Twój ulubiony magazyn on-line

"Święty horror"

by Zane

      Ciemność otaczała Marka Smitha ze wszystkich stron. Bał się jak nigdy dotąd. W całym życiu nie przeżył czegoś takiego. Nikt nigdy nie chciał go zabić. Do dzisiaj. Na szczęście był szybszy. Zgubił mordercę przed cmentarzem. Przeskoczył płot i schował się za jednym z nagrobków. Zauważył, że było to miejsce spoczynku jego najlepszego przyjaciela, Johnna. Zginął on dwa tygodnie temu. Ciało z rozprutym brzuchem znaleziono w pobliskim stawie. Do dziś nie wiadomo gdzie znajdują się wnętrzności.

Marek przeżegnał się, czując współczucie. Wiedział, że jeśli czegoś nie zrobi spotka go podobny los. Usłyszał kroki. Ktoś się zbliżał. I zapewne nie był to Święty Mikołaj.

- Gdzie jesteś, malutki?- Mark usłyszał głos. Bardzo dziwny głos. Bez uczucia, nie posiadający żadnych emocji. Straszny w swej wymowie.- Chodź do mnie. Opór nie ma sensu.

Dźwięk kroków był coraz głośniejszy. Morderca zbliżał się do swej ofiary. Gdy Mark wychylił głowę zza nagrobka, zauważył, że tajemnicza postać dzierży w ręku bogato zdobiony sztylet, o rękojeści w kształcie głowy smoka. Napastnik znajdował się już bardzo blisko.

- Raz, dwa, trzy- ktoś na ciebie patrzy. Cztery, pięć, sześć- będę miał co jeść.

Serce Marka podchodziło mu do gardła. Wiedział, że może za chwilę zginąć i przez to podzielić los innych ofiar. Nie chciał tego. Musiał coś zrobić.

- NIE POZWOLĘ CI!- krzycząc te słowa rzucił się na mordercę.

Przewrócili się oboje. Smith uderzał pięściami w twarz napastnika. Morderca upuścił sztylet. Był teraz tak samo bezbronny jak przeciwnik. Mark wpadł w furię. Godzina dziennie na siłowni zrobiły swoje. Strach zniknął całkowicie. Teraz liczyła się tylko zemsta.

- Za Johnna! Za tą młodą dziewczynę i za wszystkich innych! W imieniu Boga ukarzę cię za wszystkie twe grzechy! Dziesięć morderstw w ciągu miesiąca! Nie jesteś człowiekiem, tylko bestią!- Mark nabrał pewności siebie. Nieznajomy nie stawiał najmniejszego oporu.

- Pokaż swą twarz potworze!- Jednym ruchem dłoni Smith ściągnął maskę przeciwnika. To co pod nią zobaczył nie mogło być przyjemne, gdyż na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. Było to przerażenie osobą skrywającą się pod maską. Widok musiał być okropny. Mark zaczął biec.

- Boże przebacz mi! Nie wiedziałem, nie chciałem tego. Muszę uciekać! Nikt się nie dowie.

      Cmentarz, miejsce wiecznego spoczynku tysięcy dusz, stał się terenem walki dobra ze złem. Nie zwyciężyła żadna ze stron. Morderca wstał, otrzepał ubranie, wziął nóż i maskę, a następnie wolnym krokiem podążył w ciemność. Mark został jedynym żywym człowiekiem, który widział jego twarz. Rozpadał się deszcz. Pioruny pruły niebo jak tasak mięso. Pogoda ta utrzymała się jeszcze przez dwa dni. Dwa dni, które dla sennego miasteczka, gdzie diabeł mówi dobranoc, były urzeczywistnieniem najgorszych koszmarów sennych...

      Ciąg dalszy nastąpi


Zane
e-mail: zane@poczta.onet.pl




NoName Story - ksiazka on-line

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName