|
| |

To cholerne życie
Samurai
****************************************************** * Kyoshiro's Venus Chamber FanFix Archive * * http://nvc.anime.pl * *Author: Samuel U. Rai (motoko@friko7.onet.pl) * *Title: To Cholerne Życie [full] * *Version: 1.11 * ******************************************************
Pada śnieg. Płatki błyszczą w promieniach słońca wszystkimi kolorami tęczy. Słyszę, jak skrzypi pod moimi nogami. Jest wszędzie. Czuję chłód i mimowolnie wsadzam ręce do kieszeni. Lecz on nadal przenika moje ciało. Przyśpieszam kroku, by się rozgrzać. Wiatr smaga moją twarz, jakby chciał mi powiedzieć, że i tak nie wygram, że jestem za słaby i nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Urodziłem się w samotności i w samotności umrę. A to cholerne życie jest nic nie warte. Nie! Coś krzyczy w moim umyśle, bym się nie poddawał. Mówi, że to nieprawda. Lecz ten drugi głos jest bardziej przekonywujący. Straciłem wszystko, co nadawało sens mojemu życiu. Straciłem ją.
To się znowu dzieje. Znów widzę Aishę, jak macha do mnie ręką z drugiej strony ulicy i krzyczy, żebym poczekał. Wbiega na pasy, z trudem utrzymując równowagę na śliskiej od roztopionego śniegu nawierzchni. I wtedy zza zakrętu wyjeżdża samochód. Kierowca nie panuje nad swoim pojazdem - piszcząc oponami skręca w lewo, wprost na nią. Krzyczę, żeby uważała, a ona obraca się i widzi zbliżającą się maskę samochodu. Potem nie ma już nic.
A śnieg pada dalej.
Vampire Princess Miyu story:
- To cholerne życie -
by Samurai(samurai@kki.net.pl) v1.11
Wstaje powoli, rozcierając policzek i spogląda beznamiętnie na chłopaka, który go uderzył. Yuri Hirano, ubrany w nabijane ćwiekami skóry metalowiec, bluzga przekleństwami, jakby chciał by cała szkoła wiedziała, co myśli o Akashim Oyamie. Akashi patrzy na niego smutnymi oczami, nic nie mówiąc. Yuri napotyka jego wzrok. Milknie, ale zaraz wybucha na powrót.
- Nie udawaj, do cholery, że nie wiesz za co! - krzyczy, choć nikt nie zadał pytania. Zamierza się do następnego ciosu, lecz ktoś chwyta go za nadgarstek i zatrzymuje w miejscu
- Co, do... - odwraca głowę i widzi twarz wyższego od siebie o jakieś dwadzieścia centymetrów blondyna. Chłopak ma mięśnie, jakby przez kilka miesięcy nie wychodził z siłowni i sadystyczny uśmiech na twarzy.
- No, dalej. Uderz. - zachęca z ironią. Wyraz twarzy Yuriego zmienia się w mgnieniu oka.
- To tylko kawał... Nie chciałem go bić... Przecież wiesz, Furuya...
- Jasne, wiem. - chłopak puszcza rękę Yuriego. Hirano, z fałszywym uśmiechem na pryszczatej gębie, wycofuje się mrucząc coś pod nosem. Po chwili znika w tłumie. Furuya obraca się do Akashiego, spogląda z niesmakiem na dłoń, którą trzymał Yuriego i wyciera w spodnie.
- Czym zaszkodziłeś temu lumpowi?
- Klasówka z matematyki. - Akashi odpowiada powoli, jakby mówienie sprawiało mu trudność. - Nie chciałem mu podpowiadać.
- I to wszystko? - uśmiech blondyna poszerza się o kilka centymetrów. - Nie martw się. Porozmawiam z tym durniem. Nie będzie cię już zaczepiał... Poważnie porozmawiam.
Akashi kiwa smutno głową.
- Dziękuję. - podnosi z ziemi teczkę i rusza w kierunku wyjścia. - Na razie. Ja już na dzisiaj kończę.
Furuya klepie go po ramieniu. Akashi rusza do wyjścia, ze wzrokiem utkwionym w czubkach swoich butów. Z oddali słyszy jeszcze jak ktoś pyta Furuyę: "Czemu mu pomogłeś? To wariat". "Nie mów tak. Nadal przeżywa śmierć swojej dziewczyny.", pada odpowiedź. "Mam nadzieję, że się z tego otrząśnie."
- Ty jesteś Oyama Akashi? - słyszy przed sobą dziewczęcy, pogodny głos.
Podnosi oczy i widzi dziewczynę o piwnych oczach i upiętych w przewiązany czerwoną wstążką warkocz włosach. Wpatruje się w niego wyczekująco swoim kocim wzrokiem, jakby chciała go zahipnotyzować.
- Tak... - mówi cicho, na powrót opuszczając wzrok. - Proszę, daj mi spokój.
Mija ją i jeszcze bardziej przygarbia, próbując wtopić w tłum. Dziewczyna wzrusza ramionami i spogląda za nim z uśmiechem na twarzy. Kiwa głową, jakby przytakiwała komuś niewidzialnemu, kto stoi obok niej.
- To na pewno on... Czuję to.
Kiedy spoglądasz na drzewa, ciesząc oko (bo drzewa są drzewami i wyrastają wysoko) kroczysz uroczyście po schludnej Ziemi, po jednym z maleńkich globów wielkiej Przestrzeni - pewien, że gwiazda jest gwiazdą - kulistą materią - a może tylko matematyką świetlistą natury, uformowaną w zimnej Próżni, gdzie przeznaczenia atomów nic nie różni od przeznaczenia człowieka, który w każdej chwili przed śmiercią ucieka.
- Witaj, Bracie-W-Ciemności. - niebieski płomień rośnie powoli, rozjaśniając polanę swoim światłem. Cienie drzew bledną i uciekają, aż w końcu Larva staje się jedynym ciemnym kształtem w promieniu dziesięciu metrów. Gdy płomień osiąga wysokość człowieka, znika z cichym sykiem, a na jego miejscu pojawia się postać w błękitno-czarnej szacie. Jej włosy, niebieskie jak reszta ciała, wyglądają jakby płonęły czarnymi płomykami. Jedynie oczy świecą białym blaskiem.
"Witaj, Siostro", głos Larvy nie wydobywa się z żadnego określonego punktu.
Rozbrzmiewa nim samo powietrze. "Co cię sprowadza, Hesso?"
Postać uśmiecha się - kąciki czarnej szczeliny w dolnej części błękitnej twarzy podnoszą się niedostrzegalnie - i rozgląda po polanie.
- Na ciekawe miejsce zamieniłeś swą komnatę w Domach Mroku. - jej głos ocieka jadem i ironią. Znika, a po chwili pojawia się pod najbliższym drzewem. Podnosi rękę i dotyka śnieżnobiałego owocu, przypominającego trochę przerośnięte jabłko. Owoc czernieje i usycha w ciągu kilku sekund.
"Co cię sprowadza?", powtarza głos Larvy.
- Ty. - pada natychmiastowa odpowiedź. - Chcę by twoja "podopieczna" przestała węszyć za Akashim Oyamą. On należy do mnie.
"Więc wiesz, że musisz przegrać."
- Nie! - Hessa rzuca mu wściekłe spojrzenie. Lecz wyraz jej twarzy zmienia się raptownie - uśmiech zastępuje gniew. Pojawia się przy Larvie i opiera się na jego ramieniu. - Bez twojej pomocy jest niczym. To ty ją chronisz i pomagasz walczyć z Shinma. Wystarczy, że na chwilę...
Larva strząsa jej ręce i odsuwa się o krok.
"Nie dopuszczę się zdrady."
- A kto mówi o zdradzie? - niebieska postać uśmiecha się zjadliwie.
- Wystarczy, że na chwilę zapomnisz o niej... No, oczywiście nie będzie to konieczne, jeśli przekonasz ją, by zostawiła Oyamę w spokoju.
"Nie."
Z dłoni Hessy strzela niebieski płomień. Jedno z drzew zajmuje się ogniem i w kilka chwil przekształca w poczerniały pień ze spalonymi kikutami gałęzi.
- Ty głupi renegacie! - krzyczy z furią. Jej twarz jest teraz jedną maską wściekłości i szaleństwa. - Jak śmiesz?! Wiesz kim jestem?! Mogłabym wstawić się za tobą u naszego władcy! Mógłbyś wrócić do Domów Mroku!!!
"Wrócę, gdy z Ziemi znikną wszystkie Shinma."
Hessa rzuca się na niego z wściekłością. Spod czarnego płaszcza Larvy wysuwają się srebrzystoszare dłonie, łapią jej nadgarstki i zatrzymują w miejscu. Hessa miota się, próbując wyrwać z uścisku.
- Puść mnie!!! - ryczy. - Myślisz, że wolno ci pomiatać Tą, Która Rządzi Śmiercią?!
"Tą, która żywi się energią samobójców.", głos Larvy pozostaje niewzruszony.
"Nakłaniasz ludzi do odebrania sobie życia i pożerasz ich dusze." Hessa chichocze szaleńczo.
- Takie jest Prawo.
"Prawo nie zezwala na prowadzenie ludzi do śmierci.", odpycha Hessę od siebie i chowa ręce pod płaszczem. "Czy tego właśnie chcesz od Akashiego Oyamy? Potęgując wspomnienia o zmarłej dziewczynie, pokazujesz mu, że najszybszym sposobem połączenia się z nią byłoby samobójstwo?"
- Nie sądź mnie! Lepszym od ciebie nie wolno tego robić. - Hessa znów zbliża się do niego, opiera ręce na jego ramieniu i wpatruje się białymi oczami w maskę ukrywającą twarz. - Popatrz na siebie. Wygnaniec bez okruszyny wolnej woli. Byłeś Lordem. Wszechpotężny Larva, uwielbiany przez kobiety i szanowany wśród arystokracji Domów Mroku. Ha! Mogłeś nawet zostać władcą!
Odsuwa się od niego i patrzy z szyderczym uśmiechem na twarzy.
- Ale ty pozwoliłeś tej małej wampirzycy wyssać własną krew. Krew Shinmy. A później sprzeciwiłeś się władcy i zostałeś skazany na wieczny pobyt na tej marnej planecie... Zauroczyła cię. Na jej życzenie zabiłeś nawet swojego najlepszego przyjaciela. Pamiętasz Remlusa?
Znów zanosi się opętańczym chichotem. Larva nie odpowiada. Stoi pośrodku polany, patrząc na nią beznamiętnie.
- Niektórzy podejrzewali nawet, że byliście czymś więcej niż przyjaciółmi.
- naigrywa się z niego, jak małe dziecko, które odkryło jakąś smutną tajemnicę swojego kolegi. - A ty zabiłeś go, ponieważ tak kazała ci Miyu. I twoje ostatnie słowa, zanim Remlus zginął w płomieniach: "Nie widzisz smutku w tej dziewczynie?". Co to miało znaczyć?
Larva opuszcza głowę, a powietrze wokół niego rozbrzmiewa cichym westchnieniem.
"Nic nie rozumiesz."
Pogodzić się musimy ze Stwórcy wolą, choć jego niezrozumiałe zamysły niewolą nasze małe umysły, w których zachodzą wielkie procesy, choć nikogo nie obchodzą.
Drzwi zamykają się za nim z głuchym trzaśnięciem. Kładzie teczkę, zdejmuje kurtkę, rzuca ją na wieszak i zaczyna ściągać z nóg zabłocone buty. Na dworze znowu pada śnieg. I pomyśleć, że do Nowego Roku zostało jeszcze pół miesiąca. Miasto już wygląda jak udekorowane na święto.
Powoli, od niechcenia, rozgląda się po pokoju. Rodzice jeszcze nie wrócili. Będą pewnie dopiero późnym wieczorem - następna, niesamowicie ważna konferencja zarządu przeciągnie się do ósmej. Akashi rozumie, że jego rodzice muszą ciężko pracować, ale nie lubi zostawać sam w domu przez cały dzień. Dawniej mógł przynajmniej zaprosić Aishę... Cholera, Akashi, musisz się z tego otrząsnąć! Ona nie wróci!
Wzrusza ramionami i kieruje się do łazienki. To był ciężki dzień. Zdejmuje bluzę, odkręca kran i nabiera w dłonie ciepłej, kryształowej wody. Zaciska powieki i ochlapuje twarz. Z wciąż zamkniętymi oczami sięga po pastę do zębów. Potrąca jakiś plastikowy kubek i słyszy metaliczny brzdęk spadającego do umywalki przedmiotu. Trochę zaskoczony otwiera oczy. Żyletka. Dlaczego tata zostawił na wierzchu żyletkę? Zawsze je chowa. Już raz, dzień po śmierci Aishy jego jedyny syn próbował popełnić samobójstwo. Od tego czasu trzyma pod nożem wszystkie noże, żyletki, a nawet widelce. Jakby nie było innych sposobów na odebranie sobie życia...
Żyletka błyszczy odbitym światłem lampy, przyciągając wzrok Akashiego. Zupełnie, jakby miała własną wolę i wiedziała co się dzieje w duszy chłopca.
"Tak. Wiesz, że to jedyne wyjście." Akashi obraca głowę, ale obok niego nikogo nie ma. Głos, metaliczny, nie znoszący sprzeciwu, rozbrzmiewa wewnątrz jego głowy. "Chcesz jeszcze raz zobaczyć Aishę, prawda?" Akashi bierze żyletkę do ręki i przygląda jej się przez chwilę.
- Czemu chcesz to zrobić? - ten sam aksamitny, dziewczęcy alt, który słyszał wychodząc ze szkoły. Mimowolnie zaciska rękę i czuje, jak stal przecina mu skórę na dłoni. Z cichym sykiem wrzuca żyletkę z powrotem do umywalki i odwraca się w kierunku, z którego dochodzi głos.
Dziewczyna stoi w przedpokoju i przez otwarte drzwi łazienki spogląda na niego pytająco.
- Czemu? - powtarza. - Czy śmierć kogoś bliskiego jest wystarczającym powodem, by odebrać sobie życie?
Podchodzi do niego i chwyta za nadgarstek.
- Skaleczyłeś się. - mówi cicho. Jej żółte, kocie oczy błyszczą dziwnie.
Żądzą, pragnieniem, które wreszcie ma szansę zaspokoić. Przykłada dłoń Akashiego do swej twarzy i całuje delikatnie. Chłopak stoi osłupiały, zahipnotyzowany jej wzrokiem. Boi się nawet zadrżeć, gdy jej usta zbierają z jego ręki kropelki krwi.
- Po co umierać? - szepcze. - Shelk te shella. Krew to życie. Możesz żyć wiecznie. Czemu pragniesz śmierci?
Wrócony nagle do rzeczywistości Akashi wyrywa dłoń i cofa się z lękiem.
- Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy. - dziewczyna uśmiecha się tajemniczo, postępuje krok do przodu i zbliża swoją twarz do jego. Akashi czuje jej powolny, miarowy oddech na swojej skórze, oczy dziewczyny znów go hipnotyzują. Tak, jakby widział w nich całe swoje życie...
Biegnie po podwórku za swoim kolegą, strzelając z plastikowego pistoletu. Śmieje się i krzyczy, że wszyscy bandyci dostaną za swoje. Nagle potyka się i upada na ziemię z jękiem zaskoczenia. Puszcza pistolet, patrzy na zaczerwienioną skórę na palcach i czuje, że zbiera mu się na płacz. "Nic ci nie jest?", słyszy nad sobą nieśmiały, dziewczęcy głos. Pociąga nosem i wstaje, nie dając po sobie poznać, jak bardzo boli go kolano i knykcie prawej ręki. Ha, on miałby się rozpłakać po takim małym potknięciu? Podnosi głowę z miną bohatera i widzi przed sobą dziewczynkę w ogrodniczkach i różowym sweterku, z długimi, zaplecionymi w warkoczyki blond włosami. "Nie. Nic mi się nie stało." Dziewczynka schyla się, podnosi pistolet i oddaje go Akashiemu. Na jej pyzatej buzi pojawia się uśmiech. "Na imię mam Aisha, a ty?"
Na ekranie automatu Chun Li właśnie dobija Ryu serią kopnięć. Akashi mruczy coś pod adresem głupoty programistów 'Street Fighter 2' i desperackim szarpnięciem gałki odskakuje od przeciwniczki. Aisha jest jednak szybsza - jej wojowniczka wyskakuje w powietrze i z głośnym "iya!" kończy walkę. "Hihi... wygrałam!", cieszy się jak małe dziecko. Akashi odwraca się i uderza głową o ścianę. "Dziewczyna... Jak ja spojrzę w oczy kolegom..."
"Nigdy nie skapuję tej cholernej matmy!", Furuya chwyta się za głowę i potrząsa nią z wściekłością, jakby chciał wytrząsnąć mózg przez ucho i sprawdzić, dlaczego nie działa. Akashi uśmiecha się z przekąsem. Stuka palcem wskazującym w środek zeszytu przyjaciela. "Musisz tylko przez chwilę pomyśleć, na jakie składniki rozbić ten jednomian." "Taak? Insynuujesz, że nie myślę?!", Furuya podnosi się z krzesła i patrzy na niego z udawaną furią. Obaj wybuchają śmiechem.
Powolnym krokiem przechadzają się po ulicach Kyoto. Aisha co chwila przerywa spacer, zatrzymując się przy każdej wystawie sklepowej. "Patrz, jaki świetny zaprzęg reniferów!... Co za piękne kolczyki... O! Ta kurtka byłaby doskonała na narty!..." Akashi przytakuje każdemu jej wybuchowi entuzjazmu i z uśmiechem ciągnie ją za rękaw do przodu. Gdyby nie jego obecność, Aisha zapewne nigdy by nie dotarła do oddalonego o półtora kilometra schroniska. Nagle jego wzrok przyciąga wystawa jednego z antykwariatów, na której ubrane w przepiękne stroje leżą ręcznie wykonywane lalki. "Co się stało?", Aisha spogląda na niego zdziwiona. "Nie wydaje ci się, że te lalki są trochę straszne?", Akashi sam nie wie, skąd przyszła mu do głowy taka myśl. "Czemu?" "No... Słyszałem opowieści, że ich włosy same rosną...", mówi z uczoną miną. Aisha chichocze. "Eee, coś ty...". Ciągnie go za ramię, prowadząc do następnej wystawy. "Akashi-chan, a może byśmy poszli na lody?"
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - głos dziewczyny znowu wyrywa go z odrętwienia. Opuszcza wzrok i mruczy niepewnie.
- To nie takie łatwe... - ale... cholera, co to ma znaczyć?! Czemu ma odpowiadać na pytania jakiejś uczennicy, która wzięła się niewiadomo skąd w jego mieszkaniu i wypiła z jego ręki... wypiła... - Kim jesteś?!
Podnosi głowę i patrzy jej odważnie w oczy. Teraz wyglądają normalnie, jak oczy każdego człowieka.
- Jak się tu dostałaś i... - patrzy na swoją dłoń, na której wokół czystej, podłużnej pręgi nie ma ani śladu zaschniętej krwi. - I co to ma znaczyć?!
- Teraz już lepiej. - odsuwa się od niego. - Na imię mam Miyu...
"Na imię mam Aisha, a ty?"
- ...dostałam się tu przez drzwi. Były otwarte. - mówi z ironią. Ruchem ręki wskazuje na jego skaleczoną dłoń. - Shelk te shella. Krew to życie. Wiesz, że w języku Shinma, te dwa wyrazy różni jedynie rodzaj? Nie... Skąd miałbyś wiedzieć... Teraz twoja kolej.
- Dlaczego chcę popełnić samobójstwo?... Nie wiem... Może tak powinno być...
Śmieje się cicho. Akashi spogląda na nią ze zdumieniem. Co w tym śmiesznego? Chce umrzeć - czy to powód do śmiechu?!
- Śmieszny jesteś. - jej aksamitny głos potwierdza jego domysły. Dziwna dziewczyna.
- Uważasz śmierć za coś śmiesznego?...
- Nie. Powiedziałam, że ty jesteś śmieszny. Nie śmierć. - patrzy na niego z zamyśleniem, jakby sprawdzała, czy ktoś tak głupi jak on zrozumie jej słowa. - Śmierć nie jest śmieszna. Jest po prostu niepotrzebna. Naprawdę sądzisz, że samobójstwo rozwiąże twoje problemy?
Akashi obejmuje się ramionami. Chciałby być teraz daleko stąd, z dala od tej dziwnej dziewczyny. Chciałby zakończyć tą głupią rozmowę... Lecz to nie takie proste.
- Myślisz, że twoja śmierć będzie wstrząsem dla świata? - głos Miyu cichnie, staje się bardziej poważny, groźny. - Że nagle wszyscy twoi przyjaciele, znajomi, rodzice i wrogowie staną nad twoim grobem ze łzami w oczach i do końca życia nie będą rozmawiać o niczym innym, tylko jakim to byłeś wspaniałym kumplem? I co jeszcze? Może cała Japonia ogłosi w dniu twojej śmierci żałobę narodową?
- Coś ty. Wcale tego nie oczekuję.
- A ja myślę, że tak. Nie chodzi ci tylko o połączenie z twoją zmarłą dziewczyną. Chcesz, żeby w końcu ktoś cię zauważył. Zresztą, nawet po śmierci nie spotkasz Aishy. Samobójców nie czeka nic, poza wiecznym potępieniem.
- Skąd o niej wiesz?...
- Czy to ważne? - dziewczyna wydaje się już zmęczona ciągłym tłumaczeniem rzeczy, które wydają się tak oczywiste. Czemu on nie chce zrozumieć?! Czy ludzie naprawdę są tak głupi?! Czy potrzebne jest życie wieczne, by człowiek mógł dostrzec pewne rzeczy? - Nie rozumiesz o czym mówię, prawda? Kręci ze smutkiem głową. Przez twarz Miyu przemyka spazm wściekłości. Co za dureń!
- Nie rozumiem, czemu zabraniasz mi to zrobić... W końcu to moje życie. - mruczy niepewnie. - Ale... ona by chyba tego nie chciała.
Przed Miyu wykwita z powietrza czerwony płomień. Dziewczyna uśmiecha się, wpatrzona w jego blask, a Akashi czuje, jak wraz z powiększaniem się płomienia opuszczają go siły. Wnętrze płomienia przyciąga jego wzrok, wypala duszę.
- Co?...
Coś krzyczy w jego umyśle głosem potwora. Tym, który towarzyszył mu w chwilach największego smutku. Mówił, że życie nie jest nic warte, że wystarczy jedynie odrobina odwagi, a chłopak będzie mógł połączyć się ze swoją ukochaną. Ten sam spokojny, wyrachowany głos teraz ryczy w bezsilnej wściekłości.
- Przez ogień następuje oczyszczenie... - Miyu szepcze coś w gardłowym, niezrozumiałym języku. Akashi upada bezwładnie na podłogę. - HESSA!
- Nie~~!!! - niebiesko-czarny, ludzki kształt pojawia się nad chłopakiem.
Krzyczy i szamocze się w miejscu, jak ryba, która po wyjęciu z wody traci możliwość ruchu. - On należy do mnie!!!
Powietrze za Miyu faluje i ciemnieje. Za jej plecami pojawia się czarna, spowita płaszczem postać.
- Larva! - krzyczy kształt. - Zdrajco! Renegacie! Sprzeniewierzasz się swym więzom krwi?! Wspomnij na naszą przyjaźń!
Miyu rozkłada ręce. Jej szkolny mundurek znika w błysku światła, a na jego miejscu pojawia się białe, dziewczęce kimono.
- On nie należy już do ciebie. - mówi spokojnie. - Wyparł się śmierci. A Larva jest moim sługą.
Dookoła Hessy wykwitają jasnoczerwone płomienie. Shinma krzyczy z bólu, jakby każdy z nich wypalał jej wnętrzności.
- Hesso! Za wykorzystywanie Prawa i zbrodnie przeciwko wolnej woli ludzi, których zabiłaś, zwracam cię Ciemności! Tam zostaniesz osądzona według swojego gatunku!
Larva wyciąga prawą dłoń z obszernego rękawa i gwałtownym ruchem rzuca w powietrze linie ognia. Linie uderzają w ścianę za plecami Hessy i kreśląc jej imię, odbierają moc.
"Naprawdę myślałaś, że zdradzę ją dla ciebie."
Nad głową Shinmy pojawia się czarny kwadrat, jakby dziura w przestrzeni, którą Bóg zapomniał załatać. Niebieska postać obrzuca wściekłym wzrokiem Larvę. Ich oczy spotykają się - biały, szalony ogień przeciwko czerwonym, niewzruszonym gwiazdom.
- Ty... człowieku. - szepcze.
Wyrwa w przestrzeni powiększa się, pochłaniając ją wraz z otaczającymi płomieniami i znika bez śladu.
Nie ujrzy gwiazd, kto nie widzi rozbłysku stworzenia w płomieniach srebrzystych czarodziejskiego kwiatu, z którego zrodziła się jak owoc odwieczna pieśń i zabiło jej serce - Słowo.
Miyu wtula się w płaszcz swojego powiernika. Tu, w Lesie, w jedynym miejscu, które może nazwać swoim, tylko tu czuje się bezpieczna. A Larva jest jej jedynym przyjacielem.
- Czemu ona nazwała cię człowiekiem?... Czy uważała to słowo za obraźliwe?...
"Nie."
- Więc czemu? - spogląda w górę, na osłoniętą maską twarz i napotyka na jego łagodny, chłodny wzrok.
"Ponieważ zrozumiała."
"Siódma pięćdziesiąt! Spóźnię się do szkoły!". Biegnie, roztrącając przechodniów i ślizgając na zamarzniętych kałużach. Pierwszy kolorowy dzień od śmierci Aishy. Słońce świeci, jego promienie odbijają się od oszronionych szyb, migocząc bielą i błękitem, małe płatki śniegu dzielnie spadają na ziemię z jakiejś chmurki, która postanowiła przypomnieć o sobie zmierzającym do pracy ludziom, psy szczekają... Tak, nawet ten upierdliwy dog z naprzeciwka, który zawsze warczy na Akashiego, dziś wydaje się po prostu śmieszny. Więc czemu się nie cieszyć? Ha, nie ma takiego powodu. No, może poza tym, że za dziesięć minut zaczynają się lekcje, a jeszcze pół miasta do przebycia.
Akashi skręca w lewo, równocześnie przerzucając teczkę do prawej ręki, by utrzymać równowagę na śliskiej nawierzchni i wbiega na ulicę. Cholera, chwyt był niepewny. Pasek wymyka mu się z ręki, prześlizguje po palcach i teczka upada na jezdnię. Akashi zatrzymuje się szybko, schyla po plecak...
Słyszy desperackie trąbienie klaksonu i instynktownie podnosi głowę. Za późno.
A śnieg pada dalej.
credits: Vampire Princess Miyu & Larva are a property of Pony Canyon. Wiersz 'Mythopoeia' został napisany przez J.R.R. Tolkiena
Samurai of SMD, december '97
Samurai
e-mail: samurai@kki.net.pl


| |