Twój ulubiony magazyn on-line

Droga do Nigdzie

(pseudo)Sztuka teatralna w jednym akcie

AKT l

/W tle muzyczka z czarnej mszy/
Narrator: Witam wszystkich, którzy przybyli na ten porywający spektakl. Musicie być naprawdę odważni... lub głupi. BUHAHAHA. Mam nadzieję, że wytrzymacie w naszym przerażającym świecie, aż do końca. A nie będzie to łatwe... BUHAHAHA. Pamiętajcie, że nikt z nas nie odpowiada za swoje zachowanie na scenie. Jesteście zdani tylko na siebie i swe umiejętności przetrwania. I nie mówcie, że nie ostrzegaliśmy.

SCENA l

Narrator: Historię tę zacząć już czas. I to tylko z powodu was.
            Johny w swej klasie dobrym nie był przecie,
            Więc po studiach, pracę znalazł w szalecie.
            Ucieszył się nią szalenie i szczerze
            Dlatego nic za tę posadę nie bierze.

            Codziennie przychodzi odświętnie ubrany
            I zbiera pieniądze od każdego pana i każdej pani.
            Kierownik szczęśliwy, Johny nie narzeka.
            Mamony z napiwków ma jak rzeka.

              Niestety pewnego dnia afera wybuchła wielka,
              Ponieważ urocza i piękna klientka
              Zostawiła niezły bałagan po sobie,
              Tak, że Johny miał dużo na głowie.

                A ciąg dalszy, nie był w żadnym razie wspanialszy.

Borys: Hej, kurde, Johny! Masz tu ten, no... wyciskacz, kurde. Idź i uzdatnij kibelek do użytku publicznego, kurde. A potem, kurde, zdaj mi raport. Tylko ze szczegółami, kurde.
Johny: Dobrze, jednak wiedz, że wysyłasz mnie na pewną śmierć. Żaden człowiek nie powrócił do tej pory z takiej misji. Proszę pozdrów mamusię, tatusia, babcię, dziadka, Franeczka, Zeneczka, Zdzisia, Genowefę, Bernadetę, Małgośkę i Zośkę. Niech nie zapominają o mnie. A wy trzymajcie kciuki, żeby mi się nie udało, bo nie będzie ciągu dalszego. GERONIMO!( ubiera gumowe rękawiczki i wybiega za scenę. Muzyczka "MI", po chwili dźwięk spuszczanej wody i krzyk Johnego)
Borys( spoglądając na zegarek): Długo nie wychodzi, kurde. To już 2 godziny. Muszę sprawdzić co się, kurde, dzieje... Kurde i jeszcze raz kurde! On zniknął! Johny, gdzie jesteś!? Lessie... Ekhm- Johnny wróć!( chodzi po widowni pytając o Johnego i krzycząc).
Narrator: I tak oto biedny Johnny wyruszy w podróż do nieznanych światów, a wy razem z nim. Muszla klozetowa, którą przebył daleką drogę okazała się transtelefonioporterem, do innego bardziej rzeczywistego wymiaru, gdzie zwykłe rzeczy nie zdarzają się zbyt często. Przeżyjecie prawdziwy szok. My złamiemy wszystkie prawa. BUHAHAHA!

SCENA II

/johnny budzi się ze snu w nieznanym miejscu w tle "co ja tutaj robię"/
Jmaen: Budzi się. Dajcie mu trochę wody.
Tebulot: Wygląda gorzej niż się spodziewaliśmy.
Kasyx: Zdecydowanie nie ten typ
Jmaen: To na pewno nie on.
Johnny: Co się dzieje? Jak znalazłem się w tej niezwykłej chacie? Kim jesteście wy, ludźmi, czy zjawami?
Kasyx: Witam wśród Przebudzonych Johnnie Nieznany. Widzę, że udało ci się podążyć za białą muszlą klozetową. Niech mocz będzie z tobą. /Wszyscy powtarzają/
Johnny: Skąd znacie moje imię?
Tebulot: To nie jest teraz ważne.
Jmaen: Priorytetem jest, byś dowiedział się, co tu robisz.
Kasyx: W tym celu musisz udać się do WielkiegoMistrzanadmistrzeniechbędzieżyłwiecznie na górę Ararat. Tam otrzymasz 10 wskazówek, dzięki którym wszystko stanie się jasne.
Tebulot: Po co mu to mówisz? Przecież to nie on.
Kasyx: Każdy ma szansę Tebulocie. Teraz siedź cicho.
Tebulot: Dobrze, jednak wciąż mówię ci, że to nie on.
Kasyx: Każdy ma szansę!!!
Tebulot: Ale to nie on do jasnej cholery!
Kasyx: Nie denerwuj mnie ogórasie zwiędły!
Tebulot: Jak cię dopadnę ty kapusto zgniła!
Kasyx: To co bakłażanie pomarszczony!
Johnny: Przepraszam, czy mógłbym się dowiedzieć o co wam chodzi?
Tebulot i Kasyx: SIEDŹ CICHO ŚLIMAKU OBŚLINIONY!
Johnn: Przepraszam, ale ja wychodzę.
/Tamci się kłócą, kurtyna się zamyka, Johny podróżuje po widowni/
Narrator: I w ten oto sposób Johnny zdany tylko na siebie rozpoczął podróż po nieznanym mu świecie. Podróżował wiele dni i nocy. Bez odpoczynku. Jakiś niezwykły głos kazał mu iść w kierunku olbrzymiego szczytu. Pogoda robiła się coraz gorsza. Mam nadzieję, że wzięliście parasole.
Głos= Tebulot: Idź na szczyt! Idź na szczyt!(Johnny ogląda się za siebie, głos robi unik w bok-powtórzone kilka razy. W końcu Johnny zauważa głos)
Johnny: Kim jesteś? Wyglądasz jak jeden z tamtych w chacie.
Głos: /nerwowo/ Ja nie mam z nimi nic wspólnego, nic, absolutnie nic. JA jestem Głosem twojej podświadomości. Instynktem przetrwania, sumieniem, rozdwojeniem twojej jaźni i czym tylko chcesz. Pamiętaj , iż w tym świecie wszystko jest możliwe.
Johnny: Dobra... A jak mam cię w takim razie nazywać?
Głos: Kumple mówią do mnie głosik.
Johnny: Aha, więc ty masz kumpli... Można by się dowiedzieć kogo?
Głos: Ty to powinieneś wiedzieć najlepiej. Pamiętasz swojego urojonego pieska?
Johnny: Ciszej!
Głos: Albo tą dziewczynę, którą sobie wyobrażałeś, gdy...
Johnny: Proszę cię, CISZEJ!
Głos: Za nią jestem ci szczególnie wdzięczny, Hihihihihihi.
Johnny: Głosiku, tutaj jest za dużo ludzi by rozmawiać o takich sprawach.
Głos: Mówisz o nich? Przecież nikomu nie powiedzą, prawda?(patrzy na publiczność i wyciąga nóż).
No i widzisz Johnny, sprawa załatwiona.
Johnny: Głosikuuuuuu, a powiesz mi dlaczego mam iść na tę górę.
Głos: A skąd mam to do diabła wiedzieć.
Johnny: WIĘC PRZEZ CAŁE DNIE WCIĄŻ W KÓŁKO POWTARZASZ MI TO SAMO: że mam iść na tą górę, ale nie wiesz po co!!!!!!!.
Głos: Myślałem, że ty znasz odpowiedź.
Johnny: Johnny, uspokój się. Tylko spokojnie. Nie ma powodu do nerwów. A to, że 3 dzień pod rząd podróżuję na szczyt góry tylko dlatego, że pewien wyimaginowany głos próbuje mi wmówić, iż muszę tam być, ale nie wie dlaczego, nie jest żadnym powodem.
Głos: No właśnie Johnny. Masz rację.
Johnny: Zabiję tego typka! /Gonitwa ich dwojga po sali/
Johnny: Dobra, kończymy. Nie mam już sił.
Głos: Trzeba być naprawdę głupim, by próbować złapać coś czego nie ma.
Johnny: Oż ty...
Narrator: I tak ta dwójka rozpoczęła wyprawę swojego życia. Czekała ich jeszcze daleka droga, ale byli dobrej myśli. Wiedzieli, że muszą osiągnąć cel. Niejasny i wątpliwy, lecz była to jedyna ich nadzieja, na to że znajdą sens życia- oczywiście na tym przedziwnym padole.

SCENA III

Narrator: Świat abstrakcji w którym znajduje się Johnny wydaje się wchłaniać jego duszę. Ciąg dalszy czas zacząć.
Johnny: Wiesz co głosie? Idziemy i idziemy tam w górę, a szczytu nawet nie widać. Może zrezygnujemy. Tutaj jest naprawdę niźle. Możemy założyć dom pogrzebowy, albo sklep mięsny - co ty na to?
Głos: Wybór należy do ciebie, jednak wiedz że jeśli dojdziesz na szczyt góry Ararrat, gdzie czeka na ciebie Wielkimistrzniechżyjeprzezwieki, otrzymasz na pewno wielką nagrodę.
Johnny: A skąd ty to możesz wiedzieć. Jeśli ja cię wymyśliłem to nie masz o tym pojęcia.
Głos: Ja... tylko mówię co myślę.
Johnny: W porządku. No to idziemy, mimo tego, iż niechętnie się stąd ruszam.
Transwestyta = Jmaen: Juhu. Kim jesteście nieznajomi.
Głos: Zapytaj się kim ona jest nim udzielisz odpowiedzi.
Johnny: Kim TY jesteś.
Transwestyta: Nazywam się Transwestyta.
Johnny: Jesteś transwestytą?
Transwestyta: Hej hej! Tylko bez takich! Wypraszam sobie! Czy ja wyglądam jak transwestyta? Czy ja ubieram się jak transwestyta? Czy zachowuję się jak transwetyta?
Johnny: Prawdę mówiąc to... TAK
Transwestyta: Kto daje ci prawo do osądzania ludzi po wyglądzie! Uważasz się za kogoś lepszego?! Jak możesz! Powinnam... Powinienem złoić ci skórę ty niedobry chłopczyku.
Johnny: Przepraszam. Czy ja dobrze zrozumiałem: nazywasz się Transwetyta, wyglądasz jak jeden z nich, zachowujesz się dokładnie tak samo, ale nim nie jesteś?
Transwestyta: No właśnie.
Johnny: Aha.
Transwestyta: Gdzie idziecie?
Johnny: To cię nie zainteresuje.
Transwestyta: Dlaczego?
Johnny: Bo nie ma tam, żadnych ładnych chłopców.
Transwestyta: Przecież ci mówiłem!!!
Johnny: Prawdopodobnie nie ma tam żadnych męzczyzn.
Transwestyta: A może chociaż jakiś staruszek?
Johnny: To możliwe, jeśli za takiego przyjąć Wielkiegomistrzacośtam.
Transwestyta: Może pójdę z wami. Oczywiście tylko, by dotrzymać towarzystwa. Bez żadnych ukrytych seksualnych zamiarów względem ciebie i tego staruszka. /szepcze do siebie/ Lubię staruszków, są tacy pocieszni. Hihihihi.
Johnny: Idziemy, kochający inaczej i wytworze mojej wyobraźni.
T i G razem: Wedle życzenia.!
Narrator: I tak nieuchronnie Johnny zbliża się do finałowego testu. Podróżując w coraz gorszych warunkach, zmierza konsekwentnie do celu, którym jest szczyt góry ARARRAT! Nie wie co go tam czeka, jednak obawia się najgorszego. A czy ma rację?
Mały chłopczyk: Dzień dobry panu. Jak się pan naźywa, bo ja jeśtem Józio.
Johnny: Och jaki słodziutki fizio mizio kizio. Cześć maluchu. Co robisz samemu tak wysoko w górach?
M Chł: Maś fajowną kultke.
Johnny: Zgubiłeś się?
M Chł: Ta kultka jest naplawde super.
Johnny: Gdzie twoi rodzice?
M Chł: Kultka cud
Johnny: Opuścili cię tutaj?
M Chł: Czy już mówiłem, ze masz czaderską kultkę?
Johnny: Nie martw się, wezmę cię z sobą.
Trans i Głos: NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
Johnny: Mówiliście coś?
T i G: Delikatnie ci radziliśmy byś zostawił te nasienie diabła.
Narrator: W tym momencie muszę wkroczyć do akcji. Zwykle scenariusz jest bardzo liniowy. U nas Możecie się dowiedzieć co by było gdyby... No właśnie: co by się stało, gdyby Słodziutki Józio podążył z naszymi bohaterami... Oto sytuacja po dwóch godzinach.
Józio: Kulcze, ta kultka jest naprawdę ładniuteńka.
Johnny: Przestań.
Józio: A może dałbyś mi tą kultkę.
Johnny: Po raz setny mówię, nie i przesań w końcu.
Józio: Dobze, już dobze.
/5 sekund ciszy?/
Józio: Kulteczka jakich mało, wiesz?
Trans i Głos nie wytrzymują i zaczynają wariować
Józio: Ja... ja już nie mogę. BIERZ tą kurtkę! Masz! Jest już twoja / Johnny też wariuje, smutna muzyczka/
Narrator: I co? Podobało się wam to zakończenie? No powiedz: podobało ci się? Nie? No to zobaczmy co wydarzyło się naprawdę.
Johnny: Przykro mi mały, ale przyjaciele mówią, że jesteś antychrystem, więc za przeproszeniem spadaj.
Józio: Jeśli tego chcesz. /wychodzi słychać krzyk i plusk/
Głos: No i spadł.
Trans: Dobrze się stało, ale musicie przyznać, że był słodziutki. Tylko go chwycić i...
Johnny: Bez szczegółów proszę.
Głos: No właśnie, bez szczegółów.
Trans: Całować. Chciałem powiedzieć: całowac.
Głos: Taaaa, jasne.
Johnny: Przestańcie się kłucić. Jesteśmy już prawie na szczycie. Tam można zauważyć sylwetkę jakiegoś człowieka. Czyżby to był.
Trans i Głos: Wielkimistrzniechżyjeprzezwieki!
Głos: Udało ci się Johnny! Dokonałeś tego jako pierwszy.
Trans: Tak! Tylko tobie udało się dostać do mistrza nie wariując.
Głos: To wielkie osiągnięcie.
Trans: My wszyscy nie wytrzymaliśmy.
Głos: No właśnie.
Johnny: Więc nie jesteś wyimaginowany głosie?
Głos: Stoję tu tak samo twardo jak ty.
Trasn: Mnie przydzielono by ci pomóc. Wszyscy tutaj chcemy poznać TAJEMNICĘ SENSU ŻYCIA W TEJ RZECZYWISTOŚCI. Pokładaliśmy w tobie wielką nadzieję. I udało się. Zostanie ci przekazane dlaczego tu jesteśmy i co to za miejsce. Może nawet będziesz mógł się stąd wydostać.
Głos: Musimy cię teraz opuścić. Mamy tylko jedną prośbę, przekaż nam tajemnicę.
Trans: Nie zapomnij o nas.
Głos: Nie zapomnij.
Johnny: W porządku.
/Johnny dobiega do wielkiego mistrza/

SCENA 4

Mistrz: Coś ty za jeden?
Johnny: Nazywam się Johnny, o Wielki Mistrzu.
Mistrz: Nie nazywaj mnie tak. Jestem po prostu Judzio.
Johnny: Dobrze...Judzio. Masz coś dla mnie?
Mistrz: Poczekaj. /podaje Johnnemu 2 tablice/
Johnny: " Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną", " Nie zabijaj".
Mistrz: Czekaj! To nie jest to! Te tablice są dla kogoś innego. Nazywa się Nojrzesz, czy jakoś tak. /Johnny chcąc podać upuszcza tablice/ No i co najlepszego uczyniłeś! Teraz będę musiał mu wmówić, że to on stłukł tablice. Trudno.
Johnny: A co z Sensem życia tutaj.
Mistrz: Sensem życia jest to, że...
Posłaniec: Telegram do Judzia.
Mistrz: Tutaj jestem. /czyta/ Na czym to ja skończyłem.... ach tak: sens życia tutaj to to, że...
Posłaniec: Zapomniał pan pokwitować.
Mistrz: Gdzie?
Posłaniec: Tutaj.
Mistrz: Proszę bardzo. No więc Sensem życia jest to, że...
Posłaniec: A może jakiś napiwek.
Mistrz: Łap. Sens życia...
Posłaniec: Do widzenia.
Johnny: Idź już stąd syfie na ryju świni!
Mistrz: Bez nerwów Johnny. Tajemnica sensu życia tutaj polega na tym że nie ma w tej rzeczywistości żadnego sensu.
Johnny: A mogę wrócić do swojego domu?
Mistrz: NIE. W tamtej rzeczywistości jest jeszcze mniej sensu więc Cię tam nie puszczę.
Johnny: W porządeczku. Tylko pytałem. Już mnie tu nie ma
Narrator: I tak oto kończy się ta idiotycznie bezsensowna farsa. Johnny nigdy nie zobaczył już swego ukochanego szaletu. Głos zwariował jeszcze bardziej, a Transwestyta przyznał się do swojej prawdziwej natury- okazało się, że jest filatelistą.
Wszem i wobec ogłaszam ten spektakl za zakończony.

KONIEC
( Nie cieszcie się za bardzo- niedługo sequel)


Zane
e-mail: zane@poczta.onet.pl




Magazyn Lekron - magazyn internetowy tylko o filmie

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName