Darmowa prenumerata - tu i teraz!
Menu
- Redakcyjne
- Strefa NN
- Teksty poważne
- Polemiki
- Dzikie Myśli
- Meritum
- Filozofia
- Szkoła
- Poezja
- Opowiadania
- Teksty zabawne
- Animacje
- Muzyka
- Subkultury
- Polemika na temat odporu na polemikę na artykuł o przekazie
- Piłsudskiego oblicze prawdziwe
- Czasy zaprzeszłe i pamięć o nich
- Polemika nt. artykułu "Wiara" (NN19)
BezImienny - wersja online!
Czytelnia.net - lektury szkolne, debiuty literackie, poezja, cytaty... i wiele więcej!
Poprzedni artykułNastępny artykuł Polemiki  

Polemika nt. artykułu "Wiara" (NN19)


doubledecker

Przeczytałem artykuł Katarzyny Paluch w NoName 19 na temat wiary. Nie chcę nikomu wtłoczyć do głowy, że katolicyzm jest wiarą najwłaściwszą, nie chcę w ogóle niczego wtłaczać do głowy.
Ale skoro zamieszczony został tekst, z którym niezupełnie się zgadzam, postanowiłem, że napiszę, jak ja to widzę.

"Wierzyć to uznać coś za prawdę..." Jasne, ale, moim zdaniem, "argumenty i FAKTY" nie mają tu nic do rzeczy. Wiara nie jest pewnością. Wiara jest ZAUFANIEM. Jeśli dajesz kumplowi dużo kasy i prosisz, żeby np. przechował je dla Ciebie, bo gdzieś wyjeżdżasz, a on obiecuje Ci, że wszystko odda, to nie masz pewności.
Znasz go, wiesz, że nie chce Cię okraść, ale nie masz 100% pewności.
Musisz mu zaufać...
Żadne prawa fizyki, matematyki, itp., tak samo jak żaden Erich Fromm :), Nietsche czy inny filozof nie są w stanie udowodnić, że Bóg istnieje bądź go nie ma... (a propos - Erich Fromm uważał też, że wszelkie uzależnienia, narkotyki, wybujałe życie erotyczne itp. są rozpaczliwym poszukiwaniem przez człowieka miłości, której najpełniejszą formą jest miłość Boga).

Odnośnie chęci bycia pod kontrolą i czucia się bezpiecznym - sorry, ale to do mnie też nie trafia.
Nie jest to chyba takie proste.
Dla mnie wiara to nie kontrola, a wolność.
Może wydawać się to śmieszne - tak głośno jest przecież o zakazach, nakazach, księża zabraniają tego, tamtego, księża nakazują to itd.

Jasne, można przecież i tak:
Całe życie poświęcać jednemu - karierze. Brać udział w "wyścigu szczurów", pracować po 15 godzin, kraść projekty kumplowi w pracy, żeby awansować zamiast niego, robić wszystko, by tylko mieć kasę i władzę.

Albo inaczej. Można ćpać, imprezować, chodzić do łóżka z kim się chce.
Nie ma sprawy. Tylko dlaczego nie znam nikogo, kto żyjąc w taki sposób jest w pełni wolny? Może nagle przestać pić, jarać, imprezować, kraść, przestać sypiać z każdym(ą), zdradzać itp...
Może przestać okłamywać siebie i innych, wykorzystywać ludzi, może zostawić "swoje zabawki"?
To on jest wolny, czy zniewolony ???

Wiara to bezpieczeństwo ? Spokój ?
Nie sądzę. Wprost przeciwnie - wiara to odpowiedzialność. Świadomość tego, że praktycznie wszystko to, co robimy, ma jakiś wymierny skutek. To nie jest tak, że jesteśmy grupką dzieciaków w piaskownicy i możemy się bawić do woli, bez żadnego problemu.
Usunęłam ciążę, a co tam, nikt nie wie, nawet ojciec dziecka, więc czy ktoś mi coś złego zrobi? Czy coś złego się dzieje? Jestem bezpieczna. Zero problemu.
Otóż jednak nie. Zabiłam człowieka. To był mój wybór, więc jestem za to odpowiedzialna.

Dalej czytam - "wiara zła", "wiara dobra", "wiara lepsza".
Przepraszam bardzo, ale czy to przypadkiem nie są cokolwiek "niezgrabne" określenia dla wiary? Jak można to zmierzyć?
Linijką? Badaniami nastrojów społecznych?
I tu w jednym momencie się zgadzam "nie ma argumentów, by wytłumaczyć, która wiara jest dobra".
Nie ma i nie będzie.
Nie leży to w sferze argumentów.
Rozumiem, że niektórzy potrzebują mieć wszystko "radykalnie" wytłumaczone i poparte argumentami. Jasno i przejrzyście.
Ja też bym tak chciał. Ale czy nie jest to też taka trochę chęć bycia pod kloszem? Wybiorę tego, kto użyje lepszych argumentów - wydaje mi się najmądrzejszy, więc postąpię tak jak on chce, bo mnie przekonał i dalej się wyłączam, dalej się nie martwię, nie zastanawiam, bo on jest mądrzejszy ode mnie.
Dziś niełatwo ludzi zmanipulować, jest tyle sekt, albo nawet odbiegając od religii - polityków.
Są specjalne szkoły, kierunki w psychologii, socjologii, zajmujące się manipulowaniem, wywieraniem wpływu.
Sukces np. Leppera jest dziełem człowieka, który zajmuje się tego typu rzeczami.
On nauczył Leppera takich "argumentów" (nie tylko zresztą słownych), by wyborcy zawierzyli mu COKOLWIEK BY NIE POWIEDZIAŁ (tak myślę).
Po szczegóły odsyłam do świątecznego wydania "Magazynu" Wyborczej (powinien być w Internecie lub w formie gazetowej w miejskiej bibliotece) - artykuł p.t. "Zakręcę was jak słoiki na zimę".

Ktoś może zapytać, czym się w takim razie kierować ?
Uczuciami, rozumem, intuicją ?
Nie jestem alfą i omegą, nie chcę dawać rad, bo to duża odpowiedzialność, można komuś namieszać w głowie.

Wiem natomiast czego lepiej nie robić.
Nie okłamywać siebie samego. Żyć w prawdzie ze sobą.
"Sensowne argumenty" są w stanie uśpić sumienie.
Ja się zawsze zastanawiam (lub przynajmniej się staram) czy naprawdę mnie coś bardziej przekonuje, czy raczej okłamuję się, bo wiem, że uczyni to moje życie łatwiejszym, mniej odpowiedzialnym.

Myślę, że jest to wpisane w życie chrześcijanina.
Mamusia i tatuś nie dadzą mi odpowiedzi.
Muszę szukać jej sam.
I gdzie tu "życie pod kloszem" ???

Na koniec ostatnia sprawa. Z całego tekstu przebija jasna myśl: księża = kościół.

Kościół to nie tylko oni. To także Ja, to także wszyscy katolicy.
Nie można stwarzać sobie obrazu kościoła na podstawie tego, co robią księża.
To tak jakbym jechał wycieczką autokarową do np. Paryża i stwierdził, że do bani ta wycieczka, bo wycieczka to tylko kierowca, a on jest nieogolony, jedzie tam dla kasy, a w ogóle to śmierdzi od niego piwem i pewno ma kochankę.
Lepiej pojechać do Afganistanu, bo wycieczki tam organizuje bardzo fajne biuro, sympatyczna obsługa, i w ogóle bardzo tanio, zapowiada się niezła jazda.
Czy przez to, że w moje parafii jest kiepski "kierowca" to mam znienawidzić Paryż ???
Jakbym miał patrzeć na wszystko to, co robią księża, to dawno bym stracił wiarę, tym bardziej, że zawsze się znajdzie jakiś zły człowiek, księżą to też ludzie.
W filmie pt. "Amelia" jest takie świetne zdanie: "jeśli palec wskazuje na niebo, to głupcem jest ten, kto patrzy na palec".

Poza tym na mszę świętą przychodzi wiele ludzi, księżą nie są w stanie do każdego dotrzeć, rozwiać tysiąca niejasności, u każdego zresztą innych.
Jeśli ktoś wierzy, że chcą oni rozwiązać jego problemy, rozwiać wątpliwości, a nie nabić sobie portfel datkami z tacy, to są też rekolekcje, wspólnoty.
Msza generalnie to nie czas na rozwianie wątpliwości.
To spotkanie z Bogiem a nie z klerem.
Najważniejszą jej częścią jest przemienienie i komunia św., a nie kazanie.

No, to by było na tyle.

P.S. Nie wiem co znaczy "ortodoksyjny katolik".
Jeśli to taki, który wierzy w Boga i chce, by był on sensem jego życia, to ja.
Jeśli to taki, który ślepo wierzy w to, co mówią i robią wszyscy bez wyjątku księża, to nie ja.

doubledecker
poczta: doubledecker@poczta.onet.pl
Poprzedni artykułWstępNastępny artykuł