Twój ulubiony magazyn on-line

Whisper of Soul (2/6)

CZ.I
"Revival"

      Dzień wydawał mi się normalny, z resztą nie zmieniał się praktycznie od tygodnia. Deszcz zalewał ulice miasta tworząc potoki duże jak cholera. Czasami wydaje mi się, że w takich momentach tam "na górze" On zrobił sobie wolne i zafundował długi prysznic odprężający. Nie wiem - może akurat mam rację? Ale na dobrą sprawę gówno mnie to obchodziło. Do domu wracałem przemoczony i zmarznięty, ale to i tak nie robiło mi różnicy - nie przeszkadzało mi to zbytnio - w końcu i tak kiedyś wyschnę. A wtedy... zmoknę ponownie - eh...
      Gdy po raz pierwszy zdałem sobie z "Tego" sprawę byłem wtedy, jak mnie reminder nie myli, w budzie - znowu dostałem w zęby od nauczyciela. I nic dziwnego w tym by nie było gdyby nie to, że ten powiedział do mnie:
- Myślisz, że będziesz bezkarnie kwestionował moje zdanie?
Tyle usłyszałem ja i cała reszta. Ale po chujowym sierpowym gościa z ZWS (Życie W Społeczeństwie) wypadła mi górna czwórka - ale to jest mniej ważne. Chodzi mi o to, że ten właśnie chujowy sierpowy odmienił moje całe życie. Otóż po wyżej wspomnianych słowach gościa usłyszałem jeszcze coś:
- Skurwiel jebany
To mnie nieco zmieszało. Każdego by zmieszało. Nie żebym się obraził - nie o to chodzi. Otóż okazało się, że to co usłyszałem, słyszałem tylko ja. Klasa a i prawdopodobnie nawet gostek z ZWS tego nie słyszał (?!) - słyszałem wyraźnie "skurwiel jebany", a gdy powtórzyłem zwrot z akcentem pytającym faceta wbiło w glebę mimo, iż posadzka, na której stał za chuja nie przypominała tej pierwszej. Po prostu facet zasłabł - widocznie był świadomy swojej poprzedniej myśli, którą usłyszałem (nie sądziłem, że ten gość może mieć o mnie tak wyrobione zdanie). Mimo, że wyraźny burak zarysował się na jego twarzy, nie zareagował tak jak można by się tego spodziewać. Za to klasa po raz pierwszy od chyba początku swojej edukacji zamilkła kriogeniczną ciszą. Nic dziwnego - w ich uszach konwersacja wyglądała tak jakbym to ja pytał faceta czy jest tym "skurwielem". Tym bardziej wzrosło zdziwienie, że gostek zareagował - nie reagując. Nawet nie wiem czemu...
      Ale teraz to nie ma znaczenia. Wracając do domu po raz pierwszy doświadczyłem tego dupnego uczucia. Na ulicy wszyscy mieli coś do powiedzenia. Gadali jak postrzeleni, bez ładu, chaotycznie przekrzykując się nawzajem. Dziwne - ale nikt na to nie narzekał. Dopiero po czasie zdałem sobie sprawę, że to co słyszałem, nie pochodziło z uszu. Słyszałem to dokładnie we łbie (a myślałem, że poza virtualem nic tam nie dochodzi...). Od tamtej pory rzadko "słyszałem" ciszę - tylko za miastem, na cmentarzu lub w innych odludziach i zadupiach, że aż szkoda się pokazywać. Jednak ten