Magazyn internetowy NNMetal - sam metal :)
Muzyka    
Poprzedni artykuł Następny artykuł

Ministranci bez powołania

Jacek M. Gierczak

say you're sorry (tell me, tell me)
say you're sorry (right from the heart)
"Say You're Sorry"

      Ministry to prawdziwy kult. Zespół, który za życia stał się żywą legendą. Inspirowali kapele rockowe, metalowe, całą masę industrialnych formacji, współpracowali z wieloma muzycznych osobistości, mają niezaprzeczalny udział w rozwoju rocka, a w dorobku kilkanaście płyt z których większość, stała się prawdziwą muzyczną sensacją i pozwoliła zdobyć trwałą pozycję w historii muzyki rockowej. Co rok wychodzi na rynek kolejny Trybut, składany przez muzyków formacji, słuchających i przychodzących na koncerty Ministry w wieku, w którym nawet nie myśleli poważnie o graniu muzyki. Niezwykłość Ministry również polega na ciągłym ukazywaniu progresji, tak ogromnej, słyszalnej, czasem wręcz zaskakującej. Zapraszam...

      Ministry to dwójka ludzi, zarówno w osobach muzyków jak i producentów. Urodzony w 1959 r. w Hawanie, Kubańczyk Alain Jourgensem, za młodu częsty wizytator domów dziecka, później szpitali psychiatrycznych aż w końcu klinik odwykowych. Stworzył Ministry, uprzednio grając w niezliczonej ilości zespołów (m.in. Special Affect), gdzie ulepszał swą grę na gitarze. Rok starszy od niego, urodzony w Palo Olto w stanie Kalifornia, basista Paul Barker współprodukował z Jourgensenem większość albumów, a i przez grube dwadzieścia lat grania przeszedł więcej, jak mało który muzyk rockowy, rozpoczynający karierę w latach '80.

      Początek zespołu datuje się na rok 1980. Jednak działalność zespołu wydaje się stać w miejscu. Dopiero w rok później, gdy Jougensen poznaje w Bostnie Parkera, akcja nabiera większego tempa. Przedsmak pierwszej, za zarazem najgorszej płyty w historii Ministry - w postaci singla "Cold Life", ujrzał światło dzienne dzięki TVT - oddziałowi WaxTrax Records - który przyczyni się w dziewięć lat później do wydania znakomitego "Pretty Hate Machine" Nine Inch Nails. Na całą płytę trzeba było jednak czekać do '83 roku. "With Sympathy", jedyny raz w historii działalności zespołu pozwala nam usłyszeć czysty, śpiewny głos Jourgensena; melodyjne, dyskotekowe tempa, pęczniejące w refrenach na rzecz prostych, partii klawiszowych znamiennych dla choćby królującego wówczas duetu pod szyldem Roxette, nie były niczym zaskakującym. Płytę promował kiczowaty teledysk do równie kiepskiego co żartobliwego utworu "Revenge". Jourgensen przyznaje wszem i wobec, nawet do dnia dzisiejszego, iż pierwszy album to czysta pomyłka, ewidentna próba zarobienia pieniędzy, zaznania sławy. Jednak fakt, iż sprzedał swoją artystyczną indywidualność, nie przysłonił mu wiary ani nie przeszkodził w kontynuacji tworzenia pod zszarganym szyldem Ministry, który z kręgu głównego nurtu zniknie bez śladu, by powrócić dopiero za paręnaście długich lat ze zdwojoną siłą.

standing on corners
and begging for quarters
for what? for you! (and you)
busting my head
cos' that's what you said
for all of us -- fuck you!
just like you!
"Just Like You"

      Warto pominąć fakt, iż Jourgensen nagrywa jeszcze trzy taneczne piosenki dla TVT by zamknąć kontrakt. Wypada natomiast skupić się nad pierwszą, prawdziwą płytą Ministry - "Twich", zrealizowaną i wydaną w 1985 r. za pośrednictwem Sire Records, później wydaną ponownie przez Warner, od której historia Ministry, zaczyna się od początku. Producentem albumu stał się sam Adrian Sherwood, który mocno zainspirował . Powstają dwa teledyski - choćby ten do znakomitego "Over the Shoulder". Pomysły, wręcz rozsadzające Jourgensenowi czaszkę, postanawia wokalista zrealizować z Barkerem w swoim pierwszym bocznym projekcie - Revolting Cocks.

      Tymczasem TVT postanawia dorobić się jeszcze kosztem Ministry i wydaje płytę - "Twelve Inch Singles 1981-1984" zawierającą piosenki pochodzące z sesji "With Sympathy", remixy oraz pierwszy singiel, "Cold Life". Zarówno Jourgensen jak i Barker nie czują się oburzeni, postanawiają nagrać kolejny album, gdyż pomysłów jest aż zanadto.

      Rok 1988 to czas przełomu - między innymi przez pryzmat stałego członkowstwa Barkera w Ministry, który dotąd jedynie służył artyście pomocą. "The Land Of Rape And Honey", kolejny album w dyskografii zespołu to niewątpliwe duże zaskoczenie, zmiana profilu działalności, brzmienia, wzbogacenie instrumentarium. Żywa perkusja, gitarowo-basowe sekcje, krzykliwy głos Jourgensena, niesamowita energia. Już otwierająca płytę, sztandarowa dziś kompozycja "Stigmata" zaskakuje rockową prostotą, jednak żywą, prawdziwą, czysto spontaniczną. Jourgensen pokreśla niemal od zawsze, iż jest to najpełniejsza, najspójniejsza płyta jaką udało mu się wspólnie z muzykami zrealizować. Jednak czas pokaże nam więcej...

      Zaskoczenie trwa. By je przedłużyć, muzycy decydują się na zrealizowanie do "Stigmaty" teledysku, który sprawnie pomaga im zostać spostrzeżonym przez inną grupę odbiorców, zapatrującą się w gitarowe rejony muzyczne. Odtąd Jourgensen przybiera inny image - zapuszcza włosy, zakłada kapelusz, oczy przysłania ciemnymi okularami, ciało okrywa skórzaną ramoneską, podobnie jak Barker, który całkowicie akceptuje drogę jaką przez dotychczasowe lata kroczy zespół. Formacja wyrusza na krótką trasę po Stanach w towarzystwie Skinny Puppy. Będąc w znakomitych stosunkach z trzema muzykami, tuż przed nagraniem kolejnej płyty, artysta staje się współproducentem "Rabies" - szóstego w dyskografii electro-industrialnego Skinny Puppy. W efekcie wychodzi album nierówny, stylistycznie zbyt ujadający styl Ministry - co dowodzi, iż wpływ Jourgensena był niemal kluczowy. Dwóm Kanadyjczykom, Dwayneowi Goettelowi i Cevinowi Key współpraca wyraźnie nie przyniosła zadowolenia, czego dowodem może być fakt, iż po nagraniu płyty stosunki między nimi a Jourgensenem wyraźnie się oziębiają. Pozostają jednak dobre relacje z frontmanem zespołu, Ogrem.

thieves
thieves and liars
murderers
hypocrites and bastards
[in laughter]

you're like a great big fucking gun
just waiting to get squeezed!
"Thieves"

      "The Mind Is A Terrible Thing To Taste", wydana w 1989 r. to przede wszystkim mocny przekaz, wyraźny krok do przodu na płaszczyźnie muzycznej stylizacji, a i kompletne zaskoczenie dla fanów, nieosłuchanych jeszcze z "The Land of Rape and Honey". Album, zawierający okraszone samplami, proste, rockowe kompozycje, pozwala poznać nową, wodnistą barwę głosu Jourgensena - jeszcze bardziej krzykliwą, brudną i wściekłą.

      Trwająca od '87 roku przyjaźń z frontmanem Skinny Puppy - Nivkiem Ogre'm, owocuje jego obecnością na najbardziej zwariowanej trasie w historii Ministry - "The Mind Is A Terrible Thing To Taste Tour". Wcześniej, Ogre zaśpiewał w nagranej przez Barkera i Jourgensena piosence "Programming The Psychodrill". Jourgensen nigdy jej jednak oficjalnie nie wydał i koniec końców, miała ona swoje kilkanaście sekund w ówczesnym "arcydziele kina akcji" - obrazie Robocop. W rok później muzycy decydują się na wydanie jednego z zarejestrowanych na trasie koncertów - w konsekwencji, na jedynej, oficjalnej płycie koncertowej, zatytułowanej "In Case You Didn't Feel Like Showing Up" można usłyszeć chociażby znakomicie zaśpiewany przez Ogre'a, sztandarowy utwór z repertuaru "The Mind..." - "Thieves". Materiał zostaje również wydany na wideo. Jourgensen staje się wówczas producentem jednego z najlepszych utworów w historii Nine Inch Nails - coveru Queen, "Get Down Make Love". Ta krótka współpraca z najsławniejszym dziś muzykiem industrialnym, Trentem Reznorem, owocuje jego produktywną acz krótką grą w Revolting Cocks.

blood keeps drinking away
certain of its destination
driving through New Orleans at night
gotta find a destination
just one fix
"Just One Fix"

      Rok 1992 pokazuje, iż "The Mind Is A Terrible Thing To Taste" był jedynie przystankiem na drodze do albumu doskonałego, bowiem Ministry stają się autorami kolejnej płyty, zapraszając do współpracy samego Willama S. Burroughsa, który rzucił parę słów w utworze "Just One Fix". "Psalm 69: The Way to Succeed and the Way to Suck Eggs" - rzecz niewątpliwie ponadczasowa, prezentująca nowe spojrzenie na rocka. Krótki, zwarty album, pozwala dotrzeć muzykom do szerszego grona odbiorców. Doskonała, jeszcze bardziej zniekształcona barwa głosu Jourgensena, odważniejsze inklinacje gitarowe, twarda perkusja; sample, znakomicie ubarwiające tempo płyty, zamykają "Psalm 69" w przemyślaną całość. Album niedługo po wydaniu pokrywa się platyną, a singlem z utworem "Jesus Built My Hotrod" w którym głosu użyczył Gibby Haynes z Butthole Surfers dobitnie potwierdzili progresywne nastawienie do tworzenia, choćby przez fakt, iż stał on się najlepiej sprzedającym singlem roku. Warto wspomnieć także o znakomitym teledyskach do dwóch świetnych kawałków - otwierającego płytę "N.W.O" i "Just One Fix". W przypadku tej drugiej, ostatni, kończący kompozycję riff po prostu urywa głowę...

Another day, another knife in the back
It's happened so many times, I stopped tryin' to keep track
You're stuck stickin' it in, you're stuck stickin' it in
Take it up to the hilt to cover up your own fuckin' guilt
And when the shit goes down you're out of places to hide
No time to ask could the motherfucker really survive
Get a load of this fuck, he's the dead guy
"Dead Guy"

      Rok 1993 przynosi fanom powód do kolejnej uciechy - wychodzi bowiem box zawierających niepublikowane utwory. Nastaje jednak dwuletnie milczenie, stłumione wreszcie wydaniem maxi-singla z dwoma nowymi, znakomitymi kawałkami - "The Fall" oraz "Reload". Stały się one doskonałym przedsmakiem najlepszej płyty w historii Ministry - "Filth Pig", wydanej w niecały rok po wypuszczeniu singla. "Filth Pig" śmiało zahacza o estetykę metalową - niewiarygodna ciężkość, narkotyczny, chropowaty bas, psychodeliczne riffy (choćby ten, genialny w "Lava"), szorstki, czasem niemal growlowy głos Jourgensena, machinalna praca perkusji. Pewnym smaczkiem zawartym na płycie stanowiła niewątpliwie znakomita przeróbka osławionej kompozycji Boba Dylana - "Lay Lady Lay", do której muzycy postanowili nakręcić teledysk. Wydarzenie to niecodzienne, choć Jourgensen przyznaje, iż zarejestrowana została ona całkowicie spontanicznie i pierwotnie wcale nie miała zająć miejsca w repertuarze kompozycji na "Filth Pig". "Widzisz, "Filth Pig to płyta, którą niełatwo sklasyfikować. Zabrzmi to paradoksalnie, ale moim zdaniem to najbardziej melodyjna płyta jaką nagraliśmy, i zarazem najcięższa jaką nagraliśmy. To najwolniejsza płyta, jaką kiedykolwiek nagraliśmy, i zarazem najbardziej agresywna płyta, jaką kiedykolwiek nagraliśmy", stwierdził w jednym z wywiadów Jourgensen. Zaraz po wydaniu albumu, przyszedł czas na promocję zawartości albumu na całym świecie.

      I w zasadzie bujna, pełna narkotykowych perturbacji historia Ministry mogłaby się tu skończyć, jednak muzycy nagrali jeszcze jedną płytę, która, zaprowadziła zespół w ślepy zaułek. Mimo iż album, zatytułowany "The Dark Side Of The Spoon", traktujący o alkoholowo-narkotykowych przejściach Jourgensena nagrywany był przez dwa lata, ani trochę nie okazał się godnym następcą "Filth Pig". Może ze względu na znikomą ilość niuansów w stosunku do poprzedniej produkcji? Ziejącą wręcz monotonnie bądź gitarową niestrawność? To już nieistotne, warto jednak zaznaczyć, iż płytę ratował znakomity, promujący album kawałek "Bad Blood". Ministry wyruszyło w trasę po Ameryce i Europie i nagle słuch o nich zaginął. Jedyne co po nich jeszcze pozostało to wspomnienia, przebłyski niczym obrazy z występów czy dziesiątki bootlegów, wartych kolekcjonowania. Miejmy nadzieję, że Ministry uraczy nas w tym roku swoistym "Greatest Hits" z kilkoma premierowymi utworami. A jeśli wyjdzie nowy singiel i będzie kosztował choćby 100 zł, ja ani chwili się nie zawaham...


Jacek M. Gierczak
e-mail: isidoro@kki.net.pl

Poprzedni artykuł Następny artykuł


Stare Gry - chcesz pograc w gry sprzed lat?


Copyright 1999-2001 Magazyn internetowy NoName
Wszelkie prawa zastrzeżone