Darmowa ksiazka on-line!

 Opowiadania    

"Heartbreaker"

Ranek był niesamowicie senny i zniechęcający do jakiegokolwiek działania. Pierwsza lekcja - w - f - na dodatek o 7.30. Co za idiota wymyślił taką godzinę i to jeszcze na wf! Oczywiście pierwsza moja myśl, po tym, jak wstałem, była całkowicie przewidywalna - głównie przekleństwa. A to z powodu notorycznego zasypiania na lekcje. Jak zwykle - następna n-ka za nieobecność na pierwszej lekcji w środę...

      Lekcje dłużyły się cholernie. Czasami humor poprawiał mi widok jakiejś pięknej istoty płci żeńskiej. I dzień minął sobie, jak każdy inny - powrót do domu, coś szybkiego do jedzenia, TV, trochę słuchania mp3 - w końcu mam tego duuużo. Wieczorkiem kolacja, internet - moje drugie życie i w końcu - sen. I tak bym sobie pewnie żył jeszcze długo.

      To przyszło jak jakieś anomalia pogodowe - może zauroczenie, może miłość? W każdym razie było to hmmm... piorunujące. Miała na imię Anna. Chodziłem z nią już 2 rok do tej samej klasy LO. Aż pewnego razu coś się we mnie przełamało. Stała się dla mnie aniołem, istotą boską, marzeniem i wszystkim, czego tylko mogłem pragnąć. Ale cóż - jakoś trzeba było spróbować.

      Wieczory od tamtego momentu stały się dla mnie nieskończenie długie. Po raz pierwszy tyle w Wordzie robiłem. A wszystko dla niej. Jakoś przecież musiałem jej to powiedzieć, a na szczerość nie było mnie stać. Tak więc robiło się te okładki na płyty z najlepszą muzą, przy której Arni S. by się rozpłynął. Podczas przerw dostarczałem jej do plecak to, co stworzyłem (no... prawie). I miałem nadzieję, że podpisując się ksywką znaną chyba tylko mi nic na razie nie będzie wiedziała. Jak ja się myliłem!

      To był chyba czwartek. 6 lekcja - historia. Nudna jak reinstalacja Windozy. Ktoś puka mnie w plecy - "to do Ciebie" - słyszę. Prostuję kartkę i widzę tekst - "za dużo masz płyt?". W tym momencie straciłem poczucie jakiejkolwiek pewności siebie. Byłem spalony. Na dodatek szczególnie miła historyczka wyleciała z pytaniem - "wszystko z Tobą w porządku; taki blady jesteś, a może się zakochałeś?". Miałem ochotę uciec, obudzić się, cokolwiek, byleby to mieć za sobą. Wysłałem następną kartkę z prośbą o spotkanie po budzie w umówione miejsce. Żeby było ciekawiej, to sam we wcześniejszym liście prosiłem, aby Ona tam przyszła w tym samym dniu. Oczywiście obowiązkowa róża czekała na to, aby ją wykorzystać. Ostatnia lekcja - geografia. Zwolniłem się specjalnie wcześniej - aby być wcześniej. Wiadomo - jak nic z tego nie będzie, to co z różą. Ale spotkałem Martę - dziewczynę ze swojej klasy; której dałem ten uniwersalny kwiat. Naturalnie wytłumaczyłem sytuację pobieżnie i starałem się nie stwarzać wrażenia, że mi zależy. Teraz pozostało spotkanie.

      Czekałem, jak na śmierć. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Trudno mi było uwierzyć, że wiedziała, kto to napisał. Szła w moim kierunku, jak osoba szczęśliwa, pozbawiona problemów. Obdarzyła mnie swoim pięknym uśmiechem - jedną z rzeczy, dla której byłem gotów się zabić. Była to krótka rozmowa w stylu:
- Dzięki, że przyszłaś
- A co miałam zrobić?
- Powiedz, dlaczego nie...
- Po pierwsze mam chłopaka, pewnie wiesz, który.
- Ten czarny, z którym czasami gadasz, tak?
- Tak. Słuchaj, jesteś fajnym chłopakiem, ale ja mam urazę...
- Poczekaj, pogadajmy chwilę...
- Ale o czym?
I tak zaczęliśmy podążać ku wyjściu i rozstaniu (jeżeli można tak to nazwać).

      Przez następne 3 miesiące miałem taką dolinę, że tego się nie da opisać. Myślałem - czemu tak, jestem beznadziejny... Kilka razy gadałem nawet z kumplem przez sieć, jak wyjść z tej sytuacji. Ale w końcu stało się jasne, że sam muszę sobie poradzić.

      Były momenty, że chciałem ze sobą skończyć. Ale jak to mawia mój qmpel - dla żadnej kobiety nie warto umierać.

      Po kilku tygodniach sąsiad (tak się złożyło, że znał qmpelę Anioła) dał mi nadzieję, iż ze swoim poprzednim chłopakiem Ona zerwała, więc istnieją szanse na..., no wiadomo, na co:). W budzie jak na złość - sprawdzianów zatrzęsienie. Ale trzeba było jakoś przeżyć.

      Aż w końcu nadeszła ta impreza u gościa z klasy. Na początku wszystko się rozkręcało - jak zawsze. Potem, to już lepiej nie pisać... Tak leżałem na jakimś łóżku i patrzę, a to mój anioł namiętnie całuje się z moim qmplem. Wybiegłem z imprezy do pobliskiego lasu i wydarłem z siebie całą złość...

      Po tej imprezie próbowałem zapomnieć o wszystkim. Nie wychodziło. Ona dawała mi nawet powody do tego, bym nie zapominał... Tego faceta, z którym się tak namiętnie całowała i tak zostawiła na lodzie, bo zaczynają się wakacje itd.... Nadal się staram, aby wszystko wróciło do normy, tzn. żeby było tak, jak kiedyś - tylko dwoje przyjaciół, ale to niemożliwe, nigdy nie będzie tak jak kiedyś...


Gorelf
e-mail: gorelf@poczta.onet.pl



Warez on-line - www.warezpl.com - First Warez Portal

 


Copyright 1999-2000 Magazyn internetowy NoName
Wszelkie prawa zastrzeżone