|
| |

Whisper of Soul (3/6)
Od redakcji NoName Opowiadanie "Whisper of Soul" będzie opublikowane w NoName w 6 odcinkach - jeśli chcesz zapoznać się z opowiadaniem już teraz, to zapraszamy na stronę noname.zum.pl/noname/content/wos, na której opowiadanie znajduje się w całości.
CZ.II "Truth"
"Do tej pory władałeś umysłem jak zwykły człowiek. Czas abyś poją prawdziwą naturę swojego umysłu oraz jego możliwości. Nie będzie to łatwe - nigdy nie jest. Ale gdy już go okiełzasz dostrzeżesz prawdziwe możliwości jakie ci oferuje. A raczej jakie ty mu możesz zaoferować" mówiła ze zrozumiałym głosem wykładowcy. Nie do końca rozumiałem jej mądrości ale i tak mnie to fascynowało. Z czasem zacząłem to pojmować.
"Niech cię on ogarnie jak brzeg ogarniają fale. Poczuj ten przypływ, a gdy fale odpłyną - pozwól by pozostawiły za sobą skarby morza. Zrozumienie przyjdzie samo".
Jej metafory naprawdę miały coś w sobie. A może to sam głos jej tak na mnie wpływał. Mimo iż rozmawiam z nią ciągle, widziałem ją tylko raz i tylko raz odezwała się do mnie własnym, naturalnym głosem - mówiła, że tak jest lepiej.
Słuchałem jej. Czułem, że mówi prawdę. Zastanawiałem się tylko czy jest to ta ostateczna, najprawdziwsza prawda... prawda jedyna. Pewnego dnia zapytała:
"Myślisz o nim, prawda?" czytała moje myśli bezbłędnie.
"Zastanawiasz się czy naprawdę istnieje... czy czeka na ciebie po tamtej stronie - u kresu twej wędrówki... Zastanawiałeś się nawet na początku czy ja nie jestem..."
- Jak tam jest? Co jest na końcu? - zapytałem z pewnym niepokojem. Przez cały czas, nawet tam na targu mówiła "w środku", rozmawiałem z nią mimo iż nie było jej tu. Czułem jednak jej obecność. Po moim pytaniu nastała cisza, po której usłyszałem za plecami:
- Czy na prawdę myślisz, że jestem stamtąd, lub tam byłam? - zapytała stojąc tuż za mną. Nie szeptała mi już w duchu. Stała tu, prawdziwa - przynajmniej tak mi się wydawało. Mówiła "normalnie".
- Musisz zrozumieć jedną rzecz. Przebudziłeś się... To wielki zaszczyt ale i wysiłek. Wiele rzeczy, w które dotychczas wierzyłeś, które uznawałeś, które wiedziałeś - nawet oczywiste i niepodważalne z ludzkiego punktu widzenia... to wszystko czego byłeś pewien - odeszło. Czas byś przyjął nową odpowiedzialność i zrozumiał, że to kim się stałeś nie jest wytłumaczalne "waszymi" prawami fizyki. Oczywiście są tacy, którzy wiedzą - jednak swoje teorie o "tym" świecie opierają na domysłach i przypuszczeniach. Praktycznie nie mają żadnych dowodów na istnienie nas i nam podobnych. I nie znajdą ich. Nie znajdą również przyczyny pęknięcia ściany tamtego budynku ani ogromnej dziury w asfalcie koło niego. Żyjemy ponad nimi... - przerwała mowę jakby czekała na moje pytanie. Istotnie - miałem właśnie zadać pytanie:
- Wiec czy jest ktoś ponad wami?
- Hmm - uśmiechnęła się delikatnie - pytasz o Niego...
Nie odpowiedziałem - przynajmniej nie na głos.
- Odpowiedź nie jest jednoznaczna - kontynuowała - ludzie obrali sobie jego, ją... to - jak byś tego nie nazwał - na ojca, stworzyciela, najwyższego... inni, mniej... naiwni? wybrali drogę niewiary, a może wiary w nieistnienie tego. Spójrz na ten świat - ile tu religii, wyznań, wiar - jest z czego wybierać, sam przyznasz. Pytanie - którą drogę wybierzesz? Hmm... nie ważne - nie musisz odpowiadać... - przerwała na chwilę po czym zapytała jakby od niechcenia:
- Jak myślisz - co podtrzymuje ludzi w wierze, niewierze, w życiu... we wszystkim co robią? Co podtrzymuje ich na duchu, bez czego nie mogą się obejść, bez czego życie na tej malutkiej planecie w ogóle nie miałoby sensu ani potrzeby istnienia. Nie, od razu mówię, że to nie pieniądze, nie pożywienie, nie woda ani inne "niezbędne do życia" składniki - nie czekając na odpowiedź zapytała:
- Czy zobaczysz kiedyś swoich rodziców? Czy kiedykolwiek na świecie zapanuje pokój idealny? Czy będzie ci dobrze po śmierci na "tym" świecie?... Jak myślisz?... Czy On istnieje? - ostatnie pytanie poprzedziło ciszę. Ciszą najstraszniejszą dla mnie, najdłuższą i najbardziej przejmującą. Odpowiedź na wszystkie te pytania była jedna, którą wyszeptałem ze smutkiem, przerażeniem i poczuciem dziwnego oszukania...
- ... Mam nadzieję... - wszystko zamarło...
- NIIEEEE!!! - krzyknąłem - To nie możliwe!!! To nie możliwe!!! Głupstwa, brednie, kłamstwa!!! - nie mogłem powstrzymać nerwów. Ziemia zaczynała drżeć. Odwróciłem się... sam nie wiem po co... może z pretensją do małej, mądrej dziewczynki szepczącej mi w duszy... Nie było jej tam...
Nie uciekaj!!! Nie zostawiaj mnie!!! I... powiedz, że to wszystko to kłamstwa, że zmyśliłaś to wszystko na poczekaniu!!!
Przyznaję - zacząłem płakać.
- Niech cię szlag!!! - ziemia kłaniała się przede mną, drżała jakby się czegoś bała... kogoś. Przede mną tworzyła się ogromna zapaść postępując w kierunku ruiny naprzeciw stojącego budynku. Ściana pękła jak opłatek noworoczny, pociągając za sobą odpowiednie konsekwencje.
- NNNIIIIIEEEEEEE!!!!! - krzyczałem w chaosie, który tworzył się wokół mnie. Czułem przerażenie. Natura bała się mnie - zwykłego człowieka... Nie dziwiłem się jej. Sam się siebie obawiałem.
- Dość... Wystarczy... - usłyszałem za mną jej spokojny głos i ciepłe, obejmujące mnie dłonie. Nastała cisza... inna, dużo spokojniejsza od poprzedniej... Ucichło wszystko. Tylko ja powtarzałem tuląc się do niej:
- To nie prawda, to nie prawda, to nie...
"Prawda jest bolesna Jednak gdy już się z nią oswoisz Ujrzysz promienie słońca przebijające się przez gęste acz rozpraszające się chmury"
Obudziłem się. Było ciemno. Zegarek w prawym, górnym rogu mojego ekranu siatkówkowego wyświetlał 22:13. Wiedziałem, że to nie był sen. Wstałem... Czułem jej obecność jednak nie odzywałem się. Nałożyłem kurtkę i wyszedłem z domu. Błąkałem się po slumasach i bezpiecznych dzielnicach miasta. Lało jak zawsze. Wziąłem taxówkę i poprosiłem kierowcę by jechał na północ - na obrzeża miasta. W drodze próbował nawiązać konwersację - bezskutecznie. Nie chciało mi się słuchać a tym bardziej odpowiadać. Dojechaliśmy do północnej granicy miasta. Zapłaciłem i nie czekając na resztę ruszyłem w stronę olbrzymiego muru wysokości jakiś 15 metrów i zboczach lekko nachylonych. Głupie - pomyślicie - przyszedłem sobie posiedzieć i to w taką pogodę... Nie, to nie było głupie. Tu poznałem Ricky'ego i resztę paczki. Tu spotykałem się z Tią... To jedyne miejsce w mieście gdzie mogę odetchnąć od jej przytłaczającej materii, wiru codzienności, syfu ulic, smrodu slums'ów.
Czy na prawdę... - zacząłem.
"Szszszszsz..." przerwała szeptem
- Nie myśl już o tym - powiedziała zjawiając się tuż koło mnie siedząc na murze patrząc za granice miasta - za granice utopii... upadłej utopii. Deszcz padał coraz mocniej a niebo coraz częściej przeszywały pioruny. Zupełnie jakby ktoś tam, w górze drwiąc z nas robił zdjęcia do swojego nieskończonego, doskonałego albumu o niedoskonałych istotach. Deszczem się nie przejmowałem.
- Powiedz... kim jest człowiek i jaki ma cel w życiu? Jaki jest mój cel w życiu?
- Twój cel jest taki sam jak wszystkich innych ludzi. Od urodzenia rozwijałeś się i zmieniałeś zewnętrznie i wewnętrznie. W swoim życiu miałeś wiele celów. Dążyłeś do nich... starałeś się spełnić chociaż jeden z nich. Jednak pomiędzy tym wszystkimi jest jeden, nadrzędny, do którego dążysz podświadomie... - tu przerwała dając mi chwilę na zastanowienie.
- Wiesz po co tu przychodzisz? - zapytała. Oczywiście znała odpowiedź.
- Ty zdałeś sobie sprawę z tego co cię trzyma na ziemi, co czyni cię człowiekiem jakim postrzegają cię inni i dlaczego. Od dłuższego czasu czułeś się ograniczony w "tym" świecie. Nie były to ani represje polityczne, brak czystego powietrza ani nawet to przeklęte miasto, mimo iż tak to sobie tłumaczyłeś. Dla tego lubisz tu przebywać, to cię uspokaja, oswabadza - daje zaznać chociaż troszkę wolności... Ty pierwszy naprawdę zdałeś sobie sprawę, że ciało jest wiezieniem twojej własnej duszy chcącej się uwolnić i odlecieć swobodnie tam gdzie chce. Ty przebudziłeś się i przejrzałeś na oczy jakim świat jest. Zrozumiałeś go.
- Kim więc jestem?
- Jesteś tym kim byłeś od dawna - od początku, jeśli miałabym rozumować w kategoriach ludzkich. Byłeś zawsze tym samym "sobą" - nigdy się nie zmieniłeś jako "ty". Po prostu żyłeś uwięziony w kolejnych inkarnacjach człowieka aż nadszedł czas przebudzenia i wstąpienia na wyższy poziom egzystencji. Jednak przed tobą jeszcze długa droga... Twoje istnienie na Ziemi jeszcze nie dobiegło końca mimo, iż stoisz już na pograniczu dwóch światów - starego, nieidealnego i nowego, lepszego, czyli celu twej wędrówki... wędrówki wszystkich. Aby osiągnąć ten cel i przekroczyć próg musisz spełnić się tutaj by znaleźć miejsce tam.
- A co jeśli bym teraz zrezygnował? Wyrzekł się ciebie i twoich myśli? Co wtedy?
- Nie stało by się nic, cel jest jeden i nie można go zmienić. Mimowolnie dążymy właśnie tam i nie odgrywa roli czy sobie zdajemy z tego sprawę czy też nie. Po prostu twój czas tutaj wydłużyłby się nieco. A skoro przebudziłeś się teraz, możesz podzielić się swoim doświadczeniem i zrozumieniem, jakie osiągasz, z innymi. Jednak tacy jak ty na "tym" świecie rodzą się niezwykle rzadko, przebudzeni jeszcze przed czasem. To prawdziwy zaszczyt...
- Jak na razie nie zaznałem żadnych korzyści, bo dwa rozwalone budynki to raczej nie korzyść nie licząc jakiejś głupiej korporacji depczącej mi po piętach - powiedziałem.
- Nie jesteś jeszcze gotowy i nie widzisz oczywistych korzyści. Poznałeś prawdę, której człowiek bezskutecznie szuka od wieków, a którą ty poznałeś w jednej chwili... Prawdę oczywistą, którą mieliście zawsze przed nosem. Ty postanowiłeś po nią sięgnąć.
- I co mi z tego? Prawda nie ma żadnego znaczenia - nie mogę jej zaznać, nie mogę poczuć, nie mogę...
- ...Dotknąć? - dokończyła za mnie - hmm, głuptasie, wciąż myślisz według praw ludzkich. Materia nie jest cenna jeśli nie przedstawia wartości duchowej. Materialne doświadczenie jest przemijalne, ulotne. Duchowe doświadczenia są wieczne i niezapomniane - zostają na zawsze. Nie starzeją się. Pieniądze, samochody, nawet ciało czy z pozoru niematerialna informacja z czasem rdzewieje, starzeje się, przemija. Jednak umysł, nasza osobowość, duch, energia nie przemija nigdy i nie ma końca. Nie ograniczają jej materialne przeszkody. Jest nieśmiertelna i trwa wiecznie od zawsze i na zawsze. Gdy to zrozumiesz zaczniesz pojmować prawdziwy sens życia i ujrzysz ironię obecnej ludzkiej egzystencji.
Gdy skończyła myślałem długo w milczeniu nad tym co powiedziała. Siedzieliśmy tam wpatrując się w gwiazdy chcąc ich dosięgnąć. Teraz wiedziałem, że to możliwe. I nie potrzebuję do tego specjalnych kombinezonów, czy statków kosmicznych. Samo uczucie i doświadczenie ich było sto razy lepsze od chęci dotknięcie i poczucia materialnego.
Oddie
e-mail: odd@kki.net.pl
www.oddie.hg.pl


| |