Mechy
Opowiem Wam historię, która może się zdarzyć za kilka lat.
W roku 2005 wybuchła okrutna wojna - Trzecia Wojna Światowa. Trudno powiedzieć kto ją wywołał, wiadomo tylko że państwa północne walczyły przeciw południowym. Prawdopodobnie wszystko zaczęło się od zaatakowania Rosji przez Irak atakiem atomowym. Zginęło wtedy ponad 3 640 000 rosjan a o rannych w ogóle się nie mówiło. Atak trwał przez okres czterech dni i dopiero w dniu piątym Moskwa podjęła decyzję o kontrataku.
Na półkuli zachodniej w USA życie upływało tak, jak w latach 90-tych XX wieku; ludzie chodzili do pracy, dzieci i młodzież uczyli się w szkołach, natomiast politycy bez żadnych zahamowań ciągle wszystkich okłamywali. Teraz jednak coś się zaczynało zmieniać. Najpierw Kuba ostrzelała ze swych wielkich krążowników Florydę (swoją drogą to ciekawe skąd Kuba wzięła okręty), a w tydzień później Brazylia wykonała nalot bombowy na Los Angeles. Stany Zjednoczone podjęły właściwe kroki i ogłosiły stan bojowej gotowości.
2 marca 2005 roku - tej daty nikt w ciągu najbliższych lat nie zapomni. Właśnie w tym dniu ogłoszono na całym świecie początek nowej wojny. Państwa Ameryki Południowej, Afryki oraz Bliskiego Wschodu wypowiedziały wojnę EuroAzji i państwom Ameryki północnej. Jednynie Australia zachowała neutralność i nie zamierzała w najmniejszym nawet stopniu angażować się w wojnę.
* * * * * * * * * *
9 czerwca 2005 roku - Sydney, Australia.
Kobalt wstał dziś wcześnie. Był umówiony z kapitanem na partyjkę szachów. Szybko się ubrał, zjadł śniadanie i już miał wyjść, kiedy zadzwonił videofon. Na ekranie pojawił się kapitan Lopez z miną raczej wściekłą lecz z niezłym skutkiem maskowaną przez ironiczny uśmiech.
- Sierżancie Kobalt, macie się za kwadrans stawić u mnie w gabinecie - wrzasnął kapitan tak, że Kobalt aż podskoczył
- Jeśli można, chciałbym się zapytać w jakiej sprawie. Czyżby partyjka szachów była już nieaktualna?
- Sierżancie! Ja wam zaraz dam partyjkę! Czy wy zawsze myślicie tylko o przyjemnościach? Jazda do samochodu i za chwilę jesteście u mnie! Wykonać!
Teraz Kobalt się wystraszył nie na żarty. Nigdy wcześniej nie widział Lopeza takiego rozwścieczonego, no, może jedynie wtedy, gdy w barze pewien Francuz wylał mu na mundur kufel piwa. Postanowił więc nie zwlekać, wsiadł do swojego jeepa i ruszył w stronę koszar.
Sierżant do koszar przyjechał oczywiście o jakieś pięć minut za późno i z tego powodu już po wyjściu z wozu, nieźle oberwał po uszach od kapitana. Mimo tego, kapitan Lopez starał się udawać, że jest w dobrym humorze i grzecznie zaprosił Kobalta do swojego gabinetu, gdzie w fotelu siedziała przepiękna kobieta w mundurze.
- Witam, sierżancie Kobalt. Jestem generał Karla. Dowodzę piątym oddziałem mechów - przemówiła piękna istota.
- Dzień dobry pani generał, miło panią poznać - odpowiedział zaskoczony Kobalt, który nigdy by się nie spodziewał, że taka piękna istota mogła by służyć w wojsku.
- Pani generał przyjechała do naszego oddziału z pewną propozycją - rozpoczął trochę już spokojniejszy kapitan - mam nadzieję że się zgodzicie, tym bardziej że jest to bardzo dobrze płatna propozycja.
Kobalt chciał coś powiedzieć, jednak nie mógł z siebie wydusić ani jednego nędznego słowa. Mimo tego czuł się nieźle, zwłaszcza, że teraz przemówiła pięknym głosem Karla:
- Żołnierzu. Służycie w naszej armii od 12 lat, macie już na karku 30-tkę a z opowiadań oficerów wnioskuję, że jesteście w tym oddziale najlepsi. Wiem też, że jesteście lojalni i potraficie zachować największe tajemnice, z tego powodu składam wam propozycję przejścia z 11 jednostki lotniczej w Sydney do piątej elitarnej jednostki mechów w Hobart. Będziecie dostawali za służę miesięcznie 120 tysięcy dolarów. Prócz tego, w ciągu roku dostaniecie miesięczną przepustkę na wypady do miasta. Zgadzacie się?
Teraz dopiero w mózgu Kobalta zaczęło się kotlić. Dlaczego akurat on? Czemu za służbę proponują tak wysoki żołd? Co to za mechy? Czyżby jakiś kryptonim? Mimo tych pytań, chęć uzyskania miesięcznej przepustki zwyciężyła nad niepewnością i po minucie Kobalt się zgodził.
* * * * * * * * * *
Dwa dni później sierżant siedział wygodnie wtopiony w siedzenie nowiutkiego Ferrari 2003K, jednak nie w roli kierowcy, tylko pasażera, kierowcą bowiem była pani generał Karla. Kierowali się w stronę Hobart - wyspy okrytej mgłą tajemnicy i powłoką mitów tak strasznych, że dorośli bali się straszyć swe pociechy aby nie dostały urazu psychicznego. Podróż trwała cały dzień, mimo iż ten model Ferrari osiągał prędkość nawet 350 km/godz. Opóźnienie spowodował prom, który miał awarię silników i z tego powodu nie przypłynął do portu na czas. Podczas przepływu przez Cieśninę Bassa, w głowie Kobalta znów zaczynały powstawać nowe pytania. Kiedyś słyszał, że na wyspie dzieją się dziwne rzeczy; nieraz widziano ogromne sylwetki 12 metrowych ludzi, tak wielkich, że widać ich było z odległości dwóch kilometrów. Wychodzili oni tylko w nocy i strzelali do siebie z tajemniczych broni. W dzień mieszkańcy okolicznych wsi, wymieniali między sobą nowe spostrzeżenia i przy okazji dodawali kilka słów od siebie, tworząc różne straszne historie. Czy opowieści są prawdziwe? Ile w nich jest prawdy a ile fantazji? Tak. Te opowieści do końca podróży nie dawały spokoju Kobaltowi. Wreszcie po kilku godzinach dotarli do celu.
* * * * * * * * * *
Koszary w Hobart niczym się nie wyróżniały; oto kilka hangarów stojących obok siebie, żołnierze biegający dookoła nich z pełnym wyposażeniem bojowym. Obok ostatniego hangaru znajdowało się pięć dwupiętrowych budynków, przeznaczonych jako kwatery pilotów. Całość była otoczona trzy metrowym drutem kolczastym, prawdopodobnie pod napięciem.
Kobalt powoli się rozglądał. Wszystko wokół wyglądało znajomo, czuł się więc jak w koszarach w Sydney. Karla zaprowadziła Kobalta do jego kwatery i gdy tylko przybyli na miejsce, opuściła go. Sierżant dokładnie obejrzał swój pokój; wygodne łóżko, szafka wojskowa i ... własna łazienka. Zadowolony zaczął rozpakowywać walizki, gdy nagle w jego drzwiach pojawiła się nowa postać.
- Dzień dobry sierżancie - zawołał nieznajomy - jestem pułkownik Louis, od dzisiaj będziemy sąsiadami, bo mieszkam obok
- Witam pułkowniku - odezwał się zaskoczony Kobalt - bardzo mi miło pułkownika poznać
- Na początek chciałbym coś wyjaśnić. U nas w oddziale mówimy sobie po imieniu a tytułów używamy tylko w obecności zwierzchników, więc mów mi Louis, dobrze?
- Skoro tak trzeba, to zgoda - kiwnął głową Kobalt
- Jak będziesz miał jakieś pytania lub będziesz coś potrzebował, to jestem obok w swoim pokoju - zaproponował Louis i wyszedł z pokoju
Kobalt rozwalił się na łóżku i zaczął rozmyślać nad swoją sytuacją. Cieszył się, że zmienił wreszcie miejsce stałego pobytu, będzie dostawał kawał szmalu oraz raz na rok miesiąc urlopu. Nie mógł jednak pojąć czemu zwykła służba w lotnictwie jest tak dobrze płatna. Rozmyślania trwały by na pewno z godzinę, lecz do pokoju wpadła dobrze znana osoba - Karla.
- No, Kobalt. Zapraszam do baru, musicie tam poznać swoich towarzyszy broni. Napijemy się piwa i zjemy pyszny obiadek - zaproponowała
- Jestem trochę zmęczony podróżą, lecz dla tak pięknej istoty mogę iść nawet do baru w piekle - odpowiedział żartobliwie Kobalt
Po dwóch minutach oboje siedzieli w barze jedząc frytki i popijając piwem.
- Sierżancie, przedstawiam wam Johansona. Jest on tutaj głównym mechanikiem naszych maszyn bojowych, to po prostu złota rączka - rozpoczęła Karla
- Zgadza się. Dzięki mnie większość złomu jest jeszcze w stanie walczyć i nie raz wraca z boju nawet nie draśnięta - rzekł Johanson
- A ten, przy ruletce to Joshi - kontynuowała Karla - Joshi jest Japończykiem i świetnie się zna na materiałach wybuchowych. Kiedyś w Japonii rozbroił w ambasadzie Amerykańskiej bombę, która miała zabić ambasadora
- A tamten samotnik przy stoliku w kącie, to kto? - zapytał zaciekawiony Kobalt
- To Michael. Jak zauważyłeś, rzeczywiście jest samotnikiem. Rzadko z kimś rozmawia, lecz w walce nie raz ratował mniej doświadczonych pilotów. Poza tym znakomicie się zna na elektronice i czasem pomaga Johansonowi w naprawie komputerów pokładowych. Jeśli już o nim mówimy, to staraj się go nie zaczepiać, strasznie tego nie lubi. Jeśli masz do niego sprawę, załatwiaj ją przez Johansona. Ostatnią osobą wartą uwagi jest Diego - brat bliźniak Louisa, który jest twoim sąsiadem.
- Tak, Louisa już zdążyłem poznać. To on mi powiedział, że tutaj prawie wszyscy mówią sobie po imieniu.
- Zgadza się. Chociaż należę do grupy zwierzchników, także staram się nie używać tytułów. Tutaj wszyscy walczymy jak jeden mąż i jesteśmy sobie równi. Ale wróćmy do Diego i Louisa. Otóż są oni do siebie bardzo podobni, co powoduje często śmieszne sytuacje. Oboje są bardzo waleczni a ich ulubioną bronią są rakiety kierowane radarowo. Marny jest los ofiary, którą dopadną, ponieważ walczą zespołowo.
Po tej miłej pogawędce skończyli jeść i poszli sobie pograć w bilard. Kobalt kiedyś był znakomitym graczem, lecz jego przeciwniczka dała mu do zrozumienia, że to przeszłość.
Po kilku godzinach zabawy, Karla zaproponowała spacer dookoła koszar, lecz po kwadransie spaceru zaczął padać ulewny deszcz i oboje schronili się w jej pokoju.
- Ładnie sobie mieszkasz, pani generał - zażartował Kobalt - sprzęt kwadrofoniczny, płyty wizyjne i to wielkie łóżko wodne
- Chcesz, to je zaraz wypróbujemy - odparła atak Karla i rzuciła się na łóżko ciągnąc za sobą zdziwionego Kobalta
- Ależ Karlo! Co... - coś chciał powiedzieć sierżant, lecz Karla wpiła się swoimi ustami w jego usta i z tego powodu Kobalt nie dokończył
- Zamknij się, to rozkaz! - wrzasnęła Karla - widziałam jak na mnie patrzysz. Jesteśmy sobie przeznaczeni i tego nic nie zmieni.
Tu nastąpiły sceny, których można się łatwo domyślić. Kobalt był zaskoczony rozwojem sytuacji, lecz nie protestował przeciw miłosnym igraszkom. Karla natomiast zdawała się być doskonale poinformowana w tych sprawach i inicjatywa wciąż pozostawała w jej rękach. Po tym wszystkim Kobalt nie wrócił na noc do swojego pokoju, lecz zasnął w pokoju cudownej kobiety, która od tej chwili stała się dla niego najwspanialszą istotą na świecie.
* * * * * * * * * *
Kobalt obudził się. Usłyszał jakieś strzały. Spojrzał na zegarek, był kwadrans po pierwszej. Ubrał mundur i wybiegł na plac apelowy. Przerażające strzały dobiegały od strony północnej. Rozejrzał się dokoła, dopadł pierwszego lepszego jeepa i ruszył w kierunku strzałów. Przejechał jakieś 10 kilometrówi znalazł się na pustyni. Gdy na horyzoncie ujrzał ogromne postacie zatrzymał samochód. Dalszą drogę postanowił przebyć pieszo. Skierował się w kierunkudziwnych postaci lecz zauważył, że i one kierują się powoli w jego stronę, wpadł więc na pomysł ukrycia się za wydmą i obserwowania sytuacji z ukrycia. Wielkie istoty wciąż się zbliżały, lecz co kilkadziesiąt sekunt oddawały do siebie serię strzałów z nieznanej Kobaltowi broni. Po kilku minutach Kobalt mógł ocenić wzrost istot na jakieś 10 do 12 metrów. Starał się też dojrzeć ich twarze, lecz noc była wyjątkowo ciemna aby tego dokonać. Kobalt tak leżał jeszcze kilka minut, gdy nagle kilka metrów od niego wybuchł jakiś pocisk. Tak. Tego nie można było zlekceważyć. Istoty na pewno go zauważyły i chcą go zabić. Kobalt opuścił kryjówkę i postanowił dobiec do jeepa i nim dalej uciekać. Biegł jakieś pół minuty lecz oprawcy prawie go dogonili. Gdy chciał sprawdzić jak daleko im uciekł, jednego z nich ujrzał kilka metrów od siebie. Zatrzymał się więc, spojrzał w górę w oczy istoty i ... ze strachu zemdlał.
* * * * * * * * * *
Było już prawie południe. Zamknięty swoim pokoju Kobalt powoli dochodził do siebie. Pamiętał nocne wydarzenie lecz nie był w stanie wyjaśnić tego zjawiska. Nie mógł też wydedukować w jaki sposób znalazł się w swoim pokoju, czyżby to wszystko było snem? Wstał z łóżka i skorzystał z łazienki; wyglądał okropnie, jakby przejechał po nim radziecki czołg. W ciągu pół godziny udało mu się zmienić swój wygląd na znacznie lepszy, co graniczyło z cudem. Gdy przystępował do modelowania swojej fryzury, do pokoju wpadła Karla.
- Gdzieś ty się włóczył, wszędzie cię szukałam! - wrzasnęła - za pół godziny mam cię zaznajomić z twoją rolą w bazie
- Karlo, nie krzycz! - postanowił bronić się Kobalt - Nie wiem co się tutaj dzieje, ale przysięgam ci, że się dowiem i zrobię w rządzie aferę!
- Jaką aferę? To ty sobie chodzisz gdzie chcesz i w końcu nie wiem, gdzie cię szukać. Zbieraj się! Niedługo zobaczysz swoją maszynę i dowiesz się za co ci płacą!
Tego nie trzeba było Kobaltowi powtarzać dwa razy. Jego ciekawość była silniejsza od jego samego, tak więc doprowadzenie swojego stanu do doskonałości potrwało tylko chwilę. Wyszli na zewnątrz budynku kierując się w stronę hangarów. Przeszli przez plac apelowy i stanęli przed jednym z nich. Hangar był zamknięty, lecz Kobalt już teraz wyobrażał sobie nowiutkiego biało-czarnego F-29, stojącego obok innych myśliwców. Uwielbiał latać i marzył aby zostać bohaterem wojennym, zwłaszcza, że na świecie trwa wielka wojna. Karla zastukała w drzwi hangaru, które po kilku sekundach zaczęły się powoli otwierać. Kobaltowi zaczęły z wrażenia drżeć ręce, gdyż domyślał się, że za chwilę ujrzy własną maszynę z jego imieniem na dziobie, lecz gdy drzwi hangaru odsłoniły jego zawartość twarz Kobalta zmieniła kolor na szary. Oto bowiem przed jego oczami ukazał się jeden z nocnych napastników, który w dzień wyglądał jeszcze straszniej.
- Hunter. Szturmowa odmiana mecha. Dziewięćdziesiąt mil na godzinę osiąga w cztery sekundy. Uzbrojony w dwa lasery dalekiego zasięgu, dwa lasery plazmowe i dwie wyrzutnie radarowo kierowanych rakiet średniego zasięgu. Posiada też jedno standardowe krótkodystansowe działko, które jest bardzo zabójcze dla ofiary, która podejdzie za blisko tego mecha - wyrecytowała z pamięci Karla, która jednak zauważyła, że coś jest z Kobaltem nie tak. Jeśli ci ten model nie odpowiada, możemy ci przydzielić inny. W naszej bazie znajduje się osiem modeli mechów, które mogą być indywidualnie skonfigurowane.
- Eeeee... - tylko tyle był w stanie wydusić z siebie Kobalt, który naprawdę był zaskoczony tym widokiem
- Sierżancie! Co jest z wami?! Kobalt, powiedz coś! - zaniepokoiła się nie na żarty Karla widząc, że teraz jego twarz zrobiła się niebiesko-zielona.
- Czy to jest maszyna bojowa? - zapytał z drżącym głosem Kobalt
- Tak. I to nie byle jaka maszyna - odpowiedziała uspokojona już Karla widząc, że Kobalt dochodzi do siebie
- Czy ja mam takim czymś walczyć? Przecież ja jestem pilotem! Piiiloooteem! Od zawsze latałem na myśliwcach, a ty teraz proponujesz, abym zasiadł za sterami takiego paskudztwa?
- Po pierwsze, to nie jest żadne paskudztwo tylko mech. Po drugie, płacimy ci za służbę w oddziale mechów a nie myśliwców. Jeśli chcesz, możesz zrezygnować a my poszukamy kogoś innego na twoje miejsce.
Trochę zdenerwowana Karla wyszła z hangaru, lecz wychodząc zdążyła jeszcze krzyknąć:
- Masz godzinę na oswojenie się z wyglądem swojej maszyny! Niedługo wrócę!
Kobalt po chwili namysłu postanowił, że nawet jeśli nie ma zamiaru kierować jakimś tam mechem, to przecież może go sobie dokładniej obejrzeć. Podszedł do machiny od strony frontowej i spojrzał w górę. Dwanaście metrów nad nim znajdowała się głowa mecha z przymocowanym do niej automatycznym działkiem maszynowym. Do obu ramion przymocowano po jednym laserze plazmowym, natomiast w miejscu, gdzie powinny znajdować się dłonie, znajdowały się dwa zwykłe działka laserowe. Dodatkowo na lewym ramieniu znajdował się zaczep na zasobniki rakiet, lecz teraz nie były doczepione. Kobalt mógłby tak jeszcze z kilkadziesiąt minut podziwiać swoją znienawidzoną maszynę, gdyby do hangaru nie wszedł Johanson.
- Hunter to piękna maszyna, jednak bardzo groźna dla wroga - rzekł mechanik
- F-29 też jest groźny. I co z tego? - odburknął sierżant
- Nie wiem, czy wiesz, że niektóre mechy także potrafią latać. A w walce są znacznie skuteczniejsze od samolotów. Mechy są uniwersalne; mogą walczyć na lądzie, nad wodą lub w powietrzu. Właśnie dlatego powstały. To duma Australii.
- Czemu w Sydney nikt o nich nie słyszał?
- Mechy są tajne. Nawet rząd o nich jeszcze nie wie, chociaż powstały z pieniędzy rządowych. Pracowało nad nimi kilku projektantów, naukowców i znanych wojskowych z kilku krajów. Teraz w naszej jednostce walczą najlepsi piloci z prawie całego świata.
- A dokładnie w jakim celu one powstały? - spytał bardzo zaciekawiony Kobalt
- Dowiesz się w swoim czasie. A teraz chodź do baru, tam czeka na ciebie Karla.
Obaj powoli wyszli z hangaru i skierowali się do baru. Po drodze mijało go kilka kolumn żołnierzy trenujących biegi w pełnym ekwipunku. Gdy weszli do baru, Karla siedziała już przy stoliku pod oknem.
- Siadajcie sierżancie - zaproponowała - wypijcie coś a potem idźcie do Louisa i jego brata, zostałeś wyzwany na pojedynek w bilarda.
- Może najpierw sobie pogram a potem się napiję - drażniąco odparł Kobalt i podszedł do stojącego przy stole bilardowym Louisa.
- Witam pana sierżanta! - wrzasnął Louis - pani generał powiedziała, że dobrze gracie, więc zaraz zobaczymy czy to prawda.
- No to zaczynajmy, bo muszę się jeszcze czegoś napić - odpowiedział ironicznie Kobalt i zaczęli grę.
Na początku Kobalt przegrywał, lecz później nadrobił straty i nabił sporo punktów.
- Kobalt, muszę was przeprosić za mojego brata. Dziś w nocy to on odpalił w twoją stronę pocisk.
- Ty gnoju! - wrzasnął Kobalt i rzucił się na Louisa - Oboje do mnie strzelaliście! Mogłem zginąć, czy ty o tym wiesz!?
- Kobalt, przestań! Myśleliśmy że to dzikie króliki i chcieliśmy zapolować sobie lecz natrafiliśmy na ciebie! - z trudem wydusił te słowa z siebie Louis
- No dobra. A kto mnie przytaszczył do mojego pokoju? - zapytał Kobalt jednocześnie przestając dusić swą ofiarę.
- Podobno Johanson, który coś o tym wspominał.
Kobalt zauważył, że Diego nawet nie pojawił się w barze. Pewnie w ostatniej chwili się wystraszył, że mu się oberwie za "polowanie na królika" i postanowił się na razie nie pokazywać. Podszedł do swojego stolika i usiadł obok pani generał.
- I jak? Wygraliście? - zapytała
- Nie było żadnej gry. To był trening - odpowiedział i zamówił trzy piwa w puszce.
Siedział tak może z jakieś dwie godziny, wypił wszystkie piwa i udał się na uspokajający spacerek wokół bazy. Po drodze spotkał Johansona, który na prośbę Kobalta opowiedział mu o tym, co się w nocy wydarzyło.
- Kobalt. Tej nocy gdy zabraliście jeepa, nie mogłem zasnąć i także udałem się na spacerek. Gdy zobaczyłem, że opuszczacie bazę, wziąłem motor i pojechałem za wami.
- Dlaczego nie słyszałem silnika motoru - zaciekawił się sierżant
- Ponieważ mój pojazd był wolniejszy od waszego i zgubiłem was po pewnym czasie. Jednak po jakiejś godzinie zobaczyłem jeepa i was leżącego niedaleko niego.
- Załadowałeś więc mnie i motor na samochód i tak oto znalazłem się w bazie?
- Zgadza się - jednak nie wiem co wyście robili na poligonie?
Ale Kobalt przeprosił Johansona i nie odpowiedział na to pytanie. Pospacerował tu i tam a wieczorem smacznie sobie chrapał w swojej kwaterze.
* * * * * * * * * *
Następnego dnia Karla zaprowadziła Kobalta do pomieszczenia treningowego dla pilotów. Była to hala cała wypełniona symulatorami mechów. Każdy symulator wyglądał jak mech bez "rąk" i "nóg" oraz bez uzbrojenia. Jednak po wejściu do kabiny, oczom pilota ukazywał się średniej wielkości kokpit, a w miejscu przedniej szyby ustawiony monitor doskonale udawał widok rzeczywisty. Tak więc gdy Kobalt wszedł do środka symulatora, czuł się jak w dawno niewidzianym samolocie. Karla dokładnie wytłumaczyła co się jak używa a następnie wyszła do sąsiedniego pomieszczenia znajdującego się przy hali. Kobalt założył na głowę hełm, chwycił do ręki drążek sterowy i w słuchawkach zamontowanych w hełmie usłyszał znajomy głos. Karla ustawiła walkę Kobalta z innymi pilotami znajdującymi się w sąsiednich symulatorach i co pewien czas Kobalt dostawał od niej ważne wskazówki. Po kilku godzinach walk, mógł się wreszcie poczuć jak prawdziwy pilot mecha.
- Uwaga! Czterej bandyci przed tobą - poinformowała Kobalta Karla
- Spoko, załatwię ich! - wrzasnął Kobalt teraz już pewny siebie
Dwóch bandytów odskoczyło na prawo a druga dwójka na lewo; chcieli go okrążyć.
- Kobalt, patrz na radar! - usłyszał w słuchawkach głos Karli - jak cię okrążą to marny twój los! Pamiętaj że możesz cały czas iść w jednym kierunku, a poprzez skręt tułowia możesz strzelać na boki - nadal pouczał go znajomy głos.
Kobalt ustawił kierunek ruchu na północ i skręcił lekko tłów w lewo, po czym w kierunku pierwszego celu odpalił serię rakiet. To wystarczyło do odcięcia wrogiemu mechowi nogi i zarazem do unieruchomienia jej. Drugi napastnik widząc klęskę swojego partnera odpalił w kierunku Kobalta serię pocisków dalekiego zasięgu.
- Wyłącz elektronikę! Rakiety sterowane radarowo kierują się promieniowaniem elektroniki celu - krzyknęła Karla
Kobalt tak zrobił. Wprawdzie jego mech zatrzymał się i stał się pozornie łatwym celem dla działek wroga, jednak rakiety lecące w jego stronę straciły go z sensorów i trafiły w ziemię.
Teraz Kobalt uruchomił swoją elektronikę i zaczął strzelać całą mocą wszystkimi działkami laserowymi.
- Uwaga! Przegrzanie systemów! - usłyszał głos komputera
Nie wiedział co robić. Nie mógł strzelać ponieważ mógł eksplodować reaktor.
- Sierżancie, podejdźcie na pięćdziesiąt metrów do celu i ostrzelajcie go z działek, one nie czerpią energii z reaktora, a po piętnastu sekundach lasery znów będą gotowe - pouczała Karla
Kobalt w ciągu pięciu sekund zbliżył się do wroga ze stu do pięćdziesięciu metrów i używając dwóch działek jakie miał podczepione odstrzelił mechowi najpierw jedno ramię z działkiem laserowym, potem drugie ramię z takim samym działkiem. Gdy systemy trochę ochłodziły się i miał zamiar znów strzelać z laserów, dwóch pozostałych napastników odpaliło w jego stronę po serii rakiet.
- Kobalt! To rakiety niekierowane więc unieś się na sto metrów do góry - Karla po raz kolejny pouczyła nowego pilota.
Kobalt uniósł się do góry i rakiety trafiły nie jego, lecz mecha, któremu przed chwilą odstrzelił dwa ramiona. Gdy wylądował na ziemi, po jednym strzale z lasera wrogi mech wybuchł.
- Tak trzymaj! - krzyknęła Karla - zostały ci tylko dwa cele. Pamiętaj że masz jeszcze dwa działka plazmowe; to takie kuliste świństwo, które zawiera w sobie dużą dawkę energii.
Kobalt postanowił wypróbować "kulki" i gdy wrogowie się do niego zbliżyli na jakieś dwadzieścia metrów, odpalił całą serię "kulek". Ujrzał przed sobą oślepiające światło i poczuł uderzenie energii w jego mecha.
- Krytyczne trafienie - głos komputera pokładowego był przerażający
- Cholera! Chyba dostałem! - wrzeszczał Kobalt - straciłem lasery!
- Zapomniałam ci powiedzieć, że plazmę powinieneś używać na odległościach większych niż trzydzieści metrów, w przeciwnym wypadku po trafieniu w cel niewielka ilość się od niego odbija i też obrywasz - Karla nie była teraz za bardzo zadowolona.
Mech w którego Kobalt strzelił plazmą też nie był bez obrażeń. Jego pancerz na reaktorze uległ uszkodzeniu i teraz brakowało kilku strzałów do jego eksplozji. Czujniki mecha Kobalta wykryły tę usterkę i po kilku strzałach z działek napastnik eksplodował.
Teraz został już ostatni mech, który postanowił uciekać za wzniesienie. Kobalt zatrzymał się, użył powiększenia celu i w jego stronę posłał cztery serie plazmy. Dwie pierwsze odstrzeliły lewą nogę, dwie następne drugą. Sytuacja została opanowana. Teraz pozostało jeszcze zniszczenie mecha numer jeden, który śmiesznie podskakiwał na jednej nodze. Strzał z daleka serią niekierowanych rakiet wysłał go do piekła.
- Misja wykonana. Możesz wyłączyć symulator - uradowana Karla pogratulowała świeżo upieczonemu pilotowi.
* * * * * * * * * *
Kwadrans później Kobalt i Karla siedzieli w barze omawiając szczegóły walki. Kobalt dowiedział się, że walczył z komputerem a nie z innymi pilotami siedzącymi w innych symulatorach, ponieważ komputer jest dla niego trochę łatwiejszym przeciwnikiem niż inni piloci. Sierżant był trochę zły, że nie dano mu spróbowować swoich sił w walce naprzykład z Luisem albo z Joshi, ale nic na to nie mógł poradzić. Siedział więc cicho jedząc rybę z frytkami i popijając Colą.
- Jutro wyruszamy na misję. Bierzemy pięć Marauderów i cztery Timber Wolfy. Będzie niezła zabawa - poinformowała Kobalta Karla.
- O ile się nie mylę, Maraudery to maszyny szturmowe a Timber Wolfy to prawie jak bombowce. Co to za misja, że potrzeba aż tak wielkiej siły ognia - zapytał zaciekawiony Kobalt.
- No dobra. Mogę ci teraz powiedzieć, do czego używamy naszych maszyn. Otóż jak już wiesz, Australia to oaza piratów, złodziei, terrorystów i innych typków spod ciemnej gwiazdy. Nasz oddział powstał po to, żeby oczyścić nasz kontynent z tych gagatków. Jutro wyruszamy na Pustynię Wiktorii, gdzie terroryści wybudowali swoją bazę. Naszym zadaniem będzie wysadzenie bazy w powietrze oraz likwidacja terrorystów - Karla powiedziała to spokojnym głosem, lecz Kobalt wyczuł w jej głosie lekki strach.
- Czy to bardzo niebezpieczne? - spytał
- Wszystkie nasze misje są niebezpieczne, lecz ta jest najważniejsza i dlatego nie możemy jej odwołać. Rząd dobrze wie o bazie terrorystów, lecz boi się interweniować, dlatego tylko my możemy zapobiec działaniom terrorystów na świecie, właśnie poprzez likwidację ich bazy. Jest jeszcze jedna uwaga; ponieważ rząd nie wie o naszym istnieniu, nie możemy liczyć na żadne wsparcie grup antyterrorystycznych - pani generał powiedziała to prawie szeptem, ponieważ ostatnie zdanie brzmiało zbyt pesymistycznie a to mogło by źle wpłynąć na samopoczucie innych pilotów.
- A jaką rolę mam odegrać ja? - spytał trochę niepewnie Kobalt
- Ty dostaniesz w swoje ręce Timber Wolfa i będziesz ostrzeliwywał wrogie stanowiska ogniowe. Twoim partnerem będzie Johanson, który będzie ciebie osłaniał. Twój mech uzbroimy w maksimum rakiet, dlatego nie będzie już miejsca na więcej niż dwa działka laserowe. Ale nie przejmuj się, twój partner będzie uzbrojony w sześć działek; trzy laserowe i trzy plazmowe więc cię będzie osłaniał. A teraz idź i się dobrze wyśpij, wyruszamy godzinę przed wschodem słońca.
* * * * * * * * * *
Była godzina czwarta, gdy uruchomiono syrenę alarmową. Kobalt wyskoczył z łóżka, ubrał swój mundur, przepłukał twarz i wyskoczył na plac apelowy. Stało już na nim sześciu pilotów. Po chwili dobiegło jeszcze kilku i wszyscy ustawili się w szeregu, widząc zbliżającą się panią generał.
- Dzisiaj przeprowadzimy bardzo ważną akcję. Od jej powodzenia mogą zależeć losy świata. Jeśli się nam nie uda, nad światem powoli zaczną panować terroryści. Za chwilę omówię szczegóły operacji - Karla powiedziała bardzo poważnym głosem, chcąc zrobić na wszystkich wrażenie.
Kobalt po raz pierwszy w swoim życiu, poczuł się kim bardzo ważnym, bo przecież rzadko kiedy człowiek może coś zrobić dla ludzkości.
- Uwaga! Teraz przydzielam maszyny: Joshi, Louis, Diego, Johanson i ja bierzemy Maraudery, Michael, Kobalt, Dawid i Hammer wsiadacie do Timber Wolfów. Zadaniem Wolfów będzie zniszczenie bazy terrorystów likwidując najpierw samobieżne działka, Maraudery natomiast mają osłaniać Wolfy niszcząc wrogie mechy.
- Wrogie mechy?! - wszyscy byli zaskoczeni - skąd terroryści wzięli mechy?
- Czy pamiętacie jak pół roku temu tajemniczo zniknięło dziewięć mechów? - wyjaśniała Karla - otóż ukradli je terroryści, którzy wiedząc że nie dogonimy ich Summonerów i Jennerów uciekli nam. Teraz w ich posiadaniu jest pięć Jennerów i cztery Summonery. Tydzień temu wykorzystali jednego Summonera do napadu na lokalny bank i niewiadomo co jeszcze im przyjdzie do głowy. Pamiętajcie, że Jennery są szybkie lecz po kilku trafieniach eksplodują, natomiast Summonery są znacznie odporniejsze na trafienia. Pamiętajcie też, że oni potrafią latać, natomiast maszyny, które dzisiaj bierzemy do walki - nie. A teraz do maszyn, tam komputer pokładowy pokaże wam mapy i określi dokładną strategię walki.
Piloci wskoczyli do swych maszyn i ujrzeli dokładne plany walki. Uruchomili autopilota i ruszyli w drogę.
* * * * * * * * * *
Szli tak jakieś dwanaście godzin przechodząc przez Cieśninę Bassa pod wodą. Kobalt trochę się zdziwił, że mechy są wodoszczelne lecz o nic się nie pytał, ponieważ nie chciał uchodzić za "zielonego".
Gdy byli pięć kilometrów od celu, Karla rozkazała przez radio postój.
- Czy wszyscy wiedzą, co mają robić? - spytała
Ponieważ wszyscy piloci zapoznali się dokładnie z planem operacji zawartym w ich komputerach, stwierdzili wspólnie, że ta bitwa należy do nich.
Na początku ruszyły Timber Wolfy, które po dotarciu na odległość kilometra, odpaliły rakiety w stronę wieżyczek laserowych. Niektóre z nich zniszczono, jednak te, które przetrwały rozpoczęły ostrzał intruzów. Kobalt bał się bardzo, jednak czuł, że jego mech jest prawie niezniszczalny więc nie tracił przytomności. Podszedł niedaleko wierzyczki laserowej i odpalił serię niekierowanych rakiet. Trochę się zdziwił, że wierzyczka wytrzymała uderzenie pięciu rakiet i nadal strzelała w jego stronę.
- Hej! Czy ktoś mi może powie co jest grane?! Czy te wierzyczki są kuloodporne, czy co? - Kobalt wrzeszczał przez radio.
- Zamknij się Kobalt i strzelaj, jeśli nie chcesz żebyśmy ciebie zbierali po okolicy - uspokajał Michael - wystrzel drugą serię rakiet. Na pewno nie wytrzyma.
Kobalt wystrzelił następne rakiety i z wieżyczki pozostały tylko szczątki. Podczas gdy Wolfy ostrzeliwały bazę, niespodziewanie pojawiły się Jennery.
- Wrogie Jennery w polu widzenia - poinformował Dawid
- Ile ich jest? - spytał Kobalt
- Moje sensory wykryły pięć sztuk. Hammer, wezwij pomoc.
Hammer wezwał przez radio Maraudery, które po minucie były koło bazy.
- Tu mówi Zielony Kondor. Weszliście na nasz teren i zaatakowaliście naszą bazę. Zaprzestańcie natychmiast wszelkich działań, albo wystrzelimy głowicę jądrową w stronę Sydney - piloci usłyszeli przez radio nieznajomy głos.
- Jezu Chryste! W co my się pakujemy?! - Diego nie był zadowolony - Czy oni naprawdę mogą to zrobić?
- A co myślałeś bońku jeden, że to mili panowie, którzy grzecznie nas przeproszą i sami się wysadzą w powietrze - drwił sobie Hammer.
Podczas gdy piloci zastanawiali się nad dalszym planem operacji, Karla powiadomiła wszystkich o nowych przybyszach:
- Panowie, mam dla was niespodziankę. Czy poradzicie sobie z czterema Summonerami? - spytała ironicznie.
- Bardzo śmieszne! Ha! Ha! - odpowiedział Michael - decydujmy się lepiej, co robić dalej.
- Joshi. Ile potrzeba czasu na odpalenie głowicy? - spytała Karla.
- Od dziesięciu do dwudziestu minut - odpowiedział
- Więc słuchajcie. Mam plan.
Lecz nie zdążyła nic dalej powiedzieć, bo w jej kierunku nacierały dwa Jennery strzelając z laserów.
- Kurcze! Uciszcie ten złom, bo nie mogę myśleć - wrzasnęła
W stronę napastników ruszyły dwa Maraudery i Karla mogła kontynuować:
- Joshi i Michael wysiadają z mechów i lecą do centrum dowodzenia. Musicie zmienić współrzędne celu i wystrzelić głowicę w kosmos. Każdy mech posiada strzelbę laserową więc macie broń. Postarajcie się zachowywać cicho, to może się jakoś przeciśniecie przez bazę. Reszta niech pozbędzie się wrogich mechów i reszty wieżyczek.
Joshi i Michael ustawili autopilota, wzięli strzelby i krótkofalówki i wyskoczyli z maszyn, które zgodnie z ustawieniami autopilota oddaliły się od bazy na bezpieczną odległość. Tymczasem reszta pilotów dzielnie walczyła roznosząc w drobny mak dwa Jennery i jednego Summonera. Joshi i Michael podeszli do tylnych drzwi, lecz na ich drodze stanął zamek elektroniczny.
- Potrzebny jest nam kod - stwierdził Joshi
- Albo małe zwarcie. Patrz uważnie.
Michael wyciągnął z kieszeni śrubokręt, rozkręcił zamek i przejechał śrubokrętem po ścieżkach drukowanych tak, że poleciały iskry i po silnym kopnięciu drzwi stanęły otworem. Błądzili tak po bazie kilka minut szukając centrum dowodzenia, pozbawiając życia kilkunastu tubylców, aż w końcu doszli do celu. Weszli do pokoju, lecz nikogo w nim nie było. Przy jednej ze ścian stał komputer, który już odliczał czas do odpalenia głowicy.
- Ludzie! Mam złe wiadomości! Mamy siedem minut na zmianę współrzędnych, lecz aby to zrobić trzeba znać hasło - Michael zrobił się na twarzy trochę blady.
- A to świnie! - wrzeszczała Karla jednocześnie strzelając do atakującego ją mecha - nie czekali na naszą odpowiedź tylko zrobili to. Próbujcie, sami znaleźć hasło, może wam się uda, ja już zawiadamiam rząd. Niech ewakują mieszkańców Sydney w bezpieczne miejsce.
Podczas gdy Michael wpisywał różne hasła począwszy od nazwy jarzyn a skończywszy na markach samochodów, wokół bazy trwała zażarta walka.
- Wolf jeden do Maraudera jeden. Czy możesz zdjąć ze mnie tego Jennera?
- Tu Marauder jeden. Panuję nad sytuacją. Możesz bombardować.
- Marauder jeden. Zejdź z widoku, nic przez ciebie nie widzę - to Dawid zezłościł się na Louisa, który skutecznie zasłaniał cel jego Wolfowi.
- Johanson. Czy pilnujesz mojego tyłka? - upewniał się Kobalt
- Tu mówi Marauder cztery. Właśnie odrąbałem jednemu platfusowi nogę, gdy cię namierzał.
- Dobra. Bombarduję dalej.
Kobalt odpalił dwie salwy rakiet w stronę wieżyczki, której szczątki rozprysły się w obrębie dwudziestu metrów.
- Mówi Marauder pięć. Kobalt, czy zostały jeszcze jakieś wierzyczki? - spytała Karla
- Moje sensory wykryły jeszcze trzy wieże - odpowiedział
- O.K. Rozwalcie je i pomóżcie Marauderom
- Sie robi
Wolfy kontynuowały ostrzał wierzyczek, podczas gdy Maraudery zniszczyły jeszcze dwóch Jennerów. Gdy pozostała ostatnia wieżyczka, Wolf Dawida dostał się pod jej ostrzał i stracił oba ramiona. Teraz był pozbawiony działek, lecz nadal miał kilkanaście rakiet niekierowanych. Wycelował więc w wieżyczkę i odpalił rakiety. Wieżyczka eksplodowała lecz jeden z odłamków trafił w nogę Maraudera Louisa.
- Tu Marauder jeden. Straciłem nogę, lecz mogę się bronić - informował Louis
- Człowieku! Katapultuj się! - rozkazała Karla
- W porządku. Nic mi nie będzie. Przecież jestem uzbrojony.
- Przestań pieprzyć głodne kawałki i katapultuj się! To rozkaz!
Louis wziął strzelbę laserową i odpalił katapultę. Leciał przez chwilę do góry i gdy otworzył się spadochron, zauważył jak jeden z Summonerów odpala serię rakiet w jego mecha, który po chwili eksplodował. W duchu obiecał wrogowi śmierć i gdy wylądował bezpiecznie na ziemi schował się za szczątki jednej z wieżyczek i zaczął strzelać po nogach wrogich mechów. Piloci Timber Wolfów widząc, że zniszczyli wszystkie wieżyczki zaczęli strzelać z działek w stronę Summonerów. Summonery natomiast, przyczepiły się do Marauderów i próbowały odstrzelić im ramiona z uzbrojeniem.
- Słuchajcie wszyscy. Strzelajcie po nogach; to ich najsłabszy punkt - krzyczał Johanson, który ciężko walczył z ostatnim Jennerem, ciągle nie mogąc go trafić, gdyż był za szybki i często unosił się na kilkadziesiąt metrów do góry.
Podczas gdy na zewnątrz bazy trwała walka mechów, w centrum dowodzenia Michael walczył z hasłem.
- Słuchajcie wszyscy. Do odpalenia głowicy pozostała niecała minuta, a my ciągle nie znamy hasła. Sprawdźcie, co z ewakuacją w Sydney - poradził Michael wpisując kolejne hasło "Husain", które oczywiście było nieprawidłowe.
- 10, 9, 8 - to komputer rozpoczął odpalanie głowicy
- A może "Pajac"? - Michael wciąż zgadywał hasło
- 7, 6
- "Zagłada"! Pisz "Zagłada"! - wrzasnął Joshi
- 5, 4
Michael wpisał hasło "Zagłada" a komputer poprosił o nowe współrzędne i odpalił głowicę.
Louis nadal schowany za szczątkami wieżyczki ciągle strzelał po nogach mechów i od czasu do czasu udawało mu się odstrzelić kawałek blachy. Nagle jakieś dwadzieścia metrów przed nim pojawił się Summoner i wycelował w niego swoje działka.
- Koniec ze mną - pomyślał Louis, gdy nagle wrogi mech rozleciał się na kawałki i na jego miejscu pojawił się Timber Wolf.
Louis podniósł wzrok do góry i w kabinie Wolfa ujrzał Michaela.
- Stary! Uratowałeś mi tyłek! - zaczął wrzeszcześ Louis
- Podziękujesz potem. A teraz biegnij za wzniesienie i wsiadaj do Maraudera Joshiego. Jemu już nie będzie potrzebny - rozkazał wybawiciel.
- Czy ja dobrze usłyszałam? Joshi nie żyje?! - odezwała się zaniepokojona Karla
- Joshi to zdrajca. Znał hasło komputera terrorystów i teraz leży związany za wzniesieniem, czekając na sąd wojenny - odparł Michael
- Powiedziałeś, że znał hasło. To znaczy że ci się udało?!
- Tak. I teraz głowica leci w kosmos a Sydney jest bezpieczne.
- W porządku. Niech Timber Wolfy rozniosą tę bazę na kawałki a Maroudery zajmą się resztą wrogich mechów - Karla była zadowolona z przebiegu misji.
Johanson nadal walczył z ostatnim Jennerem, który ciągle się wyrywał, gdy nagle jego maszyna wyleciała w powietrze. W miejscu gdzie przed chwilą stał Marauder, wznosił się teraz obłok dymu i kurzu.
- Johanson!!! Johanson dostał!!! Jak ja tego dupka dorwę, to mu nogi z dupy powyrywam! - wrzeszczał Michael widząc że stracił najlepszego przyjaciela.
Ustawił w swoim Wolfie wszystkie rakiety na maksimum i po namierzeniu wroga odpalił w jego stronę wszystkie pociski jakie miał. Pierwsza i druga salwa ominęła mecha trafiając w ziemię.
Gdy mech uniósł się w powietrze dopadło go sześć następnych salw Maraudera i po Jennerze powstał tylko mały obłok dymu oraz spadające szczątki mecha.
Pozostały już tylko dwa Summonery; pierwszy stał w miejscu na swojej jednej nodze śmiesznie podskakując, drugi natomiast próbował się wyrwać z celownika Maraudera Karli, lecz jej kilka strzałów z działka plazmowego pozbawiło go uzbrojenia. Terroryści widząc, że ich godziny są policzone, ogłosili przez radio że się poddają. Karla wezwała przez radio bazę i poprosiła o przysłanie śmigłowca transportowego. Po kilku godzinach przyleciał Black Hawk, który zabrał Joshiego i jeńców do bazy.
* * * * * * * * * *
Po powrocie do bazy wszyscy się cieszyli z powrotu i udanej operacji. Kapitan Lopez również się cieszył i nawet zaproponował powrót Kobalta do jednostki lotniczej w Sydney, lecz Kobalt odmówił twierdząc, że w Hobart jest bardziej potrzebny.
Joshi po przesłuchaniu przyznał się, że pracował dla terrrorystów, zorganizował kiedyś porwanie mechów oraz podłożył ładunek wybuchowy w mechu Johansona. Ponieważ przyczynił się do uratowania Sydney przed głowicą atomową, dostał łagodniejszy wyrok; dwadzieścia lat w wojskowym więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Kobalt ożenił się z Karlą i nadal służył w jednostce mechów, która już nie była tajna, ponieważ rząd wszczął śledztwo pod kątem ostatnich wydarzeń.
* * * * * * * * * *
Wojna nadal trwająca na świecie, ciągle pochłaniała miliony ludzkich istnień, przenosząc się w stronę Australii. Nadal nie był znany cel i przyczyny powstania wojny, a rząd Australii postanowił utworzyć kilka nowych oddziałów mechów, które miały by bronić kontynentu przed przyszłymi wrogami. W roku 2009 było już pięć jednostek, każda z nich posiadała dwadzieścia ciężkich maszyn. Rok później maszyny te uratowały Australię przed skutkami wojny, skutecznie zniechęcając państwa południowe do atakowania ich kontynentu.
W roku 2012 mechy były także w posiadaniu państw północnych i rok później zaważyły na zwycięstwie państw północy.
|