|  |  |  | 
  
 
   Bóg - uniwersalny mit...      Tocząca się od "zarania dziejów" NoName dyskusja o Bogu jest niezwykle ciekawa i postanowiłem też dołożyć swoją cegiełkę. Pewnie część Czytelników pomyśli sobie - o rany, znowu text o Bogu ...  Ja zamierzam się skupić na interesujących mnie problemach, poruszonych szczególnie w NoName 9 i 10, natomiast z wcześniejszych numerów wypunktuję główne wnioski, które mnie najbardziej przekonały lub oburzyły, gdyż uważam, że są niezwykle ciekawe lub też wydały się bardzo kontrowersyjne [skoro mamy koniec starego i jednocześnie początek nowego roku, a nawet tysiąclecia, to będzie zarówno podsumowanie, jak i rozwinięcie] :
 1. O religiach.
 
 "Religie powstały w zamierzchłych czasach w wyniku usiłowania wytłumaczenia przez ludzi niezwykłych zjawisk. Proszę, Autor, wzorowy chrześcijanin napisał religia POWSTAŁA. Czyż religia nie powinna panować od początku do końca? Jeszcze jedna sprawa, Cactoos przyrównuje naukę do religii. Prawdę mówiąc, tekst miał na celu pokazanie ludziom, że istnieje wiele religii, a skoro istnieje wiele religii, to znaczy, że wcale chrześcijaństwo nie musi być tą prawdziwą. Bo czemuż prawdziwym Bogiem nie ma być Allach, czy Zeus, czy Szatan?"
 [to cytat z drugiego textu Cezarego w tym temacie.]
 
 Są tu poruszone dwie bardzo istotne kwestie - o tym, że religia wykształciła się dopiero po kilkunastu/-dziesięciu tysiącach lat istnienia "homo sapiens" [nie wspominając już o tym, że dopiero kolejne tysiące lat spowodowały powstanie judaizmu - pierwsza religia monoteistyczna (potem m.in. chrześcijaństwo i islam).]. Tak więc nie ulega wątpliwości, że religia POWSTAŁA... W kolejnych numerach `NoName` jakoś żaden katolik nie odniósł się bezpośrednio i przekonująco do tej kwestii. Czyżby ten "proces powstania" stanowił poważny problem dla wiary katolickiej? (To żadne stwierdzenie, a tylko i wyłącznie moje pierwsze pytanie.).
 
 Drugą kwestią [dla mnie jest nawet bardziej ciekawsza] jest pytanie o Prawdę - "Tekst miał na celu pokazanie ludziom, że istnieje wiele religii, a skoro istnieje wiele religii, to znaczy, że wcale chrześcijaństwo nie musi być tą prawdziwą. Bo czemuż prawdziwym Bogiem nie ma być Allach, czy Zeus, czy Szatan?" - pominięcie przez katolików, tego problemu w kolejnych numerach `NoName` uważam za dość oczywiste i symboliczne. [Chociaż chętnie bym poczytał w tej sprawie coś sensownego, to moje drugie pytanie] Faktem historycznym, co należy podkreślić, jest, iż chrześcijaństwo z naukowego punktu widzenia jest sektą wyrosłą z judaizmu. Zresztą większość fundamentów naszej, "polskiej" religii opiera się na dogmatach tego "Wielkiego Brata"... [ciekawe czy wzburzą się serca i umysły katolików ? :)].
 
 "Czyżbyśmy ustalali co prawdą jest, a co nie jest drogą głosowania? Ani przewaga zwolenników danego poglądu nie czyni go prawdziwym, a i brak takiej przewagi fałszywym go nie czyni. Ilość wyznawców religii nie ma żadnego związku z jej prawdziwością. Czy wtedy, kiedy wszyscy uważali Ziemię za płaską ona taką w rzeczywistości była?" [Ninghijzhinda].
 
 Z tym cytatem w pełni się zgadzam, a ponieważ bardzo mi się spodobał (jak i inne kwestie z arta tego Autora), więc go przytoczyłem :)
 
 
 
 "NIGDY Bóg nie mówił też, że nie chodzenie do kościoła jest grzechem!!! Napisano: "Pamiętaj abyś dzień święty święcił". Ale nigdzie nie jest wskazane jak mamy to święcić (w zasadzie mówi tak Kościół, ale też może się przecież mylić i moim zdaniem to nie do końca o to chodzi). A czy wyjście w niedzielę na łąkę i patrzenie na przyrodę i rozkoszowanie się nią nie jest chwaleniem Boga? Poprzez chwalenie jego wielkiego dzieła stworzenia." [Abydos] .
 
 Autor tego cytatu niewątpliwie jest katolikiem. Dla mnie nie stanowi jednak problemu przyznanie mu racji dotyczącej tego rozważenia. Napisano w przykazaniach: "Pamiętaj abyś dzień święty święcił". Z kolei hierarchowie Kościoła katolickiego zadowoleni ze swej potęgi i "rządu dusz", jaki sprawują nad katolikami uwielbiają oczywiście cytować "Biblię". Nowe, potężne kościoły są wznoszone na "chwałę Boga"...
 Pomijając całą śmieszność faktu, że Odwiecznemu Bogu mogą zaimponować kościoły, a więc budowle wznoszone ludzkimi rękami, powróćmy do "Pisma Świętego". Pamiętacie przypowieść o wieży Babel i z jaką Pychą ludzie ją wznosili (jak wynika z przypowieści, Stwórcy nie za bardzo się to podobało). Naturalnie "Biblia" to stare dzieje, ale, że ciągle istnieją wierzący, którzy sądzą, iż zaimponują Bogu budowlami, no cóż...
 Pozostaje przytoczyć sławne powiedzenie jednego z wcześniejszych papieży, który po wyborze zapoznał się z obyczajami panującymi w Watykanie [a był to prowincjonalny kardynał, zanim `konklawe` go wybrało] i ze zgrozą stwierdził: "Zobaczyć Rzym to utracić Wiarę."
 
 
 
 2. O osobie Boga.
 
 "Nie da się ludziom pojąć Boga. Są granice ludzkiego poznania." [Tomik].
 
 Z tym zdaniem również absolutnie się zgadzam (przy definicji Boga jaką zakładamy oczywiście tzn. Bytu Pierwszego). Przy okazji chciałem Autora zapytać, skąd w takim razie bierze się mocna pewność, że Bóg jest sprawiedliwy i miłosierny? ... [Wyłącznie "Biblia" czy coś jeszcze ?].
 
 "Uważam, że Bóg niekoniecznie jest taki jak większość ludzi Go odbiera. Weźmy np. Jego szczerą dobroć, wątpię że tak jest. Ponoć jest podobny do ludzi, a raczej odwrotnie ludzie do Niego, więc jest przebiegły, czasem zarozumiały, także naiwny, bywa zły i okrutny (czyżbym czasem nie opisywał Bogów Starożytności?!). Mówimy, że On jest wspaniały, dobroduszny... i inne superlatywy. A czy my czasem nie chcemy być tacy jak On? Widzieć siebie jako tych najlepszych? ("Gatunek Bogów"?). W sumie nie chce mi się Go oskarżać (lub też nas) i wiem, że nic z tego mi nie przyjdzie. Kończę tą króciutką tezę rozżalony samotnością i nieomylnością każdego z nas, patrząc ze smutkiem na to, że wierząc w dobroć Boga (ale nie nas samych -> dobra, zdarzają się wyjątki; ale jak często?) niszczymy siebie i innych." [Gelerth].
 
 Drugi punkt widzenia Boga - sądzę, że równie interesujący jak inne.
 
 "Wszystko jest dziełem przypadku i koniec." [Gelerth].
 
 Tutaj z kolei kłania się "teoria chaosu" w odniesieniu do Boga. Przyznaję, że mnie osobiście jest ona zdecydowanie najbliższa.
 
 
 
 "Jeśli Bóg nie istnieje, ale Ty żyjesz tak jakby istniał to NIC nie tracisz [bo nie chodzi mi tu o 'tracenie czasu' na msze ale o podejście do życia]. Jeśli Bóg istnieje a Ty żyjesz jakby istniał - zyskujesz wielką nagrodę. Ale pomyśl co się stanie jeśli założysz, że go nie ma a On istnieje!" [Abydos].
 
 Właśnie sobie myślę, co może się stać, jeśli zakładam, że Boga nie ma, a po mojej ziemskiej śmierci okaże się, że Bóg istnieje. Zapewne nic się nie stanie [a nawet cholernie wiele zyskam, bo nie wierzę w "życie po śmierci"], kolejny plus to ten, że w jakiś sposób spotkam Boga [może nawet pozwoli mi zadać kilka pytań i odpowie na nie, to będzie fascynujące], i w końcu zapewne moja dusza będzie nieśmiertelna - same plusy.
 A kwestia, że nie wierzyłem w Boga? - jeżeli jest Stwórcą i obdarzył mnie wolną wolą, w takim celu, żebym go w czasie życia chwalił i poświęcał mu znaczną część swego czasu to znaczy, że - oprócz tego, że jest Nieskończoną Dobrocią - jest również Nieskończoną Pychą (poradzę mu wtedy, żeby stworzył więcej Rydzyków i innych podobnych "jadowitych grzybków"), a wtedy nie jestem zbyt pewien czy to taki "fajny" Stan, to wieczne przebywanie w jego pobliżu. Nie wspominając o tym, że i tak (ponieważ w niego nie wierzyłem) idę do odstrzału w `Miejsca-Stany` typu Piekło, Hades tudzież inny Mordor... [zaczynam rozumieć z jakiego powodu jest np. tak wielu starszych katolików - w życiu ziemskim nie bardzo mnie się udało, więc dopiero po śmierci będzie super! Z tego powodu chrześcijaństwo ma przed sobą długą i świetlaną przyszłość ;) ].
 
 
 "W sumie: jeżeli Bóg istnieje i nie wymaga od nas żadnej czci, jeżeli jedynym dowodem na jego istnienie są stare zapisy i słowa ludzi, jeżeli jedynym powodem wiary (patrząc realnie) jest ucieczka od rzeczywistości, to ja przeczę istnieniu Boga, ja nie uciekam, ja zawracam i niszczę przeciwnika a nie liczę na jego łaskę, nie nadstawiam drugiego policzka. Ja się obudziłem, teraz wszystko jest trudniejsze, ale to jest rzeczywistość." [Konrad Dąbrowski].
 
 Z większością całkowicie się zgadzam, Autor moim zdaniem trafił bardzo blisko prawdziwych powodów wiary gatunku ludzkiego w istotę, która jest (proszę zwrócić uwagę głównie na drugi człon): Bogiem - Porządkiem Światów...
 
 
 
 3. Religia a Nauka.
 
 "A to, że religia i nauka nie powinny rywalizować o wyznawców tylko się uzupełniać... czemu  nie? Ja nie mówię nie:)" [Cezary].
 
 To jest oczywiste, lecz i bardzo konstruktywne - naturalnie lepiej współpracować niż walczyć. Natomiast od siebie muszę dodać, że działania tradycyjnych Kościołów, a zwłaszcza utrudnianie pracy Nauce i negowanie jej postępów przez Watykan [co ciągle ma miejsce i jest wysoce irytujące] przypomina, że część kościelnych hierarchów udaje, że nie rozumie podstawowych praw rządzących rasą ludzką.
 
 "Problem polega na tym, że nauka nie twierdzi, że nie ma Boga. Nauka nie była i nie jest w stanie stwierdzić tego, że Bóg jest, ani że nie jest, ponieważ metoda przyjęta przez nauką, może i przydatna jest w zastosowaniu do rzeczywistości empirycznej i materialnej, wiele wspólnego z twierdzeniami religii nie ma" [ Ninghijzhinda ].
 "Naukowo nie jesteśmy w stanie obalić wiary w Boga.[...] Oczywiście - istnieją tzw. "Quinque Viae" św. Tomasza czy dowód ontologiczny Anzemla z Canterbury mające istnienia Boga dowodzić, i kontrargumenty np. Immanuela Kanta mające te dowody obalać, ale ani dowody nie są przekonujące, ani obalenie dowodów nie jest potwierdzeniem fałszywości przekonań dowodzonych, a jedynie ukazaniem błędności dowodów." [Ninghijzhinda].
 "Między nauką a religią różnica jest zasadnicza - Nauka jest empiryczna i racjonalna, religia empiryczną z pewnością nie jest, a i z racjonalnością bywa różnie, zależy czy przyjąć do niej stosunek egzystencjalny, czy też np. Tomistyczny. Do tego, nie muszę wspominać, że nauka nie przyjmuje tego, co empirycznie nie dowiedzione, i obraca się jedynie w granicach rzeczywistości empirycznej, czy teorii. Dodatkowo, stosuje tzw. indukcję, tzn. świadoma jest tego, że prawa przyrody nie są dowiedzione dedukcyjnie, a ułamek mający w liczniku liczbę przypadków dane twierdzenie weryfikujących, a w mianowniku liczbę przypadków, których sprawdzenia wymagałaby kompletna weryfikacja twierdzeń zbliża się do zera." [Ninghijzhinda].
 
 Dokładnie i precyzyjnie. Taka właśnie jest relacja pomiędzy Nauką a Religią.
 
 
 
 4. O życiu wiecznym (pozagrobowym).
 
 "Jeszcze jest coś, o czym chciałem napisać, a mianowicie "młodzież i Kościół". Pomyślcie. Co będzie po śmierci? Czy życie to jest tylko parędziesiąt lat radości i smutku, a potem nic, koniec, nie istniejemy, nie ma nas? Pomyślcie.. Życie przecież nie może się tak skończyć, musi być coś dalej. I właśnie jest coś dalej - Bóg." [Nowaczek].
 
 Należy dodać, że główną motywacją do uznania Boga,- w tym fragmencie textu jest odwieczny i fundamentalny strach człowieka przed śmiercią. Z przykrością należy stwierdzić, że to żaden argument przemawiający za tym, że Bóg istnieje. [za to znakomicie pokazuje z jakiego powodu pragniemy, żeby istniał!].
 
 
 "Wtedy doznajesz przecież jakiegoś tam uniesienia, szczęścia, satysfakcji czy jak to nazwiesz. Cudowne uczucie. Ale to nie trwa wiecznie, więc i muzyka czy film nudzi się a lody przestają smakować. Ale wyobraź sobie, że to trwa wiecznie. Stan upojenia, szczęścia, nieprzerwanej radości. Nie przeżycie. STAN." [Abydos.]
 
 Dokładnie tak jak Autor, bym sobie wyobrażał ten Stan Radości po śmierci... [naturalnie muszę wtedy być wierzący :) - wspaniały zresztą motyw i bodziec, żeby wierzyć, życie ludzkie jest różne, raz takie, że myślisz o wykonaniu na sobie wyroku śmierci, a raz takie, że chciałbyś, żeby ta chwila, którą przeżywasz trwała wiecznie (celowo stosuję ekstrema) - i tak właśnie jest po śmierci, mówią religie, czyż to nie Arcy-Kusząca sprawa ? ...]
 
 "Ludzie dzisiejsi pragną sprawiedliwości, chociaż czasem chcieliby jej szukać poza jej źródłem, poza Bogiem. Chrystus zaś mówi: błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Kto szczerze tęskni za sprawiedliwością i postępuje według jej zasad dojdzie kiedyś do Boga, który jest Sprawiedliwy" [Pantus, a w zasadzie jego siostra :)].
 
 Dokładnie - i tak dalej na Odwiecznej Kokainie Duszy - chciałem tylko zauważyć, że wieczna Radość i wieczne Nasycenie twojej duszy prowadzi do wiecznej Pychy i wiecznego Lenistwa, w konsekwencji do Piekła ... ale co ja gadam, religie mają na to tysiąc odpowiedzi - katolicy [w końcu każdy dorosły z 'homo sapiens' to Duże Dziecko prawda?] powiedzą, że dusze tak jak Bóg nie podlegają prawom Czasu i jest ok... I tak przez tysiąclecia, wierząca w "swoje wyobrażenia o Bogu" część ludzkości jedzie na "Wiecznym Lukrowanym Cukierku"...
 
 "Bóg stworzył człowieka z miłości, aby Mu służył, kochał Go. Człowiek natomiast to "olał" i miał Go gdzieś.... Każdy człowiek wkurzył by się wtedy. A On? Zamiast wyniszczyć wszystkich ludzi, zesłał na świat swojego jedynego Syna, by mógł nieszczęśników wybawić od śmierci wiecznej.
 [ ... ]
 Dlaczego żyjesz na przełomie XX i XXI wieku, a nie 1000 lat wcześniej, czy później? Z przypadku?! Ja w to nie wierzę. I zaprzeczę Twojemu twierdzeniu: NIC NIE DZIEJE SIĘ Z PRZYPADKU!!!!" [Anna Michna].
 
 W pierwszej części jest o naturalnie o "Odwiecznym Lizaku", natomiast w drugiej części zgadzam się z Autorką, że to nie przypadek, że urodziliśmy się w ostatnich dziesięcioleciach - oczywiście, że nie. Pośrednio odpowiedzialna za to, że się ludzie rodzą jest Ewolucja, bliżej ciebie cały gatunek 'homo sapiens', a bezpośrednio Twoi rodzice. Pragniesz wierzyć, że na górze "łańcucha", który można z tego ułożyć, tak jak na górze każdego "łańcucha" jest Bóg... [ja nie piszę, że Boga na pewno nie ma, twierdzę tylko, że większość ludzkich dumań o Bogu jest dość śmieszna i zawiera się w słowach - dobry, sprawiedliwy itp.]
 Ostatnie zaś zdanie z cytowanego fragmentu - mając jak sądzę być argumentem na rzecz wiary - jest jednym z najbardziej wstrząsających krzyków i świadectw Strachu osoby wierzącej przed tym, że Bóg może nie istnieć, jakie czytałem w swoim życiu! ...
 
 
 
 5. Powody powstania religii.
 
 "Kolejnym poglądem przedstawionym przez Cezarego jest to, że za źródło religijności uważa on tylko lęk i potrzebę zaspokojenia pragnienia zrozumienia i uporządkowania swojej wizji świata i rzeczywistości. Czy jednak tylko takie mogą być jej przyczyny? Wiele innych czynników ma na powstanie religii swój wpływ, nawet jeżeli z góry założymy fałszywość systemów religijnych (czego z resztą czynić nie możemy), to i tak mamy tutaj miejsce na całkiem sporo innych przyczyn, jak chociażby pragnienie nieśmiertelności (które nie jest li tylko lękiem przed śmiercią), potrzebę wykorzystywania religii przez warstwy kapłańskie do swoich celów osobistych, polityczne powiązania i wpływy... Nie w tym jednak rzecz - jeżeli nawet lęk i potrzeba zrozumienia świata są przyczyną powstania religii - skąd w takim razie ta potrzeba i strach? Czemuż to religii nie stworzyły zwierzęta, jeno ludzie? Skąd u człowieka idea, że świat musi być uzasadniony, że stanem naturalnym jest niebyt, a nie byt?" [Ninghijzhinda].
 
 Religię stworzyli ludzie, ponieważ dysponujemy pokaznym intelektem, natomiast pierwotny lęk i chęć poznania środowiska, którego się jest jedną z części, jest związana z najpotężniejszym instynktem 'homo sapiens', którym jest instynkt przetrwania. Jednym z argumentów na to, że religie nie są "objawione", lecz stworzone przez ludzi, może być fakt, że wszystkie religie opierają się na podobnych regułach i ogólnie nie różnią się specjalnie, nawet w wersji dogmatycznej [poza podziałem na politeizm, monoteizm i gnozę oraz religie "kosmiczne" oczywiście.] ...
 
 "Brak wiary - to brak kotwicy. Czegoś, na czym można się oprzeć w trudnych i nie tylko dla nas chwilach. Wiara uspokaja, człowiek wie, że nie jest sam i czuje się pewniej. A człowiek niewierzący? Co mu pozostaje, nauka? Właśnie on jest jednym z głównych kandydatów do różnego rodzaju sekt. A chyba nikt mi nie powie, że sekty to coś dobrego?" [Romario].
 
 Pozwolę sobie odpowiedzieć większą ilością zdań, ponieważ jeśli chodzi o "ślepą wiarę" [nazwijmy w końcu rzecz po imieniu] to stoimy po różnych stronach barykady. Poglądy przedstawione w tym fragmencie przez Romario są w dużej mierze tak absurdalne, że mam wrażenie, iż Autor nie zastanowił się specjalnie, co napisał. Ale całość w kolejności:
 
 a) "brak wiary - to brak kotwicy [...] człowiek wie, że nie jest sam i czuje się pewniej."
 
 Tutaj w pełni się zgodzę, osobom wierzącym żyje się psychicznie dużo łatwiej (jest Bóg, życie po śmierci, cały świat ma dogłębny, odwieczny Sens). Innymi słowy "ślepa wiara" szalenie pomaga w życiu, a jak zresztą pokazuje historia najwięcej fanatyków wiązało się z religią (łatwo się w niej zatracić).
 
 b) "A człowiek niewierzący ? Co mu pozostaje, nauka ?" - tego szeroko nie będę komentował, bo jest chyba oczywiste, że istnieje wiele różnych form życia duchowego, a religie stanowią tylko jedną z tych form. Tobie natomiast powiem, że jeśli wierzysz w Boga, "bo nie widzisz innego wyboru" i dla własnych korzyści, to twoja wiara jest okropnie skromna...
 
 c) "Właśnie on jest jednym z głównych kandydatów do różnego rodzaju sekt."
 
 SŁUCHAM? Muszę przyznać, że to stwierdzenie Romario wywołało u mnie, z jednej strony drobny szok, a z drugiej salwę śmiechu. Sądzisz, że istnieje większe prawdopodobieństwo, że do Kościoła świadków Jehowy [pardon - wy nazywacie ich sektą] trafią niewierzący niż katolicy? [jest to pytanie dość retoryczne ponieważ statystyki prowadzone przez różne, podkreślam, niezależne od Kościoła katolickiego, ośrodki wskazują wyraźnie, że w większości do świadków Jehowy dołączają katolicy szukający strawy duchowej]... Co więcej absurdalność twojego stwierdzenia widać w prostym rozumowaniu [wziąłem się za niewierzących, katolików i świadków Jehowy, ponieważ stanowią dobry przykład, lecz w praktyce teza nosi znamiona uniwersalności]:
 Mamy więc katolika (a więc człowieka w Boga wierzącego) z poważnymi wątpliwościami co do swej wiary oraz mamy ateistę, który też ma wątpliwości - bo może rację mają wierzący?
 
 "Przejście" katolika i dołączenie do świadków Jehowy wiąże się ze zmianą pewnych kanonów wiary (zaledwie części, ponieważ świadkowie Jehowy to chrześcijanie) oraz z uznaniem innej wspólnoty i instytucji, która reprezentuje Boga na naszej planecie (czyli odejściem od Kościoła katolickiego).
 Niezmienione pozostają => wiara w Boga Jahwe, duża część kanonów i dogmatów wiary oraz w końcu sposób przeżywania tej wiary (modlitwa, itp).
 
 Natomiast, żeby przekonać ateistę (a przynajmniej mnie) do zostania świadkiem Jehowy należy:
 - przekonać mnie do wiary w Boga,
 - przekonać mnie do uwierzenia, że to chrześcijanie są tą "właściwą" religią,
 - przekonać mnie z jakiego powodu (skoro Jezus żył ok. 2 tysiąclecia temu) - mam dołączyć do stosunkowo młodego Kościoła, a nie np. zostać ewangelikiem, katolikiem czy może wyznawcą prawosławia,
 - tym samym musiałbym zmienić - stosunek do wiary w Boga, stosunek związany z religią, całe podejście do życia duchowego, do modlitwy, a nawet do nauki (uznać prymat Wiary nad Nauką), i to na podstawie wątłych racjonalnych argumentów...
 
 I ty sądzisz, że ateistę łatwiej "zwerbować" do religijnej sekty lub młodego wiekiem Kościoła? ...
 Jasne, to pewnie z tego powodu sekty największą aktywność wykazują wśród katolickich pielgrzymów do Częstochowy. [bardzo się wkurzam, kiedy czytam w gazetach bzdury w stylu "wszystkie sekty są złe", "wegetarianie - nowa sekta..." itp. Nagonka, którą na ambonach i w mediach, rozpętał Kościół katolicki na sekty jest zrozumiała: jeśli nie ma jak powstrzymać odpływu katolików, to należy skonsolidować ich wokół wrogów - no więc sekty, komuchy, obcokrajowcy itp. Zawsze skuteczne - nawet Hitlerowi udało się zjednoczyć rozbity naród niemiecki przeciw Żydom i Słowianom.].
 
 d) "A chyba nikt mi nie powie, że sekty to coś dobrego?"
 Jasne, że nikt tak nie będzie mówił, że "sekty to coś dobrego", bo wtedy musiałby przestać twierdzić, że każdy gatunek zwierząt żywi się roślinami, każdy papież był święty, a każdy Niemiec był w `39 roku nazistą... "Piękne" uogólnienie sobie wymyśliłeś, szkoda, że bez sensu...
 
 
 "Człowiek od początku poszukiwał Boga. Patrząc na otaczający nas świat pytał, kto go stworzył. Człowiek patrząc na świat i całe stworzenie NATURALNYM ŚWIATŁEM ROZUMU może dojść do poznania Boga na drodze naturalnej, lecz nie jest to poznanie doskonałe. Doskonałe poznanie ma miejsce tylko wtedy, kiedy Bóg sam objawi się człowiekowi (miało to miejsce tylko jeden raz - tzw. "objawienie publiczne" w odróżnieniu od "objawienia kosmicznego, naturalnego" i dokonało się w osobie Jezusa Chrystusa, lecz to jest temat na osobny art)." [Pantus].
 
 Ten text piszę między NoName 10 a NoName 11 i od razu deklaruje, że bardzo chętnie poczytam art o tym, co zostało nazwane "objawieniem publicznym" [było to prawdę mówiąc objawienie dla dość wąskiej części ówczesnej "publiki" i to w kraju bardzo podatnym na szybkie przyjście Mesjasza, ale zawsze coś ...].
 
 "Wiara jest ucieczką. Ucieczką od rzeczywistości. Powierza się swoje problemy wyimaginowanej wyższej istocie, która niby ma nas z od nich uwolnić, albo przynajmniej pomóc w ich rozwiązaniu. Cały bezsens jaki ja widzę w takim postępowaniu, trudno określić słowami. Sposób rozumienia życia i procesów w nim zachodzących jest bardzo indywidualny. Wytłumaczenie tego można uznać za niemożliwe. Istnieje bowiem pewna bariera nie do przekroczenia. Bariera między myślą a jej przekazem. Nie jestem w stanie opisać formy, ale opiszę treść. A treść ta opisze formę. W ten oto sposób staram się pokazać co i dlaczego uważam.
 - Według religii chrześcijańskiej mamy wolną wolę. Skoro tak jest to czemu są nam narzucane definicje "zła" i "dobra". Czemu jesteśmy ograniczani przez Przykazania i inne ustalone normy. To już nie jest wolność, to jest równość. I znów pojawia się sprzeczność. Lecz na tej zasadzie nigdy nie jesteśmy wolni, gdyż nawet gdyby panowała Anarchia to i tak byli byśmy ograniczani - chociażby przez grawitację, czy uzależnienie od powietrza. Ten sposób myślenia jest bezcelowy." [Konrad Dąbrowski].
 
 Obawiam się, że będzie ciężko uzyskać od katolików odpowiedz na Twoje wątpliwości - chyba, że rzucą text w stylu "Niezbadane są wyroki Pana", który w tym kontekście dla realisty jest banałem...
 
 
 "I wytłumaczę Tobie i wszystkim którzy ostatnio zupełnie bezsensu odwracają się od katolicyzmu: Gorelf, wyobraź sobie, że podchodzi do Ciebie ślepiec i pyta: "Jaki jest kolor niebieski?". Nic nie mówisz, więc on zaczyna swoje: "A czy jest on długi czy krótki?", "Czy jest zimny czy gorący?", "Czy jest prosty czy krzywy?". Nie odpowiadasz mu, bo nie potrafisz mu tego racjonalnie wytłumaczyć. To poza zasięgiem jego pojmowania. Więc on odwraca się i mówi: "Wiesz co, rzygać mi się chce, nie ma żadnego koloru niebieskiego, mam tego dość, sam sobie ciągle przeczysz". Hę? Nie wytłumaczysz mu tego. Sam musi zrozumieć." [Abydos].
 
 Ponieważ zapewne jestem w tej grupie, którą autor określa mianem "wszystkim którzy ostatnio zupełnie bez sensu odwracają się od katolicyzmu", więc pozwolę sobie zauważyć, że twój argument o ślepcu trafił mnie podwójnie - tzn. najpierw trafiła mnie wersja dosłowna, a potem to, że według Ciebie ateiści to właśnie ślepcy. Jest to znakomity przykład, żeby wytłumaczyć czym dla mnie jest postrzeganie racjonalne, wiara oraz "ślepa wiara" - zapewne może się okazać, że ślepcem nie jest koniecznie moja osoba.
 
 Otóż na początek załóżmy, że spotykam się z autorem tegoż textu, rozmawiamy sobie o Bogu i różnych aspektach wiary. Nie wierzę w Boga, więc jestem jak ten ślepiec - jeśli czegoś nie doświadczę ludzkimi zmysłami to NIE wierzę w istnienie takiego zjawiska [tak wynika z pozycji "oświeconego" argumentu Autora] - w takim razie ja, osóbka o małej wierze i pojmowaniu świata, pytam Abydos`a: jaki kolor ma grawitacja? Potem nie doczekawszy się zadowalającej odpowiedzi zadaje szereg kolejnych pytań => o smak, o zapach, o dźwięki wydawane przez siłę grawitacji. Ponieważ Autor nie jest w stanie podać mi dobrego rozwiązania, a nie wierząc w grawitację żadne doświadczenie nie jest mnie w stanie przekonać, więc mówię "wyp.....laj , nie ma żadnej grawitacji". Tak mniej więcej ma się problem "o kolorze" do rozważań "o Bogu" - z jednej strony twój argument to populizm, a z drugiej jest na krawędzi absurdu.
 
 Otóż zanim napiszę o mojej wizji "wiary" i "ślepej wiary" chciałem podkreślić że, wbrew opiniom krążącym w skrajnych kołach katolików (to nie do Autora, lecz ogólnie), ludzie niewierzący nie są pornografami, zabójcami (liberalne poglądy na eutanazję i aborcję), a już z pewnością nie są idiotami.
 Jak wytłumaczyć człowiekowi niewidomemu od urodzenia i odpowiedzieć na dwa podstawowe pytania: jaki jest kolor niebieski [a wiec chodzi o jego barwę, konsystencję, odcień i jeszcze kilka rzeczy, ale to nie Akademia Sztuk Pięknych :)] oraz czy kolor niebieski istnieje?
 Ja bym zaczął od stwierdzenia, że kolor niebieski jest jednym z wielu kolorów [co bez żadnego trudu osoba niewidoma zrozumie, jest całe mnóstwo kształtów czy dzwięków, z barwami jest podobnie]. Potem bym poprosił kilka osób [na drugie pytanie], które potwierdzą, że kolor niebieski istnieje. Na końcu dodam, że kolory, tak jak np. różne smaki, są częścią świata, w którym żyjemy i bez wątpienia nie zależą od tego czy na nie patrzymy [jeżeli twój wzrok nie pada w danej chwili na czerwone pudełko to ono i tak jest czerwone (tak, w to też wierzę :)] I to jest właśnie wiara racjonalna, bo poparta obserwacją innych ludzi, doświadczeniami itp.
 Boga natomiast, w definicji religijnej, NIE MOŻNA z czymś/kimś porównać...
 
 Modelowym przykładem tego co nazywam "ślepą wiarą" jest właśnie wiara w Boga. Myślę, że każdy człowiek wierzący, wiedząc, a raczej zakładając, że będąc tworem nie może przekroczyć Stwórcy, zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie podać logicznego dowodu na istnienie Boga. Czyli, że nie jesteś w stanie mnie przekonać, że Bóg istnieje [naturalnie niektórzy księża mieli w wiekach minionych ogromną zdolność przekonywania do katolicyzmu - np. osławiona Inkwizycja, ale mnie nie o taką "perswazję" chodzi ;)] ...
 Twoja wiara jest w tym sensie "ślepa", że od dziecka wpajano Tobie/sam do tego doszedłeś, [w to drugie wątpię] wartości katolickie, że głównym założeniem jest :
 - istnieje Bóg, który jest "Troistością w Jedności" (Trójca Święta) - dla Ciebie to dogmat, a więc wierząc w niego wykazujesz wyłącznie gest dobrej woli, chociaż fakty historyczne i współczesnej Nauki raczej skłaniają do tego, że religia katolicka jest jednym z wielu prądów wyrosłych na judaizmie, a z Bogiem katolicy mają tyle wspólnego co inne religie.
 Tak więc wierzysz w ten (ze wszystkich znanych mi poważnych religii najbardziej pokręcony dogmat) o "Troistości w Jedności" Boga, będący w jawnej sprzeczności z judaizmem i islamem oraz z większością filozofii zajmujących się problematyką "bytu pierwszego".
 Dla ciebie to bez wątpienia jest główny dogmat Wiary, a dla mnie tylko `kogel - mogel` połączenia politeizmu z monoteizmem, żeby w czasach po Jezusie sekta chrześcijańska przyciągnęła jak najwięcej nowych wyznawców [co bez wątpienia się udało].
 
 W podsumowaniu napiszę, że nie ma "problemu ateistów" i żeby katolicy nie czuli się jak w "oblężonej twierdzy". Generalna różnica [jest to oczywiście uogólnienie częściowe, lecz bardzo trafne] między każdą religią, a jej brakiem, polega na tym, że każda religia (w formie instytucji np. Kościół katolicki - organizacja) pragnie mieć jak najwięcej członków i oczywiście zwykle najwięcej cierpią na tym ludzie niewierzący, ponieważ na nich zwykle skierowane są "akcje misyjne" (w przypadku Polski Kościół katolicki jako instytucja ma większy monopol na religię niż TPSA w swej dziedzinie). Tak więc różnica między wierzącymi, a ateistami zwykle polega na tym, że ateistom nie przeszkadzają katolicy [a tym bardziej Religia zwykle nie wadzi Nauce, ponieważ i tak zdecydowana większość ludzi (wierzących i niewierzących) kieruje się prawami nauki i zdrowym intelektem] a z kolei gorliwym katolikom (ponieważ wierzą w swą religię, więc z pychą zakładają, że posiedli Prawdę) ateiści tak i katolicy zamierzają ich nawracać...
 I na koniec mały apel do chrześcijan z okazji Nowego Tysiąclecia. Jest to krótki fragment wywiadu z wybitnym watykanistą Marco Politi`m (cały wywiad ukazał się w tygodniku "Polityka" nr 52) :
 [pytanie -] "Katolicy bronią swoich świętości i doktryn - i jest to ich prawo. A czy można krytykować papieża i politykę Watykanu? Czy jest to święte prawo laików?
 [Marco Politi -] Oczywiście, w społeczeństwie demokratycznym laicy mają to prawo. Myślę jednak, że głosy krytyczne powinny wypływać nie tyle od laików, co od katolików. To katolicy mają obowiązek krytykować, a więc współtworzyć swój Kościół."
 
 
 P.S. Do wszystkich katolików - zapytajcie swoje panie katechetki: z jakiego powodu patrząc na Jezusa na Krzyżu, za każdym razem... popełniacie 3 grzechy śmiertelne! [panie katechetki zapewne wam nie odpowiedzą, bo znają się na religii tak jak przeciętny nauczyciel informatyki w szkole publicznej na komputerach, ale cóż...] Ja napiszę, że pogląd o 3 grzechach śmiertelnych jest faktem, a stoją za mną Stary Testament oraz św. Piotr Apostoł i św. Paweł z Tarsu, co więcej  Jezus też by się pewnie zgodził. Więc warto się nad tym zastanowić, ile razy brak wiedzy i pycha Kościoła katolickiego wciągnęła was w grzechy śmiertelne...
 PUMA.
 e-mail: inexkd@polbox.com
  
 
 
 |  |