|
|
|
Człowiek w teatrze Wszechświata Katarzyna Paluch i Duda Sylwester
S. Czym jesteśmy? Skąd się wzięliśmy? Do czego dążymy? Co istnieje poza celem reprodukcji? Ile wartości zostało do poznania? Itd. To odwieczne pytania, które człowiek sobie stawia, aby określić to, do czego ma dążyć poprzez swój egzystencjalizm. Czy zdoła sobie odpowiedzieć? Być może i dlatego tak wielkie wyzwanie przejawia się refleksją. Refleksją, która zaczyna się od narodzin, a kończy czasem pozytywnie. Najistotniejszą rolę w ludzkiej tendencji poznawania odgrywają cele, które nie mają z założenia uzasadnień. Do takich celów należą wiedza, zaspokajanie potrzeb, szczęśliwość innych i pozostawienie śladu w historii. Jak do tego podchodzimy i skąd bierzemy siły? Czy stres, który hamuje te cele, ma aż tak wielki wpływ, aby w ogóle zaprzestać?
K. Spójrzmy na najbardziej uciążliwą chorobę XX wieku - stres. Jak zostało powiedziane wyżej do celów jakie chcemy osiągnąć należą między innymi zaspokojenie potrzeb, szczęśliwość innych i pozostawienie swoich śladów w historii. Zobaczmy jaka jest encyklopedyczna definicja stresu:
"STRES - (ang.) psychol. Czynniki zewnętrzne, które utrudniają lub uniemożliwiają zaspokojenie potrzeb i wykonanie zamierzonych zadań, zagrażają czymś jednostce lub wpływają na obniżenie poczucia własnej wartości. (PWN)"
Stres pobudza do działania. Może mieć znaczenie pozytywne jeśli odczuwamy go np. na egzaminie i dzięki temu poziom hormonu adrenaliny (zwanej horomonem walki i ucieczki) zwiększa się w takim stopniu, że szybciej myślimy i szybciej wykonujemy określone zadania. Jak wiemy wydzielanie się adrenaliny powoduje rozszerzenie źrenic (wzmożenie czujności oka), przyspieszone bicie serca (krew przepływa dużo szybciej, przenosząc tlen do ciała), przyspieszony oddech (doprowadzenie większej ilości tlenu do serca) itd. Dużo częściej niestety spotykamy się z takim przypadkiem stresu kiedy zamyka nam on dostęp do własnego mózgu, ręce się trzęsą, a fizyczność odmawia posłuszeństwa. Ma to bardzo niekorzystny wpływ na nasze zdrowie zarówno psychiczne jak i fizyczne. Jeśli dana jednostka nie potrafi sobie ze stresem poradzić, zwalczyć go lub gdy ma z nim do czynienia zdecydowanie za długo i za często, prowadzi to do powstawania nerwic. Nerwica jest zaburzeniem czynności ośrodkowego układu nerwowego. Objawia się nadmierną drażliwością, stanami lękowymi (bardzo często bez wyraźnego powodu!), obsesjami, osłabieniem sprawności umysłowej czy zaburzeniami czynności niektórych narządów BEZ ICH ORGANICZNEGO USZKODZENIA. Narządami, które najczęściej cierpią przy zapadnięciu na nerwicę są serce i żołądek. W przypadku żołądka mamy wtedy do czynienia z nerwicą żołądka objawiającą się prawie identycznymi zaburzeniami jak przy wrzodach - z tym, że wrzody powstają w wyniku zakażenia wirusowego (helicobacter pyroli), a w przypadku nerwicy o zakażeniu wirusowym nie ma mowy jednak objawy są prawie, że identyczne (z tego co wiem przy wrzodach, w przeciwieństwie do nerwicy, nie występują wymioty). W czasie nerwicy mamy też często do czynienia z tzw. nerwobólami czyli ostrymi bólami w zakresie jednej gałęzi nerwu czuciowego spowodowanym stanem zapalnym lub uciskiem. Najczęściej w okolicach oczu, szczęki i barków. W przypadku występowania nerwobólu z powodu ucisku, znaczenie mają czynności jakie wykonujemy w czasie stresującej sytuacji. Zauważmy, że zwykle w takich sytuacjach spinamy całe ciało podnosząc bezwiednie ramiona do góry. Może mieć to podłoże psychologiczne w chęci "schowania się" przed niebezpieczeństwem (coś jak podnoszenie rąk do twarzy kiedy się wystraszymy, jest to odruch bezwarunkowy mający na celu obronę ciała). W momencie zbyt długiego spięcia mięśni, wydzielają one kwas, który później się krystalizuje tworząc małe kamyczki, które później mogą uciskać na gałąź nerwu powodując nerwoból, czy odrętwienie.
Każda z opisanych sytuacji bardzo niekorzystnie wpływa na człowieczą egzystencję. Powodują choroby, niemożność działania i wykonywania prostych czynności. Zauważmy, że wyżej opisane są tylko negatywne działania stresu na fizjonomię człowieka. Równie często zaburzeniom fizyczności towarzyszą poważne zaburzenia psychiczne i to jest najgorsze do czego może doprowadzić nerwica. W przypadku psychonerwicy występują przesadne stany lękowe prowadzące do pewnego rodzaju schizofrenii, manii prześladowczej etc.
S. A więc widzimy, że człowiek dążąc do czegokolwiek, posiada wnętrze, które reaguje silnie, bądź mniej intensywne. Powiedzenie natomiast, że bez tak swoistego reagowania człowiek może żyć, jest nieuzasadnione i błędne. Zakłada się bowiem, że wszystkie żywe organizmy mają swoisty styl poznawania własnego środowiska i adaptacji doń. Być może, kiedy skupilibyśmy się nad typowo społecznym lub psychologicznym wizerunkiem człowiek, bez ukazania jego charakterystyki czysto biologicznej, zachodzilibyśmy w głowę, co tak naprawdę nami kieruje. Być może cele jakie sobie stawiamy w życiu i do nich dążymy, powstają w sferze poznawczej człowieka na zasadzie testowania rzeczywistości. Gdybamy: "co by było gdybym tak...". Można dodać, że takowe testowanie jest naturalnym odruchem. Człowiek poznaje siebie i świat zewnętrzny. I chyba to drugie odgrywa najistotniejszą rolę w jego życiu oddając w ten sposób sens jego egzystencji. Ba! Najważniejsze, że przyjemności świata znajdującego poza zmysłami i za pomocą, których go odbieramy, są stanem pożądanym, bo czujemy pociąg i doń się zaadaptowaliśmy.
Bez ukazania stresu, jako tego co umożliwia nam przetrwanie, widać pozostajemy w ciągłym pytaniu: "Co tak naprawdę się ze mną dzieje, kiedy podejmuję jakąś decyzję?". Najważniejsza bowiem jest sfera biologiczna. Cóż nam po działaniach, jeżeli nasze ciało ulegnie jakieś chorobie, a tym bardziej pod wpływem stresu - obłędom, czy wprost autodestrukcyjnym stanom? Nic! Tak więc zanim przyjmiemy jakiś cel w życiu, człowiek powinien poniekąd liczyć się z własnym zdrowiem, potencjałem (fizycznym i twórczym) oraz uświadomieniem, że bez tych rzeczy jest się pustką. Być może tłumacząc w taki sposób specyficzne zachowania ludzkie, odstępuje się od normy zawierającej się w teoriach na temat duszy, bądź reinkarnacji i "życia wiecznego". Również być może, że nasz stan fizyczny i życie "na Ziemi", jest jedynie stanem przejściowym. Mimo to, mniemać zawsze można i dbać o dobra, które mamy w chwili teraźniejszej. Te z kolei nas wartościują w naszym środowisku i są po prostu poznane. We wspaniałych wizjach "życia po życiu" pięknie wyrażana jest ta pogarda dla ciała i niedoskonałość rzeczy fizycznych. Można powiedzieć, że ciało jest jedynie ulotne i nietrwałe. Ale spójrzmy na nie z trochę innej strony. A gdybyśmy umarli tuż po narodzinach, co stanie się z naszą duszą? Pewnie w tej chwili uświadamiamy sobie, że to wszystko, czego się w życiu nauczyliśmy, miałoby być kontynuowane za życia "po życiu". Hmmm, a co powiedzielibyście o dziecku, które nie zdążyło niczego doświadczyć fizycznie? No i jakie jest wasze zdania o tym, aby ono miało się tego nauczyć nie materialnie? Być może dusza posiada jakieś zmysły (o ile wierzymy w jej istnienie). Najdziwniejsze jest to, że nikt nie wpadł na pomysł, by oskarżyć duszę o to, że się denerwuje, kiedy jej rower z pod sklepu ukradną, czy ktoś jej zwymyśla. A więc widać, że stan duchowy "po życiu" jest nie poznany. Tak naprawdę to nie wiadomo, czy jest to stan pozytywny, czy może negatywny. Zazwyczaj oznacza się mianem szczęśliwości wiecznej - co dla zwykłego śmiertelnika jest uczuciem cudownym i nie osiągalnym za życia fizycznego.
Dusza kojarzy się jak zwykle z odczuciem pozytywnym. Tudzież zauważy się, że posiada znamiona ideałów, do których dążymy za życia. Ale jak jest naprawdę? Tego zapewne nie wie nikt, a czasem słyszy się (czytając w książkach np. o niewyjaśnionych zjawiskach), że dusze manifestują się. Ba! Ale nie w taki sposób, by nam pokazać, na czym polega mechanizm ich istnienia w naszym świecie i znów muszę podkreślić, że fizycznym. Czytałem gdzieś w NN15, że nie ma słuszności teoria Darwin'a i teoria powstania życia na Ziemi. Jedynie do czego się ograniczę w refleksji na ten temat, to to, że nikt nam nie przedstawił koniecznych i wystarczających dowodów na istnienie niepodważalności tychże teorii, ale również nikt nie zaprzeczył koniecznie i wystarczająco, by te teorie odrzucić. Dosłownie czuje się, że ludzie zaprzeczając mają na myśli przeczenia i podejście negujące, a Ci którzy chcą coś udowodnić, zmotywowani są do podejścia potwierdzającego. No cóż obiektywizm, nie istnieje ani w jednym przypadku, ani w drugim - takie jest moje zdanie. Widać, sam fakt, że człowiek do czegoś się motywuje, podwyższa pożądany nawet społecznie stan wyższego poczucia własnej wartości.
K. Czy więc z opisu nerwicy wychodzi na to, że stres jest jedynie negatywnym odczuciem w naszym życiu? Otóż nie. Stres jest jednym z głównych motorów naszego działania. Jest nam potrzebny tak samo jak benzyna samochodowi. Ale nie tylko stres napędza nas do działania. To zadziwiające, że każdy człowiek w tym świecie stwarza rolę zębatego kółeczka w całej doskonałej maszynie. Nasi konkurenci zaszczepiają w nas dodatkową dawkę ambicji i chęci przezwyciężenia samego siebie - by być lepszym. Nasi przyjaciele pomagają nam w utarczkach z wrogami. My też jesteśmy czyimś przyjacielem, czyimś konkurentem mimo iż sami pewnie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Każdy człowiek jest po coś w naszym życiu. Jeśli ktokolwiek stanie na naszej egzystencjalnej drodze, możemy być pewni, że do czegoś nam się przyda. Dlatego nie należy odrzucać żadnego człowieka. Każdy ma coś wartościowego do przekazania. Od naszego wroga też możemy się wielu rzeczy nauczyć. Jak mówi Paulo Coelho: "Wojownik Światła (tu: człowiek dążący do doskonałości. przyp. autora) nigdy nie lekceważy swojego wroga (...) nie zapomina o wdzięczności dla przyjaciół." O tym należy pamiętać przy rozważaniach na temat sensu naszego istnienia.
S. Słusznie określamy nasz egzystencjalizm jako łączność wielu osobowości we wspólny mechanizm społeczny, który pcha nas w nieskończoność i w którym zachodzą pewne korelacje między nami - ludźmi. Czym jest człowiek w porównaniu z całokształtem zasobu ludzkiego? Maleńką istotką, która czuje, przetwarza informacje, zbiera i gromadzi je oraz zażywa przyjemności kontaktu z innymi. Być może staje się to celem już przy narodzinach. Oto człowiek, a z niego kolejne ogniwo ciągle poszerzającej się wiedzy, historii którą przez swoje istnienie tworzy i niepowtarzalność osobowości, z którą każdy z nas się codziennie spotyka.
Godzinami zastanawiałem się nad nadrzędnym celem naszego istnienia. I w końcu rezultat zabrzmiał: "zapisać się w jak największej ilości głów!". Ba! Nie jest to takie proste, jakby się wydawało, szczególnie kiedy chodzi o nasze możliwości intelektualne. Kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że większość naszych działań gdzieś jest "zapisywana", motywuje to nas do intensywnego zabiegania o takową czynność. Najwięcej trudności sprawia nam to, że rozum społeczny (że tak powiem) uznaje czasem nasze dokonania, za małowartościowe, niemniej jednak nie jest to tak krytyczne. Aby zapisać się w historii istnieje wiele możliwości. Muzyka (uśmiech dla K.P.), pisanie poezji opowiadań, filozoficznych refleksji i teorii, malowanie obrazów i wiele, wiele innych. Muszą to jednak być innowacje, które zrobią na kimś wrażenie. To, że należymy do społeczności determinuje należność do tego "społecznego rozumu". Możliwie starajmy się podsuwać z własnymi dokonaniami dość ostrożnie, abyśmy nie byli odrzuceni, ponieważ nie ma to wpływu na takowy rozum, a nas samych, oby motywacja się nie "roztłukła".
Z biologicznego punktu widzenia zapisywanie się w historii umożliwia zjawisko reprodukcji. Być może każdy z nas na te wiadomość zareaguje dosyć dystansowo, tym niemniej to jest(!) rzeczywistość. To w dziecku (powiem jak pedagog) można zapisać wiele, nawet takich rzeczy, które społeczne uważane są za złe lub będą miały negatywny wpływ na rozwój naszej "wizytówki". Biologicznie tato z mamą zaczynają skupiać swoją uwagę nad tym swoim "przybytkiem" szczęścia, zwłaszcza, że to szczęście potrafi czasem ich miło zaskoczyć. Jak dotąd jedynie na tym skupia się moja uwaga i widać chyba słusznie.
Pewien anglik powiedział dość ciekawą refleksję. Zajmował się pedagogiczną stroną wychowania. John Locke, bo o nim mowa, wyraził taki oto pogląd o dzieciach: "Dziecko rodzi się jak czysta nie zapisana tablica - tabularasa". Widać istnieje w nas (tu w ludziach dorosłych) cel, który potwierdza naszą tendencje do eksponowania swego życia i "wdrukowywania" go w innych. Najbardziej realnym i możliwym dla jednostki czynnikiem, który umożliwia realizację tego celu jest dziecko. Mówiąc najogólniej, dziecko jest tą "tablicą", na której rodzic i inne osoby, z którymi dziecko ma styczność, "wypisują" swoje istnienie. Nawet te cechy, które społecznie nie są pożądane. To, kim stanie się taki nieborak z mianem tablicy, zależeć będzie od specyfiki jego wychowania i od tego, co było mu dostarczane od wczesnych etapów rozwojowych, nawet w okresie prenatalnym (brzuszek mamusi), do momentu, kiedy dziecko jest dojrzałe emocjonalnie, poznawczo, społecznie i fizycznie. Jednym słowem, kiedy gotów jest podjąć rolę rodzica. Hmmm... trudno powiedzieć, że to wtedy dziecko :)
K. Mój przedmówca, jak widać, bardzo skupił się na słowach Johna Locke, a raczej na ich znaczeniu. I ma w tym dużo racji, bo nowonarodzone dziecko fizycznie ani psychicznie nie jest w stanie poradzić sobie ze sobą, z otaczającym je światem, a więc pomoc dorosłych jest niezbędna. Od tych ludzi, którzy wychowują młodego człowieka, zależy jak wykształtuje się jego psychika, jego sfera uczuciowa. Bardzo dużo zależy od sytuacji w domu rodzinnym i ma to ogromny wpływ na nasze późniejsze życie. Następnym życiowym etapem jest szkoła. To w niej zaczynamy uczyć się tak naprawdę życia, widzimy, że w świecie sprawiedliwość i niesprawiedliwość działają na jednakowym poziomie, że nie jest tak kolorowo jak było w domciu. Pierwszy raz mamy do czynienia z ambicja, rywalizacją i temu podobnych. Szkoła, zauważmy, towarzyszy nam przez znakomitą część życia i to tą najważniejszą, bo pierwszą. Kiedy kończymy szkołę i idziemy do pracy jesteśmy już w pełni wykształconymi uczuciowo, psychicznie, rozumowo i psychicznie ludźmi. I właśnie od tego jacy jesteśmy zależy to co będziemy robić, jak będziemy to robić i jak będziemy podchodzić do życia. Bardzo ważne więc jest to pierwsze stadium uczenia się życia, bo później to tak jak w muzyce (uśmiech dla S.D.) - ciężko jest nadrobić, zmienić. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na nasz stosunek do przystosowywania się do świata. Nie mówię tu o podporządkowywaniu się ludziom, bo jest wiele indywidualistów chodzących po tej ziemi. I chociaż w życiu mamy do czynienia z tzw. przystosowaniem dynamicznym (tak dzieli je np. Fromm) czyli całkowitym podporządkowaniu się społeczeństwu, co równa się ze zmianą struktury charakteru to chciałam zwrócić uwagę na tzw. przystosowanie statyczne. Przystosowujemy się już od początku naszego istnienia i to czy naszym jedynym związkiem ze społeczeństwem będzie praca i potrzeba miłości zależy od nas i naszego wychowania. Przystosowanie statyczne nie zmienia struktury charakteru, a jedynie uczy nowych doświadczeń, nowych nawyków.
S. Tak naprawdę, aby pokazać człowieka i jego znaczenie wszechstronnie, nie należy się skupiać jedynie na korelacji między jednostką a środowiskiem, a począć rozważać również zależności między tym co z nas wypływa, a naszym biologiczno-psychicznym wnętrzem. Mówmy bliżej, o inteligencji. Wg Piaget'a, naukowca pochodzenia szwajcarskiego (biolog i późniejszy badacz rozwojowy): inteligencja jest zdolnością, do przystosowywania się do wymogów środowiska. Więc widzimy, że człowiek nie tylko oddaje się wpływowi środowiska, ale tworzy również swoisty z nią związek. Oddziaływania te zachodzą między strukturą poznawczą, a tym, co człowiek posiada wewnątrz. Chodzi oczywiście o wyobraźnię, kreatywność, którą każda jednostka przejawia. Myślę, że Piaget aby wyrazić ten sąd, uległ namowie jednego z wielkich naukowców, aby stworzyć, po dziś dzień, uniwersalną teorię rozwoju człowieka, a konkretniej dziecka. Tym naukowcem był Einstein! Zadał mu mnie więcej takie oto pytanie: "A jak rozwijają się w dziecku struktury logiczno-matematyczne?" W odpowiedzi Piaget powiedział: "To są zmienne struktury, których nabywamy, a nie: mamy je od urodzenia!". Dalej mówi: "Struktury logiczno-matematyczne są swego rodzaju operacjami i schematami myślenia, które do dziecka trafiają z zewnątrz. Operacja jest strukturą wyższego rzędu, która nie jest dana od urodzenia i zwykle nie pojawia się w myśleniu przed osiągnięciem średniego dzieciństwa (wiek szkolny). Operacje pozwalają dziecku zrozumieć bardziej złożone reguły funkcjonowania otoczenia. Ich cechą charakterystyczną jest odwracalność. Oznacza to, że operację można traktować jako czynność umysłową, która może zostać odwrócona - wykonana w kierunku powrotnym. Arytmetyka np. zawiera operacje odwrotne i świadomość takiej odwrotności zależy od wieku dziecka. Pięciolatek wie, że 2 + 3 = 5, ale tego nie rozumie, bo nie ma świadomości odwrócenia tej operacji w 5 - 3 = 2. Taka zdolność pojawi się znacznie później, w stadium "myślenia operacyjnego". A więc widzimy, że inteligencja jest zdolnością. Przytłaczające jest to, kiedy takowej się nie posiada i to najbardziej mnie w tym przygnębia. Bowiem ludzie czasem mają problemy (widać z natury) z adaptacją do jakichś sytuacji, które tym bardziej są trudne im mniej takowej zdolności przejawiamy. Ba! Najczęściej zakłada się, że wszyscy podobnie się adaptują, bo wynika to z tolerancji dla osób "mniej wiedzących". Kiedy jednak rozwiązywanie jakiegoś problemu dotyczy zarówno i jednych i drugich osób, tzn. inteligentnych i mniej inteligentnych, zazwyczaj obarcza się odpowiedzialnością za jego rozwiązanie tych, którzy trudno się motywują, a tym samym, nad tym problemem myślą i współpracują. Hmmm. Być może ci co więcej wiedzą, szybciej się adaptują(!) do problemu, szybciej się motywują, łatwiej im się pracuje i często szybko osiągają wyniki. Tolerancja mówi, że wszyscy są tacy sami i wynagrodzenie za niewspółmierny trud równie dostają i jedni i drudzy. Już z pewnością człowiek będzie miał pewne wyrzuty, bo przecież ilość pracy jest różna, a wynagrodzenie to samo! Na chłopski rozum tyle ile się wypracuje, tyle się dostanie!
Mniej więcej tak wygląda problem porozumiewania się ludzi solidnie wyposażonych w zdolności inteligencji, a tych którym biologia czegoś pożałowała. To smutne.
K. Kiedyś jeden z zaprzyjaźnionych lekarzy pokazał mi jak ma się intelekt człowieka do jego zdrowia. Tak - to jest bardzo od siebie zależne. Człowiek inteligentny, mądry, wykształcony, a do tego wrażliwy, jest o wiele bardziej narażony na stres i zapadnięcie na nerwicę, niż ktoś kto wie i rozumie bardzo mało. A dlaczego? Tu wiele do powiedzenia ma właśnie adaptacja, przystosowanie do środowiska i zrozumienie go. Ktoś kto widzi więcej, więcej też przeżywa. Co za tym idzie, jego nerwy są narażone na przeżywanie mocnych wrażeń - pozytywnych i negatywnych o wiele częściej niż nerwy kogoś kto nie potrafi przeżyć czegoś takiego. Przykładowo - człowiek wrażliwy na muzykę. Słuchając jej odczuwa jakieś silne emocje, wzruszenie, energetyczność albo radość. Inny po prostu będzie słuchał muzyki. Dalej - wrażenia negatywne. Załóżmy, że dwie zupełnie różne od siebie osoby oglądają w telewizji ten sam program, na którym pokazana jest wojna gdzieś na świecie. Człowiek, który będzie żałował tych ludzi, który odczuje gniew, smutek związany z obrazem, który widzi i chęć pomocy narazi swoje nerwy na szwank. Ten, który będzie po prostu znieczulony na takie widoki - nie przeżyje nic. Bowiem każdy głupi potrafi się przystosować do środowiska. Ktoś kto wymaga więcej będzie miał z tym problemy. Teraz powinniśmy zastanowić się nad pytaniem, na które nie odpowiem - dlaczego w świecie, w którym panuje totalna znieczulica, stres jest najczęściej spotykaną chorobą?
S. W całym tym, można powiedzieć bałaganie, wypływającym z niewiedzy o sobie samych o własnych przeżyciach i o świecie, których nas otacza, można znaleźć wiele pięknych rzeczy, których nigdy nie zrozumiemy. Sztuka, malarstwo, muzyka... Wydaje mi się, że ludzie, którzy to robią, jedynie doskonalą własne umiejętności wynikające z potencjału, który w nich drzemie. Drzemią marzenia, drzemie talent. Być może nigdy nie zrozumiemy mechanizmu, który pośredniczy między umiejętnościami, a tym co rzeczywiście już widać (obraz, piosenka, rzeźba), zapewne psychologia w tym kierunku, sporo męczyła by się. Ale czy wynik tej pracy nie byłby determinowany tym, by znaleźć wzór na swego rodzaju utwory muzyczne. Np. poznając psychikę człowieka mielibyśmy wiedzieć, co stworzy z kilka chwil, do tego znając sytuację (układ bodźców zewnętrznych). Niewątpliwie sztuka jest determinowana również emocjami, przeżywanymi stanami, które budzą w nas marzenia, pojęcia, spostrzeżenia, wyobrażenia. Każdemu artyście towarzyszą veny, które mając z pewnością podbudowę zawartą w napięciu emocjonalnym, ale również w celu, który sobie obieramy i do którego dążymy. Istnieją również teorie o wirtualnych stanach ludzkich, tzn. jak na razie, zjawisko telepatii postrzegane jest mistycznie, ponieważ większość z nas być może nie posiada takich możliwości, by to zjawisko kontrolować. Nasze dokonania wiążą się jedynie ze świadomymi celami, które obieramy. A jeśli okaże się, że pewne cele kodowane są w podświadomości, w popędach, tak jak opisywał to Z. Freud w swej psychoanalitycznej teorii.
Budząc się każdego ranka, zauważamy w sobie to nowe podejście do życia. Wystarczy powiedzieć sobie: "ten jest inny, lepszy od poprzedniego". Tak więc, po każdym ciężkim dniu warto się dobrze wyspać. Nie tyle ma to wpływ na zdanie o nas: "leń (itp. jak powiedzą na nas pracoholicy)", a jest to przepis na zdrowie. Gdyby nie ono, można powiedzieć, że człowiek, to nie człowiek. Posiadamy ciało, posiadamy również co innego. Zasób informacji, zasób obyczajów, tradycji, celów. Wiąże się to ze świadomością, nie mamy bowiem wpływu kontrolowanego na podświadomość, a być może ta jest furtką w lepszą organizację własnego życia i łatwiejszego osiągania przyjemności, dążenia do szczęśliwości. Niektórzy już teraz podejmują działania w sprawie nieświadomych celów i ukazywania ich znaczenia w naszym życiu. Milan Ryzl (Czech), twierdzi, że motywacja, nie tylko istnieje w stanach świadomości, ale również w podświadomości. Np. wmawiając sobie coś, powtarzając to wielokrotnie, z dniem okaże się, że coś nam się udało osiągnąć, stało się to "samo-sprawdzającą się przepowiednią". Czasem ludzie "widzą" zdarzenia, które jeszcze się nie zdarzyły, np. prekognicja, lub zdarzenia, które pozostawiły w przedmiotach jakieś ślady energetyczne i za pomocą nich, ludzie potrafią opisać sytuację, gdy ten przedmiot znajdował się w jej pobliżu. To zjawisko nazywa się retrognicją. I jeszcze jedno zjawisko. Psychokineza, czyli przejaw koncentrowania się w fizycznym aspekcie wyginania łyżek - to symboliczne.
Na koniec własnych przemyśleń, skłonię się do pewnej refleksji. Uważam, że opisanie człowieka w tak "krótkim" artykule, pokaże jedynie jego nikłe strony i cechy. Najzupełniej istnieje wiele tysięcy (milionów, miliardów) kombinacji sytuacji, które spotykają nas w życiu codziennym. I stąd zapewne żaden z nas nie jest parafrazą życiową jakiegoś innego człowieka - jesteśmy niepowtarzalni. Istnieje wiele tez, które być może są tezami - dostarczają nam niezbitych dowodów na jej słuszność. Czasem jednak okazuje się, że i Einstein postawił kilka dziwolągów matematycznych i czegoś do końca nie uargumentował, mimo sprawdzania się jego teorii. Widać rzeczywistość jest jedynie postrzegana przez nas tak, jak pozwalają nam na to nasze niedoskonałe zmysły i ten rozumek, który zamknięty jest w naszej głowie.
K. Kończąc artykuł chcę zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Przede wszystkim na poznanie siebie samego. Czy zastanawialiście się kiedyś kim naprawdę jesteście, na czym polega Wasze życie, co jest Waszą radością i czy przypadkiem nie wpadliście w rutynę udowadniania sobie, że jest się szczęśliwym? Niech każdy z Was przemyśli swoje działania i siebie... można dojść do naprawdę zaskakujących wniosków. A przede wszystkim uczyni nas bogatszych o jedno doświadczenie. Pamiętajcie również, że dzień, który teraz przeżywacie już nigdy się nie powtórzy. Czy nie warto go więc wykorzystać jak najlepiej i jak najbardziej po człowieczemu? To do przemyślenia pozostawiam już Wam.
Dziękuje serdecznie za polemikę i współpracę w tym artykule Sylwestrowi. Mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy :)
{Też mam taką nadzieję. Działowi autorzy zaczynają tworzyć wspólne inicjatywy, organizują się w wyższe struktury. Jeszcze trochę i mi tu związek zawodowy założycie ;).}
Katarzyna Paluch i Duda Sylwester
|
 
|
|