|

"OPOWIADANIE"
- "20 maja. Leżałem przykryty kocem, niezdolny do jakiegokolwiek działania, oprócz myślenia o tym, co było i o tym, co będzie. Patrzyłem wciąż na szary zaczadzony sufit i miałem wielką nadzieję, że coś się stanie, bo nie miałem siły by zrobić cokolwiek. Przemykały wspomnienia i rozmowy minionego dnia. Czekałem na coś, co się stanie. Czekałem tak i czekałem już dosyć długo, lecz nic się nie działo. Zegar, którego tak nie lubiłem, tykał tylko miarowo. Rozdzierał ciszę niczym kolejne uderzenia siekiery, bo po kilku słabszych tknięciach następowało jedno lub dwa mocniejsze, które całkowicie wytrącały mnie z równowagi. Nic oprócz niego.
W miarę upływu czasu dochodziły do mnie kolejne dźwięki: ktoś piłował drewno piłą motorową, w pokoju gościnnym chodził telewizor. Na razie jeszcze nie słyszałem nic więcej. Być może, gdybym się bardzo postarał, mógłbym usłyszeć w tej "ciszy" coś jeszcze. Na przykład brzęczenie muchy: ja i mucha, dwie odmienne istoty, bardzo ciekawe towarzystwo do rozmowy.
Przypomniałem sobie, jak gładziłem włosy ostatnio poznanej dziewczyny; wyjątkowa, wspaniała, mogłem znaleźć wiele określeń, ale nie oddałyby one tego, co miałem w pamięci. Bardzo chciałem być wtedy z nią, ale nic się nie stało. Nie było sensu mieć nadziei, że coś się stanie, ponieważ nic na to nie wskazywało. W tej sytuacji zostało mi tylko myślenie o tym, co było i o tym co będzie, ponieważ nie byłem zdolny do jakiegokolwiek działania. Zapis chwili, dwudziestego, dwudziestego maja."
- To wszystko?
- Tak.
- Takie sobie - powiedział Przemek. - Właściwie to nie jest opowiadanie, to jest raczej kartka z pamiętnika.
- Może, ale to nie znaczy, że nie może być opowiadaniem. - odpowiedział zaczepnie Piotr.
- No dobra, ale o co w tym w ogóle chodzi? Przecież w tym nie ma żadnego morału, czy chociażby akcji.
- A ja ci mówię, że jest - odpowiedział z naciskiem Piotr. Miał długie, brązowe, zawijające się i opadające na plecy włosy. Jego brwi prawie się łączyły, usta miał raczej zwyczajne, na pewno nie mógłby jeść szparagów w poprzek. Teraz, gdy siedział na łóżku naprzeciwko Przemka i podkreślał słowa zdecydowanym ruchem głowy, widać było, że jest pewny siebie. Widać było też, że cieszy się z odpowiedzi Przemka, bo teraz mógł wykazać, że ten się myli. Jednak mimo tej nieskrywanej radości w głosie, jego wzrok był pusty, niebieskie oczy patrzące na Przemka spoza okularów nie przedstawiały żadnych uczuć. Był jakby nieobecny, będący myślami w swoim własnym świecie.
- Wytłumacz mi to bliżej - powiedział Przemek z lekką irytacją w głosie.
- Widzisz, ktoś piłuje drzewo, brzęczy mucha...
- Dobrze, ale przecież później piszesz, że nic się nie dzieje, więc jak to jest? - przerwał gwałtownie Przemek.
- To po prostu dualizm, podwójność świata. Wydaje ci się, że nic się nie dzieje, ale nie, coś szumi, coś tyka.
- Niech ci będzie, trochę to wydumane. Ale po co o tym pisać? - rzekł Przemek.
- Stój! To jest opowiadanie o czymś innym - w głosie Piotra czuć było narastające podniecenie. - Ten dualizm to tylko tło dla morału tego opowiadania, może trochę dziwne, jeśli wziąć pod uwagę samą puentę.
- No dobra, ale powiedz wreszcie, jaka jest
- ta puenta, o co właściwie chodzi? - zapytał Przemek z niecierpliwością i ciekawością w głosie. Jego brązowe oczy wyrażały ciekawość człowieka, który za chwilę pozna jakąś wielką tajemnicę. Długie proste i czarne włosy zwisały dotykając kolan. Siedział pochylony w skupieniu, tyłem do biurka, a przodem do Piotra. Zmarszczki na jego czole wskazywały na maksymalną koncentrację uwagi. Cała jego postać wyglądała teraz jak gepard szykujący się do skoku.
- To proste! Nic się samo nie dzieje, nie ma sensu czekać na coś, co się stanie bez udziału naszej woli, czy przy naszym małym wysiłku. Trzeba brać sprawy w swoje ręce, bo inaczej niczego się nie osiągnie - powiedział Piotr. Wyglądał teraz jak wódz ogłaszający zwycięstwo swoich wojsk.
- Tylko tyle? Przecież to oczywiste, po co o tym pisać? - powiedział z rozczarowaniem Przemek.
- Tak ci się wydaje? Nie dla wszystkich jest to takie oczywiste. Nie wydaje ci się, że czasami ludzie nic nie robią, tylko czekają nie wiadomo na co?
- Chyba masz rację. Czasami widzę tęskne wzroki niektórych dziewczyn w kierunku jakiegoś chłopaka, czy choćby w moim. Inna sprawa, że zazwyczaj to kaszaloty i bardzo dobrze, że nic nie
- próbują, bo by się tylko chłopak niepotrzebnie denerwował, a tak każdy wie jak jest.
- Myślałem raczej o czymś innym, to chyba nie jest najlepszy przykład.
- A ja ci mówię, że dobry - Przemek konsekwentnie wykładał swoje poglądy, kiedy podchwycił temat, to musiał się wygadać, nie było innej rady. - Sam tak czasem robię, nie startuję rzecz jasna do gęsto obleganych dziewczyn, bo nie miałbym szans, ale czasami gdy podoba mi się jakaś zwykła, nie żeby brzydka, to mam jakieś dziwne opory, nie podejdę, nie zagadam, bo peniam nie wiem czego...
- Może porozmawiamy o czymś innym? - przerwał zdecydowanie Piotr. Potok słów, jakim zalewał go przyjaciel, nie działał na niego zbyt dobrze, na jego twarzy malowało się znudzenie.
- Dobrze, właściwie to już skończyłem.
Siedzieli chwilę w milczeniu. Piotr oparł głowę na ręce i intensywnie o czymś myślał. Przemek w tym czasie rozglądał się po pokoju. Siedział za biurkiem, a naprzeciwko niego wisiały półki z książkami i jakimiś rupieciami: baterie, kasety, mały śmietnik, zegarek. Siedział teraz tyłem do Piotra, gdy spojrzał za siebie, zobaczył jeszcze jedną dużą, wiszącą półkę. Były na niej książki, kasety i dwa głośniki. Nad prawym głośnikiem widać było wylot rury przenoszącej ciepłe powietrze z piecyka. Kiedyś rura się wypalała, co zostawiło ślad w postaci sadzy na suficie, rozmazanej później przy próbie wyczyszczenia go. Dzięki rozmazanej sadzy sufit był szary, w różnych miejscach miał różne odcienie szarości, od czerni do białości. Sprawiało to dosyć dziwne wrażenie, dla gości barwy sufitu były na pierwszy rzut oka niezrozumiałe.
- Masz zadanie z matmy? - zapytał nagle Przemek.
- Nie, ale zrobię, dam ci w szkole. - odpowiedział Piotr.
- Dzięki.
- Mógłbyś czasem sam zrobić lekcje, zamiast ciągle przepisywać - w tonie głosu Piotra nie było gniewu, raczej była to dobra rada, on sam często przepisywał z czyichś zeszytów.
- Nie chce mi się - odpowiedział Przemek. - Wiesz co? Nie pisz już więcej takich opowiadań.
- Dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem Piotr.
- Szkoda czasu, ludzie nie rozumieją takich opowiadań, wolą coś o miłości, seksie i przemocy. Takie rzeczy mają wzięcie. Znam gościa, który przeczytał wszystkie części "Conana".
- Że też ludziom się chce - powiedział Piotr z pewnym smutkiem i politowaniem w głosie.
- Chce się, chce, bo nad tym nie trzeba się zastanawiać. Dobrze ci radzę, pisz to, co ludzie chcą czytać, a nie jakieś tam ambitne teksty, z tego się nie utrzymasz - Przemek powiedział to tak, jakby był to truizm i jakby dziwił się, że Piotr napisał swoje opowiadanie.
- No dobrze, ale jeśli ja nie będę pisał takich rzeczy, to kto to będzie robił?
- Nie wiem, może nikt, a może jakiś inny frajer.
- Czemu zaraz frajer?
- Daj spokój, teraz liczy się tylko forsa. Nie ma forsy - nie ma jedzenia, kumasz?
- Rozumiem, ale inaczej na to patrzę.
- Patrz sobie jak chcesz, ja powiedziałem, co miałem do powiedzenia, muszę lecieć.
- Nie idź jeszcze - powiedział Piotr z prośbą w głosie.
- Sorry, stary, ale umówiłem się z dziewczyną na 1800 i nie mogę się spóźnić.
- Umówiłeś się z Martą?
- Nie z Anką.
- Przecież jeszcze dwa dni temu byłeś z Martą i wyglądaliście, jakby było wam dobrze razem - Powiedział Piotr ze zdziwieniem.
- Wiem - rzekł Przemek - ale wiesz jak to jest, nie ogląda się dwa razy tego samego filmu, kumasz? Cześć, trzymaj się, ja lecę.
- Cześć - powiedział Piotr i usiadł przy biurku. Gdy Przemek wyszedł, Piotr wstał, położył się na łóżku i przykrył kocem, niezdolny do jakiegokolwiek działania.
Kłamca
e-mail: klamca1@poczta.wp.pl

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName |
|