| |
| |

Powód by żyć
Chciałbym opowiedzieć pewną historię. Miało to miejsce całkiem niedawno. Miałem kiedyś przyjaciela, poznałem go w liceum. Razem piliśmy wódkę i to dosyć często. A jak pewnie wiecie to zbliża ludzi. Chodziliśmy na imprezy i do pubów. Ogólnie dobrze się bawiliśmy. Tak oto toczyło się życie, miła sielanka polegająca na nauce i przede wszystkim imprezowaniu. Z czasem zaczęliśmy prowadzić poważne rozmowy o życiu i śmierci. Wyznał mi, że kiedyś próbował się zabić, ja przyznałem się, iż prawie spróbowałem. Można powiedzieć, że dobrała się para świrów. Z tym, że to ja twierdziłem, że życie nie ma sensu, ja często o tym mówiłem. On wydawał się zadowolony z życia, miał dziewczynę, którą kochał, a ona kochała jego, dobrze się uczył. Po prostu nie było, do czego się przyczepić. Ale coś nie grało, coś jednak nie grało. Tylko nikt o tym nie wiedział.
Był wyjazd, grupa osób, w tym my i inni znajomi. Jak to na wyjazdach - codziennie impreza. Ale tym razem było inaczej, zachowywał się spokojniej niż zwykle. Niestety za późno to zauważyłem. Po kilkudniowym pobycie - powrót. Dnia następnego, oczywiście trzeba było iść do szkoły. Około godziny 23:00 wpadłem na pomysł, że nie jest to takie konieczne. Dzwonię do niego z pomysłem oblania powrotu - brak odpowiedzi, nikt nie podnosi słuchawki. Myślę sobie, zadzwonię jutro rano. Następnego dnia to samo - nikt nie odpowiada. Cóż trudno, poszedłem na miasto. Jakiś czas po powrocie do domu, wieczorem, telefon - dzwoni jego dziewczyna. Kilka prostych słów, lecz zmieniających tak wiele: "On nie żyje, zabił się". Niemożność zrozumienia, kompletne ogłupienie, otępienie, wszystko przestało mieć sens i znaczenie - tak tylko można określić to co czułem. Nie mogłem w to uwierzyć. Nawet na pogrzebie nie mogło to do mnie dojść. Zostawił list, w którym jedynym podanym powodem było: "dlatego że jestem jednym z wielu a uważałem się za indywidualistę". Miał 18 lat.
Powodem, dla którego to piszę jest apel do wszystkich ludzi, gdyż wszyscy jesteśmy potencjalnymi samobójcami. Wystarczy trochę przemyśleń, błędne wnioski, lub niemożność pogodzenia się z nimi i chwila słabości, i koniec. A konsekwencje? Konsekwencje są olbrzymie. Ale rozumiem, że osoba chcąca się zabić nie interesuje się konsekwencjami, gdyż ona ich nie odczuje. Lecz niech to będzie, chociaż jedyny powód zostania na tym świecie. Pomijając to co ja straciłem, widziałem ogromne cierpienie jego rodziny i jego dziewczyny, do dziś cierpią i to piętno będzie nad nimi już do końca ich dni, jak również moich i wszystkich, którzy choć trochę go znali.
The Anonim


| |