|

Cisza (Sen V)
Rodzący się poranek przemienił się w dzień. Lekka poranna mgiełka unosi się nad moim osiedlem. Panuje cisza... Lecz nie jest to cisza dzięki której usłyszeć można szum pobliskiej zatoki... Jest to cisza miasta... Szum asfaltowej ulicy, po której pędzą samochody. Szmer tramwaju na drugim końcu ulicy... łoskot kolejki podmiejskiej... sygnał dźwiękowy na przejściu dla niewidomych pół kilometra stąd... i syreną w porcie jakieś dobre parę kilometrów w oddali... Zatłoczone chodniki, kolorowe witryny sklepowe, rozmowy mijanych ludzi. Zamykam oczy... Znów jestem tu. Świeże wiejskie powietrze dostaje się do mych nozdrzy. Przenika do mych płuc. Słyszę przejeżdżający samochód. Tylko że nie przejeżdża on ulicą obok mnie. Przejeżdża on szosą oddaloną o kilka kilometrów. Wreszcie czuję idealną ciszę. Spoglądam dookoła. Już nie jestem pomiędzy wysokimi budynkami, ruchliwymi ulicami, zatłoczonymi chodnikami, kolorowymi witrynami sklepów... Jestem pomiędzy niskimi domkami z białej cegły, z czerwonymi dachami i brązowymi płotami. Za plecami ciągnie się od lat nie czynna trakcja kolejowa. Nie opodal widać opustoszałą i pochłoniętą przez czas stację. Dalej... Lasy... Jeziora... Pola i łąki... Blask słońca przytłumiony delikatną mgiełką sprawia że ciągnące się kilometrami tory kolejowe nikną gdzieś w cieniach drzew... Tu życie toczy się inaczej. Jest jak w bajce. Jak we śnie... Zamykam z powrotem oczy... Znów dobiega mnie dźwięk przejeżdżającego samochodu... Gwar ulicy, i przejeżdżający tramwaj...
Spoglądam na niebo...Milion gwiazd błyszczy nad moją głową... Dym z zapalonego papierosa zmienia swą barwę pod wpływem witryn sklepowych bijących blaskiem milionów kolorów. Jest wieczór... jednak nie jest ciemno. Miliony świateł dają blask tysiąca słońc, miliona księżyców. Pomarańczowe chodniki nieco opustoszały. Pomarańczowe asfaltowe ulice także. Jednak nadal słyszy się miasto. Szum, gwar, stukot i pędzący w oddali radiowóz na sygnale. Kolejny pusty autobus podjeżdża na bijący blaskiem zielonego światła, pusty przystanek. Ludzie pędzą gdzieś... Może do domów? Podnoszę kołnierz i idę przed siebie. Robi się zimno. Noc nadchodzi coraz większymi krokami. Niedługo zapadnie upragniona cisza. Zaczepiam kogoś rękawem. Odwracam się w geście przeprosin... Nikogo za mną nie ma. Jest ciemność... Świeże troszkę mroźne powietrze drażni me nozdrza. Spoglądam dookoła. Drzewa... Ciągnące się w dwie strony tory kolejowe. Już wiem gdzie jestem. Spoglądam w mrok który jest z mną... Spoglądam przed siebie. Tak... ta droga wydaj mi się dość znajoma. Ruszam przed siebie... Powolnym krokiem... Stawianym na spróchniałych deskach, rdzawych śrubach i ostrych kamieniach... Spoglądam go góry... gwiazdy... Miliardy gwiazd nad moją głową. Świecące... Każda bijąca blaskiem tysiąca gwiazdozbiorów z nad mojego miasta... Dookoła panuje cisza... Jedynym dźwiękiem jest szmer jak wydają moje buty przesuwając się po kamieniach ułożonych pomiędzy torami nieczynnej trakcji kolejowej. Wychodzę z pomiędzy cienia drzew... Widzę już koniec mej wędrówki... Jeszcze kilka metrów i będę na miejscu. Schodzę z torów... Skręcam... idę ubitą dróżką... Widzę światła bijące z oddali. Dookoła panuje ciemność... Tory giną pośród niej...Ginie w niej las... Nie ma już ciszy... Przerywa ją przejeżdżający samochód... Rozglądam się dookoła. W oddali widzę światła... Ktoś łapie mnie za rękę. To ona. Uśmiecha się do mnie. Prowadzi mnie do domu. Otwiera drzwi... Ogarnia mnie blask światła z tłocznego korytarzu... Dym z papierosów i głosy znajomych ludzi. Dotarłem na miejsce. Ona spogląda na mnie. Składa pocałunek na moich ustach. Zamykam oczy. Otwieram je. Ona nadal tu jest... Tym razem to nie minie...
Jason Manson
e-mail: jasonmanson@poczta.onet.pl
www.republika.pl/jasonmanson/
Za najlepszy czas spędzony z mymi przyjaciółmi, jak do tej pory...

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName |
|