problem z czasem wyeliminował się sam. Jak chciałem/potrzebowałem posłuchać "głosów" podświadomie "wyciszałem rzeczywistość" i na odwrót. Nie wiem dokładnie jak - po prostu myślałem o tym. Dziwne, ale takich bajerów jakich doświadczałem nie oferowała żadna współczesna technologia ani farmaceutyka. Oczywiście efekty były takie jakie były. Kiedyś próbowałem w takim stanie przeliczyć kieszonkowe. Zero koncentracji na rzeczywistości. Prawie jak dzień po ostrej dawce metaamfy. Brakuje tylko feedback'ów (specyficznych "zwrotów", pawi - niepotrzebne skreślić). Taki stan rzeczy nie trwał wiecznie. Już po miesiącu praktyki potrafiłem nawet pilnować się by nie zrobić się w chuja sprzedawcy banderolowanych fajek na rogu. Sami przyznacie, że to duży postęp. Wiele problemów przestało być problemami i odwrotnie. W szkole nawet nie musiałem zaglądać do książek. Szybko gapnąłem się, że skoro jakiś gostek chce coś ode mnie wyciągnąć to musi sam to wiedzieć. Pozostawało tylko znalezienie tego, a to zwykle nie było trudne ponieważ zazwyczaj myśleli właśnie o tym (bo o czym mieli myśleć...? - różowe misie się przejadły). Wielu sądziło, że wreszcie wziąłem się do nauki... mylili się. Nauka w szkole to nudy, bezużyteczne duperele. Już więcej nauczyłem się na ulicy. Nie chce mi się nawet o tym myśleć. Dobrze, że inni myślą.
Sprawy układały się spoko, ale nie do końca. Teraz wiem czemu "skurwiel" z ZWS nie zareagował. Pewnego dnia podsłuchałem jak siora gadała z jakimiś garniturowcami. Podawali się za FBI. Jak dla mnie było to coś więcej. Wypytywali o mnie, moje zachowanie w ostatnim czasie. Na szczęście siora ma mnie w dupie więc nic im nie powiedziała. Ale imbecyle nie przestali "czuwać". Pod domem non-stop stał cywilny, osobowy, czarny AV. To nie mogła być porzucona bryka. Porzucone bryki nie błyszczą... Obserwowali mnie na każdym kroku: szkoła, kumple... W końcu postanowiłem się dowiedzieć czego szukają. Oczywiście nie mogłem podejść i po prostu zapytać: "jak leci, coś chcieliście?" - to już nie byłoby tak po prostu. W centralnych slumsach łatwo było ich wychujać jednocześnie będąc na tyle blisko by dowiedzieć się co knują bez ich wiedzy. Wtedy dowiedziałem się więcej. Byli z jakiejś tajnej organizacji, której nazwa mówiła mi tyle co pusta paczka pojar. Podobno jestem "gatunkiem wymierającym", a na świecie takich jak ja jest góra 4, 5 z czego 3 to starcy, którzy nie dość, że ledwo słyszą to co ja, to i rzeczywisty słuch pozostawia wiele do życzenia nie mówiąc już o tym, że są w takiej formie, iż muszą nawet srać z pomocą pielęgniarki. Ale podeszły wiek to nic śmiesznego... hehe... Potwierdziły się również moje przypuszczenia: nie tylko słyszę to o czym inni myślą ale potrafię też wyszukać w czyimś umyśle informację i wiele innych rzeczy, ale na razie wystarczy mi problemów. Ogon dalej się trzymał jak gnat dłoni. Nie mogłem nawet próbować się ich pozbyć. Czas mijał, sprawy coraz bardziej się komplikowały, a garniturowcy zaczynali mnie naprawdę wkurwiać.
      Postanowiłem coś z tym zrobić. Poza tym pogrążyłem się w tym do tego stopnia, że Tia - moja obecna piękność - zaczęła podejrzewać, że mi odpierdala. Może miała rację... Co do gości z błyszczącej AV'ki, miałem pewne plany. Musiałem ich wykurzyć i zrobić to tak aby wyglądało na wypadek. Zajęło mi to trochę. Ale qrmple przynajmniej mieli z kim się bawić. Wiedziałem, że numer z myciem szyb nie przejdzie ale przynajmniej odwróci ich uwagę na pewien czas. Podczas gdy Ricky i reszta zajmowali się tym, ja przecznicę dalej myślałem co teraz. Wtedy usłyszałem Jej głos:
"Wiem, że mnie słyszysz...". Mówiła spokojnie i z opanowaniem. Obróciłem się instynktownie mimo iż wiedziałem, że w pobliżu nie było nikogo. Potrafiłem odróżnić myśli od dźwięków. To była myśl... i to nie moja. Dziwniejsze było jednak to, że ona wiedziała... Wiedziała co potrafię.
"Nie bój się, jestem tu żeby ci pomóc, jesteś jednym z nas". Co to miało znaczyć - nie wiedziałem. Ale nie miałem wiele czasu do namysłu. W oddali usłyszałem krzyk. To był Ricky. Bał się... czułem to. Wstałem i ruszyłem w kierunku odgłosów. Cholera - to moja wina, jak coś mu się stanie... Byłem naprawdę wkurwiony. Serce waliło mi jak nie wiem co. Wtedy ona powiedziała:
"Skup się i uwolnij umysł z ciała". Nie do końca to zrozumiałem ale jakoś podniosło mnie to na duchu. Dałem sobie na dopałkę plaster Boost-amfy. Świat zwolnił a ja gnałem jak szalony. Gdy dobiegłem na miejsce Ricky leżał na ziemi.
- Nie potrzebujemy was - spadajcie stąd - mówił jeden.
Bo zaraz komuś coś się stanie... - dodał drugi.
Fuck - nerwy mi puszczały.
- Co jest kurwa, masz jakiś problem gościu? - rozwinąłem konwersację.
Goście ze zdziwieniem patrzyli na mnie - nie spodziewali się, że będę wiedział... A powinni.
- Shit - to on!!! - krzyknął jeden, gdy drugi sięgnął po gnata.
Cofnij się!!! - powiedział. Czułem ich strach. Bali się, sam nie wiedziałem czego. Moja nieświadomość nie trwała długo. Bo właśnie wtedy gdy ten chciał wygarnąć z Desert Eagle'a stało się... Marzyłem tylko o jednym (może dwóch rzeczach...). Chciałem przeżyć i chciałem żeby te dwa palanty poszły się bujać w zaświaty. Skurwiele - żeby do dziecka z pukawką i to z zamiarem... eh... W każdym razie jedyne co pamiętam, to to, że instynktownie zasłoniłem twarz ręką. Ziemia zadrżała a ostatnie słowa jakie usłyszałem były od niej. Wciąż spokojne i opanowane:
"Nareszcie zrozumiałeś...".
Jak na ironię, Boost-amfa przestała działać a ja odleciałem...

"Narodziłeś się jako zwykły człowiek. Żyłeś na tym świecie wciąż uśpiony. Nieświadomy siebie. Nie prosiłeś się tego, a jednak los chciał, abyś stał jednym z nas i musisz przyjąć wyzwanie jakie niesie zaszczyt bycia takim jak my... Musisz się jeszcze wiele nauczyć...".

      Ocknąłem się. Nie wiem jak długo leżałem nieprzytomny. W powietrzu unosił się swont palonej smoły. Kątem oka spostrzegłem stojący obok budynek. Konstrukcja była poważnie naruszona. "Co jest??? Przecież wojna się skończyła..." myślałem. Podniosłem się i otrzepałem z gruzów. To co zobaczyłem... było straszne. Przy tym co teraz widziałem, strefa walki to zbawienie. Zobaczyłem drugi budynek a w nim czyjąś sypialnię i kolumnę kuchni i fragmenty kibli. Wyjebało pół budynku!!! Spojrzałem w stronę gdzie wcześniej stał czarny, błyszczący AV. Otoczenie się nieco zmieniło podczas mojej "nieobecności". AV'ka nie wyglądała już tak estetycznie. Błyszczała... jasnym płomieniem z silnika leżąc na dachu 25 metrów dalej. Po garniturach nie było śladu chyba, że ten bigos nieopodal to właśnie oni. Rozejrzałem się dookoła. Pod nogami leżała 50-ka. Jeszcze ciepła. Teraz zacząłem łączyć fakty. Przerażały mnie. Dlaczego skoro wystrzelił, nie trafił. A jak trafił to czemu żyję, przecież to 50-ka - kawał ołowiu. Szok ustał, kurz opadł. Wtedy zobaczyłem ten byczy łuk przede mną Odjebisty rów głębokości jakichś 3 metrów wydrążony w asfalcie. Jakby ktoś wygarnął go dłonią, tylko nieco większą.
- Fuck!!! Rany, człowieku, ale fajerwerki!!! - usłyszałem głos Ricky'ego. Zapytałem czy nic mu nie jest. Z tego co widziałem był tylko w szoku i ciągle pieprzył coś o tym co się tu stało. Nie wiem o co mu chodziło ale z tego co mówił, to cała rozpierducha zaczęła się kiedy ten wystrzelił z Eagle'a.
- Starsi cię zajebią za ten blok - mówił jakby to wszystko była moja wina.
- Nie mam starszych, zapomniałeś?
- A tak - sorki. Ale i tak masz przesrane. Rany człowieku, to było czadowe!!! Jak to zrobiłeś? Ten trick z ręką.
Chyba mu odjebało w tym zamieszaniu... Albo mi.
- O czym ty mówisz? - zapytałem - przyśniło ci się Ricky.
- Nie chrzań. Powiedz jak to robisz - chłopak zaczął machać rękami.
- Hę? Musimy się zmywać. Gliny zaraz tu będą. Nie wierzę żeby jeszcze o tym nie wiedzieli. Fuck - co tu się stało???
"Głuptasie - musisz się jeszcze wiele nauczyć..." usłyszałem ją znowu. Nie miałem czasu - wzięliśmy paczkę i spieprzyliśmy przez Drugstreet na targ - tam było bezpiecznie.
      Fuck. Nagle zaczęło mnie coś gryźć. To chyba sumienie. Zastanawiałem się czy zginął ktoś niewinny. Czy skoro, jak to Ricky mówił, to moje dzieło to czy przypadkiem kogoś nie zayebałem nieświadomie. Cholera... ale to nie mogłem być ja!!!
      Na targu był tłok. Ludzie ściskali się jak w jednym wielkim tramwaju. Ledwo dało się przejść. Ricky i reszta poszła na chatę. Dla nich to była kolejna przygoda w życiu ale na wszelki wypadek nie kazałem mu opowiadać tej przygody innym. Ufałem mu. Był dla mnie jak młodszy brat. Zresztą jak reszta paczki. Pchałem się właśnie na oślep do fast-food'u kiedy w poczułem coś dziwnego. To było w głowie - nie bolała - po prostu coś czułem. Wtedy powiedziała:
"Czujesz mnie? Jestem blisko...". Nagle w tłumie tuż koło mnie przebiegła dziewczynka. Popatrzyła mi prosto w oczy. Pomimo iż widziałem ją pierwszy raz, od razu ją poznałem. To była ona. Mała dziewczynka szepcząca mi w myślach. Była młoda, mądra, piękna... niewinna. Wiedziałem, że muszę za nią podążać. Coś mi szeptało w środku, że tak jest dobrze. Jednak w "martwym tłumie" niewiasta zginęła tak szybko jak się pojawiła. Mimo to coś mną kierowało. Doszedłem do rogu HighStreet i Rogue. Coś mi mówiło bym poszedł w tamten zaułek. Poszedłem. Wtedy się zjawiła. Nawet nie wiem skąd ale wiedziałem, że się zjawi...
"Nareszcie..." wyszeptała chwytając mnie za dłoń...

"Stoję tu... w moim świecie światła
Świecie bez ciemności, bez cierpienia i smutku
Pójdź za jasnością, pójdź za mną i poznaj swoją moc.
Wstąp do wieczności, świata bez mroku, świata bez skazy
Zajmij swe miejsce. Jesteś panem swego losu
Jesteś jednym z nas..."


Oddie
e-mail: odd@kki.net.pl
www.oddie.hg.pl


Od redakcji NoName
Opowiadanie "Whisper of Soul" będzie publikowane w NoName w 6 odcinkach - jeśli chcesz zapoznać się z opowiadaniem już teraz, to zapraszamy na naszą strone (www.noname.zum.pl), na której opowiadanie znajduje się już w całości.




NoName Story - ksiazka on-line

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName