NoName Story - publikacja on-line

 Opowiadania    
Poprzedni artykuł Następny artykuł

Człowiek którego nie ma

Andrew Xfeel

To była zimna jesienna noc, a może raczej już zimowa, bo właśnie zbliżały się święta, niestety w tym roku aura jakoś nie dopisała i zamiast śniegu i radości w powietrzu unosił się smutek i przygnębienie.

Ale to nawet dobrze że nie było mrozu, mróz tylko pogorszyłby jego sytuację, sytuację która nie była zbyt wesoła.....

To była zwyczajna noc, takich nocy jak ta bywa wiele, to samo szare niebo, te same światła ulic i tylko gdzieniegdzie można było dostrzec ludzkie postacie przesuwające się niczym cienie, niczym nieobecni świadkowie każdej pory dnia.

To była jesienna noc, z jednym wyjątkiem, dzisiaj niebo pełne było setek, tysięcy, a może i milionów drobnych punkcików rozsianych gdzie tylko sięgał wzrok.

To było spokojne miejsce, parę ławeczek, a obok parking, na którym stało parę samochodów pokrytych kurzem i pozostałościami po jesiennej słocie, ale to nie było dla niego ważne, jego ciało zastygło w bezruchu a jego twarz była blada niczym twarz człowieka wydającego ostatnie tchnienie. Ta skulona siedząca postać jednak żyła, co chwilę bowiem wydawała ciche odgłosy, odgłosy które wydaje każdy człowiek kiedy cierpi.

Po jego policzkach ściekały powoli krople słonawego płynu skapując na szary ponury beton.

Jego niebieskie oczy szkliły się co chwilę, siedział tak wpatrzony przed siebie, istniał tylko w świecie swoich marzeń.

To co sobie wyobrażał było podsumowaniem jego dotychczasowego życia, dzisiaj zbliżała się właśnie chwila w której wszystko się kończy i wszystko się zaczyna.

Pragnienia, niespełnione żądze, chwile szczęścia, chwile w których odczuwał smutek i przygnębienie wirowały teraz w jego głowie. Jakże wielkim jest człowiek gdy ma wielkie serce, ale jego uczucia torowały mu spokojne i niezmącone życie prostego szarego obywatela.

On wierzył w coś co nie mogło istnieć tu i teraz, w coś czym tutaj, w tym świecie gardzono i pomiatano niczym bezpańskim psem którego czeka tylko jedno......

Kiedyś było inaczej, lata dzieciństwa kiedy było mu tak dobrze, kiedy nie wiedział i nie znał tego co go czeka, nieuświadomieni mają lepsze i szczęśliwsze życie, ci zaś którzy wierzą - cierpią.

Jego ideały i marzenia, to co czuł każdego dnia, ta boska moc miłości wypełniała jego duszę, ale był tylko człowiekiem i nie potrafił wyzwolić się od brudu tego świata, współczuł i cierpiał ale również potrafił zadawać rany, ranił bliskie mu osoby, dlatego więc postanowił raz na zawsze z tym skończyć.

Nie było odwrotu, Bóg nie słucha głupców, a na ratunek tej o której marzył nie mógł już liczyć....

Sam był sobie winien swojej sytuacji, kiedyś zawiódł sam siebie, zaprzeczył swoim ideałom, zaprzeczył temu co kochał, pozwolił by pycha i egoizm zwyciężyły i teraz przyszło mu za to zapłacić bolesną karę.

Samotność jest jedną z tych chorób których nie da się wyleczyć samemu, te obojętne twarze i ludzie mówiący językiem niby znajomym ale jakoś niezrozumiałym......

Ulice coraz bardziej pustoszały, na parkingu został już tylko jeden stary samochód, w powietrzu unosiła się już teraz mgła, która gęstniała z godziny na godzinę a może nawet szybciej.

Wstał, wziął głęboki oddech i ruszył wprost przed siebie, bał się strasznie, a serce kołatało mu niczym dzwon bijący na alarm, mimo tego nie zmienił zdania, postanowił wybrać pierwszy lepszy dziesięciopiętrowy blok.

Drzwi jak zwykle były otwarte, komu chciałoby się wprawiać zamek, drżącą ręką nacisnął guzik windy która zjeżdżała powoli jak gdyby dawała skazańcowi czas na modlitwę, modlitwę której on nie zamierzał odmawiać.

Wszedł do środka i nacisnął 10 piętro, winda znów ruszyła powoli, stukając i skrzypiąc niemiłosiernie, ale to już nie miało większego znaczenia.....

Drzwi na dach były dziwnie otwarte, być może ktoś nie przewidział że dzisiaj on tu przyjdzie.

Poczuł orzeźwiający powiew wiatru który muskał teraz jego twarz, tulił go w swoich ramionach tak jak tuli matka gdy jej dziecko płacze.

Spojrzał do góry na niebo na którym nie było widać już gwiazd lecz szarą, mętną bezkresną przestrzeń, przestrzeń która już na niego czekała.

Bał się, ale podszedł bliżej, powoli jakby z dziecięcą ciekawością wychylił głowę.

Gdy spojrzał w dół nogi omal nie ugięły się pod nim, mógł właściwie już od razu zlecieć, ale chciał tą scenę zagrać tak jak grał przez większość swojego życia kiedy nie mógł być sobą.

Stanął na krawędzi, rozłożył ręce w na kształt krzyża i zamknął oczy.....teraz dopiero dobrze ją widział, jej wspaniałe ciemne blond włosy i te cudne brązowe oczy, ten uśmiech na jej twarzy który koił rany i pozwalał mu spokojnie odejść, który był jak narkotyk.

Nawet jeśli to był koniec ona zawsze będzie żyła w jego marzeniach, nawet wtedy gdy go już nie będzie, nawet wtedy ona będzie należeć do jego serca.

Biegła pośród kwiatów, pośród łąk zieleni wiejskich polan, ubrana w białą jedwabną sukienkę która falowała na okalającym ją wietrze, biegła tak skąpana w blasku słońca z uśmiechem na twarzy, biegła tak do niego, a on zaczął biec do niej, zawsze wydawało mu się że ten krok będzie taki trudny, ale wydał mu się taki przyjemny i lekki.

Teraz biegł coraz szybciej i szybciej, bez żadnych przeszkód, bez problemów, biegł coraz szybciej by po chwili objąć ją w swych ramionach, spojrzeć w jej piękne błyszczące oczy i po raz ostatni zasmakować jej słodkich czerwonych ust.....

To była zimna noc i było już późno, cisza i gęsta mgła zalegały wokół osiedla, z oddali słychać było ciche odgłosy zbliżającej się karetki, na próżno jednak.

Młody chłopak, być może w wieku 20 lat leżał teraz na chodniku, w miejscu które powoli przybierało dziwną barwę, barwę jej aksamitnych ust, barwę słodkiej czerwieni....


Andrew Xfeel
e-mail: xfeel@interia.pl
http://xfeel.w.interia.pl
All rights reserved

Poprzedni artykuł Następny artykuł



NoName on-line - archiwalne numery, nasze magazyny i serwisy...

 


Copyright 1999-2001 Magazyn internetowy NoName
Wszelkie prawa zastrzeżone