|
|
|
Przypisywanie znaczenia, przypisywaniem sensu Duda DJSynchronic Sylwester
Człowiek, wiodąc życie przez różnorakie zdarzenia, tworzył sobie pewien zasób informacji. Zasób, który po dziś dzień zwiększa się i dzieli się już na pewne dziedziny nauki. Kiedyś jedna osoba mogła pełnić wiele funkcji i mimo, że wiedza była wtedy, na możliwości człowieka dość obszerna, teraz wydaje się znikoma, żeby jej ogrom robił na nas wrażenie. Od początku naszego istnienia, biologia wyposażyła nas w spostrzeżenia, wyobrażenia i pojęcia. Nie ukrywam, że jest to ta nasza tendencja poznawcza (sfera poznawcza, dążność do głębokiego uzasadniania istnienia rzeczy). Te ostatnie (pojęcia) tworzą się na bazie dwóch poprzednich (wyobrażeń i spostrzeżeń). Są one (pojęcia) tym, co można określić jako rzecz, która jest niepowtarzalna i jedyna w sobie. Wyróżniają ją specyficzne cechy spośród tych, które bardzo łatwo pomylić. Np. niewiedza, że samolot to maszyna, prowadziła do zaliczenia owego samolotu do... ptaków. Oczywiście taki stan nie ma racji bytu, kiedy myślimy o wynalazku, świetle twórczości ludzkiej, wynalazcach. Najczęściej takowe pomylenie jest oznaką niewiedzy, będącej własnością dzieci, acz pewnie większość z Nas w przeróżnych zjawiskach też czegoś tam nie spojęciowało. Można powiedzieć, że tworzymy sobie pojęcia, z którymi zazwyczaj mamy problemy. A więc widzimy, że pojęcia są czymś szczególnym, jeśli chodzi o precyzowanie i naznaczanie cech jakichś przedmiotów, tak byśmy je na swój indywidualny sposób rozumieli.
Ni mniej ni więcej, będę się rozwodził o nadawaniu znaczenia, co potocznie się określa sensem. Czym jest? Skąd się wziął?
Jak zwykło się mówić: "ta rzecz nie ma sensu!". Hmmm... zastanówmy się. Czy w takim razie nie ma prawa istnieć? To specyficzne "widzi mi się" naszego rozumu, manifestuje się zaprzeczeniem lub dziwnym podejściem do danej rzeczy, najczęściej niechęcią, wypływającą z nas emocjonalnie (np. ta rzecz mnie wkurzyła i nie chcę jej poznać - może się źle kojarzyć, budzić negatywne emocje). Wszystko jedno co to jest. Mrówka, drzewko, koncepcje, dążenia, czy inne jakiekolwiek słowa, które zdołamy wymyślić. Byleby dały się z czymkolwiek skojarzyć, a z tym raczej nie ma problemu. Brzmi to jednak jak sugestia, że z góry słowo, które wymyślimy posiada sens, to zestawienie niektórych z nich może pozbawić sensu zarówno jedno, jak i drugie. Tu można się zastanawiać, gdzie istnieje przyczyna tego, że sensu nie możemy przypisać? Czasem jednak istnieją rzeczy, które po prostu paradoksalnie sensu nie mają, a żyć im damy. Zazwyczaj są one tym, co nie poznane, ale co da się zauważyć zmysłami, czyli wzrokiem, słuchem, węchem, smakiem, dotykiem, no i (jeszcze nie pewnym - ze zmysłów) szóstym. Składa się na niego psychokineza (fizyczne zginanie łyżek, bez udziału sił fizycznych, określanych prawami fizyki), telepatia. Są to zdolności, które na ogół nie są akceptowane przez sceptyków z zasadniczego powodu. Nie ma jasnych dowodów i słusznych potwierdzeń istnienia takowego zmysłu, a jednak te zdolności istnieją.
Rzeczy, którym sensu nie przypisujemy, tzn. nie nadajemy im znaczenia, są dla nas właściwie nicością, a jednak w rzeczywistości istnieją. Np. UFO, czy zjawisko, które ukazuje się naszym zmysłom, a jeszcze nie przypisaliśmy im pojęcia. Być może "pojęcie" jedynie wyróżnia i tu nadaje sens owym zjawiskom, ale kiedy zjawiska te odnosi się do innych pojęć - już poznanych - to czasem zdarza się, że sensu nie mają, bo wcześniej zdefiniowane pojęcia zaprzeczają istnieniu pierwszego. Tak więc. Jeśli mówi się o jakimś zjawisku, jako o tym, które rzeczywiście się dzieje, sens ono posiada. Uświadamiamy sobie jego istotę. Istnieje! A więc widać, że nie musimy czegoś tam rozumieć aby stwierdzić, że "to" się dzieje rzeczywiście, bądź zmienia naszą rzeczywistość pod takim kątem, jaki łatwo sobie uświadomić - istnienie i innych zjawisk, czy przedmiotów równocześnie. Np. łatwo stwierdzić, że łyżka leży w kuchni, a UFO, czy coś nieznanego fruwa gdzieś tam. Mimo to, i łyżka i to zjawisko są! Problem polega na tym, kiedy sprecyzowane pojęcie ma być użyte do opisywania czegoś, bądź potwierdzania. Np.
Istnieje "to" >>> Więc "tamto" >>> A stąd i "to nr 2"
W takiej drodze przy braku dostatecznej wiedzy o "to", przechodząc przez "tamto", mamy niepewny dowód "to nr 2". Słusznie jest to hipotezą. Znów jednak mamy obiekcje: czy hipoteza ma sens? Zazwyczaj "to nr 2" określa się jako tym "niesensem". Hipoteza jest całym moim równaniem wynikowym, a nie jest tym przedmiotem "to nr 2", jak to się zwykło przyjmować. Sens istnieje(!) w pojęciu, ale widać "tamto" posiada zbyt słabe lub nie uzasadnione rozumowo oraz empirycznie - "hipo-argumenty". Te z kolei stanowią wynikowo brak sensu. Zachodzi tu swoista korelacja (współzależność). Jeśli "to" rozważamy w argumentach "tamto", zawsze będziemy dążyć do ukazania zależności między "to", a "tamto". Widać najbardziej wiarygodne jest założenie, że poznanie jakiejś rzeczy, uzasadnienie jej istnienia oraz określenia go jako rzeczy mającej sens, istnieje tylko wtedy, kiedy argumenty "tamto" nie zachodzą w zależność z "to". Np. Odkrywając jakieś właściwości, naukowcom udaje się uzasadnić i precyzyjnie je określić wtedy, kiedy dzieje się to za sprawą przypadku. A ponieważ wszystkie rzeczy wymagają spojęciowania, stają się swego rodzaju manipulatorami naszej wyobraźni. Wyobraźnia jest spontaniczna. No przecież wyobrażamy sobie czasem nie stworzone rzeczy! Tak więc spojęciowane rzeczy, rzeczywiście znajdujące się w naszym świecie poznawczym, są jedynie sugestią do tego, że coś może z nich wynikać, ale nie musi! Muszę dodać, że dotyczy to jasnego precyzowania znaczenia rzeczy zauważanych zmysłami. Można to dotknąć, polizać, zobaczyć. Co dzieje się, kiedy zaczynamy mniemać i precyzować rzeczy, które istnieją jedynie w naszym środku, które nie są materialne? Np. myśl, bądź schemat myślenia? No właśnie tu nauka staje się bezsilna. Uświadamiamy sobie, że wszystkie rzeczy są spojęciowane syntetycznie. Tzn. niektóre pozostają jedynie wyobrażeniami, inne spostrzeżeniami, następne pojęciami. Nasz umysł bazuje jedynie na pojęciach, a że te, są z kolei wynikiem tych dwóch poprzednich cech struktury poznawczej, są elementarne, pierwotne i nie mają sensu. Sens posiadają pojęcia. Np. wiemy, że "to" nazywa się tak. Mimo to, jak(?) ma się te kilka literek do naszych wyobrażeń lub spostrzeżeń? Nijak! Ponieważ pojęcia powstają na bazie innych pojęć! Zazwyczaj wyobrażenia, czy spostrzeżenia są jedynie obrazem rzeczywistości, która dociera przez nasze zmysły.
Kiedy czegoś nie da się (już na chłopski rozum) nazwać, to zazwyczaj ma to znaczenie jedynie w tym, że to coś istnieje. Nie ma z kolei wtedy, kiedy to coś nie posiada rozumowego określenia. Tzn. rzecz pozostaje "pusta", do momentu, kiedy potwierdzą się jakieś zależności, między czymś, co znamy, a tym co poznajemy.
Muszę dodać, że i emocjonalne podejście do istnienia rzeczy, także wpływa na to, czy sens będzie czemuś przypisany, czy też nie. Człowiek ogólnie rzecz biorąc stara się, aby cała rzeczywistość postrzegana, miała pewne nazwy, które pomogą mu wyobrazić sobie coś. Coś, co z kolei będzie mógł do czegoś tam "przylepić". Jeśli nie motywuje się do poszukiwania tych zależności, pozostaje przy stwierdzeniu (symbolicznym): "ta rzecz nie ma sensu!", a i czasem: "przestań gadać, bo mnie to wkurza!". Dzieje się to również za sprawą niewiedzy, a jednocześnie jest to dowodem, że zmysły są niedoskonałe. Łatwo je oszukać - co nie ulega wątpliwości (fatamorgana), a i środowisko w jakim się te zmysły znajdują, uzależnia je od niego. Tzn. środowisko decyduje o jakości odbioru bodźców ze świata zewnętrznego. Tu dodam, że rozum istnieje wewnątrz nas i jest swego rodzaju odrębnością. Sam potrafi pewne rzeczy ze sobą powiązać. Niemniej jednak informacje, które uległy modyfikacji w drodze dochodzenia do czegoś tam, są niepewne w momencie, kiedy wydostają się z naszego wnętrza, choćby machaniem ręką, czy np. wlewaniem pewnej substancji do innej. Takich przykładów można wyliczać tysiące, acz nie stanowią one potwierdzania jakichś założeń, ponieważ nie wiemy, czy rzeczywiście się sprawdzą. I właśnie tutaj rozróżnia się poznawanie zmysłowe oraz rozumowe. Poznawanie zmysłowe ma zawsze sens, tzn. wyobrażenia i spostrzeżenia są sensem jedynie wtedy, kiedy nie posiadają zależności między pojęciami, a odzwierciedleniem jakiejś tam rzeczy. Sens przestaje istnieć w momencie, kiedy człowiek zaczyna pojęciować, czyli przypisywać jakiemuś nieznanemu zjawisku jakieś cechy szczególne. W takim razie, istnieje zarówno cechowanie wyobrażeń, jak i pojęć, których kandydaturę zgłasza rozum, za pomocą pojęć już(!) określonych. I to jest właśnie nadawanie sensu.
Drążąc się dalej dodam, że "nasz" sens istnieje przy przechodzeniu od wyobrażeń/spostrzeżeń do pojęć. Nazwijmy to sytuacją pierwotną, zaś wtórna czynność związana z sensem może istnieć wtedy, kiedy już spojęciowane zjawisko podlega dyskusji, bo w wyniku czegoś tam, sens przestał istnieć. Np. Jeżeli ktoś pisał i uzasadniał teorię Einsteina, jako tą, która nie ma racji i znalazł wiele sprzeczności w niej samej, to ukazując takie same zjawisko, ale opisując je swoimi słowami i w dodatku dostarczając dowodów na niesłuszność, pozbawia automatycznie takową einsteinowską teorię sensu. Widać bardziej skupiamy się nad tym, co jest pewne, niżeli nad tym, co pewne nie jest. Oczywiście pomijamy tutaj to, że nowa teoria i stara pozostają w zgodzie - zachowują "równoległość" istnienia.
Skupianie się na rzeczach pewnych, nie dąży jednak do uściślenia rzeczy niepewnej, ponieważ zasadniczy powód tego negującego dążenia leży w samych założeniach, że rzecz niepewna ma się przekształcić w pewną. Problemem jest taka sytuacja kiedy zakładamy. Zakładając, determinujemy pewną ilość czynników niepewnych, a te przecież mogłyby (w przypadku) stanowić solidne argumenty. Tzn. jeśli istnieje rzecz pewna, na dowód istnienia której, użyte były jakieś argumenty, to zapewne będą one odrzucane instynktownie ze względu na swą pewność. Bo oto posłużyły one do udowodnienia czegoś, co stało się pewne. A więc jeśli pewne, to kolejny zbiór argumentów pochodzących z rzeczy pewnych stanie się czynnikami na udowadnianie o istnieniu pewności w rzeczy niepewnej. To może działanie wynikowe:
Rzecz niepewna >>> Argumenty 1 >>> Rzecz pewna 1, następnie Rzecz pewna 1 >>> Argumenty 2 (nowe) >>> Rzecz pewna 2.
Mniemam, że jeśli "Rzecz pewna 1" przekształci się za pomocą "Argumentów 2" w "Rzecz pewną 2", to nie będą brane pod uwagę "Argumenty 1", ponieważ będą uznane za pewne. Zazwyczaj rzeczy pewne mają sens. Celowo napisałem dwa działania, bo można zauważyć, że czasami "Rzecz pewna 1" przerodzi się w niepewną, kiedy "Argumenty 1" pozostaną w sprzeczności z "Argumentami 2". Np. teoria einsteinowska posiada dowody - "Argumenty 1", za to do precyzowania teorii drugiej "Rzeczy pewnej 2" użyto "Argumentów 2". Dlaczego nie kolidowano i jednych i drugich "argumentów"? Bowiem cel miał być odrębny, teoria miała być odrębna, a jednak miała dotyczyć tego samego zjawiska. Widać teraz, że jeśli "Argumenty 1" nie są wystarczające do zdefiniowania "Rzeczy pewnej 2", ponieważ chodzi o to samo zjawisko, to "Argumenty 1" zostaną odrzucone, a brane pod uwagę będą "Argumenty 2". Nie będą one poszerzać "Argumentów 1", będą definiować wszystko na nowo. Stąd "Rzecz pewna 1" nie będzie wystarczyć do opisania jakiejś innej rzeczy niepewnej, więc intuicyjne czuje się, że "Rzecz pewna 2", może bardziej pomóc w dowodzeniu, które gdzieś nas spotka.
A więc widzimy, że jeśli jakaś teoria nie wystarczy do opisania czegoś tam, to zapewne druga nam to wyjaśni. Widzieliśmy, że było to samo zjawisko, argumenty były różne, a jednak z tym zjawiskiem wiązały się nierozerwalnie, o ile teorie te były potwierdzone i zakończone tezą. Ta z kolei może się przerodzić w "niesens", a nawet nie będzie stanowić hipotezy. Tak więc, mniemamy, że przejście od hipotezy do tezy jest realne. Natomiast tezy czasem mogą stanowić niepewność i nie przeradzają się w hipotezy z powrotem, a jedynie tezy pozbawia się sensu za pomocą innych nie używanych uprzednio, jednak pochodzących z rzeczywistości(!) argumentów.
Na koniec powiem, że to chyba logiczny punkt widzenia sensu. I choć powiem, że starałem się, to widać nie zawsze można "czysto" pokazać to, co się rozumuje. No cóż. Wybaczcie mi tę skłonność do afektów i moje ograniczenie psycho - językowe. No... w ostateczności można uznać, że ten art nie ma sensu :))
Na razie!
{Nooo, nie bądź dla siebie taki surowy. Faktycznie strasznie to wszystko skomplikowane. Mam wrażenie, że zbyt skomplikowane jak na naturę tego problemu. Jak bez przerwy powtarzają trenerzy Małysza, diabeł tkwi w szczegółach. Myślę, że większa ilość przykładów z natury rozjaśniłaby tą skądinąd ciekawą pracę.}
Duda DJSynchronic Sylwester
|
 
|
|