NoName Story - publikacja on-line

 Opowiadania    
Poprzedni artykuł Następny artykuł

Ostatnie 3 miesiące

golish

      Czy zastanawialiście się kiedyś, co zrobilibyście gdyby ktoś Wam powiedział, że macie jeszcze tylko trzy miesiące życia? Ja, szczerze mówiąc, nigdy. Zawsze myślałem, że mnie to nie spotka, uważałem, że mnie to nie dotyczy. Przecież zawsze byłem zdrowy, dobrze się czułem, rzadko chorowałem. Ta wieść była dla mnie ogromnym ciosem. Rak. Mam jeszcze trzy miesiące. Pewnie myślicie, że zacząłem zadawać sobie pytania typu: "Dlaczego to właśnie ja?". Otóż nic z tych rzeczy. Pierwszą moją myślą było: "Skończyć z tym jak najszybciej". Chciałem popełnić samobójstwo. Zresztą już od dawna miałem podobne myśli. Wszystko mi się waliło. Dziewczyna mnie zdradziła, nie zdałem do następnej klasy. Ta choroba była jedynie pretekstem do podjęcia ostatecznej decyzji. Nie chciałem już tych trzech miesięcy. Większość normalnych ludzi pewnie spędziłaby je na zabawach, korzystając z życia w pełni. Ale ja nie byłem normalny. Nie chciałem męczyć się na tym świecie. Nie chciałem widzieć tych współczujących spojrzeń, słyszeć gadania ludzi, którzy opłakują mnie za życia. Wolałem skończyć to natychmiast. Może myślałem, że w ten sposób przechytrzę śmierć? Nie wiem...


      Wyszedłem z gabinetu lekarskiego już całkowicie zdecydowany - wezmę ogromną dawkę proszków nasennych. Dlaczego akurat taki sposób? Bo jest bezbolesny. Człowiek umiera we śnie i niczego nie czuje. Nie czuje bólu. A tego właśnie zawsze najbardziej się bałem. Bólu związanego z umieraniem. A więc prochy. Został tylko jeden problem. Jak ja powiem rodzinie o mojej chorobie? Zdecydowałem nie mówić w ogóle. Napiszę list pożegnalny, a tam będzie wszystko.


      Wróciłem do domu i zacząłem pisać. A raczej chciałem zacząć. Zupełnie mi nie szło. Nie mogłem sklecić ani zdania. No cóż nie miałem w tym zbyt wielkiej wprawy. Siedziałem nad kartką chyba z godzinę i nic nie wymyśliłem. Moje męki przerwał telefon. Poniosłem słuchawkę:
- Tak?
- To ja... - powiedział miły, damski głos. To była Marta, moja była dziewczyna.
- Mówiłem ci, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego - powiedziałem i rzuciłem słuchawką. Parę dni temu spotkałem ją obściskującą się z jakimś palantem. Przyznacie, że po czymś takim chyba nie musiałem mieć ochoty na rozmowę. Ale ona się nie poddawała. Znowu telefon.
- Czego?
- To ja. Marcin, proszę nie odkładaj. Wysłuchaj mnie. Ja ci wszystko wytłumaczę.
- A co tu tłumaczyć?
- To nie tak jak myślisz.
- A jak? - ta rozmowa zaczynała wyglądać jak w jakiejś kiepskiej telenoweli.
- Ja tego wcale nie chciałam... To on... Tak jakoś wyszło... Marcin, wierz mi, ja cię na prawdę kocham. - o dziwo uwierzyłem jej. Nie wiem dlaczego, ale uwierzyłem. Nagle zachciało mi się znowu żyć.
- Będę u ciebie za pół godziny. - odłożyłem słuchawkę i pobiegłem natychmiast. Rozmawialiśmy cały wieczór i noc. Znów było jak dawniej. Miałem swój sens życia. Nawet mój rak tego nie zmieniał. Chociaż nie za bardzo wiedziałem jak jej o tym powiedzieć.


      Pewnego wieczoru umówiliśmy się na spacer do parku. Było świetnie, jak zwykle. Stwierdziłem, że muszę jej wreszcie powiedzieć o mojej chorobie.
- Marta...
- Tak?
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Muszę ci coś powiedzieć...
- Tak?
- Ja... Nie, nie mogę.
- No wykrztuś to wreszcie.
- Ja umieram.
- Co?
- Mam raka. Zostało mi jeszcze niecałe trzy miesiące. A nawet dwa i pół.
Nic nie powiedziała. Ani słowa. Może to i lepiej? Przecież nie chciałem współczucia. Jednak w jej wzroku było coś, co mnie zaniepokoiło. Zaczęła patrzeć na mnie jakoś inaczej. Ale poza tym między nami nic się nie zmieniło. A przynajmniej tak mi się wydawało.


      Parę dni później szedłem do niej jak zwykle. Wchodzę na klatkę schodową, a tam... Szok. Marta w objęciach jakiegoś przystojniaka.
- A ja głupi ci uwierzyłem... - to było jedyne, co byłem w stanie powiedzieć. Wybiegłem stamtąd najszybciej jak mogłem. Pobiegłem do parku. Bardzo często się tutaj spotykaliśmy. Nie mogłem wytrzymać. Zacząłem płakać. Wiem, że prawdziwemu mężczyźnie to nie przystoi, ale ja musiałem. Siedziałem na ławce i płakałem. Byłem załamany i to podwójnie. Po pierwsze dobijała mnie moja naiwność. Jak mogłem jej wtedy uwierzyć? Ale jeszcze bardziej dołujące było to, co zrobiła Marta. Ona spisała mnie na straty jeszcze za życia. Siedziałem i zastanawiałem się nad moim ch***wym życiem. I wiecie do jakiego doszedłem wniosku? Znowu chcę się zabić!


      Teraz siedzę w domu, przed komputerem i spisuje swoją tragiczną historię. Po co? Nie wiem. Obok mnie stoi całe opakowanie środków nasennych. Decyzja podjęta. Wszystkie za i przeciw przemyślane. Ale czy odważę się je wziąć?


golish
e-mail: golish@yoyo.pl

Poprzedni artykuł Następny artykuł



NoName on-line - archiwalne numery, nasze magazyny i serwisy...

 


Copyright 1999-2001 Magazyn internetowy NoName
Wszelkie prawa zastrzeżone