Darmowa prenumerata - tu i teraz!
BezImienny - wersja online!
CyTaT on-line - zbiór aforyzmów i cytatów
Poprzedni artykułNastępny artykuł Teksty poważne   

Szkolnictwo i nie tylko (spadek po dawnych czasach)

Petroniusz

Jako Polacy w naszym kraju przeszliśmy wiele zawieruch, niepokojów i zawirowań. Nie wiedząc czemu, nikt nie zastanawia się, dlaczego tkwimy po uszy w dawnej epoce pod wieloma względami. Jeśli bym miał przytoczyć przykłady takich znaczników, musiałbym wiele mówić na ten temat. Przytoczę niektóre z nich, które najbardziej mi wpadają w oko, i które bardzo mi przypominają o przeszłym etapie dawnych lat, przyzwyczajeń, pozostałości. Możemy tu wyodrębnić te podstawowe elementy, takie jak:

1. Wygląd zewnętrzny budynków;
2. Wystrój wewnętrzny pomieszczeń;
3. Ulice, drogi, aleje;
4. Urzędy i szkoły (wygląd).

Innym takim wyznacznikiem pozostałości po dawnych czasach jest cień dawnej nomenklatury, następnie szkolnictwo - sposób nauczania, no i cała sfera dotycząca wypoczynku i rekreacji.
Podyskutujmy na temat pierwszego punktu naszej wyliczanki czyli...

Wygląd zewnętrzny budynków

Wystarczy tylko spojrzeć na wiele budynków wokół nas, bez znaczenia, czy to są budynki mieszkalne, urzędowe, czy inne. Daje się odczuć monotonia w stylu budowy, szarość w kolorystyce, już nie wspomnę o kształcie, jaki nadawany jest najczęściej tym przybytkom w naszym kraju. Są one przeważnie nudne, nieciekawe, pozbawione tego błysku nowoczesności. Pamiętam, jak kiedyś w szkole na wychowaniu plastycznym pracowaliśmy nad wizją przyszłego wyglądu świata. Panowie architekci zajmujący się projektowaniem wszystkiego, co ma być zbudowane, nie zastanawiają się jak człowiek zbliżający się do takiego budynku, przebywający w nim i załatwiający cokolwiek, jak to wpływa na jego samopoczucie, świadomość pomyślnego załatwienia czegokolwiek. A przecież tak wiele się mówi o samopoczuciu, walce ze stresem, optymistycznym nastawieniu do codzienności. A przecież jest to takie ważne, od tego zależy nasze porozumienie międzyludzkie, jego zabarwienie, no i pomyślność załatwienia naszej sprawy. Przecież nie musimy traktować przebywania w budynku urzędowym jako konieczności, mniejszego zła. A gdyby tak, nie zmniejszając, a wręcz przeciwnie - upraszczając praktyczność danego budynku (chodzi mi tu o przeznaczenie), wprowadzić wspaniałą kolorystykę, tę odważną, drapieżną, tu mieliby do popisu artyści plastycy, zmienić arkana kształtu z tego typowego na niekonwencjonalny, nie znany jeszcze nikomu. W innych krajach zauważa się już miejsca całkowicie wyodrębniające się od całości: krajami takimi są przeważnie kraje południa, tam gdzie nie miał żadnego wpływu komunistyczny cień widzenia, tam gdzie wolność myślenia i granica tej wolności pod względem plastyki i kubatury wewnętrznej i zewnętrznej jest tak jakby coraz bardziej nieokiełznana - nie wchodząca jednak w sferę, a nawet polepszająca sferę przydatności względem zadania jakie mają te budynki spełnić. U nas w Polsce bardzo opornie to wchodzi, a szkoda, gdyż wiele zyskalibyśmy na tej odnowie nie tylko w cenach, lecz również w samym wyglądzie czegokolwiek. Inwencji twórczej Polakom myślę nie brakuje, więc mamy wiele do pokazania i do popisu.

Wystrój wewnętrzny pomieszczeń

To również dział do przemyślenia dla panów plastyków i projektantów. Może zejdźmy z pola, które dawno już stało się ugorem inwencji i zasiejmy coś odpowiedniego, coś wystrzałowego, "nie z tej ziemi". Przecież paleta barw jest tak rozległa i nieskończona, a i do kształtów w bryłach, kubaturze, ścianach, itp. też dało by się zrobić wiele dobrego i pokazać, co można zrobić z bezduszną bryłą. Pomieszczenia nie muszą być typowymi, niby mają kolor, lecz są ponure i zimne. Te same stereotypy w planowaniu tego, do czego jest przewidziany dany budynek i jego pomieszczenie. Jeśli drzwi ustanowiono o jednym kształcie, to tak jest do dzisiaj. A przecież producenci owych drzwi prześcigają się we wzorach, kolorach, i pomyśle plastycznym. Jeśli mają się zamykać na klamkę, to przez wiele lat tak pewnie w Polsce będzie. Bo nikt nie pomyśli, iż mogłyby się zamykać automatycznie. Ściany powinny całkowicie odbiegać od przeznaczenia budynku, czy pomieszczenia. Ludzie przebywający powinni nie odczuwać tego, że są w pomieszczeniu urzędowym, czy państwowym. Biorąc pod uwagę budynki: poczty, szpitali, czy sklepów - one powinny wyglądać tak, iż wnętrze ich nie powinno zdradzać tego, co w danym miejscu jest, lecz obraz wnętrza powinien stwarzać uczucie ciepła i przytulności, a nie bezduszności. Brakuje mi w tych wnętrzach wielu mniejszych rzeczy, tak bardzo wpływających na atmosferę. Mówię tu o całej palecie zieleni, uprawianej w pomieszczeniach. I wcale nie mówię tu o dotychczasowych palmach czy figowcach (fikusach), lecz gdzie są te kwitnące, kolorowe. Dlaczego na stolikach w pocztowych pomieszczeniach nie ma flakoników z kwiatami? Dlaczego na ścianach nie ma girland pnącej zieleni? Nie sądzę, iż pracownice lub pracownicy urzędów nie mieliby czasu na podlanie tych sympatycznych roślin, jakże upiększających najbliższe otoczenie.

Ulice, drogi, aleje

Po wyjściu z domu bez przerwy nam towarzyszą. Po nich stąpamy, po nich jedziemy, jeszcze po nich spacerujemy. A nie zastanawia się nikt nad tym, że są one takie pospolite, takie szare, takie bez stylu. Co prawda wchodzi pomału moda na bruk z mozaiki (kostki), lecz tyle - i nic więcej. Nie mówiąc już o tym, iż nie wszystkie ulice, lecz tylko te, które mają priorytet pierwszeństwa, czyli prywatne - przy prywatnych rezydencjach, urzędach. A gdzie są odnowione te ulice przy mniej okazałych domostwach, na peryferiach miast? Tam są stare płyty, pamiętające lata gierkowskie i te wcześniejsze. O ulicach to szkoda mówić. Mało iż są one z nieszczęsnego asfaltu (a szkoda), to jest w nich tyle dziur, iż współczuję kierowcom, bo ich jazda graniczy z cudem. Nie dość, że muszą uważać na znaki, pieszych, światła - co oczywiście jest zapisane w kodeksach, lecz niech ktoś mi powie, gdzie jest napisane w kodeksie o uważaniu na dziury w miejscu, gdzie nie powinno ich być. Wykonawcy dróg publicznych nie są w żaden sposób obligowani do napraw, ale i do solidniejszego wykonania dróg ich nikt nie mobilizuje. A może by tak odpowiedzialność karną przenieść na wykonawców danej drogi, czy trasy? A obciążyć ich - tych wykonawców, kosztami napraw uszkodzeń wynikłych poprzez najechanie i styczność z taką dziurą, lub znaczną nierównością. A tak wiele się mówi o UNII - a pytam się, jak ona ma się do praktycznej jakości wspomnianych dróg, jezdni, szos, objazdów itd.? Warto by o tym usłyszeć, zanim nasz rząd podpisze cokolwiek wiążącego, co może potem nas drogo kosztować. Abstrahując od UNII, a gdzie się podziały te piękne rabaty kwiatowe prawie na każdej ulicy, gdzie dopieszczone żywopłoty, odgradzające swą grzywą wstęgę jezdni? A uliczki między budynkami, dlaczego są takie szare, panowie burmistrzowie? A jest takie bezrobocie. Może w tym zobaczylibyście wyjście z kryzysu pracy. Prace remontowo - upiększające nie są aż tak drogie. Wynagrodzenie za pracę tego typu nie musi być również wygórowane, a myślę, że ludzie chętnie ruszyli by do pracy, nie mając grosza na chleb.

Urzędy, szkoły (wygląd)

W tej kwestii nie będę się rozwijał na temat urzędów, gdyż już wcześniej o nich pisałem. Lecz szkoły - tak, tu warto poświęcić trochę uwagi. A mianowicie: dzisiaj mamy monumentalne korytarze, o klasycznych oknach (często zakurzonych, brudnych, bez ozdób typu firan, czy zasłon). Jeśli już są, to nie są one wykonane tak, jak domowe. Bardzo oszczędnie, czasami do przesady. Klasy ciasne, zawsze o jednym standardzie: rzędy ławek bezmyślne, tak jak było to za Gomułki pewnie, albo i dalej. Schemat biurka nauczyciela - boga w klasie górującego nad uczniami. O oświetleniu już nie mówię, bo jest tandetne i plastycznie, i pod względem czystości odbiega od normy. Klasy ciemne, naszpikowane wielkim kitem informacji na ścianach, gdzie popadnie, nie wiadomo po co. Bo wiele informacji to bzdety, które nie są w ogóle przydatne do dalszego życia. Podłogi lekko mówiąc nadwerężone od udźwigu lat, przez które służyły. Ale za to pokoje nauczycielskie, gabinety sekretariatów i dyrektorów - one mogą być urządzone z większym rozmachem, większą gotówką, bardziej nowocześnie. A dlaczego, pytam? Kto jest dla kogo? Czy uczeń dla nauczycieli? Czy też nauczyciel dla ucznia? Urzędnik szkolny taki jak nauczyciel, sekretarka, księgowa, itd. - oni są dla szkoły? Czy na odwrót? Zastanówmy się my, rodzice. Zanim nasze pociechy wpadną w niezauważoną depresję. A szkoła nadal będzie zdziwiona, dlaczego tak się stało, i będzie nadal zwalała winę i odpowiedzialność na rodziców, jednocześnie skandalicznie żądając podwyżek swoich pensji. Ciekawe, prawda? A przecież to nasze pociechy, młodzi ludzie, dopiero co kształtujące się charaktery, przebywają tam przez większą część dnia.

Dawna nomenklatura

Niestety muszę się podzielić swoją opinią na temat pracy naszych kochanych urzędów. Gdziekolwiek udalibyśmy się z jakąś sprawą do załatwienia, czeka nas ten sam schemat, a mianowicie: przedstawienie naszej sprawy w odpowiednim urzędzie, następnie pani lub pan urzędnik musi sprawdzić nasze dokumenty, następnie czekamy, jeśli nie ma komplikacji, na załatwienie sprawy, co również zawiera wiele czasu. A przecież nasz czas również jest drogi i zależy nam na szybkim i sprawnym załatwieniu sprawy. Niestety nowoczesność u nas dopiero co wchodzi, i nie wszystkim ona jest wygodna. Myślę iż wiecie, o co mi chodzi, a mianowicie świat zaczyna pracować wyłącznie na komputerach, co nie jest do końca zrozumiałe przez pracowników tychże urzędów. Szybkość z jaką piszą na klawiaturze jest obłędna, lecz negatywnie. Trzeba stać długie minuty, zanim pani napisze lub wprowadzi dane do komputera. Nie wiem, czy szkoli się obowiązkowo pracowników wszystkich urzędów, oczywiście poczt na czele. W moim miasteczku, w którym mieszkam, jest taki obiekt, który wymagałby gruntownego przeszkolenia, gdyż szybkość, z jaką się tu obsługuje klienta, jest przerażająca. Nie mówiąc już o tym, iż mimo że poczta jest jedna w tym miasteczku, to jeszcze tak dalece oszczędzono na powierzchni (metry kwadratowe), iż jest trudno w sposób cywilizowany cokolwiek zrobić. Weźmy taką rzecz, jak transfer danych przeprowadzonej operacji na koncie prywatnym. Ściślej mówiąc chodzi mi tu o wypłatę gotówki z konta osobistego za pomocą czeku (bankomatu to miasteczko nie posiada), a szkoda, bo to umożliwiło by dokonanie bardzo szybko operacji bankowych. I proszę sobie wyobrazić, iż przekazanie (transfer) informacji do banku macierzystego, który znajduje się o 6 km od wspomnianej poczty, trwa do 5 a nawet 6 dni. Niesamowite, prawda? Nie byłoby kłopotu, gdyby nie terminy, jakie obowiązują w bankach, a nie uwzględniają opóźnień informacji z poczt co do operacji. Odpowiedzialność spada wtedy na właściciela konta. Następną sprawą jest pozwalanie sobie przez pracowników urzędu państwowego na komentarze wtrącane w trakcie załatwiania przez petenta sprawy. Miałem "nieprzyjemność" załatwiania sprawy w urzędzie cywilnym - a raczej chodziło o uzyskanie informacji w bardzo delikatnej sprawie. Wystarczyło poinformować mnie, jakie dokumenty są niezbędne, jaki tok postępowania jest wymagany w tej sprawie i po kłopocie. Lecz pani musiała wtrącić swoje pięć groszy, i wyrazić swoją opinię i to krytykującą. Dopiero moja ostra uwaga przywołała panią do porządku. Sądzę, iż wielu z was przydarzyło się coś takiego. Brakuje mi w tym profesjonalizmu urzędniczego. Nie mamy sposobu na to, aby nie tylko załatwić sprawę swoją szybko i rzetelnie, lecz również w taki sposób, aby nie narazić się na ciche kpiny ze strony pracowników tychże przybytków.

Szkolnictwo i sposób nauczania

Przejdźmy do szkolnictwa wewnątrz. Nie chodzi mi teraz o budynki, lecz o sposób nauczania. To co miałem okazję zaobserwować w szkole średniej mego syna, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Ta szkoła to jedno wielkie skupisko absurdów. Co prawda, wina za taki stan rzeczy leży w dużej mierze po stronie rodziców, gdyż myślę, że jeszcze panuje przekonanie, iż "nie wtrącam się, bo zaszkodzę memu dziecku" i rodzice nie mają odwagi głośno wytykać palcami tego, co jest niemądre i wręcz głupie. Wymienię tu parę przykładów z życia szkoły. A mianowicie:

Zmuszanie uczniów do dyżurów na korytarzu przed wejściem do budynku, obsługa dzwonka, pełna gotowość na każde życzenie, dyżury na dwie zmiany, co zakłócało bieżącą naukę, i wyręczało osoby, które i tak brały za to pieniądze;

Kwestionowanie druków zwolnień typu "el 4", oraz przymus zatwierdzania ich u dyrektora szkoły (jakby był wszechspecjalistą);

Przymus okazywania książeczki "rumowskiej" dla pani, która sobie tego zażyczy;

Niewybredne słownictwo w stosunku do uczniów, i ogólne chamstwo;

Zakaz zaciągania informacji telefonicznie przez rodziców (rodzice muszą przybyć do szkoły osobiście);

Zakaz korzystania z wszystkich wolnych komputerów w czasie tak zwanych okienek lekcyjnych;

Całkowity nacisk na przerobienie całości materiału, lecz nie baczenie w pierwszej kolejności na efektywność nauczania;

Niezrozumiały aplauz przy wstawianiu jedynek uczniom, i całkowity brak zainteresowania nauczycieli, dlaczego tak się dzieje;

I wiele innych jeszcze absurdów. Mamy XXI wiek, era komputerów i techniki. A co mamy w szkołach? Niezrozumiały kołchoz dla uczniów, a raj dla wiecznie pokrzywdzonych, niedopłaconych i niedocenionych nauczycieli. A może by tak wziąć się za tych panów i panie i zacząć ich tak rozliczać z ich kompetencji? Wielu z nich bawi się w nauczanie, a nigdy nie będzie prawdziwymi pedagogami. Oczywiście zaraz starsi powiedzą, iż młodzież jest nic nie warta. Nieprawda, przez niektóre wyjątki nie można oceniać wszystkich. Dlaczego tych najgorszych oportunistów trzymać na siłę w szkole? Może dość uszczęśliwiania na siłę. Ale i ostre prawo powinno bić pałą i w drugą stronę. Za udowodniony brak kompetencji powinna być wyciągana odpowiedzialność. Nie tak po cichu i po sprawie, lecz również nauczyciele powinni odczuć, że nie są bezkarni i wszechmocni.

Wypoczynek i rekreacja

I tu również będę pisał na podstawie przykładu z własnej okolicy. A mianowicie mamy tu dwa aspekty - wspaniały park i wspaniały Ośrodek Sportu i Rekreacji. Było by wszystko w porządku, gdyby nie fakt, że do wspaniałości wiele im brakuje. A wręcz przeciwnie - jedno i drugie przemieniają się w nicość. Nasz park to dwie części zadrzewionego terenu, są latarenki, ok., ławeczki, ok., lecz nic się nie robi, aby doprowadzić pierwszy teren do całkowitego porządku. Są alejki bez wykończenia (płytki), kosze na śmieci nie są sprzątane należycie i śmieci walają się po okolicy. I druga część terenu zadrzewionego jest w ogóle niezagospodarowana. A szkoda, bo jest jeszcze piękniejsza od tej pierwszej. Są ślady starych, jeszcze przedwojennych alejek. Latarenki postawione są przy głównym chodniku. Nie ma w ogóle ani koszy, ani ławeczek, ugór i nic więcej. A przecież to jedyne miejsce na wypoczynek dla ludzi starszych, matek z dziećmi. Co do Ośrodka Sportu i Rekreacji, to szkoda gadać. Są dwa baseny, pierwszy dla dorosłych z racji swojej głębokości, a drugi dla milusińskich, bo płyciutki. Lecz w pierwszym już nie wiem, kiedy była woda i widziałem kąpiących się ludzi, całość porastają chwasty i nic. Ten dla milusińskich również suchy, spękana farba, mnóstwo brudu, cisza. Jest też scena w kształcie muszli, lecz tam również niewiele się dzieje. Ot, od wielkiego dzwonu słychać jakąś imprezę, ale msza obowiązkowo, módlmy się... Ciekaw jestem, ile kosztował ten przybytek nas, podatników? Łatwo przyszło - łatwo poszło, czyż nie tak, moi Polacy? Chciałbym wierzyć, iż tak dzieje się tylko w moim mieście, bo wiedziałbym, iż rządzą tu całkowite fajtłapy, lecz z Polską nie jest tak źle. A jak jest u Was, moi Internauci, czy zechcecie o tym do mnie napisać??????????????

Petroniusz
poczta: zjjantar@poland.com