Darmowa prenumerata - tu i teraz!
BezImienny - wersja online!
Serwis internetowy netmax.pl
Poprzedni artykułNastępny artykuł Opowiadania   

Uważaj kto puka do drzwi...

Lord Acpar

Niby to dzień jak każdy inny, ale tego ranka Peter czuł coś dziwnego. Coś, jakby ktoś go obserwował. Szybko jednak odpędził myśli, w końcu musiał iść do pracy. Poszedł do łazienki się ogolić, jednak dziś jakoś dziwnie siebie widział w lustrze. Znów wmawiał sobie, że to dzień jak każdy inny. Ubrany w szlafrok poszedł zobaczyć, co może zjeść na śniadanie.
-Fajnie! Ann! Jest w chacie jakieś żarcie?! -zawołał na górę do żony.
Dopiero po chwili przypomniał sobie, że wyjechała na jakąś delegację, czy coś. Teraz mało go to obchodziło, był głodny. Musiał pocieszyć się trzema jajkami. Przynajmniej mógł przeczytać gazetę. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Rozwścieczony, że ktoś przerywa mu to marne śniadanko poszedł zobaczyć kto to. Otworzył. Nikogo nie było.
-Dostanę was rozwydrzone bachory! -ryknął rozjuszony.
W takim też stanie wrócił do stołu. Znowu dzwonek. Podniósł się energicznie i wyparował na podwórko. Znowu nikt. Zaczął wiać zimny wiatr, co w lecie było raczej dziwne. Tym razem trochę zmieszany wrócił do stołu. Ogarnęło go dziwne uczucie odosobnienia i strachu przed nieznanym. Dziwne, ale jego dom nagle wydał mu się obcy. Trzeci dzwonek. Teraz ze spokojem otwarł drzwi. Przed domem był jednak tylko facet, zgadywał, że to facet, bo był cały okryty czarnym płaszczem z kapturem zasłaniającym mu twarz.
-Czego chcesz przebierańcu? Halloween dopiero będzie! Nie rób sobie jaj! -wywalił jednym tchem.
-Idziesz ze mną! -sucho rzucił nieznajomy.
-Spie...aj! -wyjęknął Peter.
Wparował do domu jak szalony zamykając drzwi na wszystkie zamki, jednocześnie rozmyślając jak pozbyć się "gościa". Postanowił wyjść tylnymi drzwiami. Przedtem jednak musiał odwiedzić WC. Wychodząc z niego zauważył, że ów nieznajomy siedzi przy stole w jadalni. Pobiegł zobaczyć drzwi. Zamknięte. "Jak on się tu dostał?" -myślał biedny Peter.
-Idziesz ze mną! -znów oznajmił facet.
-Bierz co chcesz, ale mnie zostaw! -nie wytrzymał Peter i wybiegł przez drzwi, zostawiając dom na pastwę nieznajomego. Jakie to szczęście, że miał klucze od samochodu w spodniach. Po dwóch nieudanych próbach czerwony Chevrolet zapalił. Peter wyjechał z garażu, prawie trafiając w skrzynkę pocztową. Ruszył ulicą za miasto - byle jak najdalej. Martwiło go dlaczego na drodze nie spotkał żadnego innego pojazdu - o tej godzinie ludzie jadą do miasta. Droga biegła przez las. Pędził tak setką gdy nagle zauważył postać stojącą na środku drogi. "O nie! To on!" - przemknęło mu przez myśl. Próbował wyhamować, jednak było już za późno. Uderzył w nieznajomego. Samochód się zatrzymał, ale Peter siedział skulony w siedzeniu, po minucie wyszedł zobaczyć co się stało postaci.
-To niemożliwe! -wrzasnął z przerażeniem.
Postać stała na drodze i wypowiedziała znów swoją kwestię:
-Idziesz ze mną!
Peter wsiadł do wozu. Zostawił przecież zapalony silnik - Dlaczego nagle zgasł? Nie było sensu próbować zapalić silnika - nieznajomy zbliżał się powolnym, rytmicznym krokiem. Peter uciekł w las. To nie było normalne, na pewno nie. Jedynym marzeniem Petera w tej chwili było obudzić się we własnym łóżku z żoną przy boku i oznajmić, że to tylko zły sen. Uciekał między drzewami, czasami spoglądała za siebie i cały czas widział tego zakapturzonego faceta, nie biegnącego, ale lecącego w jego stronę. Roztrzęsiony Peter nie zauważył korzenia wystającego z ziemi i przewrócił się. Zarył twarzą w błoto. Postać bezlitośnie się zbliżała, w końcu stanęła nad przerażonym człowiekiem.
-Idziesz ze mną! -znów usłyszał Peter.
-Kim jesteś? -starał zająć go rozmową Peter.
Milczenie. W nagłym przypływie energii "ofiara" podniosła się z ziemi i usiłowała uderzyć kijem natrętnego osobnika. Kij przeleciał przez nieznajomego. Teraz Peter desperacko próbował uderzyć z pięści postać. Rezultat był podobny. Znów rzucił się do ucieczki. Biegnąc zaczął się modlić, dało mu to namiastkę spokoju. Las się rozrzedzał - Peter zbliżał się do skarpy. Jeszcze raz obejrzał się za siebie. Przed zakapturzoną postacią nie było ucieczki - zbliżała się jeszcze szybciej. Peter znalazł się w ślepym zaułku - skalista przepaść przed nim, potwór za nim. Powoli, krok po kroku cofał się do przepaści. Nieznajomy teraz stał zupełnie przed nim. Peter mógł się mu bliżej przyjrzeć. Nie było się jednak czemu przyglądać, zdawało się że pod kapturem nie ma głowy.
-Idziesz ze mną! -znów wypowiedział osobnik.
-Kim jesteś? -wyjąkał Peter- Zostaw mnie, bo skoczę!
Z ust (ust? dop. autora) nieznajomego wybuchnął demoniczny śmiech. Zakapturzona postać wyciągnęła prawą rękę w bok, zmaterializowała się w niej kosa. Przerażony Peter skoczył. Nieznajomy powiedział po minucie:
-Jestem Śmierć!
I spojrzał na ciało nieżywego już Petera leżące w przepaści.
-Dziękuję za pomoc synu! Sam się dobiłeś! -rzuciła Śmierć na wychodnym i odeszła do dalszej pracy.


Lord Acpar
poczta: acpar@poland.com