Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
- Redakcyjne
- Strefa NN
- Teksty poważne
- Polemiki
- Dzikie Myśli
- Meritum
- Filozofia
- Szkoła
- Poezja
- Opowiadania
- Teksty zabawne
- Animacje
- Muzyka
- Wstęp
- NoName Poleca: Tajemnica Skarabeusza
- Tęsknie...
- ...za Tobą
- Słowo wstępne - "Londonowie"
- Londonowie - epilog
- Londonowie - part 1
- O Smoku i Czarnej Dziewicy Smoczycy
- Kilka słów od iza_belki
- Sarriss z Czarnej Zatoki (2/6)
- Afrodyta
- Idioci
- Losy Gorsze Od Lewatywy - "Robert Wood"
- Najmilsza Walentynka
- Obietnice
- Ostatnia rozmowa
- Przeznaczenie
- Samotny promień słońca... (Zbawienie i kara)
- Sędzia
- Z życia Emmie
- Tamiran w kręgu Gabitów
-
Spełnione życzenie
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania  

Tamiran w kręgu Gabitów


KuPaGin

Nigel: Elfy są elfami, ale wiele mają wspólnego z ludźmi... możemy czasem skorzystać z ich mądrości.


Tamiran nie był stałym gościem w tym miejscu. Tutejsi ludzie nie mieli zbyt wielu źródeł informacji, toteż wioska była praktycznie oderwana od świata. Istoty zamieszkujące to zadupie żyli w swoim małym świecie, nie porównując swych dokonań z czynami innych krain. Toteż zdziwiło Tamirana ogromne zainteresowanie mieszkańców nową twarzą w mieście. Przejechawszy kamienistą dróżkę prowadzącą ze stromego pagórka oddzielającego Khamidylów od chociaż nieco bardziej ucywilizowanych społeczności na swoim szkapowatym rumaku, udał się do jedynej gospody owej wiochy. Stary, cherlawy koniuch, uwalony w kurzu i pyle, skubał zagrzybiałym pyskiem nieliczną, jeszcze nie obsraną przez wróble trawę, podczas gdy rycerz pokuśtykał w kierunku gospody, niczym paralityk na lodzie.

- Ale ta zbroja w jajka pije... - po cichu przeklął.

Oparłszy się o głowę krasnoluda siedzącego w jednym ze stolików, otworzył klapkę od rozporka, zdjął dwa zamki i łańcuch+ochraniacz, zdjął rękawicę i wydrapał swoje klejnoty.

- Ale te realia RPG są do dupy... Przez nie kiedyś będę zbierał na protezę... - wyjąknął jeszcze bardziej wytrącony z równowagi.

Krasnolud, z wciśniętą głową w korpus, wyszedł z gospody, klnąc coś, jak zazwyczaj bywa z krasnoludami. Tamiran, podchodząc do nieco zagrzybiałej lady, zwrócił na siebie szczególną uwagę przebywających w tym miejscu istot przeraźliwym skrzypieniem zbroi, a może chodziło o tą nie zasuniętą klapkę... nie ważne. W tym właśnie stanęło przed nim monstrum najwyższej rangi: swym ogromnym cielskiem zasłaniało wszystkie butelki i beczki z winem, cycki mogły zmiażdżyć Statuę Wolności. I wówczas wszyscy zebrani zauważyli otworzenie się aparatu gębowego stwora i jego słowa:

- Co podać? - była to bowiem właścicielka meliny.

- Sok malinowy. - Tamiran bowiem nie pił alkoholu, bo był łosiem.

- Nie ma. Jest tylko wódka.

- To poproszę szklaneczkę. Kelnerka-wieloryb przewaliła się na zaplecze w poszukiwaniu trunku, a Tamiran w tym czasie podziwiał piękno wystroju karczmy. Rozlana świeczka swym nikłym blaskiem odbijała się w jego różowej zbroi. Na ścianie zauważył wspaniałą kompozycję zrobioną z kości zwierzęcych.

- Ale fajna czaszka. A ta to chyba ludzk... Nie zdążył dokończyć zdania, a waleń błękitny miał dla niego drinka.

- Całkiem całkiem... - rzekł rycerz, pryskając wystającym językiem okolicznych humanoidów.

- Weź nie pluj... - rzekł do niego posępny typ obok. - W naszych stronach plucie wystającym językiem jest obrzędem religijnym. Natomiast pociągnięcie gluta jest wstępem do modlitwy. Swym barbarzyńskim zachowaniem zwracasz uwagę towarzyszy broni, męska dziwko...

- Tylko nie męska! - obrażony Tamiran bronił swoich racji.

- Aaaaaleeeee fajna kobyła... - przyznał typ, obserwując zza okna stojącego koniucha Tamirana i podziwiał pianę toczącą się z wygłodzonego pyska zwierzęcia. - Czy to twoja, przybyszu?

- Noooooo... A co, ty chcesz ją trochę pokopać po pysku?

- Nie. A co cię sprowadza do naszej wiochy?

Tamiran, nie chcąc sztucznie zachwalać przyrody i uroku wioski Khamidylów, skrzywił swoją "twarz" i wyjękał od niechcenia:

- Wiesz, wiele krain już ujrzałem, piłem miód wśród tylu ludzi i z tyloma wojami połamałem miecze, a jednak wciąż ciągnie mnie coś w dalszą drogę. Wasze domostwa ujrzałem zaledwie przez paroma wschodami słońca, a już widzę w was nowe wyzwania mego losu. Jako podróżnik wielki i niezłomny w poszukiwaniu swego miejsca w świecie wciąż zaskakują mnie ludy zamieszkujące odległe krainy. A tak w ogóle to groszem nie śmierdzę i muszę natrzepać trochę kapusty - rzekł przybysz i z dzikim uśmiechem zatopił pysk w alkoholu.

- Szczerość cenię najbardziej w ludziach, bo człek szczery jest godny zainteresowania. Oby więcej takich jak ty kroczyło pod tym niebem... Widzisz te moczymordy? Oni wszyscy przepili swoje życie. Cóż wart żywy elf? Podpowiem ci, strudzony wędrowniku, podpowiem. Żywy elf jest gówno warty i to święta prawda. To jedno z moich założeń życiowych. Na tym oparłem swoją wiedzę. Bo to ja spisuje księgę rodu Khamidylów. Jeśli masz jakieś pytania dotyczące naszego narodu, to powiedz. Spróbuję się nie śmiać. Tamiran wyprostował się i rozglądnął po karczmie. Następnie ciekawy zapytał: Więc co oznaczają te kości na ścianie? Kronikarz z morderstwem w oczach odparł po głębokim namyśle: To właśnie z tych rzeczy, o których mówi się po ciemku, pod kocem i to po 22-giej. Dam ci tylko radę na przyszłość, wędrowniku, ponieważ nie wart jesteś zasranego elfa: Strzeż się wygłodniałych oczu tubylców. Tamiran, ponieważ, jak już wspominałem, był łosiem do kwadratu, nie zrozumiał aluzji mędrca i uśmiechnął się, jak z nisko zalającego dowcipu.

KuPaGin
poczta: tm0026@wp.pl
dystrybucja na terenie obecnego ZSRR: tm0026
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł