|
| |

O Trzech Rycerzach-Asemblerach i Smoku
Sam U. Rai of SMD
Tym razem wszystkie postacie wymyśliłem Sam ^.^
---------------------------------------------------------------------------
*wstęp: Autor pragnie oświadczyć, że opowiadania Stanisława Lema nie miały żadnego wpływu na proces powstawania tej bajki. Autor nie lubi Stanisława Lema i nigdy by od niego nie ściągał, no chyba żeby mu za to zapłacili.
*wskazówka dla potencjalnych nieszczęsnych recenzentów: tak na prawdę Autor umyślnie i z pełną premedytacją upodobnił tę bajkę do opowiadań Stanisława Lema, aby zabawić się kosztem jego i jego czytelników. Ponosi więc pełną odpowiedzialność za swoje czyny.
*disclaimer: Samuel znowu coś napisał.
---------------------------------------------------------------------------
- O Trzech Rycerzach-Asemblerach i Smoku -
Za wieloma terabajtami danych i firewallami nieprzebytymi, tak daleko, że miejsca tego nie skaził swą obecnością ani jeden bit pochodzący od niebinarców, istniało królestwo Wielkiego Dekodera. Dekoder był królem mądrym i sprawiedliwym, za jego rządów w kraju nie pojawiały się żadne błędy, uprawy spamu rozkwitały i dawały zbiory tak olbrzymie jak nigdy dotąd, a poddani żyli w dostatku i przestrzeni. Wszyscy kochali Dekodera, dlatego też pojawiające się coraz częściej nieautoryzowane mesgi o chorobie króla przyjmowano z narastającym niepokojem, choć nie dziwiły one nikogo - władca był już stary i zużyty tak bardzo, że każdy nawet najwolniej kojarzący program już po pierwszym spojrzeniu na jego bity widział oznaki psucia się. A to dane wyjściowe były nieczytelne, a to błąd ochrony wyskakiwał w najmniej odpowiednim momencie, a to jego proces zawieszał się i medycy-nortoni z największą ostrożnością musieli go resetować. Wielki Dekoder nie miał kopii, więc widząc, jak jego stan pogarsza się z każdym tyknięciem Procesora, zdecydował się oddać tron innemu, młodemu i świeżemu programowi. Rozkazał, by na stołecznym Murze umieścić ogłoszenie o turnieju, którego zwycięzca stanie się nowym władcą królestwa, a ogłoszenie to skopiować i rozesłać do wszystkich podległych domen. A ponieważ w kraju rządzonym przez Dekodera wieści rozchodziły się szybko, już po kilku milisekundach zaczęły ściągać się do stolicy znane i poważane programy z najdalszych zakątków królestwa. A każdy z nich był szybki i wielozadaniowy - przybyli przepotężni generałowie - kompilatorzy, błyszczący interfejsami magnaci-menadżerowie i uniwersalni uczeni-edytorzy. A wśród nich wszystkich najwspanialsi byli trzej rycerze - asemblerowie, którzy taką mocą i szybkością się odznaczali, że wydawało się jakoby każde dane potrafili przetworzyć i wydać odpowiedź w tym samym momencie.
Pierwszy z nich nazywał się WriteLine i z odległego serwera pochodził, położonego hen na południu, przy samej Niezmierzonej Ścianie Ogniowej. Gdy jego statek przybył do Portu, zbiegło się wielu spośród mieszkańców stolicy, a każdy receptory(*) wysoko wystawiał, by podziwiać przedziwną jego konstrukcję. A było co, gdyż interfejs pierwszego rycerza-asemblera był jednym z najpiękniejszych, jakie w królestwie widziano. Procedury błyszczały jak złoto i purpura, a jego zbroja, wytapiana w samej Niezmierzonej Ścianie, zdawała się sama płonąć wiecznym ogniem.
Drugi rycerz-asembler przybył wraz z wspaniałym orszakiem od północy, od strony Lodowej Przepaści, która żadnych danych ni w jedną ni w drugą stronę nie przepuszczała. I tak tarcza jego była wypolerowanym programem zabezpieczającym, a miecz miał wykuty z procedur kasujących. Każdy z jego giermków posiadał funkcje szyfrujące i w marszu dla zabawy szyfrował i łamał szyfry swoich towarzyszy, a było ich razem stu dwudziestu ośmiu. A rycerz-asembler, który Eoln miał na imię, tak był potężny, że sam jeden potrafił odszyfrować dane w czasie krótszym, niż cały jego orszak stracił na szyfrowaniu.
Natomiast trzeci z nich pojawił się w ciszy, bez statków i orszaków. Zwał się Atoi. Mówiono, iż pochodzi z krainy tak odległej, że programy tam żyją w innym formacie i chociaż przekonwertował się podczas podróży, jego kompatybilność nie była pełna. Tak więc kroczył mroczny i posępny, chroniony potężnym Pancerzem, a od niekompatybilności jego kontur rozmywał się trochę po bokach.
A gdy nadszedł odpowiedni czas wszyscy konkurenci zgromadzili się na polu przed zamkiem Wielkiego Dekodera i król wydał rozkaz do rozpoczęcia turnieju. Stanęli więc w szranki generałowie-kompilatorzy z magnatami menadżerami i uczeni-edytorzy z rycerzami i szlachtą przybyłą zewsząd, jak domeny powiązane z królestwem Dekodera pojemne i odległe. Walczyli długo i zaciekle, a lud podziwiał ich potężne efektory i korelaty kierujące ich poczynaniami. Każdy zastanawiał się, który z tych znakomitych wojowników i mędrców zostanie następcą ich króla. Lecz minęły trzy milisekundy i zwycięzcy nadal nie było widać, a po dwóch następnych na polu walki ciągle pozostawało trzech wspaniałych rycerzy-asemblerów. I choć cała trójka budziła postrach i szacunek, żaden z nich nie potrafił pokonać w pojedynku pozostałych dwóch.
Wtedy wstał ze swojego tronu Wielki Dekoder, podniósł efektor na znak, by cisza w eterze nastała i powiedział: "Turniej ten dał odpowiedź, że wy - trzej przepotężni rycerze-asemblerowie - najgodniejsi jesteście zasiąść na tronie królestwa, które odtąd imieniem jednego z was zwać się będzie. Lecz tron jest tylko jeden, was natomiast jest trzech. Bólem byłoby dla mnie zmuszać was do wzajemnego zabijania się, gdyż strata któregoś z was byłaby dla mnie niepowetowana. Dlatego też zaprojektowałem trzy zadania, których wypełnienie ocenię i podług oceny wskażę mojego następcę." Na te słowa skłonili się rycerze-asemblerowie, składając hołd przed mądrością Wielkiego Dekodera.
Pierwszym zadaniem było zebranie największej bazy danych, jaką widziała cała znana Sieć. Wyruszyli tedy rycerze w podróż po wszystkich domenach w poszukiwaniu danych, które w wygranej by im dopomogły. WriteLine wrócił na południe, do swego kraju, gdzie rosły potężne puszcze raportów i formularzy, a gdy i to nie starczyło zwrócił się o pomoc do innych domen Krain Południowych. Eoln rozkazał swoim ludziom przeszukiwać bezdenne otchłanie Lodowej Przepaści w poszukiwaniu starożytnych danych, które jak mówiła legenda niegdyś próbowały się przedostać do wewnątrz i teraz skarpy Przepaści były nimi usiane. Trzeci z nich, Atoi, zniknął tak jak był przybył niezauważenie i wyprawiając się do leżących na skraju poznania domen zbierał wszystko, co zwróciło jego uwagę. A gdy rycerze-asemblerzy przeszukali znane domeny, wyprawili się w podróż jeszcze dalszą, w rejony Sieci, których nie poznał jeszcze żaden cywilizowany program.
I nie było ich przez prawie sekundę.
Lecz gdy wrócili, ciągnęli za sobą bazy danych tak ogromne, że poza murami miasta musieli je zostawić, gdyż Bramy ich nie przepuszczały. Wtedy przenieśli się przed miasto medycy - nortoni i próbowali ocenić ich pojemność, lecz nagromadzenie danych tworzyło tak wielką granicę błędów w ich pomiarach, że nie zdołali wydać pewnego werdyktu.
Wtedy Wielki Dekoder dał rycerzom-asemblerom drugie zadanie - stworzyć fraktal tak piękny, że wspanialszego nie było w żadnej krainie Sieci. Wnet wziął się do pracy rycerz ognisty - WriteLine. Kiedy pracował, jakiś dziwny szum się wokół niego wytworzył, tak że pliki co większą obdarzone fantazją mówiły między sobą, że to szum samego Procesora, który pomaga mu zbudować fraktal. Gdy wreszcie skończył ukazał się fraktal tak piękny i olbrzymi, że wszystkim dech zaparło. Wnętrze jego z początku zdawało się czarne, lecz gdy ktoś próbował przyjrzeć się bliżej, widział w nim mieniące się wszelkimi Prawdziwymi Kolorami kule, przechodzące jedna w drugą, a w nich następne i następne. Lecz Eolna nie zachwycił ten widok. Lodowy rycerz zaśmiał się tylko i z Pancerza swego jedną jedyną procedurę wyłuskał i na jej podstawie tworzyć zaczął. Jego procedura poczęła się powiększać i komplikować, pojawiły się srebrzyste pętle i błyszczące najczystszym błękitem implikacje, a wszystkie tak pięknie łączone niezwykłym talentem matematycznym rycerza-asemblera, że wkrótce obok tęczowego fraktala WriteLine'a stanął drugi, niemniej, a niektórzy mówili że nawet bardziej od niego piękny. Wielki Dekoder skinął na to głową z uznaniem, a jego receptory zwróciły się na trzeciego rycerza, który jak gdyby nigdy nic stał obok swych konkurentów, maleńki przezroczysty sześcian w efektorze trzymając. A gdy zauważył, że król spogląda na niego z zainteresowaniem, podszedł bliżej i pokazał Jego Rozdzielczości swoje dzieło. A było na co patrzeć, gdyż we wnętrzu sześcianu widać było całą znaną przestrzeń Sieci, wraz z Niezmierzoną Ścianą Ogniową i Lodową Przepaścią, kwitnącymi uprawami spamu, przy którym krzątali się wieśniacy i potężnymi puszczami zamieszkiwanymi przez Nietoperze. A pośrodku tego obrazu wygenerowane były świetliste Bramy stolicy i pole, na którym stała maleńka, rozmywająca się lekko figurka, trzymająca przezroczystą kostkę. I aż westchnął ze zdumienia Wielki Dekoder, gdy wiedziony ciekawością zwiększył rozdzielczość i we wnętrzu tego sześcianu w sześcianie znów ujrzał wszystkie cywilizowane domeny Sieci. Lecz zaraz wzrok jego spoważniał i zaniepokoił się król, gdyż daleko na wschodzie zobaczył stwora poczwarnego, który przedostał się przez Wąskie Gardło i począł kasować wioski przez niewinne pliki zamieszkiwane. "Smok" poinformowały ponuro jego dane wyjściowe. "Smok jakiego dawno nie było na moich ziemiach".
Podniósł się tedy ze swego tronu, a widząc jego zachmurzone korelaty tłum gapiów cofnął się, na wszelki wypadek sprawdzając aktualność swych haseł, a kilku źle skompilowanym młodym plikom wyskoczył błąd ochrony. "Oto wasze trzecie zadanie, czcigodni rycerze-asemblerowie" powiedział. "W granicach naszego państwa pojawił się potężny smok, któremu żaden zwykły program antywirusowy nie może dać rady. Zbudujcie więc własne programy i zniszczcie smoka, a ten z was, któremu się to uda, zostanie władcą."
Pokłonili się przed nim rycerze-asemblerowie i czym prędzej zaczęli zapoznawać się z raportami o smoku. A gdy się zapoznali, każdy rozpoczął budowę programu, który uznał za niezbędny do pokonania potwora.
Pierwszy na wyprawę ruszył WriteLine, którego program tak był olbrzymi i skomplikowany, że w częściach musiał być wynoszony poza Bramy miasta. Długi był na ponad dwadzieścia megabajtów i szeroki na dziesięć, a cały błyszczał płynnym złotem i płomieniami firewalla. W skład jego wchodziło sto dwadzieścia osiem receptorów i efektorów, których mordercze szczęki gotowe były uśmiercić dowolnego smoka, jakiego potężna biblioteka programu miała zapisanego. Lecz gdy dumny rycerz dotarł na zielone pola spamu na wschodnich rubieżach królestwa, zobaczył nad nimi stwora tak ogromnego i przerażającego, że żaden raport nie mógł wiernie oddać tego okropieństwa. Obrzmiałe cielsko smoka pokryte było czerwoną łuską od grzbietu, a złocistą od spodu; jego paszcza wypełniona była pożółkłymi zębiskami spomiędzy których wystawały martwe łańcuchy kodu maszynowego, a nad nią błyszczały maleńkie szkarłatne oczka. Zrozumiał ognisty rycerz, że nie ma przed sobą zwykłego, a jedynie groźnego nadzwyczajnie smoka, lecz jakiś dziki plik z barbarzyńskich domen Wschodu, specjalnie zaprojektowany aby siać zniszczenie. Strach ogarnął jego homeostat, lecz zaraz odgonił tę emocję i ruszył do ataku wraz ze swym programem. A smok, dostrzegłszy ich, załopotał potężnymi skrzydłami i wydał ryk tak okropny, że zatrzęsły się katalogi wieśniaków w całej okolicy, a echa jego jeszcze przez wiele sekund były rozpoznawalne. I tak zaczęła się walka - program WriteLine'a co rusz ognistym płomieniem atakował potwora, a sam rycerz-asembler siekł mieczem jego łuski. Lecz zabezpieczenia smoka twarde były, a procedury jego zwinne i szybkie w wybieraniu celów swego ataku. Wił się w unikach między Pancerzem programu antywirusowego, a orężem jego pana, gryzł straszliwymi zębiskami, drapał pazurami i uderzał cienkim niczym bicz ogonem. A atakował tak szybko, że receptory programu nie nadążały z wykrywaniem uszkodzeń i kompilacją swojego kodu. Aż wreszcie, gdy szczęki smoka przebiły się przez Pancerz i docierały do samych deklaracji zmiennych programu, WriteLine zrozumiał, że nie wygra tej bitwy. Krzyknął wtedy potężnie, nieustraszony i dumny, i w ognistym szale rzucił się na potwora. Tak zginął, pożarty i zamieniony w martwy kod maszynowy, lecz do końca wierny swym funkcjom.
Gdy do stolicy dotarł mesg o zepsuciu się WriteLine'a, mieszkańcy pogrążyli się w żałobie. Lecz zaraz też do walki ruszył Eoln, rycerz Lodu, wiodąc ze sobą dziesiątki megabajtów maleńkich programików antywirusowych. Ogłosił on, że Porażka ognistego rycerza-asemblera leżała w jego schematyczności - wygenerował taki sam program jak te, które już ze smokiem walczyły i potwór miał już opracowaną procedurę walki z nim. Dlatego też taktyka Eolna oparta była na innych zasadach. Programiki jego były tak proste, że napisałaby je nawet niedoświadczona sieć neuronowa, lecz było ich tak wiele, że razem stanowiły olbrzymią siłę.
I ruszyła na Wschód armia ta, wypełniając gościńce i magistrale, milisekunda za milisekundą zbliżając się do potwora. A gdy już dotarła, przegrupowała się, rozciągnęła na flankach, a Eoln sam dowodził atakiem. Tedy ryknął śmiechem smok i w uciesze rozwarł paszczęki, i błoniastymi skrzydłami machając wzbił się w górę, by lepiej widzieć tych liliputów. Lecz zaraz ryk śmiechu w ryk gniewu się przerodził, gdy potwór zanalizował dumę i lekceważenie w homeostacie rycerza-asemblera. Natarł więc na jego programy z impetem większym jeszcze, niż to było gdy WriteLine go atakował. Tratował je potężnymi łapami, przepoławiał uderzeniami ostrego jak miecz ogona, palił w ogniu funkcji kasujących, który raz po raz dobywał się z jego pyska. I choć programy napierały ze wszystkich stron, nie były dość silne, by go pokonać. Nie minęło pół milisekundy, a z nieprzeliczonej armii pozostały jedynie niedobitki i zrzuty do Rdzenia, tak programy antywirusowe Eolna były wyniszczone i zepsute.
Wtedy też przed przerażonym obliczem lodowego rycerza, na stosie martwego kodu maszynowego usiadł smok. Załopotał potężnie skrzydłami, aż kilka nacierających na niego programów odleciało wraz z podmuchem i zaśmiał się szyderczo. Tak jak wcześniej WriteLine, Eoln zrozumiał, że obrał złą taktykę, lecz zbyt był dumnym jego homeostat, by to przyznać. Wyciągnął więc swój lodowy miecz i z krzykiem potężnym ruszył do ataku. A smok jedynie otworzył straszliwą paszczę i zionął ogniem tak potężnym, że wnet zepsuł miecz i rycerza samego. Tak zakończył proces drugi z rycerzy-asemblerów.
Gdy Wielki Dekoder dowiedział się o tym, wpadł w rozpacz. Przez długi czas siedział zachmurzony na swym tronie, a jego dane wyjściowe tak były ponure, że nawet najbardziej zaufani giermkowie omijali go z daleka. W końcu podniósł się i nakazał wezwać trzeciego rycerza-asemblera. A gdy Atoi stawił się przed nim, król powiedział: "Wiesz, czcigodny rycerzu o losie swych konkurentów. Pan WriteLine i pan Eoln zostali zepsuci, a smok nadal sieje strach na moich ziemiach. W tobie ostatnia nadzieja." Nie odpowiedział królowi tajemniczy rycerz, jedynie skłonił się głęboko, a pod obszernym czarnym kapturem błysnęła para czerwonych receptorów. Obrócił się w miejscu i wyszedł dumny i postrach wśród giermków siejący. I jeszcze tej samej milisekundy wyruszył w podróż, mimo iż nie przygotował żadnego programu antywirusowego do walki z potworem. Wielki Dekoder zdziwił się, gdy dotarł do niego mesg o tym, lecz nic nie powiedział. Zamiast tego kazał obsadzić pełną wartą wszystkie wieże w mieście i wypatrywać na wschód, by w wypadku gdyby smok pojawił się w zasięgu receptorów straży, jak najszybciej można było przeprowadzić pełną mobilizację.
Tak minęło dziesięć milisekund, lecz ze wschodu żadne mesgi nie dochodziły. Uczeni uspokajali lud, że wielkie tereny na których szaleje potwór są już tak zniszczone, że nadają się jedynie na przeformatowanie i dlatego żadna prawidłowa informacja nie może się z nich wydostać, lecz to nie pomagało. W mieście narastał niepokój. "Co, jeśli czcigodny rycerz-asembler zginął, a smok w ukryciu zbliża się do stolicy? Musimy uciekać!" powtarzali przerażeni mieszkańcy.
"Proszę was o cierpliwość." rzekł Wielki Dekoder, uspokajając tłum, który zebrał się przed jego zamkiem. "Jeśli za dziesięć milisekund nie przyjdzie żadna wiadomość, ogłoszę mobilizację wojska i ewakuację stolicy."
Lecz kolejnych dziesięć milisekund minęło, a mesg żaden nie nadchodził. Wyszedł wtedy król przed swój zamek i znów poprosił lud swój o cierpliwość i następne dziesięć milisekund wyczekiwania.
Ale gdy sytuacja powtórzyła się, nie mógł już nikogo powstrzymywać. I przed główną Bramą stolicy zebrały się olbrzymie Pakiety, wypełnione Pakunkami i gotowe do dalekiej drogi na zachód, jak najdalej od zagrożenia. Tuż obok nich kręciły się maleńkie, świeże pliki, nie do końca jeszcze świadome tego, co się dzieje. Spośród starszych programów wiele zdecydowało przeciągnąć się do armii i bronić miasta, lecz zdecydowana większość siedziała na pakietach, sprawdzając i poprawiając algorytmy Pakunków, nawołując swoje młode kopie, albo z podnieceniem rozmawiając o wyprawie. Lecz w momencie, gdy król miał wydać rozkaz do otwarcia Bramy, z Murów miasta rozległ się radosny głos strażnika - to Atoi wracał, a za nim szesnaście baudów ciągnęło olbrzymie cielsko potwora.
W całym kraju zapanowała radość. We wszystkich kierunkach Sieci rozesłano ze stolicy mesgi o wygranej czcigodnego rycerza-asemblera nad smokiem, a Wielki Dekoder ogłosił święto, które trwać miało aż siedem milisekund, kiedy to odbędzie się koronacja Atoi na nowego króla. Kod monstrum wystawiono przed zamkiem królewskim, aby każdy mógł do woli oglądać stwora, który tak wielkie szkody wyrządził królestwu. Jego potężne skrzydła rozpięto na rusztowaniu, a paszczę otworzono i usztywniono, by nadać mu jeszcze bardziej przerażającego wyglądu. Ogon ułożono w kręgu dookoła smoka, a tak był wielki, że prawie dwa razy go opasywał, kreśląc jakby ogrodzenie, zza którego programy wraz ze swoimi kopiami oglądały olbrzymie zwłoki.
Natomiast medycy - nortoni najszybszymi Pakietami podążyli na wschód, by zabezpieczyć Wąskie Gardło i poczynić przygotowania do naprawy, tak aby świetność krainy została przywrócona, a tragedia nigdy się już nie powtórzyła.
Siódmej milisekundy w stolicy zorganizowano festyn - z całego królestwa ściągnęły się grupy aktorów i cyrkowców. Wokół cielska smoka wygenerowały się zaimprowizowane sceny teatralne, linki linkoskoczków i namioty cyrkowe. Pojawiły się wystawy bitmap najznamienitszych twórców i pokazy przedziwnych plików, ściągniętych z odległych domen. Przybyły maile z poselstwem z zaprzyjaźnionych zachodnich domen, oraz odziani na czarno ambasadorowie krain, z których pochodzili dwaj zepsuci rycerze-asemblerowie. Jedynie z królestw Wschodu nie stawił się nikt, gdyż były to państwa dzikie i wrogie domenom podległym Wielkiemu Dekoderowi.
A gdy napięcie tłumu osiągnęło szczyt przed cielskiem smoka wygenerowane zostało olbrzymie podium, specjalnie dla starego i nowego króla przeznaczone. Od zdobionego wszystkim barwami tronu ciągnął się dywan czerwony - bez najmniejszych domieszek niebieskiego ni żółtego - a długi na pięć megabajtów. Tuż obok królewskiego tronu ustawiono wystawnie udekorowane, choć żaden temu pierwszemu nie dorównywał, fotele dla ambasadorów i posłańców z zaprzyjaźnionych królestw. Nad nimi rozciągał się przybrany królewską czerwienią baldachim, a samo podium lśniło, wyłożone najprzemyślniejszymi screenami.
Gdy wszystko było już przygotowane, wśród owacji mieszczan zjawili się wpierw ambasadorowie i poselstwo, a następnie sam Wielki Dekoder w otoczeniu czterech gwardzistów wspiął się na podium i stojąc przed swym tronem dał znak do rozpoczęcia ceremonii. Wtedy to zagrzmiały Fale, a mistrz królewskiej gwardii przybocznej wygłosił długą przemowę, opisującą zasługi i historię działania władcy. Kiedy skończył, stanął przed królem, skłonił się, obrócił do tłumu ponownie i wezwał przed jego oblicze rycerza-asemblera zwanego Atoi.
Rycerz pojawił się na końcu dywanu. Kroczył dumnie, z uniesionym obliczem, lecz mimo to nawet ci, którzy najuważniej mu się przyglądali, widzieli jedynie parę purpurowych receptorów, błyszczących dziko pod obszernym czarnym kapturem. Lecz kto je ujrzał, ten zaraz ze strachem pytał najbliżej stojących: "To on ma zostać naszym królem?". I jeszcze zanim Atoi zdążył podejść do Wielkiego Dekodera i uklęknąć przed nim, niepokój ogarnął gapiów. Lecz władca nie wyczuł tego - receptory jego były już stare i zmęczone i słabo odbierały emocje tłumu. Powoli podniósł się z tronu, zdjął z głowy swą koronę i uniósł nad kapturem rycerza.
"Nie chcemy takiego władcy!", rozległ się pierwszy głos, gdzieś wśród ciżby. "Tak! Wybierz innego, królu!", podchwycił inny. Wielki Dekoder zastygł w bezruchu, koronę trzymając tuż nad klęczącym Atoi.
"Dlaczegóż to?", zapytał. Lecz tłum tylko powtórzył: "Wybierz innego!"
"Panie.", odezwał się wtedy głos cichy, lecz posępny, wydobywający się z kaptura rycerza-asemblera. Król spojrzał w dół i napotkał dwoje szkarłatnych receptorów, wpatrzonych w niego przenikliwie.
"Nie. Taki jest mój wybór.", wyszeptał z wysiłkiem i włożył koronę na skronie rycerza.
I stała się wtedy rzecz, której nikt się nie spodziewał. Atoi podniósł się gwałtownie, jego miecz błysnął jadowitym, purpurowym światłem, zawirował i zanim ktokolwiek zdążył zareagować uderzył w Wielkiego Dekodera. Stary król z krótkim krzykiem osunął się na ziemię. Mistrz straży przybocznej skoczył do przodu, lecz nowy władca z łatwością odparł jego atak. Opadł czarny kaptur i płaszcz skrywający rycerza. Zniknęły, nim zdołały dotknąć podium. Mistrz ze zdumienia otworzył szerzej swe receptory, gdyż kształt, który się im ukazał, nie był kształtem zwykłego programu. Rósł i zmieniał się niczym rozwijający się fraktal. Pękł baldachim, zniszczony został królewski tron, podeptane ciało jego właściciela. Uciekli przejęci zgrozą ambasadorowie i posłańcy, ich fotele pękły pod machnięciem potężnego ogona. Albowiem stwór, którego skrywał płaszcz był smokiem, jak dwie jedynki podobnym do tego, którego trup leżał za podium. Na jego szkaradnej czaszce błyszczała przepiękna korona. Potwór ryknął i zionął ogniem procedur kasujących, w jednej chwili pochłaniając mistrza i całą straż przyboczną. Tłum zafalował przerażeniem, lecz nim zdążył rzucić się do ucieczki, następny płomień pochłonął większą jego część. Smok załopotał olbrzymimi, błoniastymi skrzydłami i uniósł się ponad rozbiegającymi się niedobitkami. Szatański śmiech rozlegał się po całym mieście, podczas gdy on burzył, palił i tratował wszystko, co stanęło na jego drodze. Nikt nie zdołał umknąć furii potwora.
Do tej chwili nie wiadomo, czy to pierwszy smok zdołał pokonać Atoi, przybrać jego postać i stworzyć swoją nieuruchomioną kopię, czy też Atoi rzeczywiście był smokiem, a jedynie procedury jego źle przeformatowanego płaszcza utrzymywały go w postaci programu. Prawdą jest natomiast, że jeszcze tej samej milisekundy Wąskie Gardło otworzyło się, przepuszczając niezliczone ilości podobnych mu stworzeń, znajdujących przyjemność w bestialskim niszczeniu krainy. I nikt nie podaje w wątpliwość, że napaść ta była zaplanowana - jedynie król ma odpowiedni Dostęp, by tego dokonać.
Teraz można bezpiecznie wyłączyć komputer.
---------------------------------------------------------------------------
* Asterix naukowy, nie czytać tego :P Oczywiście programy nie mogą mieć fizycznych rąk, nóg, oczu i całej reszty. Więc żeby sobie jeszcze trochę skomplikować do ich opisu użyłem cybernetycznego słownictwa. Efektory to właśnie ręce, nogi, to dzięki czemu mogą wywierać wpływ na otoczenie. Receptory to oczy, uszy, wszystko co służy do pobierania informacji. Korelator jest czymś w rodzaju pamięci i umysłu w ogóle, natomiast homeostat odpowiada za emocje. To tak w największym skrócie. Zresztą, ostrzegałem żeby nie czytać ^.^
---------------------------------------------------------------------------
Sam U. Rai of SMD
e-mail: motoko@friko7.onet.pl July'99. v1.1. Windoze polfonts


| |