny pieprzony szmaciarz Księciuniu jest taki wredny, chamowaty, obszedł się ze mną jak ze szmatą? Czemu życie tak się ze mną obchodzi? Ludzie mają mnie teraz za ćpunkę, nienawidzę go!!!
Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam w lustrze tą czerwoną od płaczu twarz z rozmazanym tuszem to zrozumiałam, że nie może mu to ujść płazem. Za dużo cierpienia przez niego. I chciałam rzucić w diabły to samodzielne życie, to wieczne siłowanie się z losem. Ja chcę do mamy!!! Wykręciłam jej numer, opowiedziałam o wszystkim i jak mnie to trzasnęło.
- Zaraz przyjadę, czekaj na mnie córeczko.
A gdzie niby mam pójść? Kiedy mama do mnie jechała odpaliłam kompa i napisałam najbardziej zjadliwy i feministyczny tekst jaki zdarzyło mi się napisać. Mój ex został tam opisany bardzo dokładnie, wymieniony prawie z nazwiska. Niech naczelna się tym udławi.
W końcu przyjechała mama. Rozejrzała się najpierw po mieszkaniu, bo nigdy tu nie była. Czekałam na werdykt - spodoba się czy nie? Ona jednak zaczęła o Księciuniu i nie mogłyśmy już skończyć. Tak, miałaś rację mamo, musiałam to przyznać. Wielki mi nauczyciel fizyki. Poważny intelektualista! Robić coś takiego dziewczynie, aby się na niej odegrać? Niedorozwój emocjonalny. Jak napisano w pewnej mądrej książce emocjonalne popapranie.
W trakcie naszej rozmowy ktoś zadzwonił do drzwi. Przez wizjer zobaczyłam, że to Jakub. Spojrzałam w lustro na swoje zapuchnięte oczka i powiedziałam przez drzwi.
- Odejdź, dziś nienawidzę wszystkich samców.
Myślał, że się zgrywam.
- Ooo, kotka pokazuje pazurki! A ja jestem dziki zwierzak.
Z oczu pociekły mi łzy .Krzyknęłam płaczliwym głosem:
- Ja nie żartuję Jakub
Chyba zrozumiał, że to nie żarty. Skulił uszy po sobie i wszedł do swojej nory.
Rano, nie chciało mi się nawet wstać z łóżka. Zrobiłam sobie herbatę i kanapki i położyłam się z powrotem spać. Ktoś dzwonił do drzwi - nie otworzyłam. Ktoś telefonował - nie odebrałam. Ktoś dzwonił na komórkę - nie sprawdziłam nawet kto. Około piątej zaczęłam się szykować do pracy. W pubie był duży ruch, zapomniałam o popaprańcu, albo tylko tak mi się wydawało. Ada zauważyła: wisielczy humorek. Nagle zobaczyłam Agę i jej Michała wchodzących do pubu.
- O mój Boże, myślałam, że ci się coś stało! Nie otwierasz, nie obierasz telefonu!
Znalazłam wolną chwilę i usiedliśmy gdzieś z boku. Opowiedziałam Agnieszce o spotkaniu z koleżanką, jaka to świnia z Księciunia, to, że przyjechała mama, żeby mnie pocieszać i że napisałam artykuł. Aga miała jak zwykle własne zdanie
- Moja rada: nie przejmuj się tak. To przeszłość, już jest wszystko sprostowane. A artykuł daj naczelnej. Niech wiedzą, że nie dasz sobą pomiatać.
Michał wpatrywał się w swoją panią wzrokiem typu: ja bym ci nigdy takiego świństwa nie wywinął. Znam to cielę, wierzę mu na słowo. A rady Agnieszki wezmę sobie do serca.
Gdy tylko wróciłam z pracy wysłałam naczelnej mój artykuł. Mailem, bo nie miałam tyle odwagi, żeby wejść do redakcji. Weszłam na IRCa, a tam siedział już Jakub. Bardzo zatroskany kubek.
cze
cze kubek, gniewasz sie za wczoraj?
nie
ale jest mi przykro :-((
przepraszam
bardzo
ale mialam powazny problem. nie myslalam racjonalnie
domyslam sie, powiesz mi o co chodzi?
jestem specjalista, psychologiem
hola, dopiero za 3 lata :)
to jak?
to wpadnij do mnie
w realu oczywiscie
no nie wiem...a jak bede znowu samiec?
to ja bede samica :-0
I musiałam całą historię opowiadać po raz trzeci. Jakub wysłuchał mnie, a potem zaofiarował, że nakopie skurwielowi w tyłek. Dzięki, mój przyjacielu, ale to nie jest potrzebne. Pocieszał mnie dłuuugo. A potem długo całował. Dziękowałam losowi, że jest tak zmienny. I cieszyłam się, że jestem silną, niezależną, dumną kobietą. Która ma w końcu swojego mężczyznę.
RAZ Z GÓRKI, RAZ POD GÓRKĘ
Rano 2 miłe rzeczy. Pierwsza - telefon od naczelnej.
- Kochana Izuniu, przepraszam Cię bardzo. Wpadnij do redakcji, naprawdę nie wiedziałam, że on może kłamać.
- Dostała pani mój artykuł?
- Tak. Bardzo dobry, celne argumenty, trafne spostrzeżenia. Ostry, cięty. Oczywiście pójdzie w świat.
Znów Dobra Ciocia. Ale nie chciała mnie przyjąć nawet na staż. Więc wychodzi na to, że muszę jeszcze zasuwać w pubie.
Druga - sex z Jakubem! A było to tak: przyszedł rano z 2 kubkami kawy - dla mnie i dla siebie. Dopiero co wstałam z łóżka, jeszcze go nawet nie pościeliłam. W piżamie otworzyłam mu drzwi. No i znowu gadanie. O związkach, o mężczyznach (chamskich, popapranych, czułych, wyrozumiałych), o kobietach (wściekłych, zmiennych, kochających, silnych), o życiu (razem, we dwoje). No i doszliśmy do następujących wniosków: związek to wspaniała rzecz, lepiej z czułym, niż popapranym; lepiej z kochającą, niż zmienną. Lepiej we dwoje, niż samemu. Lepiej nam będzie razem. Iza i Jakub - to takie proste. No i później był sex. I to jaki! Księciuniu niech się schowa. Czy to kawa tak pobudza?
SMS od Księciunia: Nastawilas przeciwko mnie naszych przyjaciol. Co ja ci, glupia kurwo, zrobilem? Nie rozumiesz, ze to byl tylko zart? A ty sie mscisz i to publicznie, w gazecie. Suko, nienawidze cie.
Cudownego mężczyznę miałam jeszcze miesiąc temu. Byłam ślepa i głucha. Tak to jest już w życiu. Raz na wozie, raz pod wozem. Nie udało mi się z Księciuniem, to prawda. Teraz zaczynam wszystko od początku. Z nowym facetem, w nowym miejscu. Za miesiąc skończę 20 lat. Mam już jakiś punkt zaczepienia. Mam dla kogo żyć. Studia? Skończę, nie teraz, ale mam przed sobą jeszcze całe życie. Jestem z siebie dumna. Jestem królową we własnym królestwie!!!
Wiosna poczta: spring1@kki.net.pl
|
 
|
|