Dziewczynka z zapalniczką
Działo się to w bardzo, bardzo dawnych czasach. Była wigilia Bożego Narodzenia. Mała dziewczynka, która pochodziła z biednej rodziny, musiała iść na ulicę sprzedawać tandetne zapalniczki, aby mieć na jedzenie. Wyszła z domu, i ruszyła na swoim góralu w stronę budynku ZUS-u. Mijała wiele domów, sklepów i fabryk, aż dotarła na swoje ulubione miejsce. W tamtych czasach nie było jeszcze pieców, więc dziewczynka otuliła się bluzą Nike, zawiązała swoje Vans-y i rozłożyła swój towar. Następnie napisała długopisem na papeterii: 10 Euro sztuka. + 22% VAT 12.2 Euro
Tymczasem pewien biznesmen, który lubił robić ludziom niespodzianki, dowiedział się od kumpla, że pod ZUS-em często stoi biedna dziewczynka z tandetnymi zapalniczkami. Wsiadł więc czym prędzej do swojego pojazdu. Mijał wszystkie wozy, karety itp., a po chwili zaparkował swoim BMW przy budynku ZUS-u. Rzeczywiście, biedna, mała dziewczynka siedziała pod budynkiem, dygocąc z zimna i strachu. A biznesmen wysiadł z BMW, skończył rozmawiać przez komórkę i zbliżył się do dziewczynki.
- Zimno... - powiedział
- Taaa... - jęknęła dziewczynka
Cisza.
- Chciałabyś mieć dużo kasy, prawda?
- No... Byłoby cool.
- Mam więc dla ciebie niespodziankę!
- Git! Jaką? - zapytała z ciekawością dziewczynka
- A, to niespodzianka!
- Wiem, że niespodzianka, ale jaka!
- Poczekaj, na razie nie mogę powiedzieć.
Dziewczynka się wkurzyła, przystawiła spluwę biznesmenowi do głowy i wycedziła przez zęby:
- Gadaj, wymoczku, bo inaczej... Nie chcesz wiedzieć!
- eeh, ah...sure...eee...tzn. pewnie, ale odłóż tą pukawkę, OK?
Dziewczynka schowała broń, a biznesmen odetchnął z ulgą.
- No więc tak - zaczął - mam tu zapalniczkę BIC-a, a nie jakieś tam tandety. Jeżeli uda ci się ją roztłuc, to jesteś bogata.
- Prościzna - rzekła pewnie dziewczynka
Ale jak na złość, głupia zapalniczka nie chciała się rozwalić! W końcu dziewczynka się wkurzyła i wyciągnęła Uzi.
- Za trudne. Wymyśl coś łatwiejszego, mięczaku.
No więc biznesmen wymyślił.
- Jeżeli przy pomocy tej zapalniczki sprawisz, że ludzie widząc cię będą klękać i błagać cię o litość, to masz fortunę.
Dziewczynka uśmiechnęła się jakoś dziwacznie, ale biznesmen nic nie podejrzewał. Nawet, gdy wyniosła ze sklepu cztery kanistry benzyny.
Już po kilku minutach słychać było krzyki niewinnych ludzi. Potem robiło się tam jasno i przyjeżdżała straż pożarna...
W nocy cała okolica była już pomarańczowa i biło od niej milutkie ciepełko. Rano wszyscy błagali dziewczynkę o litość.
- Nie - biznesmen wyraził się krótko - za dużo chamstwa.
Już po chwili w rękach dziewczynki znalazł się Kałasznikow. Już miała nacisnąć spust, kiedy biznesmen... znikł. Tak po prostu.
- Co jest do diaska? - powiedziała zdenerwowana dziewczynka
- Ha ha ha! To był hologram! - zaśmiał się biznesmen i zanim dziewczynka zrobiła cokolwiek, on już miał ją związaną.
- Teraz na policję!
Szli, szli, szli, metry, kilometry, mile... Przez pola, lasy, rzeki... A to wszystko przez to, że biznesmen zapomniał zabrać Merca.
Już po tygodniu drogi zauważyli niepokojąco wzrastającą ilość śniegu.
- Hey, what's that? - biznesmen nie ukrywał zdziwienia
Kilkanaście mil dalej pojawili się pierwsi Eskimosi, pierwsze igle... Tak. Trochę się zapędzili, byli na Antarktydzie.
- Johumi ber skare kostra? - zapytał biznesmen w języku Eskimosów
- Że co? - odpowiedzieli chórkiem Eskimosi
- A więc mówicie po polsku. Bajera. A więc czy nie macie jakiegoś pojazdu, którym moglibyśmy wrócić do Polski?
- Mamy motor śnieżny.
- Ok, będziemy na nim jechać, dopóki jest śnieg, potem złapiemy prom.
Biznesmen kupił motor i popędzili w stronę Polski.
Jadą, jadą, jadą... Koniec śniegu. Jadą dalej. Iskier coraz więcej. Okrążyli cały świat, w Polsce już byli, ale nie zatrzymali się. A to dlatego, że biznesmen nie wiedział, jak wyłączyć tę machinę. A wystarczyło przekręcić kluczyk...
W końcu biznesmenowi przyszedł do głowy ten pomysł. Dojechali do Polski i zatrzymali się. Biznesmen wziął dziewczynkę zawiniętą w sznurki pod pachę i zaczął iść w stronę posterunku. Pytającym się ludziom odpowiadał, że niesie baleron na targ.
- Duuuuży! - mówili ludzie
Biznesmen dotarł w końcu do posterunku, ale ciągle maszerował próbując chyba wbić się w ścianę posterunku. Dopiero groźny ryk posterunkowego wyrwał go z transu.
- Czego? - zapytał posterunkowy - gdzie z tym baleronem?
- To nie baleron, to dziewczynka.
Posterunkowy przyjrzał się jej i rzekł.
- Czemu ją tak męczysz? - powiedział nie zadowolony, że nie skosztuje baleronu posterunkowy
- Dlatego, że...
I biznesmen opowiedział całą historię.
- Nie - pisnęła dziewczynka
- Puść ją, durniu! - rzekł posterunkowym, a następnie zwrócił się do dziewczynki:
- Opowiedz swoją wersję.
Dziewczynka zmyśliła jakąś historyjkę o niby jakimś porwaniu, czy co...
- Chyba jej pan nie wierzy!
- 5 lat więzienia w zawieszeniu plus 500.000.000 Euro odszkodowania dla rodziny dziewczynki - głos sędziego aż przestraszył biedaka.
- Ale...
- Bez żadnych ale.
- Ale mamo...
- Nie wygłupiaj się, bo będzie 700.000.000 Euro odszkodowania
- Ale Józek, no! - biznesmen ze złości gadał, co mu na myśl wpadło
- Sam tego chciałeś. 700.000.000 Euro odszkodowania dla rodziny dziewczynki!
Teraz biznesmen ożył. Pomyślał sobie, że już nikomu nigdy nie pomoże. Wściekły opuścił salę, kupił pierwszy lepszy wóz (Porshe, a na wszelki wypadek Ferrari) i z piskiem opon ruszył w stronę swojej rodzinnej miejscowości...
THE END
Teraz na scenę wyszli aktorzy. Rozległy się oklaski, ale dziadek tego już nie oglądał, tylko zamknął książkę, pozamykał buzie wnukom i oddalił się w stronę swojej budy.
- Że co? - krzyknęli chórkiem dzieci, które dopiero teraz ocknęły się z głębokiego rozmyślania o czymś zupełnie innym, niż o opowieści.
TERAZ NAPRAWDĘ THE END
Początek artykułu

Copyright (c) 1999 - 2000 NoName |
|