Twój ulubiony magazyn on-line

Wiersze NETAH'a

***
porażki wyznaczają granice możliwości
ciaśniejszym staje się horyzont
każdy sukces - krok w przód
porażka - o krok cofnięcie oznacza
równia pochyła, bo jednak
bardziej boli porazka, niż
sukces cieszy

***
nocnym ptakiem stałem się
gdy dnia pewnego - oślepiło mnie słońce
pod wpływem mroku stałem się
oślpiony czernią lśniącą i powabną
utkaną z pajęczyny krwi zakrzepłej
w kamień, w duszę

***
Bóg jest miłością - czy przekonać o tym
ma mnie uśmiech jego pod postacią tęczy?
choć dzień wcześniej wygubił nas wszystek
łzami z okrutnych lic spływającymi

łza jego uśmiechu jest niczym w porównaniu
z błyskiem gniewu w oku jego

***
pięść człowiecza jako skała
z innymi zderzając się skałami
uczyni ziemię równiną
kulą doskonałą i bezduszną
ni śladu życia w powietrzu
ni jadu w spojrzeniu

***
zapatrzeni w tęczę, z czołem pokropionym wodą
objęci w pół
nie zastanawiają się
chrzest to, czy spełnienie przymierza
sprawiedliwi o spokojnych umysłach

***
jak dwa drzewa z których jeden pień wyrasta
bywa iż błyskawica dzieli ich na nowo

ucieczka od demonów duszy i sumienia nic nie da
jeśli nie staniesz się jednym z nich

***
jest we mnie sprzeczność
otwarta rana, która
czasam tchnie spokojem
ziejąc ogniem niekiedy

***
ubywa mnie gdy innym coś daję, a jednocześnie
cudzymi darami odbudowywuję te ubytki
"kamień odrzucony przez budujących, stał się kamieniem węgielnym"
podstawą, na której zbudowano wiarę nową
a choć niedaleko pada jabłko od jabłoni
lub gruszka od wierzby
na wpół przegniłe są niektóre

***
oto noc wyszła ze mnie
i głębszym zajaśniała cieniem
smutne są słowa, smutniejsze milczenie
gdy kur zapieje
lecz mimo to - ostałaś się skało

***
kamień
spadł mi z serca
tyle, że
na nogę
niby śmieszne
ale jednak coś w tym jest
ulga nowe dająca okowy

***
od kilku dni krew
chodzi za mną
czasem
pod postacią śmierci
krew
która nie chce zastygnąć

***
są to zapiski nocy,
i dni,
które były nocami
i nimi pozostały,
a mrok,
był moim przewodnikiem pośród ciemności

i nawet płaczu już tu nie słychać,
tu, gdzie cisza
dwoni ci w uszach kościołem
i chwyta
,
pazurami za gardło


MOJE MAŁE WĘDRÓWKI

czasami w swych wędrówkach
zapuszczam się daleko
poza drugą stronę
oddzieloną niewidzialną nicią
pajęczej nienawiści
przekraczam ją bez lęku
moje nagie stopy niosą pewność
i drobniutkie kropelki krwi
jak rosę - wysłnie
lęk przyjdzie później
kiedy świat spłonie w ogniu
spadających gwiazd
i tak wczorajsza myśl
przeprowadziła się na stałe
do mojej głowy
powiesiła płaszcz w przedpokoju
zrobiła sobie herbatę i kanapki
i położyła się wygodnie
przed telewizorem
w którym ogląda burzę mózgu
myślę że po pewnym czasie
zacznie mnie prześladować
myśl
że będę potępiony

***
gdzieś po kątach
za piecem
w sieni
w ciemnym rogu
kuchennego klepiska
plątają się słowa
ku pamięci
zapisane na małych karteczkach
podpatrzone przy wędrówce
od oka do gardła
i zasłyszane w koronach drzew
lecz stracę je
i pożre je ogień
który musi płonąć
aby dom ten
nie stracił ciepła


ŚMIERTELNI

nie żyją
kwiaty obutą zdeptane stopą
jakże chciałbym
potrafić znów biegać boso

nie żyją
zwierzęta zestrzelone w locie
jakże chciałbym
móc przywrócić im skrzydła

nie żyją
ludzie zabijani mym słowem
jakże chciałbym
dobić rannych i umrzeć


TERYTORIUM

arena walk
narodzin i śmierci,
i przemijania.
Czyj chory umysł?
Tworzy dynastie po to
by pogrążyć je
w odmętach zapomnienia.
Skarlałe,
zdegenerowane
zatraciły pamięć
o dniach blasku i chwały
teraz toną,
a ust, zanurzających się
w cuchnącym szlamie pradziejów
nie poruszy:
wołanie,
szept,
oddech...

***
zerwane korzenie
nie pompują już życia
zwiastunem rychłej są śmierci

jeśli oderwać się chcesz
od swej istoty
odedrzyj pień z kory
i nie próbuj
ochlapać odrzwi
choćby kroplą krwi
baranka

***
wichry w mej duszy
parą
wyzierają przez usta
wyziębiając mi oddech

te usta,
na których smak pozostał
i trochę wonnych barw
w łazience, w pracy, tam
gdzie wezmę go z sobą


MOJE MAŁE BUNTY

przejść przez most
i spalić go
zatruć przebytą rzekę
pokalać swym cieniem
świętości ołtarzy
urągać Bogom i gwiazdom
spotkanych ludzi zostawić:
Samarytanina rzygającego miłością
z odciętą dłonią
a innych
ze śliną spływającą z policzka
zjeść owoce śmierci
i przeżyć
by ptaki
mogły jeść mi z ręki

***
świat zmysłów
cóż to za rozkosz:
świerzy poranek
ze słońcem w tle
ledwie rozbudzonym
o czerwonej twarzy
i śladami snu na policzkach
słońcem,
które zabija gwiazdy

słońce
- nie patrz na mnie
podobno jesteś życiem


MOJE MAŁE PRZEKLEŃSTWA

... hm
skoro tak,
dobrze
pójdę hen ...
gdzie wzrok
inne przyćmią blaski
lecz wam, niegodziwcy
siedmiomilowe buty
i madejowe łoże ...


KRESECZKI

moje ciało
jest moim pamiętnikiem,
czy widziałaś me blizny?
tak zapisuję to, co boli.

nie chcę zapomnieć,
naznaczyłem serce
i teraz
czuję każde uderzenie.

nadstaw głodnego ucha
oto przemawiają tej nocy
a każda szeptem
zdradza swą historię,
historię swego poczęcia.
i każda z nich -
- z bólu i z krwi,
- rany piekące oczyszczeniem
najłatwiej goją się
wypalone twym ogniem,
który karmi się słowami,
a który zdławić może jedynie
moje zimne milczenie


JA STOLARZ

dąb - cudowne drzewo życia
o konarach jak ramiona Atlasa
wzdychającego pod ciężarem niebios

wielki dąb o liściach jak dłonie
o gałązkach poznaczonych odchodami
ptactwa, któremu udziela schronienia

dąb, który niebo zamiatał
bujną kiścią rozwichrzonej czupryny
by, słońce żyć mogło

ten dąb potknąwszy się o człowieka
upadł dnia pewnego i
potoczył się pod nogi drwali

pozbawili go dłoni - przeżył, lecz przestał oddychać
pozbawili go rąk - przeżył, lecz nie dawał cienia
zabrali mu życie jego - podziemne krety
umarł
w końcu
poćwiartowali jego ciało

och, jakże pachnie jego drewno
pomarszczone słojami wieków i tak
przypominające życie

chyba właśnie dlatego
tak bardzo lubię
robić z niego trumny


N_I_G_H_T

a noc jest krwią
w której czerni zakrzepłej
błyszczą gwiazdy - zgasłe żywota
swiętych i morderców pospołu
które z nich matowym lśnią blaskiem?

ileż można czerpać kamieni z ciebie
w które zastygasz
do budowy kurhanów nowym gwiazdom
które żyją jeszcze ze skałą w piersi

i my spoglądając w niebo
pójdźmy tą drogą
oby ciernie omijały nasze stopy
a chłosta gałęzi twarze

i tylko czasem rozpuszczając noc
włosami co z ramion na ziemię
spływa z niej krwawy deszcz
skąpani w nim!
czy ujrzycie wschód słońca?


SMUTEK

nie zna blasku
przegląda się świat
uśmiecha się przez sen złośliwie i
mruczy niezrozumiałe przekleństwa

jak dobrze jest wisieć
spokojnie wisieć i patrzeć
i tulić
szczerzący ostre ząbki pysk
między skrzydły

jak dobrze być nim
śnić mroczne wizję o
ucztach i zabijaniu
uśmiechać się przez sen złośliwie
i nasłuchiwać
kwilenia przerażonej zwierzyny
i wiedzieć
och, jak dobrze jest wiedzieć
że ujść
nie zdoła


1. i co? - czekam na odpowiedź!


NETAH
e-mail: andrzej@blachprofil2.com.pl




Ucieczka z piekla - ksiazka on-line

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName