Twój ulubiony magazyn on-line

Inicjacja

Już rano wiadomo było, że czeka nas niezwykle upalny dzień. Ale dla mnie nie będzie to jedynie dzień, podczas którego myśli się tylko o piciu i kawałku cienia. Można to nazwać swego rodzaju świętem. Dzisiaj, pierwszy raz doświadczę uczucia ważnego dla każdego mężczyzny: zobaczę krew. Pierwszy raz o corridzie usłyszałem od rodziców, a raczej od mamy, która zawsze była do tego nastawiona negatywnie. Ojca niestety nie znałem. Po prostu któregoś dnia zniknął. Jakoś bałem się poruszyć ten temat. Ilekroć chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, albo słyszałem wymówki, albo nie odpowiadano mi wcale. Zdecydowanie wolałem to drugie, bo przynajmniej niczego niepotrzebnie nie musiałem wysłuchiwać.
      Na szczęście kilka razy udało mi się podsłuchać rozmowę starszych, co pozwoliło na pewne wyobrażenie tego widowiska. Dookoła pustego, piaszczystego pola, siedzi tysiące ludzi - widzów. Podobno bardzo rzadko zdarza się jakieś wolne miejsce, więc to co oglądają, musi być niezwykle ciekawe. Na przedstawienie przychodzą prawie wszyscy mieszkańcy naszego miasta i okolic, niezależnie od zajmowanego stanowiska społecznego. Są starzy, młodzi, bogaci, trochę biedniejsi, lekarze, politycy, prawnicy, urzędnicy, policjanci. Niestety, bardzo mało wiem na temat wydarzeń rozgrywających się na placu. Za każdym razem, gdy poruszano tą sprawę w podsłuchiwanych przeze mnie rozmowach, używano wymijających słów. Mówiono TO, WYSTĘP, PRZEDSTAWIENIE, POKAZ. Dziś mam zamiar wszystkiego się dowiedzieć.
      Od rana byłem tak podniecony, że nie mogłem usiedzieć na miejscu. Choć wszystko było jeszcze zamknięte, udało mi się zajrzeć do środka przez kraty. Wszędzie kręcili się ludzie - prawdopodobnie pracownicy. Jedni sprzątali przed przybyciem gości, drudzy rozsypywali piasek, trzeci równomiernie go rozkładali. Patrzyłbym tak bez końca, gdyby nie przyszedł jakiś człowiek:
- A co wy tu robicie? - zdziwił się - Zachciało się pooglądać arenę? Już was tu nie ma! Sio! - i zaczął machać rękami by odgonić mnie i kilku innych ciekawskich, którzy idąc za moim przykładem postanowili wszystkiemu przyjrzeć się z bliska.
      Już myślałem, że następna okazja do zaspokojenia mojej ciekawości nadarzy się dopiero za godzinę, gdy wszystko się zacznie, kiedy ujrzałem przed sobą znajomą postać. To był znajomy mojej mamy, od którego niewątpliwie mogłem się wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć. On również mnie zauważył i podszedł bliżej.
- Nie możesz się doczekać? - spytał - aż widać podniecenie w twoich oczach - dodał nie czekając na odpowiedź.
- Właśnie. Dzisiaj nareszcie wszystkiego się dowiem - odparłem uradowany.
Bohan, bo tak nazywał się znajomy, uśmiechnął się niewyraźnie i zamyślił. Po chwili jednak znów się odezwał.
- Nie wiem czy jesteś na to gotowy. Ale z drugiej strony, taki dzień musiał kiedyś nadejść. -
- Opowiedz mi o tym - zaproponowałem - wciąż o tym słyszę, a chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej -
- Nie ma o czym mówić. - westchnął Bohan - Wszystko zobaczysz na własne oczy w odpowiednim czasie, jednak stoję po stronie twojej matki i jestem przeciwny takim występom. Wszystko wydaje się inne niż jest w rzeczywistości. Na arenie nie wiadomo kto zwycięży, choć wszystko jest wyreżyserowane. Pamiętaj o tym, ale i tak sam się przekonasz. -
To już coś. Ostatnie zdanie szczególnie zapadło mi w pamięci. To jakaś wskazówka. Może uda mi się wywnioskować z niej, co naprawdę dzieje się na placu? Jeżeli ktoś musi zwyciężyć, to chodzi o jakąś walkę. Ktoś musi się bić. Ale skoro wiadomo kto wygra, to po co to wszystko? Czyżby wszystkich tak fascynowała walka? Na pewno nie! Tam musi być coś jeszcze, czego się nie dowiedziałem.
Nie wiem jak długo myślałem, gdy usłyszałem znajomy głos Bohana:
- Co chłopcze? Chcesz wszystko przegapić? Już otwierają. -
Faktycznie, stalowa krata powoli unosiła się do góry.
- Ty nie idziesz? - spytałem
- Nie, oglądałem to tak wiele razy, że mam już dosyć. Ale mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. -
Nic nie odpowiedziałem. Odwróciłem się do wejścia i ruszyłem przed siebie. Czułem, że znika cała aura tajemniczości otaczająca to miejsce. Wreszcie się dowiem. W głowie słyszałem kłębiące się myśli: "Jestem zdobywcą. Zdobyłem wiedzę, której się domagałem." Wszedłem do środka. Całość sprawiała niesamowite wrażenie. Tysiące wiwatujących ludzi. To było coś wspaniałego! Po placu chodziło kilku dziwnie ubranych mężczyzn. W oczekiwaniu na występ przypomniałem sobie słowa Bohana. Być może jeszcze wczoraj nie zdawałbym sobie sprawy z ich znaczenia, ale dziś, teraz, to zupełnie inna sprawa. Zrozumiałem je w chwili, gdy na plecach poczułem trzy kolejne ukłucia, a w pysku ciepło płynącej krwi.


Eugen
e-mail: Eugen@miramex.com.pl
ICQ: 7008902




NoName Story - ksiazka on-line

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName